JustPaste.it

Trójca. Część 8

Odwołanie

        Po  powrocie  z  Ziemi  Pan  odpoczywał.  Zmęczenie  przyjemnością  było  dla  niego  duże.  Właściwie  to  nie  tylko  ta  przyjemność,  ale  i  podróż  wyczerpała  go  mocno.  Spał  długo,  a  kiedy  już  wstał,  przywołał  Xena  i  powiedział:

    – Powiadom  Gabriela,  że  pilnie  potrzebuję  z  nim  rozmawiać.

       Xen  powiadomił  Gabriela  i  po  chwili  razem  weszli  do  komnat  Pana.

    – Oto  Gabriel – powiedział  Xen.

       Ten  skinął  głową  i  zapytał:

    – Witam  cię,  Panie.  Jak  twoja  podróż?

    – Och!  Wyśmienicie!  Minęła  szybciej  niż  myślałem.  Nawet  się  nie  nudziłem.

    – To  dobrze,  bo  tu  nie  zawsze  jest  co  robić – powiedział  Gabriel.

    – Mówisz,  że  nie  masz  co  robić?  Właśnie  po  to  cię  wezwałem  aby  dać  ci  zajęcie.  Ale  ty  nie  powinieneś  narzekać.  Nie  tak  dawno  była  Anna,  a  potem  Elżbieta…

    – Tak,  to  prawda,  ale  Anna  była  parę  lat  temu – powiedział  Gabriel.

    – Och! – znów  żachnął  się  Pan – chciałbyś  codziennie?

    – Tak  często  to  nie.  Sama  podróż  na  Ziemię  zajmuję  trochę  czasu,  ale  tak  raz  w  roku…

    – Wiesz,  teraz  mogą  przyjść  takie  czasy,  że  nasza  rola  się  skończy. 

    – Cóż.  Jeżeli  tak  mówisz – Panie – to  znaczy,  że  w  tym  względzie  obaj  zostaniemy  bezrobotni. 

    – Tak,  tak.  Na  to  się  zanosi.  Prawdopodobnie  Jahwe  nie  będzie  kontynuował  tradycji.  No  ale  teraz  jeszcze  trzeba  zwiastować.  Wiesz,  po  zwiastowaniu  też  mogą  być  jakieś  problemy  i  wtedy  twoja  obecność  będzie  tam  nieodzowna.  Musisz  na  to  uważać.  Zresztą,  będziemy  w  ciągłym  kontakcie.

       Dość  długo  rozważali  kiedy  Gabriel  ma  to  zrobić.  Do  tej  pory  Gabriel  sam  wiedział,  że  musi  zwiastować,  bo  asystował  Panu  podczas  zacieniania  Duchem  i  sam  wybierał  termin  zwiastowania,  ale  teraz  Pan  musiał  z  nim  przedyskutować  termin,  bo  Gabriel  bardzo  lubił  to  robić  i  nigdy  nie  chciał  czekać.  Był  niecierpliwy,  chciał  to  zrobić  już  teraz,  zaraz,  ale  Pan  obstawał  przy  swoim  późniejszym  terminie.  Gabriel  musiał  się  zgodzić  z  Pana  zdaniem  i  poczekać.  Dopiero  później,  kiedy  już  Józef  wiedział  o  brzemienności  Marysi  śnił  się  Józefowi,  żeby  Józef  zrezygnował  z  tego  co  zamierza,  i  oznajmił  mu,  że  to,  co  się  w  niej  poczęło  jest  z  Ducha  Świętego.*  Właściwie  nie  było  to  prawdą  do  końca,  bo  Pan  osobiście  „maczał  w  tym  swój  palec”,  ale  na  Ziemi  przyzwyczajono  się  już  do  Ducha,  więc  Gabriel  postanowił  niczego  nie  zmieniać.  Takie  rozwiązanie  było  dla  niego  dużo  bardziej  wygodne,  bo  nic  nikomu  nie  musiał  tłumaczyć. 

