JustPaste.it

Trójca. Część 13

ALLACH I PAN – WIZYTA I. Część II.

ALLACH I PAN – WIZYTA I. Część II.

 

    – Tak,  tak – powiedział  Pan – to  prawda.  Oj  ci  prorocy.  Abram  nie  zapytał  mnie  o  zdanie.  Wszystko  robił  sam.  Z  jednej  strony  źle,  ale  z  drugiej  świadczyło  to  o  jego  przedsiębiorczości  na  której  mi  bardzo  zależało.  Za  to  w  trakcie  jego  wędrówki  sprawdziłem  siłę  jego  wiary,  jego  oddanie.  Kazałem  mu  złożyć  mi  w  ofierze  swojego  jedynego  i  ukochanego  syna – Izaaka,  którego  Sara  poczęła  po  zacienieniu  Duchem.  Jego  wiara  we  mnie  okazała  się  być  bardzo  silna.  Chciał  złożyć  ofiarę,  a  ja  chociaż  miałem  na  nią  ogromny  apetyt,  powstrzymałem  go,  bo  to  przecież  jego  syn.  Gdyby  było  inaczej,  chyba  bym  jeszcze  zmienił  zdanie.  Jeszcze  był  na  to  czas.  Z  zachowania  Abrama  wnioskowałem,  że  jego  potomstwo  liczne  jak  piasek  na  pustyni,  będzie  mi  posłuszne – ale  pomyliłem  się – nie  było.

    – Ty  ciągle  się  mylisz.  A  w  tamtych  czasach  miłość  do  dzieci  nie  była  tak  wielka  jak  miłość  do  nas – powiedział  Allach. – Miłość  do  nas,  była  wielka,  a  składanie  nam  dzieci  w  ofierze  było  normalnym  zjawiskiem.  Więc..?

    – Może  i  tak.  Może  masz  rację.  Ale  nie  ujmuj  mu  chwały.  Miał  wybór. 

     – No  tak.  Abraham  miał  wybór,  chociaż  wywodził  się  z  Ur,  w  którym  nie  było  monoteizmu,  a  ty  wyboru  nie  miałeś,  więc  ten  monoteizm  chciałeś  dopiero  zaszczepić – powiedział  Allach.

    – Od  nowa  zaszczepić – poprawił  go  Pan .– I  chciałem  dużej  spójności  religijnej.

    – To  znów  trochę  nielogiczne – nie  sądzisz?  Pasterze  jego  trzód,  żona,  służąca,  rodzina,  niewolnicy…  oni  wszyscy  to  poganie – jaka  więc  spójność?    

    – Może  i  tak – Pan  zgodził  się  z  Allachem. – Może  masz  rację.  Ale  Abram… Jego samodzielność…  Jego  operatywność… To  wszystko  było  tak  duże,  że  stało  się  podstawową  przyczyną  powierzenia  mu  tej  misji.  Na  to  też  zwracałem  uwagę.  Wtedy  t przeszkadzało  mi  tylko  to,  że  był  samowolny.  Nie  mogłem  przewidzieć,  że  zabierze  za  sobą  rodzinną  tradycję?  No  może  mogłem…  Ale  byłem  zajęty.  Przecież  nie  mogę  kontrolować  wszystkiego.  Wtedy  też  nie  mogłem.  Wierz  mi.

    – Tak,  tak.  My  bogowie  jesteśmy  ciągle  zajęci – powiedział  Allach. – Ale  aby  wprowadzić  potomstwo  Jakuba  do  Egiptu,  to  miałeś  czas  kontrolować  ich  głód? 

    – No  wiesz…  akurat  to  mogłem.

