Po powrocie z Ziemi Pan odpoczywał. Zmęczenie przyjemnością było dla niego duże. Właściwie to nie tylko ta przyjemność, ale i podróż wyczerpała go mocno. Spał długo, a kiedy już wstał, przywołał Xena i powiedział:
– Powiadom Gabriela, że pilnie potrzebuję z nim rozmawiać.
Xen powiadomił Gabriela i po chwili razem weszli do komnat Pana.
– Oto Gabriel – powiedział Xen.
Ten skinął głową i zapytał:
– Witam cię, Panie. Jak twoja podróż?
– Och! Wyśmienicie! Minęła szybciej niż myślałem. Nawet się nie nudziłem.
– To dobrze, bo tu nie zawsze jest co robić – powiedział Gabriel.
– Mówisz, że nie masz co robić? Właśnie po to cię wezwałem aby dać ci zajęcie. Ale ty nie powinieneś narzekać. Nie tak dawno była Anna, a potem Elżbieta…
– Tak, to prawda, ale Anna była parę lat temu – powiedział Gabriel.
– Och! – znów żachnął się Pan – chciałbyś codziennie?
– Tak często to nie. Sama podróż na Ziemię zajmuję trochę czasu, ale tak raz w roku…
– Wiesz, teraz mogą przyjść takie czasy, że nasza rola się skończy.
– Cóż. Jeżeli tak mówisz – Panie – to znaczy, że w tym względzie obaj zostaniemy bezrobotni.
– Tak, tak. Na to się zanosi. Prawdopodobnie Jahwe nie będzie kontynuował tradycji. No ale teraz jeszcze trzeba zwiastować. Wiesz, po zwiastowaniu też mogą być jakieś problemy i wtedy twoja obecność będzie tam nieodzowna. Musisz na to uważać. Zresztą, będziemy w ciągłym kontakcie.
Dość długo rozważali kiedy Gabriel ma to zrobić. Do tej pory Gabriel sam wiedział, że musi zwiastować, bo asystował Panu podczas zacieniania Duchem i sam wybierał termin zwiastowania, ale teraz Pan musiał z nim przedyskutować termin, bo Gabriel bardzo lubił to robić i nigdy nie chciał czekać. Był niecierpliwy, chciał to zrobić już teraz, zaraz, ale Pan obstawał przy swoim późniejszym terminie. Gabriel musiał się zgodzić z Pana zdaniem i poczekać. Dopiero później, kiedy już Józef wiedział o brzemienności Marysi śnił się Józefowi, żeby Józef zrezygnował z tego co zamierza, i oznajmił mu, że to, co się w niej poczęło jest z Ducha Świętego.* Właściwie nie było to prawdą do końca, bo Pan osobiście „maczał w tym swój palec”, ale na Ziemi przyzwyczajono się już do Ducha, więc Gabriel postanowił niczego nie zmieniać. Takie rozwiązanie było dla niego dużo bardziej wygodne, bo nic nikomu nie musiał tłumaczyć.
Józef zrezygnował. Maryś porodziła. Od tego czasu nie mówiono na nią Marysia czy Maryś, tylko „Maria”, a na Jezuska od razu „Jezus”, albo syn „Pana”. Właściwie nie wiadomo było którego pana, ale mówiono „Pana”. Oni – to znaczy, on – niemowlę, ona – rozwinięte fizycznie dziecko – nagle stali się dorosłymi, a Józef nic się nie zmienił. Pozostał taki, jak był. Było to trochę dziwne, ale były jeszcze inne dziwne rzeczy, ciekawe rzeczy, niektórzy mówią, że cudowne. Wszyscy cieszyli się z narodzin Pana z Pana. Na niebie, na jego wschodniej stronie zapalił Pan gwiazdę, która może miała świecić jego synowi przez całe życie – co prawda krótkie życie o czym wszechwiedzący ojciec jeszcze nie wiedział – a teraz wskazywać drogę królom ze wschodu, którzy szli by złożyć mu dary, a idąc oglądali się do tyłu na gwiazdę, aby nie pobłądzić. W końcu zaszli do Jerozolimy, do Heroda a dopiero stamtąd do Betlejem, gdzie urodził się nowy król żydowski. Kiedy złożyli mu dary nie interesowali się nim więcej. Mieli swoje ważne sprawy, a poza tym wiedzieli, że nowym królem żydowskim wkrótce zainteresuje się Herod. Byli przecież mędrcami.
