JustPaste.it

Licencja na zabijanie, czyli jak to się robi w Holandii

Czym jest eutanazja — wyrazem współczucia dla cierpiących czy jego brakiem? Jak to się stało, że zbudowane na ochronie życia społeczeństwa zaczynają się godzić na jego odbieranie?

Czym jest eutanazja — wyrazem współczucia dla cierpiących czy jego brakiem? Jak to się stało, że zbudowane na ochronie życia społeczeństwa zaczynają się godzić na jego odbieranie?

 

W człowieczeństwie nie ma nic szczególnego — uważa Peter Singer, australijski filozof i wykładowca bioetyki na Uniwersytecie Princeton, autor wielu książek i ogromnego hasła „etyka” w Encyklopedii Brittanica. Jego zdaniem zabicie chorej na alzheimera matki jest dobrodziejstwem. Podobnie należałoby zakończyć bezsensowny żywot upośledzonego dziecka. Przecież zabijamy kalekie zwierzęta, żeby ulżyć im w cierpieniu, a na płaszczyźnie moralnej dziecko niczym nie różni się od małpy. — Ludzie wydumali sobie, że są oddzielną częścią stworzenia, że my i one jesteśmy oddzieleni od siebie jakąś magiczną granicą — mówił Singer w wywiadzie dla „The Independent” [1]. Obwieścił śmierć tradycji judeochrześcijańskiej i z naciskiem oświadczył: — W tej sytuacji staram się opracować rozwiązanie alternatywne.

To „rozwiązanie” jako pierwsza w Europie wprowadziła Holandia, legalizując eutanazję. Podpisując w Wielki Piątek 2002 roku ustawę, minister zdrowia Els Borst podsumowała: „Dokonało się!”.

Ani Holandia, ani Peter Singer nie są pierwsi. Eutanazję stosowano już w starożytnej Grecji — Spartanie porzucali chore noworodki na zboczu góry Tajgetos. W Japonii starcy powyżej 70. roku życia, gdy urodziło się dziecko, udawali się na górę Narayama, by tam umrzeć. Bliższy naszym czasom i kulturze Fryderyk Nietzsche domagał się uśmiercania ludzi, którzy „nieprzyzwoicie długo żyją, nikczemnie wegetują, zatraciwszy poczucie przyzwoitości”. Na początku XX wieku profesorowie Karl Binding i Alfred Hoche uznali, że można zabijać „nieuleczalnie chorych — na ich prośbę, a znajdujących się w śpiączce i psychicznie chorych — bez ich zgody”. Ich postulaty realizował z rozkoszą Adolf Hitler — z pomocą lekarzy w Trzeciej Rzeszy zlikwidowano tak 300-400 tys. osób. W ramach projektu T-4 uśmiercano „nosicieli bezwartościowego życia”: chorych psychicznie, upośledzone dzieci oraz te, które sprawiały problemy wychowawcze lub po prostu ich wygląd się lekarzom nie podobał — miały na przykład niepożądany kształt małżowiny usznej. Choć eutanazja została potępiona jako zbrodnia wojenna, po latach wróciła ubrana w hasła godnej śmierci i pomocy cierpiącym.

Pomóżcie mi, boli

Henk Reitsema, młody Holender, ze spokojem opowiada przed kamerą, co przeżyła jego rodzina. Gdy jego dziadek zachorował na raka, ojciec postanowił natychmiast wrócić z misji w RPA. Ale wolne miejsca w samolocie były dopiero za miesiąc. Musiał więc poczekać. Siostra, która jest lekarzem, uspokoiła rodzinę, że przed dziadkiem jeszcze co najmniej trzy lata życia, a ból zacznie odczuwać za jakieś półtora roku. Dziadka zawieziono do szpitala. Gdy siostra odwiedziła dziadka po pięciu dniach, był w fatalnym stanie, otumaniony i spragniony. Kiedy próbowała podać mu wodę, pielęgniarka zaprotestowała: — Pani tylko przedłuża w ten sposób jego konanie. Po dwóch dniach dziadek już nie żył.

