JustPaste.it

"Kandahar" - dyptyk recenzyjny. Czy papież był intencjonalnym adresatem filmu?

Irański moralitet o wojnie i pokoju. Jak postawić Afganistan na nogi? Wielkomocarstwowa gra małymi narodami.

Irański moralitet o wojnie i pokoju. Jak postawić Afganistan na nogi? Wielkomocarstwowa gra małymi narodami.

 

©Edward M.  Szymański

 „Kandahar” – dyptyk recenzyjny.  Czy papież był intencjonalnym adresatem filmu?

 Irański moralitet o wojnie i pokoju. Jak postawić Afganistan na nogi?  Wielkomocarstwowa gra małymi narodami.

 

Dlaczego o „Kandaharze”?

        Problemy wojny polsko-jałtańskiej, a tu o filmie. Bo film ten mówi o skutkach wyjątkowej dekady w zimnowojennych  zmaganiach między dwoma nuklearnymi potęgami, a jest ona przecież w niniejszych artykułach głównym  przedmiotem  zainteresowań.

        Bo w filmie tym odnaleźć można bardzo wyeksponowany  polski wątek. Będę starał się pokazać, że nie musi on być  przypadkowy.

Polsko-agańskie paralele

         Polskę i Afganistan dzieli chyba wszystko:  nie tylko warunki  geograficzne, różnice historycznych losów, różnice kulturowe, ale i różnice osiągniętego statusu cywilizacyjnego. Co więc mogłoby być jakimkolwiek wspólnym mianownikiem, by można było dokonywać sensownych porównań?

       Pierwszym  może być zbieżność  czasowa niezwykle  dramatycznych wydarzeń w historii obydwu narodów: koniec lat siedemdziesiątych i cała dekada lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku.

       Drugim może być niebywałe zaangażowanie się dwóch nuklearnych mocarstw w pomocy dla obydwu krajów.  

        1978 rok był rokiem szczególnym w historii narodów afgańskiego i polskiego.  Sowieckie imperium pod wodzą Breżniewa znajdowało się wtedy w apogeum swojej potęgi.

1.      Znaczenie 1978 roku w historii Afganistanu

        Dla Afganistanu po rewolucji kwietniowej rok ten oznaczał koniec jego wiele dziesiątków lat liczącej neutralności w zimnowojennych zmaganiach. Moskwa poprzez  uzyskane za pośrednictwem Ludowodemokratycznej Partii Afganistanu wpływy i dzięki swemu protegowanemu  Muhammadowi  Nur Tarakiemu, który stanął  na czele Rady Rewolucyjnej Demokretycznej Partii Afganistanu mogła  rozpocząć    dzieło przeobrażania rodowo-plemiennego społeczeństwa w nowoczesne, podporządkowane sobie państwo totalitarne.

        Afgańscy komuniści dążąc do zreformowania swego państwa chyba w najczarniejszych snach nie przewidywali, jaką gehenną przyjdzie za  ich wybory i politykę ich  współrodakom płacić.

        Chęci może mieli i szczere: chcieli unowocześnić swój biedny kraj. Wyjątkowo biedny. Wystarczyła klęska suszy w latach 1970-73, by mimo pomocy ZSRR, USA i Chin  około 80 tyś.  osób zwyczajnie zmarło z głodu, co zresztą stało się przyczyną upadku monarchii i narodzin republiki, która starała się utrzymywać neutralność w zimnej wojnie.

        Jak wspomniana rewolucja kwietniowa widziana była z perspektywy Moskwy? Jako pomoc dla swego biednego sąsiada w wyzwalaniu go od feudalnego ucisku, a jednocześnie jako praktyczny początek poszerzania swego imperium o dodatkowy nabytek. Wymagało to, co dość zrozumiałe, odpowiedniego „przerobienia” afgańskiego społeczeństwa, by zechciało ono spełniać systemowe wymogi.

        Dla administracji Cartera oznaczało potrzebę niesienia pomocy afgańskiej opozycji, pomocy w celu niedopuszczenia do tego, by  Afganistan stał się częścią sowieckiego bloku.  

        Dla Afganistanu zimna wojna przestała być „zimna”, stała się jak najbardziej „gorąca”. 25 grudnia 1979 roku sowieckie wojska dokonały inwazji na ten kraj.  Nuklearne mocarstwa w walce  między sobą, oferując różnego rodzaju pomoc różnym siłom politycznym w tym państwie,  obróciły je w  perzynę.

2.      Znaczenie 1978 roku w historii Polski

       Sytuacja Polski była zgoła odmienna.  Dopasowywanie polskiego społeczeństwa do sowieckich wymogów systemowych pod hasłem wyzwalania spod burżuazyjnego ucisku obyło się tuż po  zakończeniu ostatniej wojny światowej w okresie stalinowskiego terroru. To dopasowanie nigdy nie było idealne i od czasu do czasu coś zgrzytało. Nie na tyle jednak, by Kreml musiał używać siły militarnej dla przywracania spokoju, jak to miało miejsce np. na Węgrzech czy w Czechosłowacji.

      Polskie władze komunistyczne wolały samodzielnie  pacyfikować antykomunistyczne nastroje niż czekać, aż  zabiorą się za to władze kremlowskie za pomocą swoich środków i metod. Relatywnie, w porównaniu z innymi państwami bloku, społeczeństwo polskie nie wychodziło na tym najgorzej. Udało się zachować pewną specyfikę polskiego baraku w obozowej wspólnocie jak np. warunki działalności kościoła katolickiego i innych wspólnot wyznaniowych czy  własność ziemi w chłopskich rękach.

