JustPaste.it

Spectrum, Atari, Commodore, czyli podróż do prehistorii…

Coraz więcej jest obecnie użytkowników komputerów, którzy nie mieli nigdy do czynienia z maszynami ośmiobitowymi. To były niezwykłe czasy…

Coraz więcej jest obecnie użytkowników komputerów, którzy nie mieli nigdy do czynienia z maszynami ośmiobitowymi. To były niezwykłe czasy…

 

Miałem zaledwie cztery lata, gdy w naszym domu pojawił się pierwszy komputer – Sinclair ZX Spectrum. Maszyna ta wyposażona była w 48 kB pamięci RAM, oraz procesor, którego prędkość oscylowała wokół… 2 MHz. Wszystko to było zdolne wyświetlić aż 16 kolorów… Nie sposób dziś opisać tego, co towarzyszyło ,,sesjom” przy tej maszynie. O ile dobrze pamiętam, w tamtych czasach (rok 1988) mało kto mógł sobie pozwolić na jakikolwiek komputer domowy. Były to dopiero początki popularyzowania się tych urządzeń i każdy egzemplarz pojawiający się tu i ówdzie był istną egzotyką, tak jak 30 lat wcześniej telewizor…  Czuło się już powiew nadchodzącej rewolucji, powstawały giełdy, które często były jedynym miejscem, gdzie można było ów sprzęt nabyć. W tamtych latach komputer klasy Amiga był szczytem marzeń, a nawet Spectrum był technologią kosmosu dla ludzi, którzy dotychczas za najbardziej zaawansowane urządzenie elektroniczne uważali kalkulator z importu…

Nie sposób zapomnieć poziomych pasów migocących na ekranie podczas wczytywania się gry z kasetowego magnetofonu. Już samo oczekiwanie na ,,wgranie się” gry było niezwykłym uczuciem przyprawiającym o wypieki na twarzy… Z dzisiejszej perspektywy grafika czy dźwięk tamtych programów to coś, co w żadnym wypadku nie zasługuje na miano ,,prymitywne”. Przedstawione postacie, pojazdy, czy cokolwiek innego były tak uproszczone, że większość pozostawała w sferze naszej wyobraźni. Często to, co widoczne było na ekranie, to dopiero wstęp do całego obrazu przedstawionego świata, który kreowany był w głowie gracza… Gry takie jak ,,Bomb Jack”, ,,Sabotuer” czy ,,Cobra” to tylko niektóre z tytułów dla mnie  (i nie tylko) kultowych. Grywalność większości gier była wręcz fenomenalna, co dzisiaj wydaje się być niewiarygodne, biorąc pod uwagę to, jak wiele współczesnych tytułów, przyozdobionych w przeróżne wodotryski graficzne i dźwiękowe, odnosi sromotne porażki z powodu braku tzw. miodności… Czy owa grywalność spowodowana była po prostu tym, że ,,na bezrybiu i rak ryba”, czy raczej zachwytem nad samą możliwością grania, trudno powiedzieć, ponieważ wracając dziś do tamtych tytułów, niestety, nie sposób wskrzesić już tą magię… O ile przed laty wszystko wydawało się idealne, a same gry wręcz niesamowite, to dziś trąci prostotą, która nie pozwala zatracić się w rozgrywce tak bardzo, jak przed laty.

Poczciwy Spectrum pozostanie niezapomniany do końca mojego życia, a wspomnienia przeżywanych przy nim emocji  to coś, co dzisiaj spotykam niezwykle rzadko zasiadając z rzadka przy monitorze…

Przyszedł rok 1991, a wraz z nim Commodore 64, maszyna nieco lepsza od ZXa. Posiadał 64 kB RAMu oraz procesor Motorola o prędkości ok. 2,5 MHz. Nieco więcej pamięci od Spectruma pozwalało na tworzenie, że tak powiem, bardziej zaawansowanych gier, a bardzo prosty język programowania BASIC pozwalał nawet niespełna 10 letniemu dziecku na pisanie prostych programów. Tutaj także grywalność często sięgała zenitu, a gier było co nie miara… Setki, jeśli nie tysiące godzin spędzone na graniu, wręcz zatracenie się w wirtualnym świecie przedstawionym za pomocą szesnastu kolorów, jest nie do pomyślenia dla dzisiejszych maniaków gier…