Zgodnie z decyzją lekarzy mężczyźnie podawano odurzające dawki morfiny, przestając go jednocześnie karmić i poić. To jeden ze sposobów przeprowadzania eutanazji w holenderskich szpitalach. Eutanazji, czyli śmierci na życzenie. Czy pacjent miał takie życzenie? — To niemożliwe — mówi Henk. — Dziadek nigdy o tym nie wspominał. Najpierw zaczęliśmy się nawzajem podejrzewać, że to ktoś z nas poprosił o to w szpitalu. Fatalnie to wpłynęło na rodzinę. Ale potem wydobyliśmy od lekarzy, jak do tego doszło. Dziadek powiedział: Pomóżcie, boli. A oni uznali to za prośbę o eutanazję. Ale to niemożliwe. Dziadek cierpiał od dawna na chorobę nóg i po prostu musiały go boleć.

Taką samą metodą lekarze przerwali życie matki Barry van Wieren. Kobieta powinna przejść prosty zabieg, ale jej córka usłyszała w szpitalu: Ona ma 89 lat. Czy warto ją leczyć? — Lekarze odmówili leczenia, sugerując eutanazję — opowiada Barry. — Ale jesteśmy chrześcijańską rodziną i nie zgodziliśmy się na to. W czasie gdy Barry szukała wsparcia w fundacjach walczących z eutanazją, jej matka zmarła. Sedacja terminalna, bo tak fachowo nazywa się metoda eutanazji polegająca na podawaniu pacjentowi podwyższonych dawek morfiny, a następnie zaprzestaniu karmienia i pojenia, odpowiada za 12 proc. zgonów w Holandii. Barry nie wierzy, by jej matka wyraziła chęć śmierci.

Lionel Roosemont, ojciec Tikvy, która urodziła się z porażeniem mózgowym, boi się za każdym razem, gdy córka musi zostać w szpitalu. A to nierzadkie wizyty. — Jeśli trafi w ręce lekarza zwolennika eutanazji, nie wiemy, czy przeżyje — tłumaczy. I opowiada, jak raz usłyszał pielęgniarki mówiące, że muszą zrobić wielką czystkę. Chodziło o brak wolnych łóżek w szpitalu. Zresztą ludzie dziwią się, że nie poddali jeszcze Tikvy eutanazji. — Podczas spacerów zaczepiają nas obcy ludzie i pytają, dlaczego Tikva wciąż żyje. Często słyszymy: Byście pozbyli się problemu. Przecież ona nie ma szans na szczęście [2].

Doktorze, nie uśmiercaj mnie

W Holandii ludzie w obawie o swoje życie nie chcą kłaść się do szpitali. Rodziny czuwają przy łóżkach obłożnie chorych bliskich, bo boją się, że nie zobaczą ich na drugi dzień. Coraz więcej holenderskich obywateli w podeszłym wieku korzysta z opieki medycznej w sąsiednich Niemczech, obawiając się uśmiercenia w imię ulżenia im w cierpieniu. Choć prawnie eutanazja funkcjonuje od ośmiu lat, w praktyce stosuje się ją tam od ponad trzydziestu lat. Raport komisji rządowej z 1990 roku ujawnił, że co piąty zgon w Holandii nastąpił w wyniku eutanazji. Ponad połowa tych przypadków — bez zgody pacjenta (tzw. kryptanazja) lub wbrew jego woli. Fakt, że wielu medyków w ogóle nie pyta pacjentów o zgodę na eutanazję, potwierdziła anonimowa ankieta lekarzy opublikowana w 2003 roku w brytyjskim czasopiśmie lekarskim „Lancet”. Holendrzy tak bardzo się boją, że coraz popularniejsze stają się deklaracje życia — na wypadek utraty świadomości (i nie tylko) ludzie noszą w portfelu tzw. credo card z wolą życia lub zwykłe kartki z prośbą: „Doktorze, nie uśmiercaj mnie”. A bać się jest czego, bo eutanazji co najmniej raz w swej praktyce medycznej dokonało aż 81 proc. holenderskich lekarzy pierwszego kontaktu, a 41 proc. ma na sumieniu kryptanazję.