Lewicowe i prawicowe złudzenia

       Status najweselszego baraku w obozie stal  się  z czasem źródłem dwojakiego rodzaju złudzeń, które  nazwać by można (choć mało precyzyjnie) złudzeniami lewicowymi i złudzeniami prawicowymi.

        Złudzenia lewicowe polegały na przekonaniu, że  sojusz z Wielkim Bratem ma nie tylko charakter  konieczności dziejowej jako wynik jałtańskich porozumień między wielkimi mocarstwami, ale też, że  aspiracje społeczeństwa polskiego do stanowienia o sobie da się satysfakcjonująco dlań zaspakajać drogą doskonalenia ustrojowych realiów przy zachowywaniu sojuszniczych pryncypiów. „Nigdy nie byliśmy osiemnastą  republiką” -  takie zdanie dość dobrze oddaje omawiane tu przeświadczenia.

        Złudzenia prawicowe polegały na wytworzeniu się przekonania, że tylko  polskim komunistom  Polska zawdzięcza swój ustrój i swoje sojusze, ze wystarczy polskim komunistom odebrać władze, a Polska będzie niepodległa. Tytuł książki „Wojna polsko-jaruzelska” wprost odwołuje się do tych złudzeń.

        W omawianym tu roku najważniejszym dniem był   16 października, gdy świat dowiedział się, że papieską tiarę będzie odtąd nosił polski kardynał Karol Wojtyła, a w społeczeństwie polskim ożywiły się  uśpione już nadzieje na zmianę sytuacji, w jakiej się znajduje. Chyba nikt na świecie nie przewidywał, jak dalece te nadzieje mogą być spełnione.  

        Na Kremlu natychmiast odezwał się dzwonek alarmowy zwiastujący nowe kłopoty w zimnej wojnie, a przynajmniej na froncie ideologicznym. Stany Zjednoczone wkrótce, podobnie jak w przypadku Afganistanu, poczuły się zobligowane do pomocy dla opozycji w Polsce.

       Zimna wojna także w Polsce przestała być „zimna”, choć kulminacyjny moment nadszedł dopiero  13 grudnia 1981.

       Pomoc sowiecka i pomoc amerykańska mimo, że udzielane różnym siłom w Polsce, nie obróciły naszego państwa w perzynę. To już temat wykraczający poza zakres tła potrzebnego do omówienia problemów nasuwających się przy omawianiu filmu irańskiego reżysera.

Rok 1989

       Afganistan – w lutym  ostatni sowiecki żołnierz opuszcza terytorium tego kraju, ale afgańska gehenna nadal trwa.

       Polska – w czerwcu pierwsze częściowo wolne wybory parlamentu. Częściowo wolne, ale jednak wolne. Niedługo Polska zmieni swe militarne sojusze.

Dlaczego dyptyk recenzyjny?

      Bo wykorzystana tu została recenzja, jaką napisałem kilka lat temu na użytek sympatyków ambitnego kina zrzeszonych w pleszewskim  DKF-ie powołanego sumptem energii młodych ludzi.  Nie myślałem wówczas o żadnej wojnie polsko-jałtańskiej. Gwoli sprawiedliwości nadmienić tu trzeba, że w kwestie  repertuarowe najmniej się angażowałem  polegając  na wyczuciu  innych osób, a koncentrując się na problemach efektywnej poznawczo dyskusji.

       Dzięki  bardziej towarzyskiej niż formalnej  radzie repertuarowej sprowadzane były filmy naprawdę ciekawe.  Jednak nie tylko  przez  szacunek dla interpretacyjnego wkładu bractwa w kinomanii przywołuję tu dawną  recenzje, ale także dla zaakcentowania znanej prawdy,  że dzieła wybitne nie mają krótkiego żywota.  Dziś, po kilku latach, poprzez pryzmat aktualnych zainteresowań dostrzegam w omawianym tu filmie więcej, niż kiedyś. Czas jakby dodatkowo ten film natreścił.

       Wszystko to, co jest ponad pierwotną  recenzję, stanowi jakby  drugą recenzję,  stąd „dyptyk recenzyjny”.

        Niczego w pierwszej wersji nie zmieniłem (choć co nieco warto by poprawić) poza dodaniem śródtytułów  w kwadratowych nawiasach. Po to, by  dla czytelnika nie znającego filmu ani dyskusji nad nim uczynić tekst lżej strawnym, a nadto, by trochę wypunktować niektóre  sprawy.

       Część pierwsza zawiera dawną recenzję, część druga – dodatkową, nowszą. W części trzeciej zawarłem kulka uwag nawiązujących do problemów przedstawianych w całym cyklu prezentowanych artykułów  pod hasłem „wojna polsko-jałtańska”.

 

Część I

I N T E R P R E T A C J E

    Czy istnieje wyjście z piekła? „Kandahar” – irański moralitet o wojnie i pokoju.

      Chorują i umierają jednostki, ale nie musi to oznaczać choroby społeczeństwa jako całości. Radzi ono sobie  z naturalnym cyklem biologicznej odnowy, w którym bilans narodzin i śmierci pozwala na jego trwanie i rozwój w swojej kulturze wraz z wpisanymi w nią kryteriami dobra i zła.

