Działalność Pana op oględzinach Ziemi
Po znalezieniu się w Niebie wszedł do przedpokoju i zaczął zdejmować buty, a tymczasem drzwi prowadzące do jego komnat otwarły się, i ukazał się w nich cherub.
– Szczęść Boże – powiedział ujrzawszy Pana. – Właśnie usłyszałem jakiś hałas, co mnie bardzo zdziwiło i postanowiłem tu zajrzeć.
– Dobrze mój synu, dobrze – odpowiedział Pan, rozprostowując się i podsuwając nogą buty w kąt przedpokoju.
– Może zrobić Jego Eminencji herbaty?
– Tak synu, tak. I podaj mi ją tam, do komputera, a ja tymczasem pójdę do toalety.
– Do komputera nie mogę, jeszcze przez przypadek go zalejesz. Jesteś przecież zmęczony – Panie.
– Może masz rację. W takim razie postaw mi to stopę od komputera.
Xen pokręcił głową i odszedł spełnić Pana życzenie. Pan rzadko pił herbatę. Zdarzało mu się to po długich nieobecnościach w Niebie, a Xen znał jego zwyczaje i o nich nie zapominał, ale mocno dziwiło go to, że Pan bez żadnego odpoczynku zabierał się za jakąś pracę. – Pan już teraz przyjął ten styl, który znacznie później zapanował na Ziemi. Mówił synu. W tym przypadku wiedział co robi. Był przecież późniejszym Panem Bogiem. Podobno umiał przewidywać – kiedy chciał oczywiście – ale to nie jest takie pewne, bo w wielu przypadkach wyglądało to zupełnie inaczej. Tak więc w tym konkretnym przypadku skutek wyprzedzał przyczynę. Oprócz Lucyfera tylko on to potrafił – tak przynajmniej powszechnie mówiono – i czasem stosował, ale tylko czasem. Natomiast Lucyfer w przeciwieństwie do Pana używał tej umiejętności, więc jego decyzje były zawsze nad wyraz trafne.
Kiedy Pan wszedł do pokoju, herbata stała już na biurku, stopę od komputera, a cherubin gotowy do spełnienia kolejnych rozkazów, czekał stojąc lekko zgięty.
– A gdzie Lucyfer? – zapytał Pan siadając i otwierając w komputerze jakiś program rysunkowy.
– Przygotowuje na jutro salę tronową. Z tego co wiem, to jest ona za mała i nie wszyscy się tam zmieszczą – odrzekł – po czym wziął wachlarz i włożywszy jego rączkę w uchwyt zamocowany na podłodze zaczął Pana wachlować, gdy ten tymczasem zabrał się do rysowania.
Tak – myślał Pan – sala tronowa jest trochę mała. Może trzeba ograniczyć wstęp? Z archaniołów nie będzie tylko Uriela, kilku serafinów trzyma wartę, więc ci się nie liczą, część cherubów jak zwykle praktykuje w kaplicy na chórze, ale innych aniołów jest bardzo dużo. Dla wszystkich może zabraknąć miejsc siedzących. Muszą stać. A może trzeba ogłosić, aby część z nich przyniosła swoje krzesła i siedziała na korytarzu i wtedy wszyscy będą mogli wysłuchać mnie na siedząco?
Myśląc tak rozpoczął rysowanie człowieka. Taką nazwę już wcześniej nadał tej istocie – „człowiek”, ale rysowanie jakoś mu nie wychodziło. Najpierw narysował coś, co człowieka w ogóle nie przypominało. Miało to wprawdzie głowę, ale ta głowa była zupełnie inna niż ta, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Była lekko trójkątna, uszy miała bardzo wydłużone w górę, nie miała wyraźnej brody i spłaszczony nos. Miała za to troje oczu, jedno było z tyłu, aby widziało co tam się dzieje, a otwór gębowy był bardzo mały, właściwie była to tak ssawka. Wyglądało to tak, jakby bardzo dużo myślała, a niewiele jadła. Po za tym była trochę zielona i owłosiona z przodu tzn. tam gdzie miała dwoje oczu i nos.
– Co to takiego śmiesznego? – zapytał Pana Xen podglądając go z boku.
– Człowiek – powiedział Pan nie patrząc na niego. – Postanowiłem stworzyć tam człowieka. Nie mówiłem ci o tym?
– To tak się tworzy ludzi? Poprzez rysowanie?