Zasada ruchomego horyzontu

Bert Dorenbos, prezes organizacji Krzyk o Życie, która sprzeciwia się eutanazji, pyta: — Lekarze dostali prawo zabijania ludzi. Kto będzie następny? Ale warto też zadać sobie inne pytanie: jak to się stało, że uśpiono czujność holenderskich obywateli, którzy sami sobie sprowadzili to „dobrodziejstwo”? Odpowiedzi udziela Marek Gurnicki, pisząc o zasadzie ruchomego horyzontu. „Polega ona na tym, że najpierw nagłaśnia się jakiś niezwykle rzadki przypadek działania wbrew prawu i usprawiedliwia się go względami etycznymi. Później, stosując szantaż moralny i etykę sytuacyjną, robi się dla owego przypadku wyjątek w prawie, odstępując od karania. Następnie wyjątek ten rozrasta się (bo co nie jest karalne, jest dozwolone), aż w końcu staje się regułą. Wtedy historia się powtarza — nagłaśniany jest kolejny przypadek, robione są kolejne wyjątki, powstają nowe reguły, a w rezultacie horyzont prawny i moralny stale się zawęża” [3].

W 1973 roku młoda holenderska lekarka Gertruda Postma zabiła swoją matkę, bo ta — chora na depresję — usilnie prosiła córkę o skrócenie życia. Wielką kampanią medialną Postmę wsparła Holenderska Fundacja na rzecz Eutanazji (NVVE), w wyniku czego zasądzono kobiecie symboliczną karę tygodnia więzienia. Wyrok ten zapoczątkował praktykę uniewinniania sprawców eutanazji. W 1985 roku sąd uniewinnił pielęgniarza, który uśmiercał pensjonariuszy domu starców De Terp w Hadze, bo... nie miał cierpliwości zajmować się osobami starszymi. Wyrokiem sądu musiał jedynie zmienić miejsce pracy. Bez kary pozostali też pielęgniarze z oddziału neurochirurgii Wolnego Uniwersytetu w Amsterdamie, którzy „uwalniali od cierpień” nieprzytomnych pacjentów, wstrzykując im środki porażające oddech i akcję serca.

I tak nielegalny, ale nieścigany przez prawo proceder dokonał zmian w mentalności społecznej. Na początku lat 90. aż 77 proc. ankietowanych Holendrów popierało uśmiercanie pacjentów bez ich zgody i wiedzy. — Taka właśnie jest logika eutanazji — tłumaczy prof. Ryszard Fenigsen, kardiolog, który pracował przez wiele lat w Holandii. — Kto wierzy i głosi, że pozbawienie człowieka życia, aby uwolnić go od cierpień, jest dobrodziejstwem, nie ma prawa pozbawiać niektórych cierpiących tego dobrodziejstwa tylko dlatego, że nie są w stanie sami o to poprosić”.

Zabijajmy chore dzieci

Z tego właśnie powodu ustawę legalizującą eutanazję skrytykował przewodniczący NVVE Rob Jonquiere. Jego zdaniem prawo zezwalające na eutanazję tylko w przypadku dobrowolnej, świadomej i wielokrotnie powtarzanej prośby dyskryminuje osoby upośledzone umysłowo i chore dzieci. Ustawę więc należy rozszerzyć na takie osoby — oczywiście bez ich zgody.