[Makabryczny problem]

      Co jednak dzieje się ze społeczeństwem, gdy dodatkowy strumień śmierci napływa z zewnątrz? Ten makabryczny problem porusza Mohsen Makhmalbaf w filmie „Kandahar”.

     Jego główna bohaterka, dziennikarka od lat mieszkająca w Kanadzie, śpieszy do tytułowego miasta na pomoc siostrze po otrzymaniu wiadomości, że ta, nie mogąc znieść warunków swego życia zamiera popełnić samobójstwo w czasie najbliższego zaćmienia słońca. Jesteśmy świadkami ostatnich kilku dni tej wędrówki. Fabuła mało skomplikowana.

     W wysublimowanych estetycznie obrazach eksponujących piękno pustynnego krajobrazu, posągową urodę bohaterki oraz kobiecych strojów pokazane zostały scenki z codzienności mieszkańców Afganistanu pod rządami talibów. Wieje grozą.

[Spór o treść]

    Ale co właściwe ukazuje ten film? Do postawienia tak zasadniczego pytania skłoniła mnie swą wypowiedzią (miesięcznik „Film”, styczeń 2002) Aneta Pierzchała, a w szczególności podkreślonym przeze mnie wyrażonym sądem: Śmierć wpisana jest tu w krajobraz (porzucone na pustyni szkielety), w okaleczone ciała. Widać ją w rękach małych chłopców, których przyucza się do noszenia broni.[...] Film Makhmalbafa nie ma ambicji drążenia przyczyn tego stanu rzeczy. A może, po prostu, winnych trudno wskazać palcem, są niesprecyzowani, niemal bezcieleśni, jak talibowie w „Kandaharze”.

      Po dyskusji w gronie pleszewskich kinomanów w dniu 17 stycznia br., uważam, że da się obronić sąd diametralnie różny: film „ma ambicję drążenia przyczyn tego stanu rzeczy” i „pokazuje palcem”, ale czyni to w dość niezwykły sposób.

     Przedstawioną niżej interpretację trudno byłoby mi zbudować bez założenia, że każdy z uczestników wspomnianej dyskusji wskazywał na coś istotnego, choć w jej trakcie z bogactwa różnych spostrzeżeń i refleksji trudno  było o jakieś natychmiastowe, syntetyczne wnioski. Poszczególne głosy sygnalizuję tylko hasłowo. Ich wybór jest bardzo subiektywny, podobnie jak subiektywne mogą być konkluzje. Po dyskusji każdy może co innego uznać w niej za ważne i różne z niej wyciągnąć wnioski.

[Głosy w dyskusji]

     Dyskusja hasłowo: • jest to irański film drogi; czy przedstawieni mieszkańcy mają świadomość, że można żyć inaczej i czy tego chcą? • cel podróży nie jest ważny, gdyż Kandahar nie został  pokazany, a nawet nie wiemy, czy bohaterka do niego dotarła • film przedstawia piekło kobiet, a w naszej kulturze, np. w formach gramatycznych języka też znajdujemy świadectwa braku równouprawnienia • to naturalne, że kobiety lubią się malować nawet, gdy muszą zasłaniać twarz • lekcje w talibańskiej szkole są przerażające • w dialogu bohaterki z lekarzem pojawiają się przesłanki nadziei, gdy ten na pytanie, czy odnalazł Boga, odpowiada, że nie, ale odnalazł ludzi • czy społeczeństwo afgańskie będące od lat pod zewnętrzną presją, jest w stanie rozwijać swoją kulturę?

[O strukturze logicznej filmu]

    Film Makhmalbafa – przechodząc już do jego interpretacji – mimo swoistej wizyjności zbudowany jest zgodnie z logiką socjologicznego traktatu. Przedstawia we wstępie przedmiot zainteresowania, znaczenia pewnych terminów po czym relacjonuje określone obserwacje i wnioski. Poszczególne sceny są tu ilustracjami opisu mechanizmów przemocy zarówno w stosunkach międzyosobowych jak i w relacjach między całymi społeczeństwami. Bohaterami są tu Afgańczycy, ale chyba tylko ze względu  na pewną modelowość i komplementarność przedstawianych procesów społecznych.

[Dwie lekcje -  dwie szkoły]

      Kluczowe dla zrozumienia symboliki, jaką przesycony jest cały film, są tu dwie pierwsze sceny, przedstawiające dwie lekcje: pierwsza, uliczna dla wszystkich dzieci i druga, w talibańskiej szkole dla chłopców. W pierwszej dzieci uczą się omijania zabawek-pułapek w postaci złotowłosych lalek, które mają zabijać lub okaleczać. Ich kolor włosów, jakiego Afganki nie mają, jednoznacznie wskazują, że śmierć, zło przychodzi z zewnątrz. Złote włosy laleczek są tu atrybutem śmierci, jak kosa w średniowiecznej alegorii w naszym kręgu kulturowym. Bezpośrednie  źródło zła pokazane tu zostało palcem:  to producenci i aktywni lub bierni sponsorzy takich „podarunków”. Ich biologiczne skutki to szkielety w piaskach oraz trwale okaleczone ciała.

