JustPaste.it

Czy Panu Bogu potrzebny jest internet?

W społeczeństwie post modernistycznym kościoły i ich liderzy szukają nowych metod "pozyskiwania" nowych członków. I nic dziwnego, że ich liczebność zamiast rosnąć - maleje!

W społeczeństwie post modernistycznym kościoły i ich liderzy szukają nowych metod "pozyskiwania" nowych członków. I nic dziwnego, że ich liczebność zamiast rosnąć - maleje!

 

Co jest takiego w metodach, że nie działają?  A przynajmniej nie tak jak tego oczekiwał twórca kolejnej odkrywczej metody, czy sposobu „pozyskania” nowych wyznawców. Po całkowitej klęsce, pojawia się nowy twórca z nową metodą i tak w kółko. Tracimy czas, pieniądze, zapał i dusze ludzkie, a jednocześnie ogłaszamy wokoło, że jesteśmy jedynym powołanym przez Boga kościołem, który ma Boże poselstwo dla upadłego oczywiście świata.
              Zaintrygowała mnie statystyka “pozyskiwania” wyznawców  dla organizacji Świadków Jehowy. (Zob. http://iszbin.salon24.pl140400,rekordowi-swiadkowie-jehowy.) Szokujące jest to, że na tak wielki wkład czasu, jaki poświęcają w chodzenie od domu do domu, w 2008 roku ich liczebność spadła. I wcale mnie to nie dziwi, bo choć metoda jest Biblijna, to poselstwo jest nie do przyjęcia, bo akurat ono Biblijne nie jest. Powód więc przypuszczalnego spadku liczebności wyznawców Świadków  Jehowy jest dość oczywisty: Większości ludzi, zainteresowanych koniecznością zmian w swoim życiu, nie zadowolą puste doktryny, argumenty i dziwne poglądy. Cała wiedza Biblijna podana w formie: to wolno, tego nie wolno; ja wiem lepiej i dlatego przyszedłem ci to powiedzieć, nigdy nie przemieniła i nie przemieni ludzkiego serca, które potrzebuje uwolnienia od grzechu. Nie napełni go pokojem i radością, której tak bardzo potrzebują ludzie. Nieliczni, mimo że szczerzy, jakby tego nie widzą, i z braku czegokolwiek innego (choćby biblijnego  poselstwa), wpadają w to zwiedzenie, a że tego są uczeni, tak samo potem uczą innych. Większość jednak wyczuwa intrygę  ze strony ŚJ, ponieważ ich serca pragną czegoś zupełnie innego i nie dają się „pozyskać” bo widzą w tym agitowanie do klubu o określonych poglądach.
               Pozyskiwanie  (czytaj - agitowanie) wyznawców do jakiejkolwiek denominacji jest bałwochwalstwem takim samym jak oddawanie czci Zeusowi, ponieważ taki „wyznawca” staje się wyznawcą poglądów takiej denominacji a nie Jezusa, Nie przyjmie ani jednego słowa z Biblii, jeśli nie usłyszy „amen” od "góry" w kościele. Jest właśnie “pozyskany” dla kościoła a nie dla Chrystusa. Wtedy ważniejsze są doktryny wiedza i poglądy, które nic w życiu nie zmieniają.                  
               Prawdziwa denominacja nie boi się, że ludzie w niej zrzeszeni oddają chwałę Bogu a nie jej! Tu dochodzimy do sedna problemu.
                Jeśli mimo naszych wysiłków, metod i sposobów efekty są podobne jak w organizacji ŚJ, powinno skłonić to nas do zastanowienia, co jest przyczyną nie tylko tego, że nie powiększamy szeregów wyznawców Jezusa – chrześcijan, ale również tego, że wśród nas samych stygnie miłość, radość pokój, zaufanie do Boga, a narastają spory, walka o racje i jedynie słuszne poglądy. Czy kolejna “metoda” coś zmieni? Jeśli tyle czasu i energii, używając różnych metod, poświęcaliśmy na głoszenie ewangelii i jest gorzej a nie lepiej, to może nie tyle metoda jest zła, ale  sama treść nie jest ewangelią? Te słowa mogą oburzać, ale prawda jest taka, że co kto ma, to daje.