    – A  kiedy  już  dostatecznie  długo  tam  przebywali,  to  mogłeś  Mojżeszowi  ukazać  się  w  krzaku  ognia  i  kazać  mu  wszystkich  stamtąd  wyprowadzić?  Oni  nazwali  to  niewolą  egipską.  Gdyby  Faraon  oddał  im  władzę,  to  by  go  chwalili,  a  że  zaprzągł  ich  do  roboty,  to  nazwali  ten  okres  niewolą,  chociaż  ty  ich  tam  zaprowadziłeś,  a  to  znaczy,  że  była  to  niewola  Pańska,  nie  Egipska – bo  z  twojej  woli.  Potem,  po  wyjściu  z  Egiptu  włóczyłeś  ich  po  pustyni  40  lat.  Po  co?  Chciałeś  może  utworzyć  ze  złodziei  i  zoofitów  nowe  szlachetne  pokolenie?  Po  co?

    – To  nie  byłem  ja!  Już  ci  to  chyba  mówiłem.  To  Jahwe.  To  Jahwe  stał  w  płonącym  buszu.  To  Jahwe  ich  tam  zaprowadził.  A  ty  skąd  wziąłeś  te  wstrętne  epitety? – zapytał  Pan.

    – Ja? – żachnął  się  Allach. – Oczywiście  że  z  twojego  Tekstu  Masoreckiego,  to  znaczy  z  Biblii.

    – Ja  czegoś  takiego  nigdy  nie  dyktowałem!

    – Nie?!  A  w  Drugiej  Księdze  Mojżeszowej,  rozdziale  3-m  punkcie  22-m,  Biblia  tak  pisze:  Niech  więc  każda  kobieta  wyprosi  od  sąsiadki  swojej  i  od  współmieszkanki  domu  swego  przedmioty  ze  złota  i  srebra  oraz  szaty;  włożycie  je  na  synów  i  córki  wasze  i  tak  złupicie  Egipt.  Teraz  Trzecia  Księga  Mojżeszowa.  Rozdział  18  punkt  23 – znów  cytuję:  Nie  będziesz  obcował  z  żadnym  zwierzęciem,  bo  przez  to  stał  byś  się  nieczysty.  Także  kobieta  nie  będzie  się  kładła  pod  zwierzę,  aby  się  z  nim  parzyć.  Jest  to  ohyda.

       Pan  zrobił  niesmaczną  minę  i  powiedział:

    – Kradzież  to  przecież  rzecz  normalna,  ale  obcowanie  ze  zwierzętami  to  co  innego,  to  nie  dostarcza  mi  nowych  dusz.  Takiego  zachowania  tolerować  nie  mogłem.  Myślę,  że  ty  uczyniłbyś  podobnie.

    – Tak.  O  tak!  Prawa  są  przeze  mnie  ustalone,  ale  właściwie  niepotrzebnie,  bo  nie  słyszałem  aby  ktoś  je  przekraczał.  Nie  toleruję  wykroczeń  przeciwko  mnie.  Muszą  ich  przestrzegać!  Za  te  wykroczenia  jest  tylko  jedna  kara!  Morderstwa  to  co  innego.

    – Ale  to  nie  morderstwa – rzekł  Pan. – To  tylko  kary.  Ty  nie  masz  kar? – zapytał.

    – No  mam.  Właśnie  przed  chwilą  ci  mówiłem. 

    – A  widzisz.  Nie  wszystko  jest  proste.  Tak  było  i  z  nimi.  Mówiąc  szczerze,  to  oni  nigdy  nie  byli  mi  wierni,  robili  to  czego  im  zabraniałem.  Te  dziesięć  przykazań,  które  im  dałem,  to  tylko  dla  nich – Narodu  Wybranego.  Na  tablicach,  które  wykuł  Mojżesz,  palcem – o  tym – tu  pokazał  Allachowi  wzniesiony  do  góry  środkowy  palec  swojej  prawej  dłoni – napisałem:  Nie  zabijaj.

    – Tym?  Nie  wskazującym? – zdziwił  się  Allach.