[Pomoc z Polski i okaleczenia kultury]

     Olśniewające surrealistycznym pięknem sceny zrzutu protez na spadochronach jakby przyćmiewały logiczną prostotę ich symbolu – pomocy płynącej z zewnątrz. Zrozumiała w świetle tej symboliki jest też swoista karykaturalność czy może ironia obrazu osobliwego ośrodka takiej pomocy w środku pustyni, w którym polskie pielęgniarki zajmują się rozdziałem protez. Jest to bowiem tylko pomoc ułatwiająca ludziom życie na poziomie ich biologicznego trwania. A co z ich kulturą? Niezwykły wyścig na pustyni jednonogich mężczyzn rodzi pytanie o ich tradycyjną godność. Czy okaleczenia kultury też można rekompensować przy pomocy zrzutów?

    Erozja kultury, to jeden z najważniejszych rozdziałów w traktacie Makhmalbafa. Łatwo zgodzić się z Anetą Pierzchowską, że „podróż głównej bohaterki nie jest jedynie metaforyczną podróżą po piekle”. Nie jest to jednak tylko kilkudniowa podróż w przestrzeni, ale także w historii, wprawdzie nam współczesnej, lecz znacznie dłuższej niż kilka dni. Na tle ruin materialnych w poszczególnych scenach i dialogach łatwo dostrzec ruiny dawnego ładu kulturalnego i moralnego oraz przerażające początki nowego.

[Druga szkoła: przemoc za przemoc]

     Nie wystarczą tylko uliczne lekcje unikania śmiercionośnych pułapek.

Potrzebne są także lekcje skutecznej odpowiedzi wrogom. Taką widzimy w drugiej ze wspomnianych już scen w talibańskiej szkole. Wyeksponowane w niej zostało ślepe posłuszeństwo, Koran i broń. Są to praktyczne lekcje płynące z historii, dla dzieci, aby w przyszłości mogły znaleźć w niej swoje miejsce.

    Gdy śmierć jest codziennością, na wyciągnięcie ręki, zmienia się do niej stosunek, zwłaszcza najmłodszych. Nie widać szans, by bohaterka była w stanie wytłumaczyć nastoletniemu chłopcu, dlaczego nie chce kupić od niego pierścionka, który zdarł z palca przypadkowo znalezionego szkieletu. Nie widać też w jego otoczeniu kogoś, kto jeszcze mógłby i chciałby to uczynić. Dotychczasowe kryteria dobra i zła przestają obowiązywać. W nowych warunkach śmierć może być przydatna. Czy tylko cudza?

[Pierwsze ofiary przemocy]

    Irański reżyser daleki jest od uproszczeń. Wskazując na zewnętrzne źródła zła jednocześnie obnaża je w talibskim rozwiązaniu odwołującym się do tradycji. Pierwszymi ofiarami są tu nie zewnętrzni wrogowie, ale najbliższe kobiety. Tradycyjny patriarchat przekształcił się w absolutną dominację mężczyzn. Kobiety, pozbawione prawa do nauki, do godziwego leczenia, pokazywania swej twarzy stały się niewolnicami mężczyzny występującego w roli mentora. Nie rezygnuje z niej nawet w sytuacji brutalnego rabunku, nie podejmuje nawet prób pertraktacji, podczas, gdy tylko kobiety i dzieci próbują coś ocalić. Makijaż to chyba ostatnia enklawa ich swobody, gdy same o sobie mogą decydować.

    W niezwykle sugestywnej scenie prania bielizny nie słychać głosów kobiet. Słychać za to rozciągający i wzmagający się w czasie  odgłos rytmicznego prania. W genialnym ujęciu całe zbiorowisko kobiet upodobnione zostało do jednej wielkiej pralki; są tu urzeczowione, sprowadzone do trybików wielkiej machiny.

[Siła słabych – ponura prognoza]

    Miarowy i potężniejący plusk wody na pustyni wokół niewielkiej studni. Coś niemożliwego stało się faktem dzięki ręcznej sile słabych. Echa tej siły słyszalne są też w dziwnej wędrówce kobiet do Kandaharu, gdy zamienia się ona w jakby jakieś sprawne manewry wojskowe, w których informacja przekazywana jest z ust do ust niczym na komendę „Kolejno odlicz!”. Echa te nie budzą pozytywnych skojarzeń. Brzmią jak przestroga. Dla kogo? Po pamiętnym 11 września ten niesamowity film przestał być tylko moralitetową przestrogą, a nabrał cech przenikliwej i jednocześnie ponurej prognozy.

    Na zło płynące z zewnątrz trzeba odpowiedzieć złem w kierunku, z którego ono pochodzi. Rodzi się swoista spirala zła. Czy istnieje wyjście?

[Wołanie o dialog]

    Nie odczuwamy, by główna bohaterka mimo oddalenia od rodzinnych stron przestała być muzułmanką, że jej rozmowa z lekarzem, gdy ten stwierdza, że nie  znalazł Boga, ale odnalazł ludzi, toczy się między obcymi sobie osobami. Obcości do nich nie odczuwali także pleszewscy widzowie mimo całej dla nas niezwykłości  i egzotyki scenerii czy obyczajów. Tragedia dzieci, kobiet, głównej bohaterki staje się dla nas równie dojmująca, jak oczywista jest moralna niemożliwość tej ostatniej kupna pierścionka zdartego ze zwłok. Koran można więc odczytywać inaczej, niż to czynią talibowie.