              Głowa nabita wiadomościami jest skuteczna tylko wtedy, kiedy serce przemienione jest Bożą łaską. Jeżeli wszystko co mamy to wiedza, doktryny i proroctwa, to poza tym, że będziemy się z tym dobrze czuli, to na tym nic nie zbudujemy, bo wiedza nadyma.
               Jeśli uczniowstwo polega na tym jak wiele wiemy, to najlepszymi uczniami byli faryzeusze. Ale Jezus miał dla nich poselstwo:
Mt 23:15     "Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że obchodzicie morze i ląd, aby “pozyskać” (cudzysłów dodany przeze mnie) jednego współwyznawcę, a gdy nim zostanie, czynicie go synem piekła dwakroć gorszym niż wy sami."   
              Metody ewangelizacji mieli zatem na najwyższym poziomie i całkiem niezłą statystykę.
             Jeśli ktoś się na te słowa obraża, to faryzeusze też się obrażali. Jak trudno było by nam przyjąć coś takiego! Jednak Jezus wypowiedział te słowa do samych przywódców ówczesnego kościoła.
            Taką łatkę, można było by przypiąć np. do organizacji ŚJ i w ogóle do każdego innego wyznania, ale nie do naszego! Przecież to my mamy prawdę!
               Jak często jednak zamiast Prawdy, głosimy doktryny i zasady, sabat i przykazania, proroctwa i piętno bestii. Głosimy o pięknych rzeczach, które nie zbawiają! W  tych prawdach nie ma zbawienia, ponieważ zbawienie jest w Jezusie. Zbawia Zbawiciel! Są to piękne prawdy, które jednak jeszcze nigdy nikogo nie zmieniły i nie zmienią, bo nie są w stanie nawet dotrzeć do ludzkich serc. Pozostają tylko i wyłącznie na poziomie intelektualnym.   
                               Dla nas, Pan Jezus ma też poselstwo:
             J 5:39   "Badacie Pisma, bo sądzicie, że macie w nich żywot wieczny; a one składają świadectwo o mnie;"
              Czy świadectwo o Jezusie nie jest ważniejsze od świadectwa na przykład o sabacie? Ile to już razy słyszeliśmy, że ktoś do kogo chodzimy z "ewangelią," -  "przyjął" wszystkie zasady, na końcu "przyjął" sabat i dziesięcinę, no i przyłączył się do kościoła. Pozyskaliśmy współwyznawcę! Czy nie powinien raczej przyjąć Jezusa? Czy nie to samo robią ŚJ?
            Można mnożyć metody i sposoby, można wykorzystać najnowsze zdobycze techniki; – jeżeli nie będzie w tym Syna Bożego, to statystyka będzie jaka jest. Bóg nie potrzebuje internetu żeby ogłosić ewangelię, bo gdyby tak było to biedny Pan Bóg byłby zależny od człowieka i jego wynalazków i tyle lat musiał by czekać na internet, żeby móc w końcu ogłosić ewangelię. W XVI wieku, w czasach gdy nawet poczta dobrze nie działała, Bóg posłużył się pojedynczym człowiekiem, który nie patrzył, że drzwi są zabytkowe, tylko wziął gwoździe i młotek i przybił swoje 95 tez. Bóg nie potrzebuje internetu i czego tam jeszcze. Bóg potrzebuje mojego i Twojego serca przemienionego przez krew Syna Bożego! Bogu wystarczy jeden Luter, jeden Eliasz naszych czasów aby przemienić Europę i świat!
          Jeśli naszym świadectwem będzie Jezus nie doktryny, jeśli Jego moc zmartwychwstania przemieni nasze wyschłe serca i narodzimy się na nowo,  jeśli Jego ogłosimy w kościele i w świecie Panem naszego życia, to Bóg użyje tego co jest w nas! Wtedy będzie to Jego metoda, Jego sposób.
              A co będzie jeśli tak się nie stanie?  Czy plan zbawienia się załamie?
                                           Bynajmniej!
