JustPaste.it

"Polemika” z nieżyjącym... Część trzecia - spowiedź

...czyli uwagi do książki prof. L. Kołakowskiego „Czy Pan Bóg jest szczęśliwy i inne pytania”.

...czyli uwagi do książki prof. L. Kołakowskiego „Czy Pan Bóg jest szczęśliwy i inne pytania”.

 

 Z  uwagi  na  małą  poczytność  tego  typu  artykułów,  nie  będę  się  rozpisywał  o  tej  książce.  Ten,  w  którym  poruszam  temat  spowiedzi  jest  przedostatnim.  Ostatni  to  Judasz,  a  właściwie  jego  grzech  i  nawrócenie. 

W  swojej  książce,  w  jej  czwartej  części  zatytułowanej  „O  tym  co  dobre  i  prawdziwe”  prof.  Kołakowski  tak  pisze  o  spowiedzi:  „Teorie  natury  ludzkiej,  a  zwłaszcza  dobrej,  szlachetnej  natury  ludzkiej,  znieprawionej  przez  warunki  społeczne,  łatwo  nadają  się  do  tego,  by  usprawiedliwić  ucisk  i  przemoc.  Opis  tutaj  użyty  nie  głosi  żadnych  takich  pretensji,  przyznaje,  że  nie  jest  wyprowadzony  z  faktów,  zakłada  natomiast,  że  wiemy,  co  to  znaczy  czynić  dobro  i  zło.  Jest  przeto  ważne,  byśmy  wiedzieli,  kiedy  zło  czynimy.  Ma  temu  służyć  instytucja  spowiedzi  indywidualnej.  Kiedyś,  gdy  świat  był  prosty,  a  ja  młody  (a  może  odwrotnie),  sądziłem,  że  jest  to  instytucja  służąca  tylko  utrwaleniu  władzy  Kościoła  nad  duszami  za  pomocą  ognia  piekielnego.  Jest  to  oczywiście  narzędzie  władzy  nad  duszami,  ale  jest  także  urządzeniem,  dzięki  któremu  jednostka  uświadamia  sobie  zło,  które  czyni”. 

Spowiedź  indywidualna  powstała  gdzieś  za  Paschalisa  II,  niektórzy  utrzymują,  że  już  za  czasów  Grzegorza  Wielkiego,  a  na  Soborze  Laterańskim  IV  sprecyzowano  zasady  pokuty.  Konfesjonał  natomiast  wprowadzono  na  Soborze  Trydenckim  (1545-1563),  czyli  ponad  300  lat  później  niż  spowiedź,  ale  nie  o  daty  nam  chodzi,  tylko  o  sens  spowiedzi.  W  czasie,  gdy  powstała  spowiedź  indywidualna  nie  myślano  tak  społecznie  i  głęboko  jak  przedstawia  to  prof.  Kołakowski.  Społeczeństwo,  to  był  feudał  i  ksiądz.  Myślano  wówczas – moje  królestwo,  moje  hrabstwo,  moje  włości.  Zło  i  dobro  pojmowano  raczej  w  kategoriach  życia  duchowego,  czyny  podlegały  osądowi  w  kontekście  wiary  lub  postrzegano  je  wyłącznie  jako  interes  indywidualny,  a  dopiero  poprzez  nie  zbiorowy  i  to  wówczas,  gdy  zaszła  tego  konieczność.  Świadomość  zależała  od  posiadanej  na  danym  terenie  władzy  i  spełniania  uczynków  „miłych  Bogu”,  a  miłe  Bogu  były  wszystkie  na  rzecz  papiestwa  i  wystąpienia  przeciw  poganom – nie  inaczej.  Gdyby  zapytać  o  dobro,  czy  zło,  Bazylego  II – Bułgarobójcę,  odpowiedź  byłaby  zapewne  taka  sama,  jak  w  przypadku  zadania  tego  pytania  200  lat  wcześniej  panującemu  Karolowi  Wielkiemu  i  „karczującego”  Sasów  tzn.,  wykroczenia  przeciwko  Bogu  są  złem,  i  trzeba  je  usunąć  choćby  oślepiając,  albo  zabijając.  Poza  tym  trzeba  powiększać  swoje  królestwo.  Epoka,  w  której  żyli  ci  władcy  była  trochę  wcześniejsza  niż  epoka  Soboru  Laterańskiego,  ale   pojmowanie  dobra  i  zła  było  takie  samo  jak  wówczas,  kiedy  wprowadzono  spowiedź  i  zupełnie  inne  niż  współczesne.

Prawo  cywilne,  które  z  czasem  w  Polsce  nakazywało  płacić  panu  za  zabicie  chłopa  60  groszy  praskich,  dyktowało  zasady  moralność.  Nigdy  spowiedź.  Spowiedź  nie  przyczyniała  się  do  umniejszenia  praktyk  zakazanych  przez  prawo  świeckie,  a  kościelne  nakazywało  wręcz  przekraczać  zasady  moralności  świeckiej  i  w  imię  Boga  robić  wszystko  co  świecko-niemoralne.  (Zobaczmy  księdza   z   trylogii   H.  Sienkiewicza,  odprawiającego  mszę  św.  zakrwawionymi  rękami  i  twierdzącemu,  że  to  miłe  Bogu,  bo  to  krew  pogańska.)  Proszę  sobie  wyobrazić  spowiadającego  się  Wikinga,  handlarza  niewolników,  kolonizatora  Ameryki  mordującego  Indian,  czy  tamtejszego  plantatora – właściciela  niewolników.  Ci  plantatorzy  zajeżdżali  do  kościołów  eleganckimi  powozami  i  spowiadali  się  z – niewiadomo  czego,  ale  nigdy  z  popierania  niewolnictwa  i  odbierania  tym  ludziom  człowieczeństwa.  

