JustPaste.it

SAD czyli smutas szkodliwy również na wiosnę!

W zeszłym roku napisałem artykuł dotyczący jesiennej depresji tzw. SAD. Nie spodziewałem się, że temat ten jest aktualny także podczas przesilenia zimowo-wiosennego.

W zeszłym roku napisałem artykuł dotyczący jesiennej depresji tzw. SAD. Nie spodziewałem się, że temat ten jest aktualny także podczas przesilenia zimowo-wiosennego.

 

Większość zmian, na jakie narażony jest nasz organizm nie wpływa na nas najlepiej. To fakt. Kiedy pewnego marcowego poranka, gdy słońce już zaglądało przez okna, a ja nie mogłem zwlec się z łóżka, oczy nie chciały mi się otworzyć, a moje ciało odmawiało posłuszeństwa chcąc dalej tkwić w pozycji "standby", pomyślałem, coś jest nie tak.

Tego dnia na treningu tenisa z moim podopiecznym Mariuszem okazało się, że jego również dotyczy ten problem. Idzie wiosna, a my jak niedźwiedzie. Powinniśmy kipieć energią , a tymczasem tak ciężko nam się przestawić. Okazuje się, że SAD jest aktywny nie tylko jesienią. Daje o sobie znać również wtedy, kiedy powinniśmy zbudzić się z zimowego letargu i pełni energii przystąpić do działania. Lekarstwo jest jedno i na nas tego dnia zadziałało - ruch. Trening był kiepski, ale efekt miał taki, że rozpoczął terapię, która już po paru dniach dała wspaniały efekt - CHCE MI SIĘ!!!

Wiem, poniższy tekst dotyczy jesieni, jednak remedium na bolączkę o której piszę powyzej jest uniwersalne. Zapraszam do lektury.

Październik i listopad. Jako ssaki powinniśmy najlepiej położyć się do jaskiń, przeciągle ziewnąć i zapaść w błogi jesienny sen. Obudzić się gdzieś w grudniu i zacząć ubierać choinkę. Chyba, że ktoś nie lubi atmosfery świąt. Niestety, jest to mało realny scenariusz. Trzeba podjąć walkę z wszechogarniającą szarzyzną, która chcąc nie chcąc odciska swe piętno w naszym wrażliwym na piękno umyśle. Albo się poddać. A to z kolei mało atrakcyjny scenariusz. Kto jako reżyser dzieła pod tytułem „Moje życie” chciały na podstawie takiego skryptu kręcić film? Niestety wielu z nas musi przyznać, że to robi. Dopada nas jesienny syndrom nazywany sezonowym zaburzeniem nastroju, z angielskiego „Sesonal Affective Dissorder” w skrócie SAD, czyli „smutny”. Można by jeszcze ten skrót rozwinąć: Smutny, Apatyczny, Do bani. I są to chyba najlepsze określenia na nasze samopoczucie, jesteśmy ospali, ociężali, nie mamy ochoty na większość rzeczy, które jeszcze kilka miesięcy wcześniej sprawiały nam tyle frajdy.

Co roku jesienią ok. 10% Polaków boryka się z tą przypadłością. Dotknięci SAD dużo śpimy, a mimo to ciągle odczuwamy senność, brak energii, za to pojawia się u nas wilczy apetyt w szczególności na słodycze. e51cd30d12f9eeea1ff98171f7ca776d.gifJesienne obniżenie nastroju ma swoje naukowe uzasadnienie i zgodnie z tym, co twierdzą specjaliści jest przede wszystkim wynikiem niedoboru światła słonecznego. Jego natężenie jest w październiku dwu-trzykrotnie niższe niż w słoneczny wiosenny dzień i (uwaga!) aż 100 razy niższe niż latem na plaży!!! Wstajemy rano – ciemno, wracamy po pracy do domu – ciemno. W takich warunkach nasz organizm zaczyna produkować więcej melatoniny - hormonu, którego nadmiar powoduje, że jesteśmy senni i apatyczni. Ale przecież człowiek to nie sama chemia.