            Mt 21:12-17 „I wszedł Jezus do  świątyni,   i wyrzucił wszystkich, którzy sprzedawali i kupowali   w   świątyni,   a stoły wekslarzy i stragany handlarzy gołębiami powywracał.  I rzekł im: Napisano: Dom mój będzie nazwany domem modlitwy, a wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców. I przystąpili do niego ślepi i chromi w   świątyni,   a On ich uzdrowił. Arcykapłani zaś i uczeni w Piśmie, widząc cuda, które czynił, i dzieci, które wołały w   świątyni i mówiły: Hosanna Synowi Dawidowemu, oburzyli się i rzekli mu: Czy słyszysz, co one mówią? A Jezus mówi do nich: Tak jest; czy nigdy nie czytaliście: Z ust niemowląt i ssących zgotowałeś sobie chwałę? I opuściwszy ich, wyszedł (...)”
                    Oto piękny obraz Bożej  interwencji! Ponad trzy lata Jezus czekał na zaproszenie, stał u drzwi i kołatał, lecz przywódcy, choć słyszeli Jego głos i kołatanie, nie chcieli Go u siebie widzieć. Jak bardzo Jezus musiał współczuć prostemu ludowi, który przyszedł na święto! Jak bardzo potrzebowali pokarmu, którego nikt im nie dawał, Słowa - które dało by im pocieszenie i nadzieję! Jak bardzo potrzebowali  Pasterza, a ich serca tęskniły za Jego głosem! Tymczasem zamiast głosu Pasterza słychać było porykiwanie baranów i zgiełk handlarzy. Było jak zwykle. Już na nic nie liczyli. Uczeni w piśmie i faryzeusze szykowali się, żeby wygłaszać swoje mądrości, a Jezus stał i patrzał na to wszystko, nie mogąc się z tym pogodzić.
                   W końcu, mimo że nie proszony ,“ wszedł  (...) do świątyni”. Dużo bym dał żeby to zobaczyć! Teraz następuje coś niebywałego! Uczeni i faryzeusze uciekają przed nim w popłochu sami nie rozumiejąc co robią, a prosty lud garnie się do Jezusa i  słyszą słowa, które zawsze chcieli usłyszeć,  widzą to, co zawsze chcieli zobaczyć a ich serca są napełniane uczuciem, za którym tęsknili tyle lat! “ I przystąpili do niego ślepi i chromi w świątyni, a On ich uzdrowił.”  Nawet  “dzieci, które wołały w świątyni i mówiły: , oddawały Chwałę Bogu i wchodziły Jezusowi na kolana.                                   
              Faryzeusze, kiedy oprzytomnieli,  nie mogąc znieść tego, że pierzchnęli przed Jezusem, synem prostego cieśli, chyłkiem i ze wstydem wracają do świątyni i co?   I nie podoba się im to co widzą i słyszą!
             “Arcykapłani zaś i uczeni w Piśmie, widząc cuda, które czynił, i dzieci, które wołały w  
 świątyni   i mówiły: Hosanna Synowi Dawidowemu, oburzyli się i rzekli mu: Czy słyszysz, co one mówią?“
            Odpowiedź Jezusa była jak zwykle trafiała w sedno:
Mt 21:16 "A Jezus mówi do nich: Tak jest; czy nigdy nie czytaliście: Z ust niemowląt i ssących zgotowałeś sobie chwałę?”  
           Parafrazujac: " To, co było waszym przywilejem i obowiązkiem i w czym zawiedliście, zleciłem dzieciom."
               Chyba zrozumieli aluzję, bo Łukasz dodaje:
            Lk 19:47-48  „I nauczał codziennie w świątyni. Arcykapłani zaś i uczeni w Piśmie, a także przedniejsi z ludu szukali sposobności, by go zgładzić. Lecz nie znajdowali nic, co by mogli uczynić, cały lud bowiem słuchając go, garnął się do niego.”
               Teraz następuje najsmutniejsze, co mogło się Żydom przytrafić:
                        “I opuściwszy ich, wyszedł (...)”.