       Józef  zrezygnował.  Maryś  porodziła.  Od  tego  czasu  nie  mówiono  na  nią  Marysia  czy  Maryś,  tylko  „Maria”,  a  na  Jezuska  od  razu  „Jezus”,  albo  syn  „Pana”.  Właściwie  nie  wiadomo  było  którego  pana,  ale  mówiono  „Pana”.  Oni – to  znaczy,  on – niemowlę,  ona – rozwinięte  fizycznie  dziecko – nagle  stali  się  dorosłymi,  a  Józef  nic  się  nie  zmienił.  Pozostał  taki,  jak  był.  Było  to  trochę  dziwne,  ale  były  jeszcze  inne  dziwne  rzeczy,  ciekawe  rzeczy,  niektórzy  mówią,  że  cudowne.  Wszyscy  cieszyli  się  z  narodzin  Pana  z  Pana.  Na  niebie,  na  jego  wschodniej  stronie  zapalił  Pan  gwiazdę,  która  może  miała  świecić  jego  synowi  przez  całe  życie – co  prawda  krótkie  życie  o  czym  wszechwiedzący  ojciec  jeszcze  nie  wiedział – a  teraz  wskazywać  drogę  królom  ze  wschodu,  którzy  szli  by  złożyć  mu  dary,  a  idąc  oglądali  się  do  tyłu  na  gwiazdę,  aby  nie  pobłądzić.  W  końcu  zaszli  do  Jerozolimy,  do  Heroda  a  dopiero  stamtąd  do  Betlejem,  gdzie  urodził  się  nowy  król  żydowski.  Kiedy  złożyli  mu  dary  nie  interesowali  się  nim  więcej.  Mieli  swoje  ważne  sprawy,  a  poza  tym  wiedzieli,  że  nowym  królem  żydowskim  wkrótce  zainteresuje  się  Herod.  Byli  przecież   mędrcami. 

       Kiedy  Herod  zainteresował  się  nowym  królem,  Józefowi  śnił  się  anioł,  zapewne  Gabriel  i  we  śnie  powiedział  mu,  aby  ten  wziął  dziecię  i  matkę  jego,  i  uchodził  do  Egiptu,  co  też  Józef  skwapliwie  spełnił.  Wszystko  to  odbywało  się  w  nocy,  ale  i  ich  powrót  z  Egiptu  odbywał  się  w  nocy,  bo  oto  anioł  Pański  znów  śnił  się  Józefowi  mówiąc: Wstań,  weź  dziecię  oraz  matkę  jego  i  idź  do  ziemi  izraelskiej,  **  

       Tak  więc  Józef  znów  wstał  i  niewyspany  poszedł,  bo  Anioł  Pański  tak  chciał.  I  wrócił  Józef  do  Nazaretu,  i  zamieszkał  tam,  aby  się  spełniło,  co  powiedziano  przez  proroków,  iż  Nazarejczykiem  nazwany  będzie.***  Oznaczało  to,  że  już  wtedy  jakaś  grupa – prawdopodobnie  partyzantów – była  w  pełni  akceptowana  przez  Niebo  i  Józefa.

        Syn  rósł.  Już  jako  dwunastoletnie  dziecko  na  wzór  późniejszego  Flawiusza  nauczał  uczonych  w  piśmie.  Zrobił  to  w  Świątyni  Ojca,  czyli  Jerozolimskiej  i  wtedy,  kiedy  matka  z  jego  przybranym  ojcem  o  nim  zapominała.  Potem  pracował  w  Egipcie,  bo  Ojciec  chciał,  aby  jego  syn  głosił  jego  słowo  wśród  pogan – dał  więc  synowi  możliwość  bliskiego  zapoznania  się  z  poganami.  Ale  jego  syn  oprócz  tego  poznania,  poznał  również  terapeutów  i  przy  nich  swoje  możliwości  robienia  cudów.  Wyuczył  się  ich.  Nie  czekał  na  ojca.

To  dobrze – pomyślał  wtedy  Ojciec. – Będę  miał  mniej  roboty  przekazując  mu  władzę  nad  materią.  Niech  tylko  wśród  pogan  rozpowszechnia  wiarę  we  mnie.  Oni  muszą  się  wreszcie  ucywilizować,  muszą  przyjąć  żydowski  monoteizm,  a  z  nim  taki  sposób  myślenia.

       Kiedy  syn  Pana  wrócił  do  Izraela  postanowił  pogłębić  zdobytą  w  Egipcie  wiedzę.  Zamieszkał  więc  u  esseńczyków.  Stamtąd  wyszedł  nauczać  i  uzdrawiać,  tudzież  sądzić  żywych  za  ich  i  swojego  życia  (ale  w  zrozumieniu  „osądzać”,  bo  nie  zawsze  wiedzieli  co  czynią),  a  umarłych  po  śmierci – i  tu  nie  wiadomo  czy  ich  śmierci,  czy  własnej – a może  jednej  i  drugiej?  Czynił  także  inne  cuda,  ale  wyłącznie  w  śród  Żydów,  mówiąc:  Zostałem  posłany  tylko  do  zaginionych  owiec  z  domu  Izraela.****

