JustPaste.it

Zmodernizowany przewał "na wnuczka"

Każdy słyszał już o złodziejskiej metodzie "na wnuczka"?

Każdy słyszał już o złodziejskiej metodzie "na wnuczka"?

 

Przychodzi facet, którego babcia nie widziała wiele lat i opowiada, że wnuk jest w potrzebie i ma kłopoty, które babcia może nieco złagodzić pożyczając niewielka sumkę. Ta niewielkość to kilka-kilkanaście tysięcy złotych.

Ale to wszyscy znają. Podobno teraz telefonicznie podaje "wnuczek" numer konta bankowego i też po kasie.

Wczoraj kolega opowiedział o przykrej przygodzie, która go spotkała. Otóż  zatelefonowała do niego pewna pani. Miał trudności z komunikacją (słaby słuch, szelesty na łączach). Nie bardzo wiedział (więcej - nie wiedział wcale!) kto dzwoni. Pani podpowiedziała - proszę zgadnąć, to niespodzianka. Po paru podejściach, czyli po wymienieniu bodaj trzeciego żeńskiego imienia, owa pani komunikuje - bingo! I dalej rozmowa toczy się niczym ze starą znajomą, której zresztą nie widział i nie słyszał kolega dobrych już parę lat.

Pani nadmieniła, że jest w okolicach lotniska, z którego zaraz odlatuje jej znajoma do Kanady i natychmiast ona potrzebuje zastrzyku, jednak nie olimpijskiego (epo), lecz finansowego (zł) i to na jakiś ciekawy interes życia (o którym na spotkaniu dokładnie opowie). Znajomy nie miał winszowanej kwoty, ale udało mu się jakoś zebrać tysiąc złotych. Natychmiast pojechał na ratunek tej pani na... pocztę, bowiem "daleko do lotniska i korki na szosie".

Okazuje się, że jest usługa błyskawiczne przelewy - podaje się dane odbiorcy ("nie mogę odebrać pieniędzy, ale uczyni to wprost moja kontrahentka jako osoba kompetentna i również zainteresowana"), wpłaca kasę na poczcie, pani z okienka podaje 21-cyfrowy kod, tenże kod jest przekazywany przez komórkę odbiorcy przez łatwowiernego kolegę (teraz wiemy o tym) i... po kasie.

Pani dziękuje za natychmiastowy przelew (oczywiście wszystkie rozmowy prowadzone są z telefonu tej znajomej kolegi) i obiecuje zwrot pożyczki już następnego dnia. Tego samego dnia zapowiada wieczorną kurtuazyjną wizytę w domu, wszak tyle lat się nie widziała z kolegą.

Niestety, ani tego dnia nikt nie odwiedza kolegi, ani tym bardziej nazajutrz nikt nie kwapi się z oddaniem kasy. Kolega ze wstydem pojmuje swój błąd i cieszy się, że został trafiony tylko na tysiaka.

Udaje się na najbliższą komendę i zdaje relację. Policjanci oceniają - "a, to znowu na wnuczka", jednak po zapoznaniu się ze sprawą, przyznają, że taki przewał notują po raz pierwszy. Sporządzają raport i nadają oficjalny bieg sprawie - oszustwem zajmie się specjalna grupa powołana do walki z takimi przekrętami.

Kolega zastanawia się nie tylko nad swoją łatwowiernością, ale także nad supernowoczesnymi formami przekazywania pieniędzy, które sprawiają wrażenie, że wymyślono je nie tylko dla uczciwych obywateli, ale również dla oszustów. Przecież pieniądze przekazywane są na bliżej nieznaną pocztę, tam oszust odbiera przekazane pieniądze pokazując dowód osobisty (zapewne skradziony, ale z twarzą nienależącą do oszusta), całość jest (być może) monitorowana, zatem osoba podejrzewana powinna być zidentyfikowana (przynajmniej wizualnie) niemal natychmiast.

No i ciekawe, jaką odpowiedzialność ponosi Poczta Polska, która przekazała pieniądze być może na drugi koniec kraju, a może tylko na drugi koniec miasta... W końcu ta nobliwa instytucja odpowiada za bezpieczeństwo i przekazuje cudze pieniądze adresatowi, którego musi obejrzeć i spisać a najlepiej - powinna go sfotografować. Pytanie - czy PP przekazała pieniądze osobie, której nazwisko podał kolega, czy (a tak chyba było) innej osobie, która posługiwała się cudzym dowodem?

Kto miał (albo zna) podobną przygodę i czy PP powinna wziąć odpowiedzialność za takie oszustwa?