– A jak byś chciał inaczej?
– Z gliny – powiedział Xen. – Jak już wszystko tam zrobisz, to zaleć tam ponownie i go ulep – ale z gliny.
– Tak mówisz. Człowieka z gliny? Nie, nie… Tak chyba nie…. A może masz rację? Ale i tak najpierw muszę przygotować wzór.
Pan rysował dalej, a Xen wachlując go przyglądał się temu wachlując go.
Dziwne to – pomyślał. – Tak się przecież nie rysuje ludzi. Ludzi rysuje się na obraz i podobieństwo… W tym przypadku byłoby to podobieństwo do rysującego, niechby nawet zupełnie odwrotnie. Zatem włosy powinni mieć odwrotnie niż Pan narysował, dwoje oczu z przodu głowy powinno być głęboko osadzonych w czaszce, która od samego jej czubka schodzi mocno w dół i kończy się płaskim i pochylonym czołem z silnie owłosionymi łukami brwiowymi. Nos dużo szerszy i jeszcze bardziej wklęsły na środku. Jego czubek mocniej podniesiony do góry, owłosiony tułów i nogi, szerokie, wydęte na zewnątrz wargi i …
Tymczasem Pan wstał od biurka przy którym siedział i powiedział do cheruba:
– Zapisz to. Nic mi dzisiaj z tego nie wychodzi. Tu przecież trzeba by dodać ze trzy ręce i może trzy nogi. Muszę nad tym pomyśleć.
Odszedł położyć się na swojej ulubionej purpurowej sofie, a już po chwili słychać było jego równomierne chrapanie. Cherubin słysząc to, odłożył w róg pokoju wachlarz i zapisawszy rysunek zastanawiał się co robić dalej. Nic mu się nie chciało. Był leniwy, ale nigdy nie pokazywał tego po sobie, więc kiedy Pan ułożył się do drzemki i zamknął oczy, cherub przeszedł do swojego przedpokoju i opierając nogi o blat biurka wygodnie usadowił się fotelu. Zwrócony w stronę uchylonych drzwi, mógł w komnatach Pana słuchem kontrolować sytuację. Z doświadczenia wiedział, że Pan będzie spał przynajmniej godzinę. Ponieważ był, jak już wiadomo leniwy, więc szybko usnął – dziś powiedzielibyśmy snem mocnym i sprawiedliwym.
Po jakimś czasie śniło mu się, że Pan się budzi więc zerwał się na równe nogi, gdy tymczasem Pan budził się rzeczywiście, a potem wstał z kanapy na której drzemał, przetarł oczy i znów zapytał o Lucyfera.
– Czy Lucyfer już jest?
– Jeszcze nie – Eminencjo.
Pan zamyślił się chwilę po czym znów usiadł do komputera i powiedział.
– Może teraz coś z tego wyjdzie.
Dorysował trzy brakujące ręce i trzy bose nogi. Podumał trochę nad projektem i rozdzielił ręce od nóg dorysowując tułów.
– Xen! Możesz tu przyjść? Możesz to zobaczyć! Skończyłem rysować człowieka.
– Już idę Panie.
To już trwało chwilę, a podnieconemu sukcesem Panu wydawało się to nieskończenie długo, więc zawołał ponownie:
– Xen – możesz to zobaczyć.
Kiedy Pan kończył mówić Xen stał już przy nim.
– O, jesteś! Zobacz! To jest to, co chcę tam mieć. Gdyby przyszedł mi do głowy jakiś inny pomysł, to mam jeszcze trochę czasu. Co prawda nie jest go za wiele, ale zanim „zasadzę” tam lasy i zanim zrobią mi różne stwory…
– Czemu nie zrobiłeś go na swój obraz i podobieństwo – Panie? – zapytał cherub przyglądając się rysunkowi.
– Na moje podobieństwo? Przecież to tylko człowiek – żachnął się Pan.
– No to co, że człowiek? Ludzi robi się na wzór i podobieństwo…
– Wiesz… Chyba masz rację… Jak będę go robił z gliny – tak jak mówiłeś, bo to chyba dobry pomysł – to go poprawię.
– Popraw Panie. Tak będzie lepiej dla ciebie.
– Lepiej dla mnie? – zapytał zdziwiony Pan.