Kiedy Herod zainteresował się nowym królem, Józefowi śnił się anioł, zapewne Gabriel i we śnie powiedział mu, aby ten wziął dziecię i matkę jego, i uchodził do Egiptu, co też Józef skwapliwie spełnił. Wszystko to odbywało się w nocy, ale i ich powrót z Egiptu odbywał się w nocy, bo oto anioł Pański znów śnił się Józefowi mówiąc: Wstań, weź dziecię oraz matkę jego i idź do ziemi izraelskiej, **
Tak więc Józef znów wstał i niewyspany poszedł, bo Anioł Pański tak chciał. I wrócił Józef do Nazaretu, i zamieszkał tam, aby się spełniło, co powiedziano przez proroków, iż Nazarejczykiem nazwany będzie.*** Oznaczało to, że już wtedy jakaś grupa – prawdopodobnie partyzantów – była w pełni akceptowana przez Niebo i Józefa.
Syn rósł. Już jako dwunastoletnie dziecko na wzór późniejszego Flawiusza nauczał uczonych w piśmie. Zrobił to w Świątyni Ojca, czyli Jerozolimskiej i wtedy, kiedy matka z jego przybranym ojcem o nim zapominała. Potem pracował w Egipcie, bo Ojciec chciał, aby jego syn głosił jego słowo wśród pogan – dał więc synowi możliwość bliskiego zapoznania się z poganami. Ale jego syn oprócz tego poznania, poznał również terapeutów i przy nich swoje możliwości robienia cudów. Wyuczył się ich. Nie czekał na ojca.
To dobrze – pomyślał wtedy Ojciec. – Będę miał mniej roboty przekazując mu władzę nad materią. Niech tylko wśród pogan rozpowszechnia wiarę we mnie. Oni muszą się wreszcie ucywilizować, muszą przyjąć żydowski monoteizm, a z nim taki sposób myślenia.
Kiedy syn Pana wrócił do Izraela postanowił pogłębić zdobytą w Egipcie wiedzę. Zamieszkał więc u esseńczyków. Stamtąd wyszedł nauczać i uzdrawiać, tudzież sądzić żywych za ich i swojego życia (ale w zrozumieniu „osądzać”, bo nie zawsze wiedzieli co czynią), a umarłych po śmierci – i tu nie wiadomo czy ich śmierci, czy własnej – a może jednej i drugiej? Czynił także inne cuda, ale wyłącznie w śród Żydów, mówiąc: Zostałem posłany tylko do zaginionych owiec z domu Izraela.****
Nie dość, że Dobrą Nowinę głosił tylko wśród ludu Izraela, to jeszcze sprzeciwiał się woli swojego ojca, który był w Niebie Ojcem. Wszystko co żyło na Ziemi, żyło z woli Ojca. Co cierpiało, cierpiało z woli Ojca. A Syn mówił: Młodzieńcze, tobie mówię: Wstań *****, albo Łazarzu wyjdź! ******
wskrzeszając to, co Ojciec uśmiercił. Kiedy Ojciec umieścił w kimś duchy, wrzucał je stamtąd, kiedy oślepiał – odejmował ślepotę. Nie podobała się ta działalność Niebieskiemu Ojcu, aż w końcu stracił resztki cierpliwości i postanowił odwołać syna. Ale nie było to proste i długo Pan o tym myślał, a w samotności myśli się nie kleiły.
Teraz, kiedy był już ku temu najwyższy czas, dyskutował odwołanie Jezusa z Xenem i Solisem. Nie chciał rozgłosu. Tych troje miało zdecydować o jego losach, przy czym Pan z racji tego, że był jego ojcem, miał głos ostateczny. Poza tym, jak zwykle knuł. Nie przyznawał się do tego co myśli. Wiedział, że go odwoła, ale postanowił udawać, że pyta o zdanie swoich dwóch najbardziej zaufanych aniołów.
– Muszę odwołać swojego syna – powiedział do Xena, kiedy czekali na pojawienie się wezwanego tutaj Solisa.
– Którego syna?– zapytał Xen.
– Tego ziemskiego, ostatniego.
– Myślałem, że może któregoś z tych co są tutaj i za to że płodzą olbrzymów.
– Nie. Od dawna już nie płodzą. Teraz na Ziemi mam tylko jednego syna. Zresztą, tamci nie są ziemscy. Tamci byli na Ziemi dawno temu, teraz już ich tam nie ma.