    – Może  i  wskazującym – już  nie  pamiętam.  Ale  nie,  to  był  ten!  Zrobiłem  to,  bo  chciałem  żeby  się  wzajemnie  nie  zabijano,  a  Mojżesz  za  to,  że  jego  brat  Aaron  ze  złota  ukradzionego  w  Egipcie  uczynił  im  cielca,  bo  go  długo  nie  było,  za  namową  Jahwe  zwołał  Lewitów  i  kazał  pozabijać  wszystkich  mu  niewiernych.  Stare  Biblie  mówią,  że  zamordowanych  było  23  tysiące – to  prawda.  Inne  Biblie,  nowsze,  mówią  o  znacznie  mniejszych  ilościach – 3  tysiącach.  Kiedy  cudzołożyli  z  córami  Moabu – a  ładne  były  te  Moabitki,  och  ładne – cmoknął  z  zachwytu – Jahwe  kazał  ich  wszystkich  wytracić,  bo  cudzołożyli  nadaremno.  Wielu  z  nich  powieszono  wprost  słońca,  wielu  wbito  na  pale,  a  wszystkich  pobitych  było  24  tysiące.  Po  co  dałem  im  te  12  przykazań?!… Aby  w  każdy  możliwy  sposób  je  łamali?! – zapytał  Pan,  co  było  jakby  przeciwieństwem  jego  poprzedniego  zachwytu. – Wykroczeń  przeciwko  mnie  było  dużo.  Moi  Żydzi  już  wtedy  byli  wielcy  i  nie  słuchali  mnie.  Co  im  tam  jakiś  Pan.  Woleli  Jahwe!

    – Tak,  tak – powiedział  Allach. – Czasem  trudno  jest  wyegzekwować  posłuszeństwo. 

    – Jak  przekraczali  dane  im  przeze  mnie  zakazy,  to  Jahwe  kazał  ich  zabijać  lub  palić?  Jahwe…  Eh…  Pod  tym  względem  to  udał  mi  się  ten  pomocnik. To  on  ustalał  te  kary.  Już  ci  mówiłem,  że  to  nie  ja.  Możesz  mi  wierzyć.  Mówię  prawdę.  A  może  i  sam  Lucyfer.  Oni  się  dobrze  z  Jahwe  znają.  Mieli  ze  sobą  kontakt.  Może  mają  nadal.  Jak  Jahwe  był  jeszcze  u  Lucyfera,  ten  nauczył  go  zajadać  się  pieczenią  hiszpańską  i  popijać  ją  pieprzówką.  Teraz  Jahwe  pije  tylko  koszerną.  Ale  co  tam – machnął  ręką.

    – Czym  ty  byś  się  żywił,  gdyby  nie  Jahwe?  Wtedy  przy  nim.  A  potem? – Mój  boże. – Powiedział  Allach  z  politowaniem. – Nie  udajesz  czasem?  Co?  Robisz  z  siebie  chodzącą  po  Niebie  dobroć.  Czy  to  bogu  wypada?  Masz  zasady...? 

    – No  wiesz?! – obruszył  się  Pan.

       Allach  pokręcił  głową.  Nie  wierzył  w  te  wykręty.  Wiedział  jak  to  jest  z  nimi – bogami.

    – W  końcu  Izrael  zaszedł do  Ziemi  Obiecanej,  nie  ważne  czy  tam  doprowadziłeś  ich  ty,  czy  Jahwe – ale  tam  zamieszkali  i  robili  to,  co  podczas  wędrówki.  Dawid  wtedy  palił  Amonitów  w  piecach  ceglanych,  przecinał  piłami,  jeździł  po  nich  okutymi  wozami  i  wyprawiał  z  nimi  różne  straszne  rzeczy.  To  wszystko  jest  spisane  w  twoim  Tekście  Masoreckim,  czyli  Pięcioksięgu  Mojżeszowym.  Robił  to  dla  ciebie?

    – No  wiesz,  ci  Ammonici  to  nie  był  mój  naród.  Ale  tak  kazał  mu  Jahwe!

    – To  znaczy,  że  z  tego  nie  korzystałeś.  Przynajmniej  niewiele.  Nie  dobrze.  Niewdzięczny  naród.  Krnąbrny – rzekł  Allach.

