JustPaste.it

Byle dłużej...

Rozkosz, jak wszystko, co zdrowe, dobre i piękne, trwa krótko. W całym swoim życiu przeżyjesz zaledwie kilkanaście godzin miłosnego uniesienia. Czy to jest sprawiedliwe?

Rozkosz, jak wszystko, co zdrowe, dobre i piękne, trwa krótko. W całym swoim życiu przeżyjesz zaledwie kilkanaście godzin miłosnego uniesienia. Czy to jest sprawiedliwe?

 

Przede wszystkim musisz wiedzieć, że sam sobie możesz wymierzyć sprawiedliwość. Jeżeli uważasz, że twój miłosny zapał trwa zbyt krótko, możesz sięgnąć po jeden z wielu sposobów na jego przedłużenie. W dorobku kilku tysięcy lat ars amandi są setki, jeśli nie tysiące tricków, które pozwalają niekiedy kochać się nawet w nieskończoność. Jeszcze stosunkowo niedawno uważano, że idealny kochanek powinien wytrzymać minimum 25 silnych ruchów biodrami lub wytrwać co najmniej 2-3 minuty do finałowych fajerwerków. W latach 70-tych Masters i Johnson potępili statystykę, formułując następujący pogląd: jeżeli twoja partnerka była usatysfakcjonowana przynajmniej co drugi raz, to znaczy, że jesteś OK. Ten skromny relatywizm uratował życie wielu wątpiącym w siebie kochankom, nie zmienił jednak faktu, że męskie szczytowanie trwa zazwyczaj 4 sekundy, ale nie dłużej niż 10. Jeżeli pozwalasz sobie na ulgę średnio 3 razy w tygodniu, to - niezależnie od tego, czy robisz to solo, w duecie czy w tercecie - w ciągu roku uciułasz jakieś 10-25 minut rozkoszy. Zakładając, że pierwszą polucję miałeś w wieku 12 lat, a pożyjesz tyle, ile ci statystyka gwarantuje, orgazm zajmie ci zaledwie kilkanaście godzin. Nie jest to imponujący wynik, ale możesz go poprawić. Robią to inni, możesz i ty.

Pan Tadeusz z kalkulatorem

Tym, którzy kończą zanim się nad tym zastanowią, lekarze radzą myśleć o niebieskich migdałach. Być może wytrysk, który zazwyczaj następował przedwcześnie, w takiej sytuacji nadejdzie w samą porę, czyli ani za wcześnie, ani za późno. Terapeuci radzą liczenie baranów, wypełnianie w myślach zeznania podatkowego albo wspominanie koszmarów (np. przeoczenie ostatniego odcinka "Klanu"). Tadeusz Konwicki w "Małej Apokalipsie" radził, abyś recytować sobie pod nosem "Litwo, Ojczyzno moja!". Efekty takich kuracji bywają różne. Byli tacy, którzy mylili się w rachunkach, więc przerywali stosunek i szukali kalkulatora. Inni zaraz po wytrysku zasypiali, a znów jeszcze inni wybierali np. drogę kariery aktorskiej, rezygnując z seksu. Generalnie - odwracanie uwagi potępiono na kongresach seksuologicznych jako mało skuteczne i zdecydowanie niesłuszne, bo niszczy więź partnerską. Zresztą pomyśl: czy twoja kobieta wybaczy ci, że podczas stosunku z nią myślisz o podatkach, Panu Tadeuszu lub prezydencie?

