JustPaste.it

Porno, czyli nie dajmy się zwariować!

Słynny amerykański pisarz, Kurt Vonnegut przedstawił w swojej powieści "Niech pana Bóg błogosławi mr Rosewater", opartą na faktycznym wydarzeniu historię pewnego senatora. Otóż ten mąż stanu postanowił - oczywiście w trosce o moralność obywateli - zdefiniować pornografię. Dokonał tego w sposób niesamowicie prosty. Otóż zaproponował ustawę, w której jako pornografię sprecyzowano wszelkie zdjęcia, obrazy czy filmy, na których widać... włosy łonowe.

 

Domyślacie się Państwo pointy? Oczywiście - następnego dnia wszystkie gwiazdki porno wystąpiły wygolone od stóp do głów, ku uciesze zachwyconych tą odmianą klientów.

 

Dlaczego przypominam tę historię? Też proste. Bo - pomimo upływu lat - nasi rodzimi "obrońcy moralności" nie zmądrzeli ani na jotę. Na dodatek rozpleniają się w tempie iście błyskawicznym. I żebyż to byli jacyś wsteczni, ultraprawicowi konserwatyści. Nie! Również i ci bardziej liberalni usiłują "zdobyć punkty" na fali ogólnonarodowego potępienia. I to ładując wszystko co z seksem się kojarzy do jednego worka. Homoseksualizm, pedofilia, trans, SM, oral, anal - wszystko jest jednako wstrętne i godne wypalenia żywym ogniem.

 

A media - ze szczególnym uwzględnieniem brukowców i telewizji - tylko temu przyklaskują. A jakże - przecież to kasa. O "wyuzdanych" każdy chętnie poczyta. A i obejrzy. Najwyżej w obrazie TV zamażemy twarz. A resztę powielimy w milionach egzemplarzy, na każdym ekranie telewizora.

 

Wstrząsnął mną, a mam nadzieję, że nie tylko mną, niedawny show telewizyjny w tej dziedzinie. Tytuł - a jakże - bogobojny. "Dziecięce porno na opakowaniach majtek". Rany boskie - myślę sobie - cóż to się wyczynia! Patrzę... I własnym oczom nie wierzę. Oto jakaś dziewczynka prezentuje bieliznę w "wyuzdanej" ponoć pozie. Oto jakiś chłopczyk, któremu - o zgrozo - odznacza się jego jeszcze nie męskie coś tam, pod bawełnianymi majteczkami. Ludzie, to co on ma być? Hermafrodyta?

 

Że te zdjęcia są w złym smaku? Zgoda. Ale od razu - jak brzmiał komentarz - "zachwyt u pedofili"? Teletwórco - opanuj się. Prawie każdy dom mody, dom towarowy i miliony sieci sklepów na świecie kilka razy do roku wydają tysiące katalogów, w których są dziesiątki tysięcy zdjęć dzieciaków ubranych tylko w majteczki. I to czasem jakie - koronkowe, półprzejrzyste, wycięte itd. Nikt - poza kompletnymi matołami - się tym na świecie nie gorszy. Ot, reklama. A na jej tle - to nasze opakowanie, ze zdjęciem chłopczyka w bawełnianych kalesonkach. Gdzie tu porno? Koń by się uśmiał!

 

Tylko... Czym różni się pornografia od sztuki - nawet tej użytkowej. Ano tylko INTENCJAMI. Specjalnie napisałem to wersalikami, żeby trafiło nawet do naszych betonów. Jeżeli intencją fotografa jest podniecanie poprzez zdjęcie odbiorców, to mamy porno. Jeśli przedstawienie np. piękna ciała ludzkiego - mamy akt. A po stronie odbiorcy to samo: facet śliniący się na wystawie "Wenus ileśtam" to człowiek chory, z poważnymi zaburzeniami seksualności. On widzi porno. Inny w tym samym akcie ogląda sztukę i podziwia piękno.

 

To samo dotyczy fotografii użytkowej. Autor zdjęć dostał za zadanie przedstawienie, w możliwie atrakcyjny sposób, dziecięcych majteczek. Zrobił to, jak umiał. Mógł w tym celu iść na pierwszą lepszą plażę i sfotografować dowolnego dzieciaka ubranego w te majteczki. I co, też byłoby porno? Też pedofile by się cieszyli? Przecież oni także mogą chodzić (i pewnie chodzą) na te plaże. Umiecie ich tam odróżnić? Bo ja nie. Czyli nie muszą się uciekać do oglądania opakowań z dziecięcą bielizną? Ergo - dla nich to nie jest pornografia!

 

A dla naszych rodzimych oszołomów jest. Może to oni mają nieczyste myśli i intencje?

 

I jeszcze jeden aspekt. Czy - jeden z drugim... (cisną mi się mocne słowa, więc sam się ocenzurowałem) pomyślał przez chwilę, co po tej głupiej nagonce przeżywają te dzieciaki i ich rodziny. Nieważne, że zamazano ich twarze. Znajomi i tak wiedzą o kogo chodzi. A rówieśnicy bywają naprawdę bezlitośni. Czy, jeśli - nie daj Boże! - któreś z tych dzieci coś sobie zrobi, kretyni którzy rozdmuchali i nagłośnili ten wydumany przez nich samych temat pójdą siedzieć? Mocno wątpię.

 

W medycynie znana jest zasada "primum non nocere" - przede wszystkim nie szkodzić. I dobrze by było, gdyby przyjęli ją do siebie wszelkiego rodzaju "obrońcy moralności" szczególnie w dziedzinie, w której tak łatwo o wyrządzenie nienaprawialnej krzywdy. Może na przyszłość trochę więcej dyskrecji i empatii? Bo jak na razie, to zarówno politycy, jak i przedstawiciele mediów czy nawet instytucji powołanych do ochrony ofiar, postępują z subtelnością rozpędzonej dywizji pancernej.

 

Tym bardziej, że - jakże często - ci, którzy mają w gębie najwięcej frazesów i nieszczerych ubolewań, sami często odznaczają się podwójną moralnością, a czasem o istnieniu jakiejkolwiek moralności w ich przypadku w ogóle można zapomnieć.

 

W Anglii, za czasów królowej Wiktorii, zasłaniano w niektórych domach nawet nogi od fortepianu, jako "gorszącą" część, o której nie wolno mówić, a nawet myśleć. Tyle, że to było jednak w XIX wieku. Czy my, w Polsce mamy już rzeczywiście wiek XXI?

 

Dalbert