JustPaste.it

Trójca. Część 11

Odwołanie. Część 4

Odwołanie. Część 4

 

       Po  znalezieniu  się  w  biurze,  pogrążony  w  myślach  Solis  usiadł  w  fotelu  zakładając  na  głowę  ręce.  Nie  spieszyło  mu  się  do  swoich  prywatnych  komnat.  Był  na  miejscu. 

       Niebo  było  inaczej  zorganizowane  niż  Ziemia.  To  był  monolit,  czego  nie  można  powiedzieć  o  Ziemi.  Na  Ziemi  wszystko  było  oddzielnie – jakieś  państwa,  jakieś  terytoria,  wszelkie  przedsięwzięcia  były  sygnowane  osobowo  i  chociaż  „jako  w  niebie  tak  i  na  ziemi” *,  to  w  tych  sprawach  nikt  nie  brał  tego  pod  uwagę  i  tam  bezskutecznie  próbowano  zmienić  Niebo  na  swoją  modłę  w  zależności  od  narodu,  wiary,  rodzaju  wiary,  a  później  od  rodzaju  organizacji  czy  czegoś  podobnego  i  przypisać  mu  ziemskie  cechy.  Ale  nie  to  było  ważne.  W  Niebie  pozycja  była  stała.  Nie  zmieniano  personelu  na  nowy,  świeży  czy  jak  w  Ameryce – ciągle  młody.  Tam  „jak  było  na  początku,  teraz,  zawsze  i  na  wieki  wieków” **.  Chyba,  że  kogoś  zadenuncjowano,  bo  w  Niebie  były  przeróżne  intrygi,  a  zadenuncjowani  tracili  niebiańskie  pobyty  i  szli  do  Lucyfera.  Ponieważ  grzesznych  dusz  ciągle  przybywało  więc  w  Piekle  zapotrzebowanie  na  pracowników  rosło.  Ale  Solis  był  spokojny  o  swoją  przyszłość.  Zresztą – czy  jako  diabeł  miałby  źle?  Nie  było  powodów  aby  się  martwił,  a  praca  i  Niebie,  i  w  Piekłach  była  bezpłatna .  Nikt  z  personelu  się  nie  starzał.  Poza  personelem  starzał  się  Pan  i  Jahwe,  natomiast  Duch  pozostawał  fizycznie  niezmienny,  chociaż  narzekał,  że  psychicznie  nie  czuje  się  już  młody.  Solis  starzał  się  tylko  trochę  i  jak  każdy  w  Niebie  miał  swoje  biura  obok  komnat,  które  zajmował.  Tam  przebywał  na  co dzień  i  był  zawsze  pod  ręką.  Pańska  niedziela,  czy  jahwiczna  sobota – we  wszystkie  święta  był  na  miejscu.  Teraz  zastanawiał  się  nad  dalszymi  Pana  krokami. 

Jego  syn  umarł  w  sposób  okrutny.  Czy  był  powód  do  koktajli?  Co  Pan  zrobi  dalej?  Zgodnie  z  jego  nakazem  ciało  nie  mogło  pozostać  na  krzyżu  w  Paschę.  Co  w  takim  razie  z  nim  zrobią?  Jest  tylko  jedna  logiczna  odpowiedź – zdejmą  żywego  nie  wiedząc,  że  jest  żywy – a  może  wiedząc?  Potem  żywego  pochowają  w  grobowcu,  gdzie  jest  powietrze,  nie  wiedząc,  że  jest  żywy.  Potem  „zmartwychwstanie”  i  nikt  nie  będzie  wiedział,  że  był  żywy.  Tego  jeszcze  nie  było.  Ale  zawsze  kiedyś  jest  pierwszy  raz – jak  mówi  Xen.Wstał,  by przejść  się  po  biurze.

       Kiedy  Solis  zastanawiał  się  nad  tym,  Pan  przebywał  w  swoich  apartamentach.  Powoli  oddawał  opiekę  nad  Narodem  Wybranym,  jednak   przyzwyczajony  do  dnia  siódmego  odpoczywał.  Właściwie  to  poza  nielicznymi  dniami  w  których  coś  tam  załatwiał, zawsze  miał  święto.  Zawsze  odpoczywał.  Teraz  też. 