3356221ae53d305390d3945b2fc21a3d.jpg

Powrót do natury

Polska tradycja ludowa, będąca przecież wielką mądrością naszego narodu, nakazywała zadawanie sobie bólu w celu obniżenia podniecenia. Tzw. sprinterzy gryźli sobie wargę albo język, a co bardziej pomysłowi prosili, żeby pogryzła ich partnerka. Byli i tacy, którzy przed stosunkiem uzbrajali się w igłę, którą co jakiś czas kobieta wbijała im w pośladek. Proponowano też kuracje wodne, polegające m.in. na biczowaniu penisa na zmianę lodowatą i gorącą wodą. Mądrości Judowe nie uszły uwadze seksuologów, którzy stwierdzili, że faktycznie zimne okłady służą obniżaniu seksualnego napięcia. Cierpiący na przedwczesny wytrysk pacjent słyszał zatem od swego lekarza, aby po kilku ruchach frykcyjnych wkładał członka do... wiaderka z lodem (brr!). Skuteczność tych metod była różna. Czasami eksperymenty "ciepło-zimno" kończyły się, nomen omen, oziębłością partnerki. W drugiej połowie XX wieku uznano zatem, że generalnie okłady z lodu nie są złe, ale lepiej robią na usuwanie skutków nocnej libacji, o ile stosowane są na głowę.

Siła mięśni

Inny sposób opóźniania wytrysku, to technika zaciskania mięśni. Aż do bólu! O ile napinanie bicepsów w sytuacjach pościelowych jest pozbawione sensu (w końcu to nie zawody kulturystyczne), o tyle np. napięcie zwieraczy odbytu, aż do pojawienia się reakcji bólowej, okazywało się rzeczywiście skuteczne. Oczywiście pod warunkiem, że krótkodystansowiec przećwiczył wcześniej tę technikę. Niefachowe zaciskanie powodowało przy okazji napięcie mięśni odpowiedzialnych za hamowanie procesu wytrysku. Jeżeli metodę stosowano zbyt późno, następowało wsteczne odpalenie do pęcherza moczowego.

Jodłowanie

Jeśli nie lubisz kłucia, zabaw w zimno-ciepło i zaciskania, to pozostaje ci jeszcze odciąganie jąder w dół (podczas zbliżającego się wytrysku jądra samoistnie wędrują do góry), zaciskanie przed finałem czubka członka trzema palcami (tzw. technika stop-start, opracowana przez naukowców z USA), bądź naciskanie na tzw. punkt jen-ino, znajdujący się dokładnie w środku twojego krocza (tu wskazana jest współpraca partnerki; metodę tę opracowali bowiem, ceniący zabawę tylko w zgranym teamie, starożytni Chińczycy). Pamiętaj jednak o jednym: wszystkie te techniki wymagają sporo wprawy, a zatem treningu, oraz ostrożności (zwłaszcza szarpanie jąder sprowadziło wielu na manowce - nie opanowali przedwczesnego wytrysku, ale za to nauczyli się jodłowania).

Bez znieczulenia

Z regionów gorącej strefy klimatycznej pochodzi inny sposób przerobienia "pościelowego sprintera" na "maratończyka", mianowicie obrzezanie. Wymyślono je kiedyś w celach higienicznych, ale współczesne badania zdają się dowodzić, że usunięcie napletka pomaga mężczyźnie wydłużyć czas trwania stosunku (pozbawiona napletka żołądź jest mniej wrażliwa). Z drugiej strony okazało się, że spora grupa "odwrażliwionych" powiększyła grono samotników. Głównie za sprawą braku pewnej wydzieliny produkowanej przez napletek, która wytwarza specyficzny zapach (feromon), wabiący kobiety. Dlatego z napletkiem kombinuj na własną odpowiedzialność, chyba że masz stulejkę, ale to już całkiem inna historia.

Cicho wszędzie, głucho wszędzie

Niektórzy doradcy zalecali kobietom, które nie mogły nadążyć za swoimi mężczyznami: "Połóż się, czekaj i niczego nie dotykaj, bo popsujesz". Inni radzili niecierpliwcom, by wsunięci w partnerkę czekali spokojnie na rozwiązanie. Swojego czasu modne były techniki zalecające mężczyźnie wykonywanie specjalnych ruchów frykcyjnych. Była to tzw. technika Carezza: po pierwszym, możliwie jak najgłębszym pchnięciu wykonywanym bardzo powoli, mężczyznę instruowano, aby pozostawał bez ruchu tak długo, aż poczuje, że "mięknie". Wtedy powinien wykonać jedno lub kilka płytkich pchnięć i znów się zatrzymać, czekając na powtórne zmiękczenie. Powolne poruszanie okazywało się bardzo skuteczne, ale tylko dla tych szczęśliwców, którzy mieli wyrozumiałe partnerki. Niestety, znacznie więcej było takich, które zasypiały...

