Każdy ma swoją rzekę, w której nurt spoglądając dostrzega obok swojej twarzy odbicie innego wymiaru, świata zamkniętego w obrębie własnej skóry
Każdy ma swoją rzekę, w której nurt spoglądając dostrzega obok swojej twarzy odbicie innego wymiaru, świata zamkniętego w obrębie własnej skóry. Nie każdy potrafi jednak dokładnie mu się przyjrzeć, a jeszcze mniej osób potrafi wyłowić z tego, co się tam kłębi to, co jest naprawdę ważne.
Poruszające jest więc każde muśnięcie tego świata i każda nawet najbardziej ulotna chwila zatrzymana stamtąd dla siebie warta jest tego, żeby podzielić się nią z innymi, dając tym samym powód do tego, żeby na chwilę móc zatrzymać się w pół kroku w drodze do rzeczywistości, tak jak mnie to spotkało wczoraj.
Stawiam pierwsze kroki na eioba i mam nadzieję, że zamieszczona tutaj w tych kilku akapitach refleksja wyznaczy jakąś moją własną ścieżkę. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że spotykając tutaj Pana Szymona odkryłam, że w końcu mogę gdzieś pokazać to, że ludzie nie są skonstruowani według jednego wzoru.
Odkryłam, że zaglądając w czyjeś serce nie trzeba tam wbijać od razu szpikulca i że z tego samego powodu można i z własnego muru wykruszyć kilka cegieł.
Króciutko dzisiaj, tak na delikatne uchylenie drzwi i zerknięcie, co się poza nimi znajduje w podziękowaniu za impresje znad Berezynki podzielę się tylko kawałkiem swojej "Krainy Astów", fragmentem w postaci wiersza, który jest tytułem całości.
KRAINA ASTÓW
Pamiętam piłkę w duże kropki,
gałąź, na której się huśtałam,
kropelki rosy na psich łapach,
błyszczącą rzekę wąską strugą.
Większe, niż teraz stare lipy,
z łopianów wielkie parasole,
truskawki na sąsiedzkiej grządce
i domek z trawy w kącie sadu.
Drogę z kałużą atramentu,
liście krojone, biały garnek,
śnią mi się wierzby, mokre buty
i kilkuletni, mały Kajtek.
(listopad 1998)