    Gdy dziś Osama Bin Laden wzywa świat islamski do wzniesienia się ponad dzielące go różnice w obliczu możliwego niebezpieczeństwa w celu zwarcia szeregów, głos Makhmalbafa skierowany jest daleko szerzej: wznieśmy się ponad podziały wyznaniowe i kulturowe, by przerwać spiralę zła; uczyńmy podstawą dialogu czysto ludzkie sprawy, gdyż podstawowe zasady moralne są uniwersalne. W kontekście pleszewskiej dyskusji uzasadnione i zrozumiałe stało się, przynajmniej dla części jej uczestników, nagrodzenie tego filmu w Cannes przez jury ekumeniczne. [archiwum prywatne]                                                                 

                                                                                                    Edward Szymański

 Pleszew, luty 2003

 

Część II

I N T E R P R E T A C J I   C I Ą G  D A L S Z Y

 Jak postawić Afganistan na nogi?

       Film Mohsena Makhmalbafa pozostanie w historii kina pozycją wyjątkową.  Pozostanie on migawką z  historii afgańskiego narodu w wyjątkowym dlań momencie dziejowym, migawką o niezwykłej sile artystycznego wyrazu odpowiadającej niezwykłemu tragizmowi sytuacji, tragizmowi, którego dzisiaj nie widać końca, którego miarą może być dwa miliony zabitych w siedemnastomilionowej populacji, 700 tysięcy okaleczonych afgańskich ciał oraz  4-5 milionów uchodźców,

      Profesor Legutko w Eseju o duszy polskiej przedstawia jej przygnębiający obraz. Ukazuje, jak przeszło 40 lat PRL-u odcisnęło na niej swe piętno deformacji, przy czym płaszczyzną odniesienia jest w tej diagnozie okres międzywojenny, krótki, choć niezwykle interesujący epizod suwerenności narodowej w ostatnich dwóch stuleciach. Jest odniesienie do kontekstu historycznego, ale  odniesienie się  do ówczesnego kontekstu globalnego jest ledwie sygnalizowane.

       Polacy w 1939 roku  nie potrafili swej suwerenności obronić. Buldożery historii -  jakby powiedział to profesor Legutko --  niejako zmełły polskie ciało i polską duszę. Jak to się odbywało? Film Makhmalbafa daje nam pewne wyobrażenie o tym, a jednocześnie stanowi wyjątkowo dobry pretekst do poruszenia problemu o relacji między duszą i ciałem narodu.

        Kandahar jest wielkim freskiem ukazującym deformowanie afgańskiej duszy poprzez okaleczanie afgańskiego ciała. To okaleczanie ukazywane jest w filmie dosłownie. Główna bohaterka podąża do swej siostry, która ma zamiar popełnić samobójstwo, gdyż nie może już dłużej znieść swej poniżającej sytuacje w jakiej się znalazła po utracie obu nóg. Dzieci w ulicznej lekcji uczą się unikania zabawek-pułapek, mających ich okaleczać.

       To okaleczanie jest więc systemowe, czynione z premedytacją, obliczone na złamanie duszy narodu. Jego cywilizacyjne skutki przedstawia niezwykła scena zrzutu protez do obozu prowadzonego przez polskie wolontariuszki, do którego podąża tłum Afgańczyków.

Wyścig szczurów

        Wyścigiem szczurów w duchu neoliberalnej kultury  nazywana bywa rywalizacja między  ludźmi w wyścigu o zajęcie jak najlepszej pozycji na drabinach społecznych. Do tej rywalizacji młodzi ludzie sposobieni są już od dziecka. Rodzice, szkoły, inne instytucje dbają,  by młodzież była do niej przygotowana, by przyswoiła jej reguły, by nie rezygnowała z uczestnictwa w niej przez całe życie.

        Widok tłumu jednonogich mężczyzn o kulach ścigających się w pustynnym piasku przedstawiony w surrealistycznej wizji niczym z obrazu  Salwadora  Dali zapada głęboko w pamięć. Zachwyca swym wyrafinowanym estetyzmem i przeraża swą treścią.

         O co ci mężczyźni w swym makabrycznym biegu się ścigają? O protezy dla siebie, swoich żon, swoich najbliższych.

         Oto wyścig, jaki urządził im cywilizowany świat. Protezy zrzucane są wszak z samolotu, a ich rozdziałem zajmują się pełne dobrych chęci  i  pomocne polskie pielęgniarki.

         Swą pozycję ścigających się  szczurów  w pustynnych piaskach Afgańscy mężczyźni zawdzięczają tym, którzy obiecali im pomagać: operatorom światowych buldożerów sterowanych z Moskwy  i Waszyngtonu. Symbolika tego obrazu jest tak olśniewająca, że aż niewidoczna się staje jej prostota.

Talibowie – dzieci wspólnej pomocy

          Do kogo adresowany jest ten poruszający film w obronie społeczeństwa afgańskiego i afgańskich kobiet? Do światowej opinii publicznej – odpowiedź wydaje się prosta.

           Czy jednak  światowa opinia publiczna zechce irańskiego reżysera wysłuchać i zrozumieć? To już nie jest oczywiste. Tragedia Afganistanu działa i  dzieje się na oczach świata, ale kogo  obchodzi los narodu żyjącego jakby poza wiodącymi w świecie standardami  cywilizacji?