Ale w rzeczywistości to krok w stronę zalegalizowania już istniejącej w Holandii praktyki. Do zabijania niemowląt i ludzi chorych psychicznie przyznał się dr Pieter Admiraal, zwany ojcem chrzestnym eutanazji. Ma na swym koncie ponad sto takich „zabiegów”. Pierwszej eutanazji dokonał w 1969 roku, czego zresztą nigdy nie ukrywał. Choć mówił o tym publicznie, nie miał problemów z prawem. Do wykonania eutanazji na 22 noworodkach przyznali się też na łamach „New England Journal of Medicine” dwaj lekarze ze szpitala w Groningen — Eduard Verhagen i Pieter J.J. Sauer. W swej publikacji nawoływali do uśmiercania dzieci, które rodzą się z ciężkimi wadami, m.in. rozszczepieniem kręgosłupa. Ich kontrowersyjne wytyczne nazwano Protokołem z Groningen. Gdyby obowiązywał, zapewne nie usłyszelibyśmy, co mają do powiedzenia tacy ludzie jak prof. prawa z Oklahoma City Douglass Sorocco, który urodził się właśnie z taką wadą. Przeszedł 20 skomplikowanych operacji na kręgosłupie, nogach i stopach. Dziś obywa się bez wózka, założył rodzinę, robi karierę. Podkreśla, że nikt, włączając w to lekarzy, nie może przewidzieć, jak potoczy się życie jakiegoś niemowlęcia. — 70 tysięcy osób w USA ma rozszczep kręgosłupa i jakoś żyje: są lekarzami, prawnikami, nauczycielami — podkreśla. Ale dr Sauer broni się: — Nigdy nie mówiliśmy, że chcemy dokonywać eutanazji na wszystkich dzieciach, które cierpią na rozszczep kręgosłupa. To dotyczyłoby tylko tych, które cierpią najbardziej. Sorocco: — Urodziłem się z raną na plecach. Mój przypadek był zaliczany do najgorszych odmian tej choroby. Ci lekarze chcą totalnej kontroli nad życiem i śmiercią człowieka [4].

Według różnych szacunków co roku holenderscy lekarze „usypiają” od kilkunastu do kilkudziesięciu dzieci nierokujących żadnych nadziei, czasem bez wiedzy i zgody rodziców. Zdaniem prof. Fenigsena za decyzjami o eutanazji upośledzonych dzieci nie kryje się wcale pragnienie uwolnienia ich od cierpienia, lecz wstręt do nich, obrzydzenie i chęć wyeliminowania ze społeczności żywych. Bo przyczyną stosowania eutanazji nie jest współczucie, lecz jego brak i wygoda. Tak jak w opisanej w „Der Internist” historii, gdy do lekarza rodzinnego przyszedł pacjent, prosząc o eutanazję dla chorego na raka ojca: — Bilety na samolot kupione, wczasy opłacone, nie da się tego przełożyć. Dni ojca przecież i tak policzone. Proszę się postarać, by ojciec nie pokrzyżował nam planów urlopowych.

Śmierć dla zmęczonych życiem

Zanim eutanazja stała się w Holandii legalną praktyką, jeden z głośnych procesów zakończył się uniewinnieniem lekarza Philipa Sartoriusa, który w 1998 roku wstrzyknął śmiertelną dawkę trucizny senatorowi Edwardowi Brongersmie. Polityk nie był chory. Poprosił o śmierć, bo odczuwał „zmęczenie życiem”. Media uczyniły z lekarza bohatera, a minister zdrowia Els Borst opowiedziała się za zabijaniem zdrowych fizycznie ludzi, którzy „mają dość życia”. Po wprowadzeniu ustawy eutanazyjnej sędzia Sądu Najwyższego Huib Drion zaproponował kolejne rozwiązanie legislacyjne: każdy holenderski obywatel, który ukończył 75. rok życia, powinien dostać „pigułkę śmierci” (zwaną później pigułką Driona), by mógł z niej skorzystać w dowolnej chwili.

Zaopiekuj się mną

Aż 80 proc. osób, które poprosiły o eutanazję, zmieniło swe zdanie, gdy otoczono je opieką paliatywną — wynika z badań dr. Zbigniewa Żylicza, Polaka, który założył pierwsze w Holandii hospicjum. Potwierdza to Willy Ebbers, przełożona pielęgniarek w hospicjum Zeisterwoude. Według niej żaden pacjent, który prosił o eutanazję, a później trafił do jej ośrodka i otrzymał pomoc, więcej nie wspominał o uśmierceniu.

Podobnie jest w innych krajach. Niemieckie Towarzystwo Medycyny Paliatywnej, analizując ankiety pacjentów nowotworowych, nie natrafiło na zwolenników eutanazji. Dr Faut Oduncu twierdzi, że większość ludzi w ostatniej fazie życia nie chce umierać, tylko pragnie ograniczyć ból. Jego zdaniem z reguły da się zredukować ból do znośnego poziomu, ale co dziesiąty pacjent nie otrzymuje odpowiednich dawek leków.