– Nic mi o tym nie mówiłeś – Panie. – Myślałem, że są tam dalej. Ale co z nim zrobisz – zapytał po chwili milczenia. – A jak go stamtąd odwołasz?
– Nie wiem jak, ale muszę go stamtąd zabrać. Niech przebywa tutaj. Tam robi mi tylko złą robotę. Solis mówił mi wczoraj o jego działalności. Dzisiaj ma przybyć stamtąd jeden z jego wysłanników.
– Ale jak chcesz go przyjąć – Panie? – Przecież od Potopu nie przyjmujemy żywych. Rozumiem, że zawsze jest pierwszy raz, więc i w tym przypadku, ale jak chcesz to zrobić?
– Jeszcze nie wiem jak to ma być. Musimy to przemyśleć. Właśnie po to jest to spotkanie.
Pan miał już gotową koncepcję, ale nie zdradzał się z tym. Wiedział, że odwoła syna i nawet wiedział jak to zrobi. W tym kierunku podjął już konkretne kroki, nikomu nic o tym nie mówiąc.
– Poczekaj, aż jego żywot dobiegnie końca. Skoro go począłeś, to niech już tam będzie – powiedział Xen.
– Po tym co oznajmił mi Solis widać wyraźnie, że nie może tam dłużej zostać. Wykluczone!
W tym momencie do komnaty wszedł Solis. Była to wielka, barczysta postać o sześciu skrzydłach, po trzy z każdej strony. Skrzydła wyrastały mu z tułowia w taki sposób, że górne wyrastały ukośnie z barków, potem środkowe umieszczone już głębiej, bliżej kręgosłupa i mniej ukośnie, a te najmniejsze i ostatnie nisko, prawie przy samym kręgosłupie, wzdłuż niego. Głowa pokryta od góry gęstymi włosami, osadzona była na grubej szyi. Jasne gęste włosy Solis, jak i inni serafini zaplatał w krótki warkocz spadający mu na plecy pomiędzy pierwszą parę skrzydeł. Twarz miał pociągłą. Nie było na niej żadnego zarostu. Miał jasne oczy i stosunkowo wąską twarzą z prostym, powiedzielibyśmy dzisiaj greckim nosem i ze stosunkowo wąskimi wargami.
Na chwilę rozmowa ucichła, a potem Pan zwracając się do Solisa powiedział:
– Wiesz, że swoją ostatnią informacją wpędziłeś mnie w zakłopotanie?
– Nie wiedziałem, że tak będzie – Panie – odpowiedział Solis.
– Otóż, jak przed chwilą mówiłem Xenowi, mam z nim duży problem. To znaczy z synem. Nie sądziłem, że mój własny syn będzie działał przeciwko mnie, swojemu ojcu.
– To jest normalne. Przeważnie rodzice mają z dziećmi problemy. Trzeba być wyrozumiałym dla potomstwa. Trzeba rozumieć następne po nas pokolenie. Typową sprawą jest, że zawsze się na nich narzeka, a mimo to tamten świat posuwa ci się do przodu – Panie.
– To zupełnie inna sprawa. Świat posuwa się do przodu, bo tak go stworzyłem, ale posuwa się zbyt wolno i zupełnie nie w tym kierunku co powinien. Koniecznie chcę to zmienić, tylko że gdybym to robił sam, wtedy tu w Niebie byłbym nieobecny. Czy wyobrażacie sobie co wyprawialiby bogowie których tutaj mamy? To wszystko poganie, oni nie mają żadnej moralności, którą ma Naród Wybrany. Tam – to znaczy w Narodzie Wybranym, za nierząd nawet w ogniu palą! Kiedy to zrozumiałem zrodziłem syna i mój syn miał zmienić kierunek jego posuwania się, i Dobrą Nowinę głosić w śród pogan, którzy jej jeszcze w ogóle nie znają, bo od Potopu nikt już o niej nie pamiętał – oprócz Żydów oczywiście i tylko dlatego, że im o niej przypominałem. Ale mówisz o jakichś pokoleniach. – Przecież tu w Niebie nie ma żadnych pokoleń. Jesteśmy wieczni.
– Ale to przecież twój syn – Panie.
– Och! – żachną się Pan. – To tylko na Ziemi. To taki diofizytyzm¹, a ja jestem katolikiem²… Wy też.
– Nic z tego nie rozumiem – powiedział Xen.
– Czego nie rozumiesz? – zapytał Pan.