            Skąd wzięli się talibowie? To wspólny  dorobek sowiecko-amerykańskiej pomocy. Łatwiej jest ujarzmić naród zamykając go w intelektualnej ciasnocie. Sowieci pozbywając się już  w 1980 roku  niemal całej inteligencji afgańskiej  i wywołując falę uchodźctwa dostarczyli Amerykanom „ludzkiego materiału”. Ci zaś z  pomocą władz  sąsiadujących z Afganistanem państw przekształcili go w armię fanatycznych wojowników. Wojowników mających walczyć z sowiecką armią. Więc walczyli dostarczoną im do ręki bronią.  Moskiewskie władze wycofały swe wojska, zrobiło się miejsce dla  władzy wojowników.

             Czy zdobyte  know-hawe  walki z potężnym mocarstwem wystarcza do zbudowania państwa spełniającego zachodnie kryteria? Talibowie starali się budować państwo według własnych wyobrażeń o  silnym i sprawnym państwie.

             Społeczeństwo afgańskie wyzwolone od groźby totalitaryzmu na modłę kremlowską znalazło się w szponach totalitaryzmu legitymizowanego Koranem.  

             „Kandahar” może się podobać kinomanom na całym świecie, ale czy władzom na Kremlu i w Białym domu? Talibowie obarczają ich sumienia. Woleliby o nich zapomnieć.

             Moskwa ostentacyjnie wycofała się z Afganistanu. A Waszyngton?

             Kto więc pozostał z możnych tego świata, kto mógłby praktycznie w czymś pomóc?   

Uzasadnienie polskiego wątku

             Wojska sowieckie obecne były w Afganistanie 10 lat, w Polsce – blisko 50.  Na przełomie lat 70-tych i 80-tych i tam, i tu doszło do dramatycznych wydarzeń.  .

             Decyzja o inwazji Afganistanu zapadła w tym samym kręgu decyzyjnym, w którym ważyły się sposoby rozwiązania kwestii polskiej i w czasach wyjątkowego zimnowojennego  napięcia. Już sam moment rozpoczęcia pontyfikatu przez papieża z Polski (październik 1978) stał się przyczyną eskalacji tych napięć. Po roku,  po jego wizycie w Polsce (czerwiec  1979) miała miejsce inwazja na Afganistan (grudzień 1979). W następnym roku (1980) powstała Solidarność. W końcu kwietnia następnego roku miał miejsce zamach na Prezydenta Reagana a 13 maja zamach na życie papieża. W grudniu w Polsce proklamowano stan wojenny.

           I wcale nie był to koniec „ciekawych czasów”.

           Z procesu rozpadu sowieckiego imperium Polska wyszła względnie cało, Afganistan został zrujnowany. Jak wygląda afgańskie ciało, jaki jest stan jego duszy? Jak postawić Afganistan na nogi?

             Polska miała jednak swojego papieża,   światowego formatu  autorytet z jego nieustającym nawoływaniem do nieużywania przemocy, nawoływaniem do dialogu. W czasie, gdy powstawał film to nawoływanie było ciągle słyszalne. Jak uczynić, by głos z  piekła uzasadnianego Koranem  dotarł do Watykanu?

             Reżyser uczynił chyba wszystko, co było możliwe. Obecność akurat polskich wolontariuszek w jednej z kluczowych scen filmu ma więc swoje uzasadnienie. Wszystko w filmie jest głęboko przemyślane.   

              A może to tylko moja nadinterpretacja? Może po prostu w tym niskobudżetowym filmie, w którym nie występuje żaden zawodowy aktor, akurat polskie amatorki znalazły się  „pod ręką”, niejako sytuacyjnie łatwo było je pozyskać do współpracy? Przecież mogło tak być. No i co z tego? Film żyje już własnym życiem i prowokuje do takich pytań.

              Wcale nie imputuję irańskiemu reżyserowi sprytu, by potrącić polską strunę, na którą papież był zawsze uczulony.  Nie przypisuję mu intencji, o których niczego nie jestem w stanie zasadnie orzekać. Zwyczajnie zauważam, że takie są moje domysły. Może znajdą jakieś potwierdzenie, może okażą  się kompletnie nieuzasadnione. Reżyser nadal udziela się w filmowej branży. A problem jest chyba niebagatelny.

Film jako ilustracja w refleksji nad globalizacją

            „Kandahar” miał swą premierę w maju 2001 roku na festiwalu w Cannes. Zdobył tam nagrodę jury ekumenicznego. Czy zasadnie?  Jest to bodaj jedyna nagroda, jaką to wybitne dzieło zdążyło zostać   wyróżnione. Cezurą stał się chyba  11 września 2001 roku, gdy atak na wieżowce WTC zmroził  szanse dialogu, nie tylko ekumenicznego. Afganistan nadal krwawi.

           Czy watykańska stolica nie była jednym z ważniejszych adresatów przesłania filmu „Kandahar”? Mówiąc w kwietniu 2001 roku (roku premiery filmu) do członków Papieskiej Akademii Nauk Społecznych o etycznych problemach globalizacji papież m. in. zauważa: 

       Problem polega na tym, że postęp techniczny i zmiany w stosunkach pracy dokonują się zbyt szybko, aby kultura mogła na nie właściwie zareagować.[http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/przemowienia/globalizacja_27042001.html        

       Co z postępu medycyny w świecie jest udziałem afgańskich kobiet? Co  afgańska kultura jest w stanie asymilować ze światowego postępu w wielu dziedzinach? Film irańskiego reżysera noże pełnić funkcję doskonałej ilustracji do papieskich rozważań o globalizacji.