       Nie  dość,  że  Dobrą  Nowinę  głosił  tylko  wśród  ludu  Izraela,  to  jeszcze  sprzeciwiał  się  woli  swojego  ojca,  który  był  w  Niebie  Ojcem.  Wszystko  co  żyło  na  Ziemi,  żyło  z  woli  Ojca.  Co  cierpiało,  cierpiało  z  woli  Ojca.  A  Syn  mówił:  Młodzieńcze,  tobie  mówię:  Wstań *****,  albo  Łazarzu   wyjdź! ******

wskrzeszając  to,  co  Ojciec  uśmiercił.  Kiedy  Ojciec  umieścił  w  kimś  duchy,  wrzucał  je stamtąd,  kiedy  oślepiał – odejmował  ślepotę.  Nie  podobała  się  ta  działalność  Niebieskiemu  Ojcu,  aż  w  końcu  stracił  resztki  cierpliwości  i  postanowił  odwołać  syna.  Ale  nie  było  to  proste  i  długo  Pan  o  tym  myślał,  a  w  samotności  myśli  się  nie  kleiły. 

       Teraz,  kiedy  był  już  ku  temu  najwyższy  czas,  dyskutował  odwołanie  Jezusa  z  Xenem  i  Solisem.  Nie  chciał  rozgłosu.  Tych  troje  miało  zdecydować  o  jego  losach,  przy  czym  Pan  z  racji  tego,  że  był  jego  ojcem,  miał  głos  ostateczny.  Poza  tym,  jak  zwykle  knuł.  Nie  przyznawał  się  do  tego  co  myśli.  Wiedział,  że  go  odwoła,  ale  postanowił  udawać,  że  pyta  o  zdanie  swoich  dwóch  najbardziej  zaufanych  aniołów.

    – Muszę  odwołać  swojego  syna – powiedział  do  Xena,  kiedy  czekali  na  pojawienie  się  wezwanego  tutaj  Solisa.

    – Którego  syna?– zapytał  Xen.

    – Tego  ziemskiego,  ostatniego.

    – Myślałem,  że  może  któregoś  z  tych  co  są  tutaj  i  za  to  że  płodzą  olbrzymów.

    – Nie.  Od  dawna  już  nie  płodzą.  Teraz  na  Ziemi  mam  tylko  jednego  syna.  Zresztą,  tamci  nie  są  ziemscy.  Tamci  byli  na  Ziemi  dawno  temu,  teraz  już  ich  tam  nie  ma.

    – Nic  mi  o  tym  nie  mówiłeś – Panie. – Myślałem,  że  są  tam  dalej.  Ale  co  z  nim  zrobisz – zapytał  po  chwili  milczenia. – A  jak  go  stamtąd  odwołasz?

    – Nie  wiem  jak,  ale  muszę  go  stamtąd  zabrać.  Niech  przebywa  tutaj.  Tam  robi  mi  tylko  złą  robotę.  Solis  mówił  mi  wczoraj  o  jego  działalności.  Dzisiaj  ma  przybyć  stamtąd  jeden  z  jego  wysłanników.

    – Ale  jak  chcesz  go  przyjąć – Panie? – Przecież  od  Potopu  nie  przyjmujemy  żywych.  Rozumiem,  że  zawsze  jest  pierwszy  raz,  więc  i  w  tym  przypadku,  ale  jak  chcesz  to  zrobić?

    – Jeszcze  nie  wiem  jak  to  ma  być.  Musimy  to  przemyśleć.  Właśnie  po  to  jest  to  spotkanie.

       Pan  miał  już  gotową  koncepcję,  ale  nie  zdradzał  się  z  tym.  Wiedział,  że  odwoła  syna  i  nawet  wiedział  jak  to  zrobi.  W  tym  kierunku  podjął  już  konkretne  kroki,  nikomu  nic  o  tym  nie  mówiąc.

    – Poczekaj,  aż  jego  żywot  dobiegnie  końca.  Skoro  go  począłeś,  to  niech  już  tam  będzie – powiedział  Xen.

    – Po  tym  co  oznajmił  mi  Solis  widać  wyraźnie,  że  nie  może  tam  dłużej  zostać.  Wykluczone!