             Tak samo jak Żydzi wtedy, tak i my dzisiaj ,rozpaczliwie potrzebujemy Jezusa w świątyni! Jezusa w środku, nie za drzwiami! Jezusa w zborze i  w sercach. On, złoto, szatę i maść na oczy, przynosi wprost pod nasze drzwi! Bez tych rzeczy żadna metoda, sposób czy inne cudo techniki nie jest w stanie poruszyć naszych serc, a bez poruszonych serc nic o Jezusie ludziom nie powiemy.
             Kiedy przeglądam nasze strony internetowe i blogi dyskusyjne, to widzę tylko złośliwe uwagi, brak kultury, argumenty, arogancję i walkę o to, kto ma rację. Jak ludzie mają w internecie zobaczyć moje przemienione przez Jezusa życie?!  Głoszenie ewangelii nie polega na udowadnianiu czegokolwiek. Jezus pragnie objawić się światu za naszym pośrednictwem – w naszym przemienionym życiu. “Jedna dobrze ułożona i  zdyscyplinowana rodzina jest o wiele potężniejszym świadectwem chrześcijaństwa niż wszystkie kazania świata.”  Nie o to więc chodzi by głosić ludziom prawdę, żeby wierzyli tak jak ja, lecz żeby spotkali Jezusa tak jak ja. Jak bardzo się pogubiliśmy, skoro mamy statystykę podobną do ŚJ.
        Ci, którzy nie doświadczyli czułej, zniewalającej miłości Chrystus, nie są w stanie poprowadzić innych do źródła życia.  Tylko metoda Jezusa w zdobywaniu ludzi może dać pożądane wyniki. Przemienione przez Jezusa serce jednego człowieka uczyni więcej niż nawet uczniowie Jezusa zdołali uczynić.
       Mk 5:1-20 „I przybyli na drugi brzeg morza, do krainy Gerazeńczyków. A gdy wychodził z łodzi, oto wybiegł z grobów naprzeciw niego opętany przez ducha nieczystego człowiek, który mieszkał w grobowcach, i nikt nie mógł go nawet łańcuchami związać, gdyż często, związany pętami i łańcuchami, zrywał łańcuchy i kruszył pęta, i nikt nie mógł go poskromić.  I całymi dniami i nocami przebywał w grobowcach i na górach, krzyczał i tłukł się kamieniami.”
               Ciekawe gdzie podział się kościół? Myślę, że uczniowie uciekli. Ale Jezus zobaczył w nim to, czego uczniowie nie widzieli. Mianowicie misjonarza! Kiedy jego serce zostało przemienione łaską Jezusa, a mieszkańcy tej krainy prosili aby Jezus nie zatrzymywał się u nich, opętany miał już inny plan niż nocleg w grobowcach:
    “A gdy wstępował do łodzi, prosił go ten, który był opętany, aby mógł pozostać przy nim. Lecz On nie zezwolił mu, ale mu rzekł: Idź do domu swego, do swoich, i oznajmij im, jak wielkie rzeczy Pan ci uczynił i jak się nad tobą zmiłował.”    Oto jest metoda Jezusa!  A rezultat?:
            “Odszedł więc i począł opowiadać w Dziesięciogrodziu, jak wielkie rzeczy uczynił mu Jezus; a wszyscy się zdumiewali.”
              Chwała Jezusowi! Kiedy po dwóch latach Jezus znów pojawia się w Gedarze, ma otwartą  drogę dzięki jednemu przemienionemu sercu!  Obyło się bez internetu. Żadna inna metoda nie podniesie “statystyki” w kościele.
           Teraz kolejny przykład. Czy nasza postawa w stosunku do innych protestantów i wyznań nie jest podobna do postawy uczniów Jezusa?
          Lk 9:46-50  „Przyszło im też na myśl, kto by z nich był największy. (oto jest pytanie!) Jezus zaś, wiedząc o tej myśli ich serc, wziął dziecię i postawił je przy sobie, i rzekł do nich: Kto by przyjął to dziecię w imieniu moim, mnie przyjmuje. Kto zaś mnie przyjmuje, przyjmuje tego, który mnie posłał. Kto bowiem jest najmniejszy między wami wszystkimi, ten jest wielki. A Jan odpowiadając, rzekł: Mistrzu, widzieliśmy takiego, który w twoim imieniu wygania demony i zabranialiśmy mu, ponieważ nie chodzi z nami. Wtedy Jezus rzekł do niego: Nie zabraniajcie; kto bowiem nie jest przeciwko wam, ten jest z wami.”