Zagłębiając się w wymiar psychologiczny naszego stanu, jesienna chandra czy wręcz depresja, jak ją niektórzy określają, jest reakcją na utratę słonecznego ciepła, lata, beztroski związanej z wakacyjnym czasem, kiedy to podejmujemy masę różnych aktywności na świeżym powietrzu, często do późnego wieczora. Nasz dzień jest dłuższy, pełen wrażeń. Na świat i na to, co nas czeka patrzymy z optymizmem, cechuje nas większa pewność siebie. Tymczasem w jesienną szarugę, gdy świat jest ponury, jakoś tak trudno o optymizm, a wiara we własne siły znacznie podupada. Zadania zaczynają nas przerastać, trudności wyzwalają agresję, jesteśmy jak Syzyf, nasz kamień jest coraz cięższy, a szczyt zamiast się zbliżać robi się coraz dalszy. Fatalnie. Powraca pokusa jaskini i snu spasionego niedźwiedzia. Na dodatek patrząc w lustro dochodzimy do wniosku, że nasz wygląd jest mocno do tego niedźwiedziego zbliżony. A nic tak nie deprymuje, jak nie akceptacja siebie i poczucie braku atrakcyjności. Ale dosyć użalania się! Odrzućmy mrzonki i zastanówmy się nad naszą sytuacją. Może nie jest tak źle, jak na to wygląda. Owszem, do wiosny jeszcze szmat czasu, a zima zapewne nie będzie mroźna, śnieżna i słoneczna jak w Laponii. Trzeba jakoś ten czas przetrwać, przeczekać. Przecież to nie jest dobry moment by wprowadzać zmiany w swoim życiu. Nic się nie chce i na pewno nie uda. A tu jeszcze jakiś naiwniak próbuje zarażać optymizmem i wiarą we własne możliwości. Owszem i to jeszcze jak!

Piszę z perspektywy „nas”, ponieważ jestem człowiekiem z krwi i kości, nie cyborgiem zaprogramowanym na „optymizm bez pokrycia” i identyfikuję się z tymi jesiennymi problemami dużej części z nas. Mnie też się czasami nie chce, też uważam, że bez sensu i po co, a Gandalf Szary wpadł w czeluści Khazad-dum, bo był szary. I dopiero, gdy zaznał tej czerni otchłani, powrócił jako Gandalf Biały i dalej już było dobrze. To taka parafraza tego, co i mnie się przytrafiło, kiedy na własne życzenie poddałem się upadkowi w otchłań obżarstwa, apatii, nic nie robienia. Ale powróciłem. Powiem jedynie tyle, że ładnych parę lat trwała taka moja życiowa ciemność. Ale to już przeszłość. 

Filozofując nieco, szarość jest czymś pośrednim między bielą a czernią, czymś neutralnym, dobrym punktem wyjścia. Jeśli tak na to spojrzeć okazuje się, że jesteśmy w całkiem dobrym położeniu i mamy możliwość wyboru. Skierujmy się zatem ku jasnej „stronie mocy”.


O dobrodziejstwach ruchu, jako antidotum na rozmaite dolegliwości ciała i ducha pisano i pisze się bardzo szeroko. Wpisanie w wyszukiwarkę hasła „ruch to zdrowie” skutkuje pojawieniem się w tempie błyskawicy 832.000 odnośników. Właściwie jest to tak już wytarty slogan, że aż działa drażniąco, szczególnie, kiedy chcemy mieć posągową sylwetkę, końskie zdrowie i mnóstwo wolnego czasu na przyjemności, a już najlepiej w połączeniu z dobrą posadą, wspaniałą kochającą rodziną, pięknym domem z ogrodem i dwoma luksusowymi autami w garażu. Ideał. I kto teraz nie parsknął ironicznym śmiechem i pomyślał „niemożliwe” niech pierwszy rzuci kamień, niech rzuci. Nie twierdzę, że wszystko z wymienionych posiadam, ale pracuję nad tym.

O! I tu jest pies pogrzebany, z całym szacunkiem dla kynologii. Otóż wszystko rozgrywa się na samym początku, w momencie, gdy rozważamy podjęcie jakiejś decyzji, jakiegoś kroku, zakładając efekt końcowy ewentualnych działań, pojawia się moment, w którym decydujemy czy jest to realne do osiągnięcia. I prawda jest taka, że im bardziej stan faktyczny odbiega od naszych marzeń tym częściej zadowalamy się skwitowaniem naszych zamierzeń słowem: „niemożliwe”. Dlaczego??? Wyrzućmy to okropne słowo z naszego słownika. No dobrze, niemożliwe jest trzaśnięcie obrotowymi drzwiami, poza tym wszystko inne możliwe jest. Niech to będzie nasze postanowienie tej jesieni. Pewnie, że wiele rzeczy jest nieosiągalnych od razu, chodzi tylko o to, aby krok po kroku się do nich zbliżać. Amerykanie znani z pozytywnego podejścia do wszystkiego mówią „possible but not probable” – możliwe, choć nieprawdopodobne. Prawda, że zmienia to postać rzeczy? Zacznijmy robić nieprawdopodobne rzeczy, ale powoli, konsekwentnie i z rozmysłem, a efekty będą zaskakujące. Dla nas i dla otoczenia. Dążmy do naszego ideału. Co z tego, że jest odległy. Z każdym kolejnym dniem zacznie się stawać coraz bliższy. Weźmy go na cel i nie spuszczajmy z oka – to pomaga. Zatem jeśli marzysz o dobrym samopoczuciu i atrakcyjnym wyglądzie – ćwicz!