        Sięgnijmy do późniejszej wypowiedzi papieża z 2004 roku:       

        Zdarza się często, że interesy partykularne oraz wymagania rynku biorą górę nad troską o wspólne dobro, co powoduje, że słabsi członkowie społeczeństwa zostają pozbawieni odpowiedniej ochrony, a całe narody i kultury muszą walczyć o przetrwanie.
Co więcej, z niepokojem obserwujemy typ globalizacji, pogarszającej warunki życia ludzi w potrzebie, i która nie przyczynia się w wystarczającym stopniu do rozwiązania problemów głodu, ubóstwa oraz nierówności społecznej, nie szanuje środowiska naturalnego. Te aspekty globalizacji mogą wywołać gwałtowne reakcje i doprowadzić do pojawienia się skrajnego nacjonalizmu, fanatyzmu religijnego, a nawet zamachów terrorystycznych.
[http://www.wyborylewicy.pl/wyborylewicy/index_stud.php?num=12]

         Ta wypowiedź może służyć za komentarz do filmu. Bo czego w nim nie ma, o czym papież mówi? Nawet problemy ekologiczne nietrudno wskazać: afgańska ziemia była i nadal jest „zaśmiecana” śmiercionośnymi minami.

          Film Makhmalbafa trafia w samo centrum papieskich zainteresowań: porusza kwestie kultury Afgańczyków nieprzygotowanej do korzystania z osiągnięć cywilizacyjnych współczesnego świata, co skutkuje  męczeństwem afgańskich kobiet czy fanatyzmem religijnym skąd już krok do terroryzmu z pogardą dla własnej śmierci.     

Empatyczna konkluzja

           Dużym zaskoczeniem stało się dla mnie zakończenie recenzji Kandaharu autorstwa Eweliny Nasiadko, jaką niedawno przeczytałem, pod trochę podobnym do  mojej pierwszej recenzji tytułem: Piekło na Ziemi.   Recenzja autorki, która może stanu wojennego nie pamięta, kończy się akapitem:

          Polecam ten film wszystkim, którym ludzkie cierpienie nie jest obojętne, choć miejscami przypomina on horror tylko dla widzów o supermocnych nerwach. Nie ma tu krwi, przemocy i otwartej brutalności, ale jest autentyczna tragedia, której symbolem są przeżywający ją, dzień po dniu, ludzie. To na pewno film dla wszystkich, którzy narzekają na otaczającą nas rzeczywistość - po projekcji "Kandaharu" uświadomią sobie, jak niesamowitym szczęściem jest urodzić się w Polsce.[http://www.filmweb.pl/f32303/Kandahar,2001/recenzje?review.id=352]

         Niezwykle trafne jest spostrzeżenie autorki, że  na oczach widzów nikogo w filmie nie zabito, a przecież śmierć czuje się za każdym pokazanym  progiem, za każdym pagórkiem. Powiedzieć można, że film jest piękny w swym obrazie i jednocześnie straszny w swym wyrazie.

       Jeszcze bardziej zaskakujące jest dla mnie ostatnie zdanie. Sądziłem, że jakieś porównania sytuacji w Polsce i w Afganistanie wymagają teoretycznej refleksji na bardzo wysokim poziomie abstrakcji. Okazuje się jednak, że podstawą  czy punktem wyjścia do  takich porównań może być empatyczna wrażliwość.

       W porównaniu do sytuacji w Afganistanie szczęściem jest urodzić się w Polsce -- konkluduje  autorka swą recenzję. A przecież w Polsce był stan wojenny!

       Więc może właśnie dlatego?

       To już pytania wykraczające chyba poza filmową recenzję.

 Pleszew, 24 lutego 2010

 

Część III

Uwagi poza recenzją

           Filmowa wycieczka w historię dość odległego geograficznie kraju jest okazją do kilku raczej luźnych uwag.

Wojna niewielkimi siłami

         Dość powszechnie są przekonania, że wojna w Afganistanie „wykończyła” gospodarczo Związek Sowiecki. Jak jednak podają dziś eksperci w żadnym roku tej długoletniej wojny nie pochłaniała ona więcej niż 2,5 %  budżetu przeznaczanego na podtrzymywanie przez sowieckie imperium swej kondycji militarnej, nie angażowała więcej niż 3% stanu osobowego armii. Toczona więc była przy marginalnym zaangażowaniu całego  potencjału zbrojnego. 

Najpierw wojna domowa

Zanim Sowieci weszli do Afganistanu miała tam miejsce swoista, wspomagana z Kremla wojna domowa, w której zginęło około 100 tyś. osób.

        Po rewolucji kwietniowej w 1988 roku Ludowo-Demokratyczna partia Afganistanu pod wodzą Taraka przystąpiła do rozprawiania się z opozycją, zmian struktury społecznej kraju, intensywnej kampanii antyreligijnej.  Wprowadzono masowy terror w którym zlikwidowano prawie całą afgańską elitę intelektualną. Reżimowi Taraka pomagali sowieccy „specjaliści” (około  5 tyś.)

       Sowieccy specjaliści uzyskali możliwość walki z narodem, dla którego motywacje religijne są bardzo ważne.  Wkrótce zrodził się w nim religijny fanatyzm.