To samo wynika z badań przeprowadzonych w 14 głównych ośrodkach medycyny paliatywnej w USA — cierpiący mający wybór między życiem a śmiercią prawie zawsze wybierają życie.

Prof. Andrzej Kopacz potwierdza polskiej prasie: — Nigdy żaden pacjent nie zgłosił się do mnie z prośbą, by mu skrócić życie, choć od ponad 40 lat leczę chorych na nowotwory [5].

Ludzie potrzebują opieki i pomocy. Zostawieni sami sobie chcą umrzeć, ale często wystarczy szczere zainteresowanie ich losem, by myśl o eutanazji odeszła w siną dal. Jak w przypadku sparaliżowanego Janusza Świtaja, który w lutym 2007 roku złożył pierwszy w Polsce wniosek o eutanazję. Przykuty do łóżka, oddychający przy pomocy respiratora, prosił o odłączenie od aparatury w przypadku śmierci jednego z pielęgnujących go rodziców. Już miesiąc później zmienił zdanie, bo dostał pracę w fundacji Anny Dymnej i znalazł sens życia. Miał wyszukiwać przez internet osoby w podobnej sytuacji. Rok później sytuacja Świtaja jeszcze się poprawiła — dostał wózek inwalidzki sterowany oddechem, który pozwolił mu na samodzielne poruszanie się poza mieszkaniem. W Holandii pewnie by nie zdążył zmienić decyzji.

Emerycie, oszczędź budżet

Jaki jest rzeczywisty powód takiej kariery eutanazji? Według amerykańskich danych, jeden dzień opieki w hospicjum kosztuje 20 razy więcej niż przepisywana na receptę dawka barbituranów. Zwolennicy eutanazji nie ukrywają, że uśmiercanie chorych ludzi jest dobrodziejstwem dla budżetu państwa. Dr Admiraal otwarcie mówi: w ten sposób oczyszczamy społeczeństwo z osób starszych, których utrzymanie kosztuje przecież innych. Holenderski system zdrowotno-emerytalny pęka. Na ostatni rok życia przypada 30 proc. kosztów, które człowiek wydaje na ochronę zdrowia podczas całej swej egzystencji. Łatwo ten system można uzdrowić...

W Polsce pierwszy w historii projekt ustawy dopuszczającej eutanazję zgłosiła w 2005 roku senator SLD Maria Szyszkowska. Od roku do tematu powraca Platforma Obywatelska. Z przeprowadzonego dwa lata temu przez OBOP sondażu wynika, że 37 proc. Polaków uważa, iż „lekarze powinni spełniać wolę cierpiących, nieuleczalnie chorych, którzy domagają się podania im środków powodujących śmierć”. Przeciwnych temu jest 46 proc., natomiast 17 proc. nie ma na ten temat zdania.

Gdyby w Polsce zalegalizowano eutanazję, przy niewydolnym systemie opieki zdrowotnej i ubezpieczeń nadużycia zdarzałby się na znacznie większą skalę niż w Holandii — przestrzega prof. Jacek Łuczak, pionier polskiej medycyny paliatywnej.

Katarzyna Lewkowicz-Siejka

 

[1] „The Independent”, 1.06.2004, za: „Forum”, 1.08.2004. [2] Historie Henka Reitsemy, Barry van Wieren i Lionela Roosemonta zaczerpnięto z filmu dokumentalnego pt. „Oblicza eutanazji”. [3] M. Gurnicki, Eutanazja – miłosierdzie czy morderstwo, w: „Ozon”, 13.10.2005. [4] Za: „Newsweek”, 3.04.2005, s. 12-16. [5] M. Cieślik, G. Górny, Eutanazizm, w: „Wprost”, 28.03.2004.

 

[Artykuł został opublikowany w miesięczniku "Znaki Czasu" 11/2009].

 

Źródło: Katarzyna Lewkowicz-Siejka