Ćwiczyć można wszędzie, o każdej porze dnia i nie ma od tego żadnej wymówki, chyba, że jej usilnie poszukamy. Znaleźć jest łatwo. Pamiętajmy wszakże, że doba tej atrakcyjnej brunetki z klatki obok, czy tego kumpla, który zawsze ma powodzenie ma też 24 godziny, oni również pracują i, co dziwne, też mają obowiązki w domu. I zamiast szukać, gdzie jest ukryty ten haczyk, zastanówmy się nad własnym rozkładem dnia. Co można zrobić, aby znaleźć czas na choćby trzy półgodzinne treningi w tygodniu. Wystarczy na początek. Już po 2 tygodniach zauważymy różnicę w naszym samopoczuciu. Zgoda, może będziemy mieć trochę zakwasów, ale na skutek wydzielania się endorfin, czyli hormonów szczęścia, jakie powoduje ruch, poczujemy się lepiej. To właśnie wysiłek fizyczny wyzwala energię w naszym organizmie, dzięki czemu wprowadzamy się fizycznie w stan, w jakim byliśmy wiosną czy latem. Reszty dopełniają wspomniane endorfiny.

Sceptycy powiedzą, że to nic nie da. Na wyobraźnię działają muskularni faceci, promujący w telewizji cudowne maszyny do ćwiczeń, dzięki którym bez wysiłku można osiągnąć wymarzoną sylwetkę. Kto chce niech wierzy. Ćwicząc trzy razy w tygodniu też nie można. Ale jakże znacząco można ją poprawić w porównaniu do nie robienia niczego. Poza tym te trzy razy to dopiero początek, kto zasmakuje, będzie chciał więcej. Pojawią się pierwsze sukcesy – po około dwóch tygodniach: lepsza kondycja, czynności, które przyprawiały nas o ciężkie sapanie staną się lżejsze. Zaczniemy lepiej i głębiej spać, a nasz codzienny wypoczynek będzie intensywniejszy zgodnie z maksymą mówiącą, że aby dobrze wypocząć trzeba się najpierw solidnie zmęczyć (sam na to wpadłem już przed wieloma laty). Jeżeli rozmiary naszego pasa nam wcześniej nie odpowiadały – niespodzianka - przesuniemy pasek o jedną dziurkę ciaśniej. Zauważymy również, że ta jesień wcale nie jest aż taka szara jak się na początku wydawało. To wszystko może stać się naszym udziałem, jeśli podejmiemy decyzję o aktywnym samo leczeniu się z jesiennej smuty. No dobrze, ale co i jak ćwiczyć.

Tu wachlarz możliwości jest bardzo szeroki, właściwie można robić wszystko, co jest związane z ruchem i sprawia nam przyjemność, od intensywnego spaceru, po wieczorną wspinaczkę w ruinach zamku. Jeśli uciekamy koszem z zakupami po parkingu hipermarketu, bo akurat kierowca darmowego autobusu ma skłonności do głupich żartów – też jest to niezły trening. Najważniejsze w tym wszystkim jest, aby odnaleźć w ruszaniu się przyjemność i robić to regularnie. Warto też wyrobić w sobie przekonanie, że ćwiczymy dla siebie, a jeśli oszukujemy, to tylko samych siebie, bo tak jest w istocie. I najważniejsza rada – nie zaczynajmy niczego od poniedziałku, bo nie to oznacza, że nie zaczniemy nigdy. Mam wielu znajomych, którzy zaczynają od poniedziałku... i tak już któryś raz z kolei zaczynają. Jeśli chcemy coś zrobić, zróbmy to od teraz. To działa. Czasem się nie chce, brakuje motywacji. Wtedy najlepszym sposobem jest przebranie się w strój treningowy i założenie sportowych butów – z tego miejsca trudno już się wycofać. To samo działa, gdy mówimy „nie, dziś jestem zmęczony” – zakładaj dres i buty. Czasem najlepsze treningi wychodzą człowiekowi właśnie w dni, kiedy wydaje mu się, że nie da rady. Wtedy podwójna satysfakcja gwarantowana.


I tak krocząc od jednego do drugiego małego zwycięstwa nad samym sobą po kilku tygodniach zaczynamy dostrzegać wyraźne zmiany, w tym największą - otaczająca rzeczywistość przestała być szara. I wcale nie chodzi tylko o to, że upłynął czas. Pamiętajmy od tej jesieni, że niemożliwe nie istnieje. Motywacja drzemie w nas samych trzeba tylko ją w sobie obudzić, a to każdy z nas wie najlepiej jak. A najbliżsi niech nam w tym pomogą. A najlepiej niech ćwiczą razem z nami, wtedy będzie nas więcej – aktywnych, uśmiechniętych, pozytywnie nastawionych ludzi, kontrastujących z szarością otaczającego nas krajobrazu.