JustPaste.it

Co jest potrzebne do życia?

Rzeczy, rzeczy, rzeczy - coraz więcej, ciągle inne, ciągle nowe.

Rzeczy, rzeczy, rzeczy - coraz więcej, ciągle inne, ciągle nowe.

 

Wciąż czegoś w życiu potrzebujemy, wciąż do czegoś dążymy, ale czy się zastanawiamy, co tak naprawdę jest nam do tego życia niezbędne?

Wiem, że brzmi to dziwnie w dzisiejszych konsumpcyjnych czasach. Z natury jestem minimalistką i bardzo rzadko czegoś chcę. Nie marzę o nowych ciuchach, bo nie widzę sensu kupowania kolejnych bluzek czy spodni skoro te, które są w szafie nadają się do noszenia. Czyste, całe więc po co mi nowe? Firanek w domu nie zmieniam i ciągle wydaje mi się, że mam za dużo niepotrzebnych rzeczy.

Wbrew pozorom jestem zdrowa psychicznie, tylko może trochę zakręcona. Z wiekiem coraz częściej zastanawiam się nad sensem życia. Upływa ono szybko jak diabli i coraz mniej czasu przede mną i dlatego nie chcę go bezsensownie tracić. Mam dzieci, pracuję, normalnie funkcjonuję i nie rozdaję ubogim majątku, którego nota bene nie mam. Ciułam grosza, żeby kształcić dzieci, żeby im jakoś na początek życia pomóc - bo gdzieś mieszkać muszą. Czyli niby wszystko jest normalnie.

Ale nie mogę swoim durnym, babskim rozumkiem pojąć, dlaczego tak dużo rzeczy wszyscy gromadzimy? Prosty przykład - płot przed domem. Kosztował dużo, teraz co roku trzeba go malować farbą, za którą też trzeba zapłacić. A jaka jest jego funkcjonalność? Przed czym czy przed kim ja się odgradzam? Psy i tak przez dziury wejdą, a złodziej ma moje bramy w nosie - jak ma wejść, to i tak wejdzie. Czy to ładnie wygląda - płotek przed domem? Nie wiem - kwestia gustu - mnie się tam wcale nie podoba.

W domu schody drewniane być muszą? Muszą, bo wszyscy mają - więc ja też? Ale jeden stopień w drewnie kosztuje 400 zł, a stopni jest 30. Fajnie wyglądają, ciepłe są i można boso po nich chodzić. Ale bez nich też bym żyć mogła.

Zmywarka? Standard teraz w domu - rączek kobietka nie niszczy, wody mniej zużyje i naczynka ślicznie wymyte. Niezbędny sprzęt przecież.

Itd, itd... Zdobywamy, ciułamy, walczymy o dodatkowy grosz - dotyczy to wszystkich i tych biedniejszych i tych bogatych. Bo ci co mają kasy więcej potrzeby też mają z innej półki - większe. Wciąż nam mało i nigdy nie powiemy, że to jest już to do czego dążyliśmy.

A ja coraz częściej myślę sobie, że tak wielu miejsc na świecie nie widziałam, tylu ciekawych ludzi nie poznałam. Nie poczułam wiatru znad oceanu, nie wiem jak wygląda zorza polarna, nie wiem jak pachną krzewy herbaciane, nie słyszałam dżwięku dzwonów z tybetańskich klasztorów. 

Powiecie - kto ci broni - jedź babo, zobacz i nie marudż. Last minute i jesteś nad oceanem. Albo włącz sobie Cejrowskiego i zobacz jak ten świat wygląda. Ok. macie rację, tylko że ja w pokrętny sposób staram się powiedzieć, że zamiast cywilizacyjnie się rozwijać i dążyć do poznania świata z wszystkimi jego urokami i tajemnicami daliśmy się zniewolić materializmowi. Nie wierzę w teorie spiskowe, ale czasami myślę, że nie trzeba żadnych Bilderbergów, sami się zapędzamy w niewolę posiadania.

A na koniec powiem wam skąd mi się takie bzdurne przemyślenia wzięły. Aż wstyd powiedzieć - oglądałam przypadkiem teleturniej z Krzystofem Ibiszem - taki z kopertami. Coś tam Pan Krzysztof daje, kupuje koperty z pieniędzmi, coś wymienia - cały czas gracza oszukując. Ludzie się bawią, ale jednocześnie walczą o pieniądze. Trafiłam akurat na odcinek, w którym był przesymaptyczny człowiek - architekt nie wiem skąd. Był w programie z żoną. I zamiast grać, targować się, starać się coś uzyskać powiedział, że przyjechał do programu, bo chce zarobić żonie na lodówkę. Ibisz na starcie mu na tę lodówkę dał - 7 tys zł. Gracz powiedział, że już więcej nie chce - on tylko po to przyjechał i cel osiągnął. Jest szczęśliwy! I to było bardzo dziwne - jak można nie chcieć więcej! 

Facet był niesamowity - była między nim i jego żoną taka prawdziwa, szczera miłość, że naprawdę uwierzyłam, że nic więcej poza tą lodówką im do do szczęścia nie jest potrzebne. Suma summarum gra skończyła się tym, że w nagrodę dostał jeszcze dwa samochody. Dlaczego? Bo Pan Krzysztof powiedział, że gracz jest niesamowicie szczery i niespotykany. No bo jak można nie chcieć więcej! A jednak można.

Jak patrzyłam na tego gracza - takiego trochę ciapowatego ale przesympatycznego, zazdrościłam mu jego spokoju i radości wewnętrznej. On nie był niewolnikiem.

A może tylko tak mi się wydawało...