JustPaste.it

"Polemika” z nieżyjącym... Część druga .

...czyli uwagi do książki prof. L. Kołakowskiego „Czy Pan Bóg jest szczęśliwy i inne pytania”.

...czyli uwagi do książki prof. L. Kołakowskiego „Czy Pan Bóg jest szczęśliwy i inne pytania”.

 

W  dalszej  części  książki  Prof.  Kołakowski  wspomina  o  buddyzmie.  Czasem  ktoś  mówi,  że  jest  to  system  filozoficzny,  czasem  że  religia.  Wydaje  mi  się,  że  jest  to  religia,  bo  już  tak  grubą  warstwą  mitów,  legend  i  różnych  transformacji  obrosła  ta  filozofia  życia,  że  niewątpliwie  stała  się  religią.  Tak  też  mówi  o  tym  „Zarys  dziejów  religii”  Bellingera. 

Pewnego  razu  Buddę  kusił  kusiciel.  Nazywał  się  Mara,  niektórzy  mówią  Mary.  Był  bytem  złym  i  innym  niż  nasz.  W  tym  przypadku  nasz  znaczy  materialny.  Mara  był  demonem,  który  zwodzi  ludzi  by  odwieść  ich  od  ścieżki  wiodącej  ku  wyzwoleniu.  Nakłaniał  Buddę  do  samobójstwa,  tłumacząc  mu,  że  w  ten  sposób  dużo  szybciej  osiągnie  nirwanę.  Budda  nie  przystał  na  „propozycję”  bytu.  Ale  skoro  ten  byt  nie  był  stworzycielem,  to  w  kreacjonizmie  musi  być  jeszcze  jakiś  inny  byt,  różny  od  niego – stworzyciel.  Budda  nie  wspomina  o  stworzycielu,  ani  o  jakimkolwiek  systemie  poza  kreacjonistycznym,  jednak  z  uwagi  na  to,  że  świat  istnieje,  trzeba  coś  założyć.  Dla  jasności  wywodów  założymy,  że  stworzyciel,  to  chrześcijański,  a  w  szczególności  katolicki  Stwórca – Pan  Bóg,  jak  zresztą  chce  ta  religia.  Jeżeli  zgodnie  z  założeniem  Buddy,  który  w  młodości  miał  komfortowe  warunki  przyjmiemy,  że  życie  jest  cierpieniem,  znaczyłoby  to,  że  Stwórca,  czyli  chrześcijański  Pan  Bóg  nie  okazał  się  geniuszem.  Zgodnie  z  tym  Budda  zalecał  ucieczkę  z  miejsca,  na  którym  Pan  Bóg  stworzył  życie.  Ucieczkę  OD  życia,  ale  nie  w  sensie  fizycznym.  Sprzeciwił  się  Stwórcy.

Dostrzegł  mianowicie,  iż  podstawowe  zło  w  świecie  (chrześcijańskiego  Boga)  wiąże  się  z  sobą  jak  przyczyna  ze  skutkiem.  Poznał  on  ‘w  prawdzie’: 

1.  ‘To  jest  cierpienie’.

2.  ‘To  jest  przyczyna  cierpienia’.

3.  ‘To  jest  przezwyciężenie  cierpienia’.

I  wyciągnął  z  tych  trzech  zdań  logiczną  konsekwencję.

4.  ‘To  jest  droga  prowadząca  do  przezwyciężenia  cierpienia’ . *  

Rozumiał,  że  każdy  przejaw  życia  jest  cierpieniem,  że  wszystko  tu  jest  cierpieniem,  że  przed  tym  trzeba  się  bronić.  W  kazaniu  z  Benares  (właściwie  było  to  kazanie  w  Sarnach  koło  Benares)  mówił,  że:  Narodziny  są  cierpieniem,  starość  jest  cierpieniem,  choroba  jest  cierpieniem,  umieranie  jest  cierpieniem.  Być  złączonym  z  niekochanymi  jest  cierpieniem.  Być  rozłączonym  z  kochanymi  jest  cierpieniem.  Nieosiąganie  tego,  czego  się  pożąda,  jest  cierpieniem.  Słowem – przywiązanie  do  pięciu  przedmiotów  uchwytnych  jest  cierpieniem. *  