Nie chcemy wkraczać…

      Taraki wielokrotnie zwracał się do Kremla o pomoc militarną (ponoć około 20 razy.) Kreml wielokrotnie odmawiał, a więc tym samym  mówił „Nie chcemy wprowadzać wojsk do Afganistanu”. Czy to oznacza, że przez cały ten czas nie było zagrożenia interwencją? Dla kogo takie zagrożenie nie istniało? To zależało od wyobraźni oceniających owo zagrożenie.

Zdobywanie wpływów

      Przeciwnicy stanu wojennego w Polsce chyba nie wyobrażają sobie innego sposobu początku użycia sowieckich czołgów i wojsk  niż  ostentacyjny  ich wjazd  przez nasze granice (Słynny dylemat: wejdą – nie wejdą?).

       Niby dlaczego tak mieliby zaczynać? Przecież Armia Czerwona już od dziesięcioleci znajdowała się na polskim terytorium.

       Warto prześledzić jak ostrożnie,  metodycznie, siłami KGB,  wykorzystując nastroje społeczne Kreml poszerzał i umacniał swoje wpływy w Afganistanie choćby od 1969 roku, gdy  afgańscy komuniści po raz pierwszy znaleźli się w parlamencie. 10 lat później, przed interwencją te wpływy były już potężne.

       Podobne wpływy w Polsce Kreml zdobył już w czasach stalinowskich (Stalin zmarł w 1953 roku). Później wystarczało te wpływy dyskretnie konserwować, co w przypadku państwa znajdującego się terytorialnie wewnątrz obozu, nie było specjalnie trudne.

Wykorzystać porażkę! – gra Afganistanem

        15 lutego 1989 roku – generał Borys Gromow piechotą przechodzi przez Most Przyjaźni na Amu-darii, będącej rzeką graniczną między ZSRR i  Afganistanem. Jako ostatni sowiecki żołnierz opuszcza ten kraj po dziewięcioletniej wojnie. Wojnie przegranej.

        Tę spektakularną i wyreżyserowaną scenę pokazywała polska telewizja, oglądał ją cały świat. Po co? Po co chwalić się porażką?

        By pokazać światu, że wojsk sowieckich już w Afganistanie nie ma. A jak ta scena mogła być odebrana przez świat islamski?  Z ulgą i z otuchą.

        Z ulgą, bo już nie potrzeba walczyć z jednym z potężnych  mocarstw, które wyciągnęło ręce  po zasoby będące w islamskim posiadaniu.

        Z otuchą, bo skoro dało się wygrać z jednym, dlaczego nie dałoby się wygrać z drugim?

        Czyim problemem stał się od tego dnia Afganistan?  Przeciwko komu teraz będzie zwrócona  broń, którą Afgańczycy mają w rękach, kto zechce skorzystać z ich umiejętności obsługi tej broni, a nawet umiejętności zdobywania nowych umiejętności?

Pomoc mocarstw

        Nigdy nie jest bezinteresowna. Każde mocarstwo, obojętnie czy upadające, czy kontentujące  się swą pozycją, czy dopiero wchodzące na światową scenę zabiega przede wszystkim o własną pozycję w rozgrywkach ze swoimi konkurentami. Interesy partnerów mniejszych nigdy w  wielkomocarstwowej perspektywie nie będą celem samym w sobie, zawsze będą traktowane instrumentalnie.

        Z wielorako rozumianej pomocy Wielkiego Brata,  polska elita polityczna korzystała przez dziesiątki lat. Ba, elita ta była niemal od podstaw z tą pomocą tworzona. Inna, na podstawie nieformalnej,  ale respektowanej przez świat  umowy jałtańskiej nie miała prawa istnienia.

       Solidarnościowe elity opozycyjne korzystały z amerykańskiej pomocy ledwie kilka lat. Masowy ruch solidarnościowy  zrodził się jednak bez amerykańskiej pomocy, jako dorobek  polskich aspiracji wolnościowych.

        Nawet dzisiaj nietrudno o osoby wywodzące się z jednej czy drugiej elity wzajemnie posądzających się o zdradę narodowych interesów,  czego korzystanie z pomocy obcego mocarstwa  ma być świadectwem.  A przecież to wielkie mocarstwa przesądziły o losie Polski odmawiając jej prawa do samostanowienia o sobie, przesądziły o tym, że polska dusza i polskie ciało doznały potwornych okaleczeń.

        Twórcy stanu wojennego są przez wielu głośnych krytyków oskarżani o zdradę interesów narodowych.  Ci sami krytycy nie pamiętają zdrady tych, dzięki którym  musiało do stanu wojennego dojść, by wyrwać Polskę z ich rozgrywek między sobą.

        Jak to się  stało, że Polska nie podzieliła losu Afganistanu? Odpowiedzi na to pytanie  ma m.in. służyć cykl niniejszych artykułów.

                                                                                                                                        Edward M. Szymański

 Źródła:

  1.  Jan Paweł II: Globalizacja i etyka, [http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/przemowienia/globalizacja_27042001.html]
  2. Jan Paweł II: O globalizacji, [http://www.wyborylewicy.pl/wyborylewicy/index_stud.php?num=12]
  3. Ewelina Nasiadko: Piekło na Ziemi, [http://www.filmweb.pl/f32303/Kandahar,2001/recenzje?review.id=352]