Spowiedź,  poprzez  dużo  ściślejszą  kontrolę  społeczną,  przyczyniała  się  tylko  do  umocnienia  władzy  kościelnej.  W  Hiszpanii  za  gen.  Franko  spowiednik  miał  obowiązek  donoszenia  władzom  świeckim  o  przestępstwach  politycznych  spowiadającego  się.  Tylko  byt  kształtuje  świadomość.  Kler  posiadający  w  dawnych  czasach  ogromne  majątki,  wiedział  doskonale,  że  jego  byt  materialny  zależy  od  ich  wielkości  i  ilości  posiadanych  chłopów.  Tak  samo  było  ze  szlachtą.  Uszlachetnianie  społeczeństwa  na  ich,  czyli  na  księdza  i  szlachcica  rzecz,  następowało  przez  spowiedź  i  rachunek  sumienia – to  prawda.  Było  to  jednak  uszlachetnianie  się  w  stosunku  do  Boga,  który  tak  urządził  świat,  że  był  ksiądz  i  był  szlachcic,  a  jeżeli  w  stosunku  do  społeczeństwa,  to  tylko  na  bardzo  znikomą  skalę – jednostkowe.  Gdyby  było  inaczej  dziś  żylibyśmy  w  raju.  Niestety,  przy  konfesjonałach  klęczą  takie  same  osoby  jak  przed  wiekami  i  spowiadają  się  z  tych  samych  grzechów.  Piszę  z  tych  samych,  bo  jest  ich  ograniczona  ilość  i  nawet  gdybyśmy  wszyscy  bez  wyjątku  przystępowali  do  spowiedzi  zgodnie  z  nakazem  Soboru  Laterańskiego  IV – tylko  raz  w  roku – to  i  tak  od  10-go  do  70-go  roku  życia,  to  przed  zaplutą  kratką  konfesjonału  klęczelibyśmy  60  razy,  za  każdym  razem  obiecując  poprawę,  by  potem  nie  stosować  się  do  tego  dobrowolnego  zobowiązania.  Gdybyśmy  się  stosowali  do  naszych deklaracji,  to  z  jakich  grzechów  spowiadalibyśmy  się  ostatnim  razem?  Konfesjonał  nie  przyczynia  się  do  zmniejszenia  zła – wręcz  je  pomnaża.  Wierzący  chrześcijanin  wie,  że  przez  spowiedź  i  rozgrzeszenie  osiągnie  zbawienie  wieczne,  czyli  życie  w  niebie,  w  warunkach  ekstremalnie  dobrych.  Ponieważ  ma  tą  świadomość,  więc  lekceważy  sobie  moralność – szczególnie  świecką,  bo  „jutro”  będzie  się  spowiadał  i  oczyści  się  z  wszystkich  złych  czynów  popełnionych  przed  spowiedzią.  Wiara  religijna,  to  domena  ludzi  nieoświeconych.  Ludzie  oświeceni  nie  uczęszczają  do  spowiedzi.  Stanisław  Staszic,  ksiądz,  gdy  przed  śmiercią  chciano  mu  sprowadzić  spowiednika,  miał  podobno  powiedzieć:  „Po  co  mam  rozmawiać  z  sługą,  skoro  za  chwilę  będę  rozmawiał  z  Panem”.  Światli  nie  klęczą  przy  konfesjonałach.  Nie  popełniają  czynów  niezgodnych  z  prawem  świeckim,  a  jeśli  są  związani  z  Kościołem  również  prawem  kościelnym.  Kiedy  rewolucja  w  Rosji  zwyciężyła,  na  zachodzie  Europy  podniesiono  płace.  Czy  wtedy  wszyscy  fabrykanci  stanąwszy  nagle  przed  konfesjonałami  zrozumieli,  że  płacąc  robotnikowi  marne  grosze  za  16-sto  godzinny  dzień  pracy,  zgrzeszyli  przeciw  Panu  Bogu?  Czy  ich  świadomość  ukształtował  rachunek  sumienia,  który  sobie  zrobili,  czy  może  spowodowała  to  zwycięska  rewolucja – zagrożenie  dla  prywatności,  obniżenie  ich  bytu.  Czy  wcześniej  nie  uczęszczano  do  spowiedzi?  Chodzi  chyba  tylko  o  to,  aby  chłop  czy  robotnik  stawał  się  lepszy  w  stosunku  do  pana,  czy  fabrykanta  i  nie  kradł  ziemniaków  dla  głodnych  dzieci,  bo  to  grzech  i  Pan  Bóg  sprawiedliwy,  po  śmierci  wtrąci  go  do  piekła.  Tak  jest  do  dzisiaj.  Tylko  stopa  życiowa  wraz  ze  skuteczną  instytucją  likwidacji  przestępstw,  powoduje  ich  zmniejszenie.  Nigdy  rachunek  sumienia  i  spowiedź. 

Spowiedź  była,  jest  i  będzie  złem  społecznym.