Jeden z moich kolegów na początku lat `90 posiadał Commodore 16 + 4. Pamiętam tylko, że maszyna ta znacznie ustępowała modelowi 64, nawet graficznie różnica była dość spora…

Oczywiście w zestawieniu tym nie mogło zabraknąć ATARI. Model bodajże 65 XE. I tak jak w przypadku poprzedników – niesamowita grywalność (jest ktoś kto grał na ATARI a nie zna np. ,,River Raid” lub ,,Moon Patrol”  ??). Atari jednak było nieco inne, sprawiało wrażenie, jakby było bardziej zaawansowane niż Commodore, w którym czasem przed wczytaniem każdej kolejnej gry niezbędna była kalibracja głowicy. Wszyscy, którzy mieli do czynienia z dwoma pionowymi pasami sunącymi się po ekranie i małym śrubokrętem, doskonale wiedzą, o czym mówię…

Przyszedł czas na Amigę. Co prawda nie miałem takiej osobiście, ale mój znajmy, u którego spędzałem dużo czasu, suponował takim sprzętem. Już sam fakt, że gry zapisywane były na dyskietkach a nie na kasetach (chociaż istniały stacje dysków do C64 i Atari), sprawiał, że czułem respekt przed tym niesamowitym sprzętem. Nie pamiętam dokładnie tytułów gier, wiem tylko, że Amiga (600) jako komputer szesnastobitowy, był rewolucją w porównaniu z maszynami, z którymi miałem wcześniej do czynienia…

Druga połowa lat `90 upłynęła już pod znakiem klasycznych ,,pecetów”. Najpierw pojawił się Pentium 166 MMX, 4 MB RAMu i 650 MB HDD, potem, w roku 1998 Celeron 266, 32 MB RAMu, 3,2 GB HDD i nVidia Riva 4 MB SGRAMu. Wiem, że konfiguracje tych komputerów to na dziś dzień totalne muzeum, jednak ja zaliczyłbym je do grona pt. ,,współczesne”, gdyż o wiele bliżej im do dzisiejszych iluś tam rdzeniowych maszyn, niż do poczciwych ośmiobitowców, o których dzisiejsze nastolatki usłyszeć mogą tylko na lekcji historii…J

Na czym polegała magia tych komputerów? Dlaczego tak prymitywne maszyny potrafiły w tak niesamowity sposób zabrać wielu z nas tak dużo czasu? Skąd brała się nieziemska grywalność? Z oryginalności ówczesnych programów? A może stąd, iż było to przecieranie szlaków, rejs w nieznane, każde kolejne wczytanie nowego programu było odkryciem dziewiczej wyspy, na której wiele mogło się wydarzyć? Nie było w latach `80 tylu tytułów prasy informatycznej, co dzisiaj, żeby można było znaleźć recenzje programów i gier. Jedynym tytułem, jaki pamiętam, jest ,,Bajtek”. To my byliśmy często pierwszymi recenzentami, odkrywcami. To my odkrywaliśmy nowe światy, niedostępne nigdy wcześniej, w końcu to my do końca życia zapamiętamy wspomniane już migocące na ekranie poziome pasy podczas wczytywania gry, które zapowiadały fascynującą podróż w szesnastu kolorach… Cieszę się, że mogłem przeżyć na własnej skórze erę ośmiobitowych komputerów. Choć nieraz zdarza mi się ,,odlecieć” w świat jakiejś współczesnej gry, to jednak pozostaje często niedosyt… Niedosyt spowodowany tym, że dziś mam wszystko podane na tacy, i nie ma już miejsca na moją interpretację przedstawionego świata, gdzie dwadzieścia parę lat temu było to wręcz niezbędne…