              Jezus znowu stawia dziecko jako wzór, ale tym razem uczniom, nie kapłanom. Powodem jest zbieżność w tym, jakie mieli myśli jedni i drudzy.
            "Jezus zaś, wiedząc o tej myśli ich serc, wziął dziecię i postawił je przy sobie, i rzekł do nich: Kto by przyjął to dziecię w imieniu moim, mnie przyjmuje. Kto zaś mnie przyjmuje, przyjmuje tego, który mnie posłał.Kto bowiem jest najmniejszy między wami wszystkimi, ten jest wielki."
            Jana odpowiada jakby chciał zmienić temat (i nic dziwnego):
  "Mistrzu, widzieliśmy takiego, który w twoim imieniu wygania demony i zabranialiśmy mu, ponieważ nie chodzi z nami.”      
           Oto mamy obrońcę czystości zasad! Ale Jezus czegoś innego chce nauczyć Swój kościół:
"Wtedy Jezus rzekł do niego: Nie zabraniajcie; kto bowiem nie jest przeciwko wam, ten jest z wami.”
              W stosunkach z braćmi z innych wyznań, mam wrażenie, że robimy wszystko, żeby byli przeciwko nam. Jak wiele rzeczy robią oni w imieniu Jezusa. Nawet cuda! Najchętniej jednak, niektórzy z nas by im zabronili. (też w imieniu Jezusa) Sam Jezus był jednak innego zdania.
             Jeśli nie otworzymy się na braci z innych wyznań, zamiast się z nimi spierać i potępiać ich wierzenia, to w ich oczach pozostaniemy sektą, polegającą na zakonie i doktrynach. Oficjalnie oczywiście według statutu kościoła nic podobnego nie ma miejsca. Spróbuj jednak tylko zaprosić jakiegoś pastora z innego kościoła protestanckiego, by usłużył  Słowem, albo w ogóle coś powiedział. Przecież taki to ma piętno bestii i wierzy w piekło! Poza tym co mu zrobimy na obiad? Oto nasza religia!
              Dlatego najwyższy czas na zmiany szanowny kościele. Czy nie zadajemy sobie pytania, dlaczego powstaje tyle niezależnych stron w internecie, tyle głosów protestu, tyle rozgoryczenia? Jak widzimy coraz więcej walki i intryg na “górze”, to czy może się to nam podobać? Modlę się o Eliasza, który zrobi test jak na górze Karmel. Człowieka, który będzie na tyle wpływowy i odważny, że podobnie jak Luter przybije swoje tezy i nikt mu nie odbierze głosu. Jeżeli tego wszystkiego nie widzimy to Pan "z ust niemowląt i ssących" zgotuje sobie chwałę.
                Oto kilka pięknych zdań, które wynotowałem sobie na temat ewangelizacji:
             
            *W sposobach ewangelizacji nic nie zastąpi przykładu praktycznej pobożności.
            *Ten, kto pije wodę żywota staje się jej źródłem.
           *Aby przekonać innych o mocy łaski Chrystusa, musimy poznać jej moc w naszym życiu.
           *Najpierw ewangelia później ewangelizacja.
           *Jeśli pozwolisz Bogu na prowadzenie twoim życiem i twoimi sprawami, doświadczysz Go osobiście i będziesz mógł o tym opowiadać innym.
           *Bóg nie potrzebuje supergwiazdy. Bóg potrzebuje złamanych i skruszonych serc.
            *Moje poleganie na Bogu może poruszyć wiele ludzkich serc.
           *Chrystusowe prawo miłości wzywa do zdejmowania z ludzi ciężarów a nie nakładania ich.
                                        Na szczęście jest to Boże dzieło a nie nasze.
               OTWÓRZCIE DRZWI JEZUSOWI !  Oto nasze wołanie do Was- przywódców.