Make love, not war

Ponieważ krótkodystansowcy najczęściej są młodzieńcami, to cierpią raczej na nad- niż na impotencję. Dlatego jedna z metod leczenia polegała na leżeniu w łóżku przez co najmniej tydzień (oczywiście bez L-4), pod warunkiem, że przez cały czas znajdowała się w nim partnerka (metodę tę stosował m.in. kultowy John Lennon, sprzedając ją naiwnemu światu jako "walkę o pokój", czyli swą prywatną wojnę z wojną w Wietnamie). Pomysł na podejmowanie współżycia tak często jak to możliwe możesz poważnie rozważyć pod warunkiem, że twoja partnerka nie ma nic przeciwko uczestniczeniu w seksualnym maratonie. Może się wtedy okazać, że już po 3 lub 4 akcie sprawy przybiorą obrót zgodny z oczekiwaniami twoimi i twojej partnerki.

Zrób to sam

Tym, którzy efekt opóźnienia wytrysku chcą uzyskać natychmiast, niektórzy lekarze doradzają wypicie drinka, nałożenie na członek kilku prezerwatyw lub posmarowanie go maścią znieczulającą (na receptę), kupienie w sexshopie opóźniacza chemicznego, zażycie viagry, wywaru z szyszek chmielu (chodzi o lupulinę, nie o kufelek) albo masturbację przed planowanym zbliżeniem (treningi masturbacyjne to jedno z rozwiązań proponowanych przez naukowców samotnym facetom). Możesz oczywiście każdy z tych pomysłów rozważać, byle oddzielnie. Historia zna bowiem przypadki takich, którzy wyleczyli się ze zbyt szybkich wytrysków, stając się alkoholikami, a przecież nie o to w całej tej zabawie chodzi.

Wieczna rozkosz

Jest wreszcie jeszcze jedna metoda. Zapomnij o ruchach frykcyjnych, wtryskach i wytryskach, a skoncentruj się w kontaktach damsko-męskich na uczonych rozmowach, lekturze pism kobiecych, spacerach przy świetle Księżyca oraz wspólnych zakupach. Podczas tej nieustającej gry miłosnej dozwolone są jedynie delikatne pieszczoty (muśnięcie ustami czoła partnerki, pogłaskanie jej po główce, złapanie za rączkę, itp., itd.). Wszystko to, jak piszą utytułowani badacze życia seksualnego, pomoże ci pozbyć się stresu wynikającego z seksualnej nadpobudliwości. Jest to ważne szczególnie dla tych mężczyzn, którzy wszystkie wcześniej podane przeze mnie sposoby uznali za zbyt seksistowskie. W świecie nauki metodę tę określa się mianem "intelektualnej", bo polega ona na uświadomieniu sobie, że w kontaktach z kobietą można mieć piękne przeżycia niekoniecznie poprzez zbliżenie fizyczne. Jeśli ci się to uda, bez trudów, ćwiczeń i treningów, osiągniesz postawiony cel, czyli nielimitowaną czasowo wieczną rozkosz. Będziesz przeżywał orgazm za orgazmem, szczególnie wtedy, gdy wspólna wyprawa do pobliskiego supermarketu zakończy się kupnem kartonu "promocyjnej" margaryny. Gdy uświadomisz partnerce, że zaoszczędziliście właśnie 2 złote, ta padnie ci w ramiona i z pewnością wyszepce: "Misiu, jesteś wspaniały!".