       W  tym  momencie  do  komnaty  wszedł  Solis.  Była  to  wielka,  barczysta  postać  o  sześciu  skrzydłach,  po  trzy  z  każdej  strony.  Skrzydła  wyrastały  mu  z  tułowia  w  taki  sposób,  że  górne  wyrastały  ukośnie  z  barków,  potem  środkowe  umieszczone  już  głębiej,  bliżej  kręgosłupa  i  mniej  ukośnie,  a  te  najmniejsze  i  ostatnie  nisko,  prawie  przy  samym  kręgosłupie,  wzdłuż  niego.  Głowa  pokryta  od  góry  gęstymi  włosami,  osadzona  była  na  grubej  szyi.  Jasne  gęste  włosy  Solis,  jak  i  inni  serafini  zaplatał  w  krótki  warkocz  spadający  mu  na  plecy  pomiędzy  pierwszą  parę  skrzydeł.  Twarz  miał  pociągłą.  Nie  było  na  niej  żadnego  zarostu.  Miał  jasne  oczy  i  stosunkowo  wąską  twarzą  z  prostym,  powiedzielibyśmy  dzisiaj  greckim  nosem  i  ze  stosunkowo  wąskimi  wargami.   

        Na  chwilę  rozmowa  ucichła,  a  potem  Pan  zwracając  się  do Solisa  powiedział:

    – Wiesz,  że  swoją  ostatnią  informacją  wpędziłeś  mnie  w  zakłopotanie?

    – Nie  wiedziałem,  że  tak  będzie – Panie – odpowiedział  Solis.

    – Otóż,  jak  przed  chwilą  mówiłem  Xenowi,  mam  z  nim  duży  problem.  To  znaczy  z  synem.  Nie  sądziłem,  że  mój  własny  syn  będzie  działał  przeciwko  mnie,  swojemu  ojcu.

    – To  jest  normalne.  Przeważnie  rodzice  mają  z  dziećmi  problemy.  Trzeba  być  wyrozumiałym  dla  potomstwa.  Trzeba  rozumieć  następne  po  nas  pokolenie.  Typową  sprawą  jest,  że  zawsze  się  na  nich  narzeka,  a  mimo  to  tamten  świat  posuwa  ci  się  do  przodu – Panie.

    – To  zupełnie  inna  sprawa.  Świat  posuwa  się  do  przodu,  bo  tak  go  stworzyłem,  ale  posuwa  się  zbyt  wolno  i  zupełnie  nie  w  tym  kierunku  co  powinien.  Koniecznie  chcę  to  zmienić,  tylko  że  gdybym  to  robił  sam,  wtedy  tu  w  Niebie  byłbym  nieobecny.  Czy  wyobrażacie  sobie  co  wyprawialiby  bogowie  których  tutaj  mamy?  To  wszystko  poganie,  oni  nie  mają  żadnej  moralności,  którą  ma  Naród  Wybrany.  Tam – to  znaczy  w  Narodzie  Wybranym,  za  nierząd  nawet  w  ogniu  palą!  Kiedy  to  zrozumiałem  zrodziłem  syna  i  mój  syn  miał  zmienić  kierunek  jego  posuwania  się,  i  Dobrą  Nowinę  głosić  w  śród  pogan,  którzy  jej  jeszcze  w  ogóle  nie  znają,  bo  od  Potopu  nikt  już  o  niej  nie  pamiętał – oprócz  Żydów  oczywiście  i  tylko  dlatego,  że  im  o  niej  przypominałem.  Ale  mówisz  o  jakichś  pokoleniach. – Przecież  tu  w  Niebie  nie  ma  żadnych  pokoleń.  Jesteśmy  wieczni.

    – Ale  to  przecież  twój  syn – Panie.

    – Och! – żachną  się  Pan. – To  tylko  na  Ziemi.  To  taki  diofizytyzm¹,  a  ja  jestem  katolikiem²…  Wy  też. 

    – Nic  z  tego  nie  rozumiem – powiedział  Xen. 

    – Czego  nie  rozumiesz? – zapytał  Pan.

    – Tego  diofizytyzmu  i  tego  katolicyzmu…

    – Diofizytyzm?  To  przecież  normalne…  To  natura  moja  i  jednocześnie  ludzka.  Przecież  mój  syn  jest  też  człowiekiem.  A  katolicyzm…  – w  przyszłości  Teodozjusz  tak  nazwie  tych,  co  w  nas  wierzą…  oczywiście  tych  skupionych  wokół  Rzymu.  Tam  po  jego  śmierci  przeniesie  się  siedziba  tej  wiary.  Tam  będą  urzędować  „jego  dzieci”,  to  znaczy  dzieci  mojego  syna,  czyli  „moje  wnuczki”,  a  on  wstąpi  tutaj  i  utworzymy  Trójcę.

    – Jaką  trójcę? – wtrącił  się  Solis.

    – Świętą  Trójcę.  Ja,  mój  syn  i  Duch  Święty.

