JustPaste.it

Mody literackie

dzieła xx WIEKU

Wybitny polski interdyscyplinarny humanista Jan Stanisław Bystroń w swojej książce "Publiczność literacka" przytacza następujący sąd Tadeusza Boya-Żeleńskiego na temat trwałości mód literackich i przekonań powszechnych tyczących się genialności takich czy innych dzieł lub twórców, ze mianowicie w młodości swojej czytał wszystko:

 

co szanujący się ówczesny inteligent czytać powinien: Stirnera, Nietzschego, Schoppenhauera i Spinozę, o mało że nie Kanta, drugą część Fau­sta (właśnie drugą), Ibsena i Björnsona, Brandesa i Nordaua (sy git!), Garborga i Strindberga, Gorkiego i Andrejewa, d'Annunzia i Maeterlincka - wreszcie wszystką modernę, najnowsze prądy, wszystkie izmy od jednego bieguna kuli ziemskiej do drugiego. Nie byłem zresztą wówczas literatem, ani śniło mi się, że nim kie­dyś będę; ot, ładowałem w siebie klasyczny bigos polskiego mło­dzieńca w pogoni za światopoglądem".

 

Bystroń opatrzył ów sąd następującym komentarzem:

Jak to się wszystko zmie­niło! O Garborgu można w ogóle nie wiedzieć, Brandesa i Nor­daua można wzmiankować z lekceważeniem, Stirnera pozostawia się uczonym historykom idei, na temat drugiej części Fausta się nie dyskutuje, d'Annunzia i Maeterlincka wypada znać, ale nie można się nimi zachwycać. Klasyczny bigos pozostał, ale składniki uległy zmianie; dzisiaj w skład tej osobliwej mieszaniny, obowiązującej towarzyskiej wchodzi Pirandello, Paul Valery, Celine, Galsworthy, Th. Mann, Dreiser, ale i to szybko ulega zmianie.”

 

Dostrzegł więc Bystroń zmianę, która zresztą wydaje sie być dosyć oczywistą, jednak nie zwrócił uwagi na coś innego. Owszem, większość nazwisk z owego swoistego kanonu znika po kilku latach, ale są tez takie, które pozostają w nim na dziesięciolecia, albo i na dłużej. Paradoksalnie, ciekawe świadectwo tego zjawiska wpadło w moje ręce w ścisłym związku z Bystroniem. Niedawno kupiłem egzemplarz innej jego książki, ciekawego dziełka „Człowiek i książka”, o ile mi wiadomo po wojnie nie wznawianego, wydanie , które nabyłem pochodziło z lat XXX ubiegłego stulecia. Razem z książką otrzymałem strzęp jej obwoluty, zawierający reklamę serii wydawniczej „Dzieła XX wieku”. Reklama tejże serii, która, zdaniem wydawców „zamknęła dorobek przodujących piór literatury światowej”, zawierała spis nazwisk autorów, których dzieła w niej opublikowano. Były to nazwiska następujące: Bernanos, Buck, Byrne, Dos Passos, Erskine, Galsworthy, Gide, Giradoux, Hemingway, Hesse Herman, Huxley, Joyce, Kaden Bandrowski, Klabund, Malraux, Mann Tomasz, Maurois, Montherlant, Morand, Remarque, Russel, Roth, Sinclair, Undset, Zweig Arnold.

 

Są na tej liście tacy pisarze, których nazwiska są znane tylko fachowcom. Są tacy, o których większość oczytanych ludzi coś tam wie, ale mało kto czyta ich książki. Ale są też tacy, którzy nadal należą do lektur obowiązkowych ludzi wykształconych. Można mieć pewność pewność, że Tomasz Mann, Herman Hesse, czy Ernest Hemingway będą nadal powszechnie czytani za sto, a może nawet za dwieście lat. To że zostali uznani za przodujące pióra już jako początkujący pisarze oraz to, że opinia ta nie została podważona przez następne siedemdziesiąt lat, dowodzi, ze prawdziwy talent szybko zostaje rozpoznany.