JustPaste.it

..i tylko pustka w głowie.

Kiedy dzieje się coś złego, na chwilę w nas samych coś zamiera i wtedy podejmujemy decyzję: czy uwierzyć i żyć tym, co się stało, czy zamilknąć na chwilę i iść dalej.

Kiedy dzieje się coś złego, na chwilę w nas samych coś zamiera i wtedy podejmujemy decyzję: czy uwierzyć i żyć tym, co się stało, czy zamilknąć na chwilę i iść dalej.

 

Zauważyłam, ze takie właśnie dwie drogi funkcjonują w obliczu tragedii, złych wydarzeń, śmierci. Nawet nie chodzi o wydarzenia, które miały miejsce w ostatnim czasie, ale o wszytkie "bad things" otaczające nas w życiu.
Zacznijmy od nas samych. Kwestia tyczy się przede wszystkim naszego charakteru i wychowania. Bowiem właśnie to w późniejszym życiu ma odzwierciedlenie. ("Czym za młodu skorupka nasiąknie..").
Gdy umiera ktoś bliski, jak się zachowujemy? Przez pewien czas jesteśmy być może w żałobie, być może płaczemy, być może czujemy się wyobcowani. Ale przecież wiele z nas powtarza sobie przecież taka jest naturalna kolej rzeczy i przechodzi do porządku dziennego. Wiele osób jest zdania, że żałobę nosi się w sercu i tak powinno być. Ale często jest tak, że gdy serce płacze to i buzia się nie śmieje. Każdy jednak na swój sposób radzi sobie z bólem i cierpieniem. Wpływ na to ma wiele czynników, takich jak wiek osoby, która zmarła, w jakich okolicznościach się to stało, itp.. Często właśnie te aspekty mają znaczący wpływ na nasze zachowanie.
Problem pojawia się wtedy, kiedy nie szanujemy zmarłej osoby, tak, jak powinno się szanować zmarłego ("O zmarłych nie powinno się mówić źle"), kiedy skupiamy się na jego błędach, wytykamy złe zachowania, gdy zaczynamy kłócić się z innymi o czyjeś dobra. Takie zachowanie jest nie na miejscu, a jednak nierzadko się zdarza, że tak właśnie postępujemy. Ciężko jednak ocenić, czy takie zachowanie faktycznie jest niewłaściwe. W stosunku do zmarłego może i jest, ale czy nie jest sluszne, gdy za życia osoba ta nie dawała z siebie dobra? Kto to powinien i może oceniać? Odpowiedź na te pytania do łatwych nie należy. Nie jedna osoba powie, że każdy sam osądzi się w zgodzie z własnym sumieniem.. jeśli wierzący to może i tak będzie. A co jeśli nie jest? Czy dla takiej osoby nie ma rozwiązań. Często zadajemy sobie pytania, na które nie znamy odpowiedzi. Pytamy też wtedy, kiedy coś jest dla nas niezrozumiałe. Ale są jakieś normy, reguły, według których funkcjonujemy, do których staramy się dostosowywać.
Jak jednak dostosować się, kiedy to żywioł decyduje o naszym losie. W takim przypadku ponownie pojawiają się dwie drogi. Będąc na miejscu osoby, która została skrzywdzona przez los (powódź, trzęsienie ziemi, itp.), możemy podjąć walkę albo się poddać. I tutaj znów wiele zależy od naszego charakteru. Ale tak, jak przy każdym "strasznym" wydarzeniu najpierw pojawia się nam "pustka w głowie".
Taka pustka pojawia się również na moment u osób, które się o tym dowiadują. I tutaj nasze decyzje są różne: albo w jakiś sposób staramy się nieść pomoc potrzebującym, a częściej przechodzimy do porządku dnia codziennego.
To fakt po czasie wiele rzeczy wymazuje się z pamięci, wydaje się bardzo odległe i wręcz niewiarygodne.
Takich zdarzeń i sytuacji można by mnożyć nieskończenie wiele, ale każdy z nas doskonale sobie zdaje z tego sprawę. I tylko czasami coś nas ruszy za serce i podejmujemy kroki, które mogłyby pomóc nam samym czy innym, ale tylko na chwilę. Bo łatwiej jest przejść do porządku dziennego, nie pokazywać swojej słabości, znaleźć cel, do którego będzie się dążyć i nie ważne, czy będzie to dążenie nieszkodliwe, czy takie, które poprowadzi "po trupach do celu".