       Solis  usiadł  przy  oknie  czasu.  Oglądał  za  nim  przeróżne  gwiazdy  i  planety.  Ziemi  nie  było  widać,  ale  czasem  dochodziły  stamtąd  różne  odgłosy  i  zapachy.  Pamięta  jak  Ramzes  Wielki  szedł  pod  Kadesz.  Dla  łatwiejszej  logistyki,  podzielił  swoją  dwudziestotysięczną  armię  na  cztery  dywizje.  W  zasadzie  było  cicho,  ale  nieprzyjemne  zapachy  docierały  aż  tutaj.  Tak  było  i  dużo  później,  kiedy  wojska  imperium  perskiego  kroczyły  na  podbój  Grecji  czy  Scytów.  Wtedy   ogromna  armia  Dariusza,  a  potem  jego  syna  Kserksesa  śmierdziały  okropnie.  Tak  było,  gdy  legiony  rzymskie  przemierzały  ogromne  tereny  znad  Renu  nad   Eufrat  i  odwrotnie.  Tak  było  też  w  czasie  bitew.  Na  początku  i  w  trakcie  dawały  tylko  zgiełk – to  prawda – ale  potem  odór  rozkładających  się  ciał.  Czasem  ciała  długo  walały  się  po  pobojowiskach  i  wszędzie  w  Niebie  czuć  było  ten  trupi  odór.  Jednak  wcześniej,  kiedy  Izrael  chodzili  po  Pustyni  Sin,  smród  był  nie  do  zniesienia  i  trwał   niezmiernie  długo.  Biblia,  którą  mu  z  Ziemi  dostarczono  mówi,  że  mężczyzn  zdolnych  do  noszenia  broni  było  aż  600  tysięcy.  Oprócz  nich  ich  żony,  bo  i  po  trzy  nawet  mieli,  i  dzieci,  i  ludy  obce,  i  bardzo  liczny  dobytek. 

Było  tego  ludu  ponad  2  milionymyślał  Solis.Gdyby  tak  ustawić  ich  czwórkami,  po  jednym  metrze  odległości  szereg  od  szeregu,  to  te  dwa  miliony  utworzyłyby  łańcuch  długości  500  kilometrów.  A  gdzie  ten  bardzo  liczny  dobytek  z  niewoli? – trzeba  liczyć  drugie  tyle  miejsca.  Wąż  długości  przynajmniej  1000  kilometrów!  Nie,  to  mało.  Ale  niech  by  tylko  tyle.  Ten  wąż  wił  się  40  lat  po  pustyni  i  owijał  ją  wkoło,  i  było  aż  40  lat  smrodu  w  Niebie.  Przecież  na  pustyni  nie  ma  wody,  więc  jak  Izrael  miał  się  myć?  Ale  Pan  tak  chciał.  Nie  było  innego  rozwiązania.  Uszczelnialiśmy  okna,  wrota  i  inne  nieszczelności.  Lucyfer  ma  lepiej.  Piekło  jest  po  drugiej  stronie  Ziemi.  Tam  nie  śmierdziało.

       Kiedy  Solis  tak  myślał,  Józef  z  Arymatei  zdejmował  z  krzyża  ciało  Jezusa.  Zdjęto  też  ciała  Szymona  i  Judasza,  i  złożono  je  w  grobach.  Grotę  z  ciałem  Jezusa  zamknięto  ogromnym  kamieniem  i  postawiono  obok  niego  straże,  ale  Jezus  i  tak  go  opuścił  udając  się  na  inspekcję  ojcowskich  Piekieł  i  osobiste  spotkanie  z  osławionym  Lucyferem.  Potem  wstąpił  do  grobu,  aby  później  oficjalnie  zmartwychwstać  i  udać  się  do  Nieba. 