– Tego diofizytyzmu i tego katolicyzmu…
– Diofizytyzm? To przecież normalne… To natura moja i jednocześnie ludzka. Przecież mój syn jest też człowiekiem. A katolicyzm… – w przyszłości Teodozjusz tak nazwie tych, co w nas wierzą… oczywiście tych skupionych wokół Rzymu. Tam po jego śmierci przeniesie się siedziba tej wiary. Tam będą urzędować „jego dzieci”, to znaczy dzieci mojego syna, czyli „moje wnuczki”, a on wstąpi tutaj i utworzymy Trójcę.
– Jaką trójcę? – wtrącił się Solis.
– Świętą Trójcę. Ja, mój syn i Duch Święty.
– Czy to znaczy, że kiedyś z Lucyferem tworzyłeś Trójcę nieświętą? – Panie – znów zapytał Solis.
– Och! Przypomina ci się Lucyfer. Nigdy nie był szczery. Musiałem na niego mocno uważać.
– To znaczy, że wtedy tworzyłeś tylko dwójcę?
– Co ci też przeszło do głowy?! Zawsze Trójcę! Zawsze z Synem!
– Jak z Synem mogłeś tworzyć Trójcę skoro go tu nie było? – powiedział teraz Xen. – Poza tym mówisz „utworzymy”, co znaczy, że dopiero teraz się to stanie.
– Trójca była zawsze, bo i Syn był zawsze. Tylko że teraz utworzymy ją znowu i inaczej niż wtedy, bo przedtem mój syn był w niebycie. Duch pomógł mi go ściągnąć z niebytu na Ziemię, a stamtąd przyjdzie tutaj. Czy to takie trudne do zrozumienia? – zapytał Pan rozkładając ręce i podnosząc je do góry. – Spojrzał na Solisa, potem na Xena, ale już żaden z nich nie zadał mu żadnego pytania. – Widzę, że w końcu rozumiecie – powiedział.
– Tak. Teraz tak – rzekł Solis spoglądając na Xena.
– Więc mój syn głosi Dobrą Nowinę wśród Narodu Wybranego i mówi, że jest …posłany tylko do owiec zaginionych z domu Izraela *******. To duże nieporozumienie. Wiecie co to jest Dobra Nowina?
– No… nie zupełnie – rzekł Xen.
– To informacja o mnie i naszym Królestwie Niebios, a zatem ich przyszłym, czyli pośmiertnym królestwie ludzi. Teraz mój syn zamiast ją głosić wśród pogan, głosi ją tylko wśród Narodu Wybranego i sprzeciwia się mojej woli. To nieprawdopodobne…. Coś podobnego! – rzekł po chwili.
* Nowy Testament. Towarzystwo Biblijne w Polsce. (Mat.1, 20)
** Nowy Testament. Towarzystwo Biblijne w Polsce. (Mat. 2, 20)
*** Nowy Testament. Towarzystwo Biblijne w Polsce. (Mat. 2, 23)
**** Nowy Testament. Towarzystwo Biblijne w Polsce. (Mat. 15, 24)
***** Nowy Testament. Towarzystwo Biblijne w Polsce. (Łuk. 7, 14)
****** Nowy Testament. Towarzystwo Biblijne w Polsce. (Jan 11, 43)
******* Nowy Testament. Towarzystwo Biblijne w Polsce. (Mat. 15, 24)
¹ – Diofizytyzm – kierunek w teologii chrześcijańskiej przyjmujący, że jedna osoba Jezusa Chrystusa posiada dwie oddzielne natury – boską i ludzką, które tworzą unię hipostatyczną. Pogląd przeciwny monofizytyzmowi, którego zwolennikom z kolei diofizytyzm wydawał się być formą nestorianizmu. Nauka ta zatwierdzona została przez sobór chalcedoński w 451 roku.
² – Katolik – Wyznawca katolicyzmu, największej grupy wyznań chrześcijańskich i doktryny teologicznej głoszonej przez Kościoły: tradycyjnokatolickie, starokatolickie część kościołów anglikańskich i liberalnokatolickich oraz całokształt implikowanych przez tę doktrynę typów religijności, postaw wobec ś wiata, struktur światopoglądowych, ideologii społecznej i politycznej, występujących w różnych środowiskach katolickich. Słowo katolicyzm pochodzi od greckiego określenia oznaczającego uniwersalność lub powszechność. Nazwa nadana rzymskiemu odłamowi chrześcijaństwa przez Teodozjusza Wielkiego.