jak chip w mózgu
Mój znajomy, wychowany przez bardzo katolicką matkę, ma wszczepione jak chip w mózgu, poczucie winy. Obwinia siebie o wszystko, nawet o to, że źle w jego mniemaniu odstawił kubek na półkę, nie mówiąc o sprawach naprawdę poważnych.
A jak walczy z owym poczuciem winy, które go niemal wbija w ziemię?
Otóż usiłuje wywołac je u innych lub - przerzucić na innych. Wpada i nagle ni z tego ni z owego robi awanturę. Potem okazuje się, że to jemu zrobiono awanturę a jeszcze potem twierdzi , ze to ja się awanturowałam.
Czy mu to pomaga? Raczej nie. Jest chodzącym Poczuciem Winy, stąd próba wyżywania się na znajomych i przerzucania na nich owego - ewidentnie nieciekawego poczucia. Tyle, że to nic nie daje. Podejrzliwie patrzy na prawdziwe komplementy, mówiąc: "Lepiej powiedz od razu, co chcesz" i w ten sposób sam zamyka sobie drzwi i nadal tkwi w kokonie Winy.
Takie wieczne poczucie jest wyjątkowo niszczycielskie. Niestety tylko w nim narasta...Bo udaje sam przed sobą, że go...nie ma. Powiesz mu coś miłego....sięga po portfel (bo na pewno chodzi o pożyczkę). Powiesz coś niemiłego, lecz prawdziwego - pamięta to latami jak słoń. Złośliwy, nieprzyjemny mówi sam o sobie: "Jestem chodzącym taktem". Ano niestety nie. Czy to wychowanie katolickie to spowodowało? Czy może coś innego? Kazdy ma kompleksy i najlepiej, jak się do nich przyznaje. Niekoniecznie przed innymi. Wtedy robi się dużo lżej.
Poczucie Winy jest jak garb lub kamień przczypienony do ciała (i głowy). Można go odrzucić, można z nim żyć, ale po co zatruwać życie innym?
PW powoduje, że kłaniasz się przed tymi, którzy wg ciebie coś mogą ci dać i kopiesz tych, którzy wg ciebie nic ci dać nie moga.
Oto WP - Wielka Pomyłka.