                                                        *

       Z  hukiem  odwalił  głaz.  Strażnicy  uciekli  w  popłochu.  Jakiś  czas  czekał  przy  grobie.  Chciał  się  ukazać  Marii  Magdalenie,  widzieć  ją  znów.  Postać  śliczną  i  jedyną  kochaną  ziemską  miłością,  bo  już  teraz  wszystko  się  w  nim  zmieniało.  Ziemskie  uczucia  zamierały,  a  w  ich  miejsce  pojawiały  się  inne – niebiańskie,  ogólne,  beznamiętne  jednostkowo.  I  ukazał  się  jej,  a  potem  uczniom  swoim – po  czym  wstąpił  do  Nieba.  Oprócz  Pana,  który  był  jego  ojcem,  Xena,  Solisa,  i  Jerela  na  Ziemi,  nikt  w  Niebie  nie  wiedział  o  jego  zmartwychwstaniu.  Nie  powiedziano  tego  pierwszemu  konstruktorowi  Aniołowi,  ani  nawet  Duchowi.  Ojciec  przywitał  go  sam.  Nie  zgodził  się  aby  ktokolwiek  mu  towarzyszył.  Wpuszczono  go  bramą  główną,  która  wtedy  była  jeszcze  zamknięta  i  nikt  jej  nie  pilnował.  Nie  było  takiej  potrzeby,  bo  nieliczni  Żydzi  wchodzili  furtką,  która  była  obok  bramy.  Poza  tym  w  Niebie  nie  było  jeszcze  Piotra,  a  Paweł  jako  Saul  ciągle  prześladował  zwolenników  syna  Ojca.  Dopiero  później  poganie,  którzy  dowiedzieli  się  o  Ojcu  i  Synu,  zamiast  na  uroczyska  zaczęli  pchać  się  do  Nieba.  Ale  wtedy  Solis  osobiście  otworzył  im  bramę,  po  czym  udał  się  do  swego  biura. 

       Teraz  Pan  czekał  na  niego  w  otwartej  bramie  i  po  dość  chłodnym  przywitaniu,  przyjął  go  w  swojej  kancelarii.  Może  zbyt  oficjalnie,  zbyt  służbowo,  ale  przyjął.  Wcześniej  kazał  Solisowi  przygotować  dla  niego  nowe  komnaty  i  służbę.  Po  rozmowie  Jezusa  z  ojcem,  Solis  zaprowadził  go  do  jego  komnat  i  zostawił  samego.  Zgodnie  z  poleceniem  Pana  przydzielił  mu  opiekę  i  kucharza.  Ci  byli  zaprzysiężeni,  ale  po  pewnym  czasie  i  tak  szeptano  tu  i  ówdzie  o  Synu,  przy  czym  nikt  go  nie  widział  i  z  czasem  poddawano  w  wątpliwość  te  pogłoski.  Odwołanie  Syna  miało  na  początku  niekorzystne  skutki  dla  Ojca.  Liczył  na  pogan.  Tymczasem  Syn  nie  sprostał  zadaniu.  Poganie  mieli  nadal  zostać  poganami.  Na  dole  zaczęło  się  prześladowanie  jego  zwolenników,  a  Pan  już  teraz  przewidywał,  że  potrwa  to  czas  jakiś,  więc  znów  musiał  coś  uczynić.  Znów  zmuszony  był  do  myślenia.  Nie  lubił  tego,  ale  musiał.  W  końcu  wymyślił.  Tak  przynajmniej  oświadczył.  A  może  tylko  udawał  że  myśli,  może  wszystko  zaplanował  dużo  wcześniej…?  W  każdym  razie,  kiedy  Saul  jechał  do  Damaszku  prześladować  wyznawców  jego  syna,  w  pewnym  momencie  jego  podróży  uczynił   jasności  wielką,  a  w  tej  jasności  ukazał  mu  postać  Syna,  mówiąc  jednocześnie:  Saulu,  Saulu,  czemu  mnie  prześladujesz *. 

 *       Ojcze  Nasz.  Nowy  testament.  (Mat. 6, 10)

**     Uwielbienie Trójcy  Przenajświętszej

***   Nowy  Testament. Towarzystwo  Biblijne  w  Polsce. (Dz. Ap. 9, 4)