Według  niego  jest  tylko  jeden  sposób  na  uniknięcie  tego  „przeznaczenia” – ucieczka  w  nicość.  Może  tu  jest  analogia  między  tymi  dwoma  wyznaniami – katolicyzmem  i  buddyzmem?  Buddysta  ucieka  od  cierpienia,  chrześcijanin  od  grzechu.  Tak  jak  cierpienie,  tak  i  grzech  jest  wszędzie.  W  każdym  przejawie  życia;  w  domu,  w  pracy,  w  odpoczynku,  a  nawet  w  marzeniach  sennych,  które  nie  zależą  od  naszej  woli.  Pokusy  tego  świata  są  silne  i  aby  uniknąć  grzechu  „związanego”  nam  przez  Chrystusa  Pana  w  formę  myśli,  mowy  i  uczynku,  do  czego  Kościół  dodał  jeszcze  „zaniedbanie”  (widocznie  księżom  brakowało  pieniędzy  na  kapłony,  koniaki  i  konkubiny),  musimy  uciekać  w  modlitwę,  spowiedź,  komunię,  bierzmowanie,  itp.  W  przypadku  chrześcijanina  „ucieczka”  DO  Kościoła  jest  jedyną  droga  ratunku  przed  wiecznym  potępieniem,  czyli  przetrwaniu  pośmiertnym  w  warunkach  skrajnie  niekorzystnych  dla  naszej  duszy.  Ale  w  przeciwieństwie  do  buddyzmu,  nie  możemy  sami  świadomie  „uciekać  od  świata”  na  którym  żyjemy,  takie  postąpienie  jest  grzechem,  a  przynajmniej  było  do  niedawna.  Na  kursach  „Metody  Silwy”  obserwowano  wielu  kaznodziei,  bo  medytacja  w  Kościele  jest  dopuszczalna,  ale  nie  medytacja  transcendentalna,  a  jedynie  chrześcijańska,  w  imię  Chrystusa,  Pana  Boga  czy  jakichś  świętych.  Świat  jest  stworzony  przez  Boga  i  tylko  On  decyduje  o  tym,  co  się  tu  dzieje,  a  zatem  o  chwili  i  sposobie  odejścia  „do  jego  przybytków”.  Ponieważ  wszystko,  co  dzieje  się  na  ziemi  jest  Jego  wolą,  a  nie  wolno  nam  od  niej  uciekać  inaczej  jak  tylko  „po  katolicku”,  więc  każdy  ma  „uciekać”  tak,  jak  On  na  to  pozwala,  a  to  ustala  Kościół  i – przeważnie  każe  cierpieć  i  „uciekać”  w  modlitwę  mówiąc:  „niezbadane  są  wyroki  nieba”.  [Zatem  buddyści,  którzy  w  niebie – może  przed  Chrystusem  będą  „zdawać  sprawę  z  włodarstwa  swego”  tłumacząc  się  tym,  że  oni  niczego  złego  na  ziemi  nie  czynili,  usłyszą  odpowiedź:  „Ja  wam  wybaczam,  ale  co  NA  TO  Duch?  Zgodnie  z  tym  co  powiedziałem – grzechy  przeciwko  mnie  są  wam  wybaczone,  ale  przeciw  Duchowi  nie.  Widocznie  Duch  ma  inny  charakter.  Ulepiony  jest  z  „innej  gliny”.] 

Buddyzm  jest  ucieczką  od  namacalnego  dzieła  Stwórcy,  od  świata  stworzonego  przez  Pana  Boga.  Zdaniem  Buddy,  życie  na  tej  planecie  nie  jest  zabawą  w  piaskownicy  (a  chcielibyśmy,  żeby  było),  tylko  walką  z  niekończącym  się  cierpieniem.  Któryś  z  niedawno  żyjących  filozofów  powiedział,  że  życie  ludzkie  do  tego  stopnia  usłane  jest  cierpieniami,  że  z  logicznego  punktu  widzenia  nie  powinno  było  zaistnieć.  Był  to  prawdopodobnie  Schopenhauer.  Jeżeli  uznamy  to  za  prawdę,  a  jak  już  pisałem  arystotelesowska,  czy  może  platońska  definicja  prawdy  jest  to  zgodność  oceny  z  rzeczywistością,  a  zatem  będziemy  musieli  uznać  to  stwierdzenie  za  prawdę  dlatego,  ponieważ  80%  świata  to  nędza,  a  w  związku  z  tym  jest  to  przykład,  jakiego  życia  nie  należy  tworzyć – no  chyba,  że  zgodzimy  się  z  katechizmowym  stwierdzeniem,  że  Bóg,  w  samym  sobie  nieskończenie  doskonały  i  szczęśliwy,  zamysłem  czystej  dobroci… ** i  zaakceptujemy  wobec  Niego  naszą  rolę  czynienia  go  szczęśliwym,  a  to  oznacza  szczęśliwszym  niż  był.  Z  zacytowanego  zdania  wiemy,  że  przed  stworzeniem  też  był  szczęśliwy,  więc  przysparzamy  Mu  szczęścia,  a  wydaje  się,  że  w  przypadku  Bytu  Absolutnego  jakakolwiek  gradacja  jest  niemożliwa,  chyba,  że  tym  bytem  jest  biblijny  Pan – ojciec  Jezusa – „winogrodnik”.***  O  ile  w  chrześcijaństwie  obowiązuje  “Dekalog”,  czyli  10  przykazań,  to  w  buddyzmie  jest  ich  mniej.  Zabrania  się:  zabijania,  kradzieży,  kłamstwa,  picia  napojów  upajających  i  prowadzenia  życia  nieczystego.****  Nie  ma  tu  żadnej  wzmianki  o  miłości  czy  szacunku  do  Stwórcy,  który  w  przypadku  „Dekalogu”  przykazaniami  pierwszymi  determinuje  resztę  przykazań  jako  jego  zalecenie,  a  nie  jako  forma  moralności,  która  niezależnie  od  jego  woli  powinna  być  na  świecie  przestrzegana.  Buddyzm  nakazuje  jednakowy  szacunek  do  wszystkich  istot,  i  ucieczkę  OD  takiego  świata  jaki  przez  Niego  został  stworzony.  Chrześcijaństwo  natomiast  zaleca  nam  cierpienie  i  życie  DLA  Stwórcy,  i  tu  jest  przeciwne  buddyzmowi.  Jeżeli  życie  jest  cierpieniem,  a  stworzone  jest  świadomie  jak  mówi  o  tym  Katechizm  Kościoła  Katolickiego,  to  w  warunkach  ziemskich  taką  istotę  nazwalibyśmy  sadystą,  a  świadomie  i  z  lubością  cierpiące  istoty  masochistami.

 *        „Leksykon  religii  świata” – Gerhard  J.  Bellinger. 

**      „Katechizm  Kościoła  Katolickiego?  Wstęp.

***    „Nowy  Testament” – Ewangelia  wg  św.  Jana’

****  „Zarys  dziejów  religii” – praca  zbiorowa.  (Religie  Indii – opracowanie

          Eugeniusz  Słuszkiewicz.)