    – Czy  to  znaczy,  że  kiedyś  z  Lucyferem  tworzyłeś  Trójcę  nieświętą? – Panie – znów  zapytał  Solis.

    – Och!  Przypomina  ci  się  Lucyfer.  Nigdy  nie  był  szczery.  Musiałem  na  niego  mocno  uważać. 

    – To  znaczy,  że  wtedy  tworzyłeś  tylko  dwójcę?

    – Co  ci  też  przeszło  do  głowy?!  Zawsze  Trójcę!  Zawsze  z  Synem! 

    – Jak  z  Synem  mogłeś  tworzyć  Trójcę  skoro  go  tu  nie  było? – powiedział  teraz  Xen. – Poza  tym  mówisz  „utworzymy”,  co  znaczy,  że  dopiero  teraz  się  to  stanie.

    – Trójca  była  zawsze,  bo  i  Syn  był  zawsze.  Tylko  że  teraz  utworzymy  ją  znowu  i  inaczej  niż  wtedy,  bo  przedtem  mój  syn  był  w  niebycie.  Duch  pomógł  mi  go  ściągnąć  z  niebytu  na  Ziemię,  a  stamtąd  przyjdzie  tutaj.  Czy  to  takie  trudne  do  zrozumienia? – zapytał  Pan  rozkładając  ręce  i  podnosząc  je  do  góry. – Spojrzał  na  Solisa,  potem  na  Xena,  ale  już  żaden  z  nich  nie  zadał  mu  żadnego  pytania. – Widzę,  że  w  końcu  rozumiecie – powiedział.

    – Tak.  Teraz  tak – rzekł  Solis  spoglądając  na  Xena.

    – Więc  mój  syn  głosi  Dobrą  Nowinę  wśród  Narodu  Wybranego  i  mówi,  że  jest  …posłany  tylko  do  owiec  zaginionych  z  domu  Izraela *******.  To  duże  nieporozumienie.  Wiecie  co  to  jest  Dobra  Nowina? 

    – No…  nie  zupełnie – rzekł  Xen.

    – To  informacja  o  mnie  i  naszym  Królestwie  Niebios,  a  zatem  ich  przyszłym,  czyli  pośmiertnym   królestwie  ludzi.  Teraz  mój  syn  zamiast  ją  głosić  wśród  pogan,  głosi  ją  tylko  wśród  Narodu  Wybranego  i  sprzeciwia  się  mojej  woli.  To  nieprawdopodobne….  Coś  podobnego! – rzekł  po  chwili.

*               Nowy  Testament. Towarzystwo  Biblijne  w  Polsce. (Mat.1, 20)

**             Nowy  Testament. Towarzystwo  Biblijne  w  Polsce. (Mat. 2, 20)

***           Nowy  Testament. Towarzystwo  Biblijne  w  Polsce. (Mat. 2, 23)

****         Nowy  Testament. Towarzystwo  Biblijne  w  Polsce. (Mat. 15, 24)

*****       Nowy  Testament. Towarzystwo  Biblijne  w  Polsce. (Łuk. 7, 14)

******     Nowy  Testament. Towarzystwo  Biblijne  w  Polsce. (Jan 11, 43)

*******   Nowy  Testament. Towarzystwo  Biblijne  w  Polsce. (Mat. 15, 24)

¹ – Diofizytyzm – kierunek  w  teologii  chrześcijańskiej  przyjmujący,  że  jedna  osoba  Jezusa  Chrystusa  posiada  dwie  oddzielne  natury – boską i  ludzką,  które  tworzą  unię  hipostatyczną.  Pogląd  przeciwny  monofizytyzmowi,  którego  zwolennikom  z  kolei  diofizytyzm  wydawał  się  być  formą  nestorianizmu.  Nauka  ta  zatwierdzona  została  przez  sobór  chalcedoński  w  451  roku.

 ² – Katolik – Wyznawca  katolicyzmu,  największej  grupy  wyznań  chrześcijańskich  i  doktryny  teologicznej  głoszonej  przez  Kościoły:  tradycyjnokatolickie,  starokatolickie  część  kościołów  anglikańskich  i  liberalnokatolickich  oraz  całokształt  implikowanych  przez  tę  doktrynę  typów  religijności,  postaw  wobec ś wiata,  struktur  światopoglądowych,  ideologii  społecznej  i  politycznej, występujących  w  różnych  środowiskach  katolickich.  Słowo  katolicyzm  pochodzi  od  greckiego  określenia  oznaczającego  uniwersalność  lub  powszechność.  Nazwa  nadana  rzymskiemu  odłamowi  chrześcijaństwa  przez  Teodozjusza  Wielkiego.