    – Bardzo  krnąbrny.  Syn  Salomona Robom,  podobno  powiedział,  że  aby  utrzymać  ich  w  posłuszeństwie,  każe  sobie  zrobić  bat  z  kolców – powiedział  Pan. 

    – Musiało  być  coś  nie  w  porządku  z  tym  narodem  i  jest  nadal.  Czy  nie  mogłeś  przewidzieć,  że  tak  będzie? 

    – No  wiesz…  Mogłem,  ale  byłem  zajęty.  Wiesz  jak  to  jest.

    – Teraz  rozumiem  dlaczego  ich  opuściłeś.  Kiedy  to  zrobiłeś,  twoje  miejsce  zajął  zaraz  twój  pomocnik.  Potem  kazałeś  swojemu  synowi  chodzić  po  Palestynie  i  głosić  twoje  słowo,  a  ty  sam  przemieniłeś  się  w  Pana  Boga.  On  chodził  i  głosił  słowo,  ale  swoje,  nie  twoje.  Teraz  on  był  krnąbrny.  Twój  poprzedni  naród  znów  w  to  nie  uwierzył  i  miał  w  tym  dużo  racji,  bo  słowo,  które  głosił  też  nie  było  twoje.  Na  koniec  go  ukrzyżowali,  a  ty  chociaż  żywisz  się  cierpieniem  innych  oszczędziłeś  go,  bo  to  twój  syn.  Nie  pozwoliłeś  mu  połamać  piszczeli  i  pozwoliłeś  zachować  energię  na  potem,  aby  miał  siłę  zmartwychwstać  i  tym  samym  stworzyć  nową  religię – chrześcijaństwo.

    – Jahwe  to  wiedział,  jak  i  to,  że  Kanaan  to  mały  rejon,  nawet  bardzo  mały  w  porównaniu  z  resztą  świata  i  porozrzucał  ich  po  całym  świecie,  aby  kiedyś  stali  się  wielcy – powiedział  Pan. 

       Zawsze  kiedy  Allach  poruszył  jakiś  temat  okresu  przedsynowego, - lub  posynowego,  ale  tylko  tego  do  roku  313 – Pan  robił  się  mniejszy,  wystraszony.  Głowa  i  nos  pozostawały  mu  tej  samej  wielkości,  ale  nos  stawał  się  haczykowaty,  a  uszy  się  wydłużały.  Natomiast  jego  wzrost  trochę  malał.  Mrugał  przy  tym  wymownie,  spoglądał  spod  oka,  garbił  się  i  robił  przeróżne  miny.  Nie  znosił  tej  postawy,  wstydził  się  jej  i  chociaż  był  Wszechmogący  nie  mógł  tego  zmienić.  To  działo  się  samo.  Allach  też  nie  lubił  go  w  tej  postaci.  Wolał  takiego  jak  ten  z  którym  gra  w  kości.  W  przeszłości  Pan  zmieniał  się  często.  W  zależności  od  sytuacji  przybierał  różne  postacie,  ale  zawsze  przyciągające  płeć  przeciwną.  Teraz  był  już  stary,  wolał  grę  lecz  zdarzało  mu  się  takie  przeistoczenie,  ale  tylko  w  takich  sytuacjach  jak  ta…  No,  i  w  Zakazanych  Komnatach. 

       Siedział,  podejrzliwie  przyglądając  się  Allachowi.  Nie  chciał  już  dłużej  być  w  tym  stanie,  a  wiedział,  że  dopóki  Allach  tu  będzie,  nie  może  wrócić  do  swojej  pierwotnej  postaci.  Klasnął  więc  w  dłonie  i  kiedy  w  drzwiach  ukazał  się  Xen  powiedział:

    – Xen – Allach  już  wychodzi!  Chcę  zostać  sam.  Podaj  mi  koktajl.  Ale  z  rumem!  Pamiętaj  o  rumie!  I przygotuj  mi  kąpiel.