– No tak. Nikt nie zaprzeczy, że to ty go robiłeś. Od razu będzie to widać…
– Tak myślisz – znów mu przerwał. – A któż mógłby zaprzeczać? – mówiąc to wyprostował się jeszcze bardziej i dumnie spojrzał na służącego.
– Przecież jeszcze nie wiesz jacy oni będą… A jak będą mieć twój charakter?… A jak nie będą? – dodał szybko.
Pan zastanawiał się chwilę, a potem rzekł:
– No tak, no tak. Chyba masz rację.
*
Lucyfera ciągle jeszcze nie było. Ciągle zajęty przygotowywaniem sali tronowej zapomniał o upływie czasu i kończąc teraz swoje dzieło, zastanawiał się nad ustawieniem światła, które zawsze nosił przed Panem. W końcu ustawił je po jego lewej ręce na specjalnym stojaku o wysokości około siedmiu stóp. Do pomocy miał cherubów i niczego nie musiał robić sam, ale w praktyce oznaczało to, że jest skazany na samodzielność, bo przyzwyczajone wyłącznie do śpiewów i modłów cheruby nie nadawały się do prac fizycznych, tak więc kiedy już nadzorował Piekła, to do ich rozbudowy przesyłano mu tylko serafinów.
– Będę stał za tym światłem – powiedział do siebie, po czym jeszcze raz spojrzał na salę.
To światło było zwykłą kulą o średnicy około sześciu cali, ale i kulą niezwykłą bo blask, który rozsyłało był kojący. Podobał mu się ten wystrój. Nie było tu żadnego przepychu. Na ścianach zawieszone były oprawione w złote ramy obrazy malowane przez cheruby i trony, zawierające one sceny z ich niebiańskiego życia, a sufit pokrywały płaskorzeźby głów zasłużonych aniołów. W sumie pusto, ale posąg Pana ze szczerego rodu¹ i innych platynowców w rogu sali, za jego tronem, wydawał się wypełniać ją całą, choć w rzeczywistości wcale nie był duży. Posąg był oświetlony reflektorami, ale jego blask jak i blask reflektorów nie był oślepiający. Światło w Niebie nie było oślepiające. Dwaj serafini trzymali przy nim wartę honorową. Drugi posąg Pana był w kaplicy, w której się modlono – przy nim też serafini trzymali wartę, trzeci natomiast zdobił jego komnaty.
Zrobiony z platynowców tron, gdzieniegdzie wykładany był kością słoniową, hebanem i kawałkami innych bardzo rzadkich rodzajów drewna. Oprócz tego boki prawej² poręczy i prawy róg oparcia, zdobiło po dwanaście polerowanych kamieni. Na boku poręczy był ich jeden ciąg. Zaczynał go rubin potem był topaz, szmaragd, potem karbunkuł, szafir i beryl, za nimi opal, agat i ametyst, a na końcu chryzolit, onyx i jaspis. Za to na oparciu tronu były ułożone rzędami w dół, po trzy w rządzie. Nie wiadomo było skąd pochodzą te materiały, bo Ziemia była jeszcze niezagospodarowana, ale Pan miał i tron wyglądał ekskluzywnie, więc wszyscy domyślali się, że jest to miejsce szczególne ważne, miejsce Pana. Już sama myśl wystarczała, aby dreszcz wystąpił na całym ciele każdego anioła, który choćby o tym szczególnym miejscu pomyślał. Bo choć Pan był czystą miłością, to jednak „bojaźń boża” w każdym z nich była wielka, zatem z nabożnością traktował go każdy z aniołów, któremu przyszło przebywać w tej sali.
Podest na którym stał tron Pana, wysłany był fioletową i czerwoną purpurą, haftowaną po bokach złotą nitką w różne wykwintne kwieciste wzory. Tak wysłany prezentował się wyśmienicie i bardzo bogato. Purpura oprócz złotego haftu miał jeszcze po bokach łańcuszki, też ze szczerego złota, skręcone jak sznurki, a rogi na piędź długości i piędź szerokości wysadzane były czterema rzędami różnych kamieni oprawionych też w złoto. Do tronu prowadziła droga wysłana taką samą purpurą jak tron i tak samo ozdobioną, i też po obu jej bokach był złoty łańcuszek, a czworograniaste podwójne rogi wysadzane były szlachetnymi kamieniami. Potem ta kardynalska purpura przyjęła się w chrześcijaństwie jako powszechnie obowiązująca.