JustPaste.it

Ich ofiara nie poszła na marne

Nasza największa (pod względem ważności ofiar) katastrofa była spowodowana czynnikiem ludzkim

Nasza największa (pod względem ważności ofiar) katastrofa była spowodowana czynnikiem ludzkim

 

6ba489941f1c7905df0465991c057a7c.jpg

Po katastrofie naszego samolotu wojskowego Tu-154 z pasażerami na pokładzie (większość to cywile) i wraz z upływem czasu, pojawia się coraz więcej hipotez (brakuje chyba tylko kosmitów) i pyskówek (w wykonaniu polityków i specjalistów od lotnictwa, a to jednak bywa żenujące).

Jeśli przywódca państwa leci samolotem, to służby tego państwa oraz, jeśli to podróż międzynarodowa, państwa docelowego, dokładają wszelkich starań w zapewnieniu bezpieczeństwa przybywających gości. A to sprawdzanie terenu, rozmieszczanie snajperów, rewizje dziwnie zachowujących się obywateli. To nie była oficjalna wizyta państwowa, ale nasze służby powinny mieć dostęp do wieży kontroli lotów i monitorować działania kontrolerów.

Jednak nie słyszałem o umieszczeniu swojego obserwatora na wieży kontrolnej docelowego portu lotniczego. Zakładam, że wszyscy oglądali film „Szklana pułapka 2” (1990), w którym ukazano terrorystów, którzy opanowali lotnisko a pilotom lądującego samolotu podali błędne dane dotyczące trajektorii lotu, co doprowadziło do katastrofy, w której wszyscy zginęli. Prędzej czy później taki wypadek wydarzy się w realu.

Zatem, cóż nam z tego, że będziemy kontrolować wszystko i wszystkich, skoro kontroler z wieży okaże się terrorystą, pijakiem, narkomanem lub stażystą odbywającym studencką praktykę (rozmawia z załogą, zaś kontroler jest na kawce lub w toalecie).

Trzeba mieć nieskończone zaufanie do wieży kontrolnej dowolnego państwa (tu można wymienić kilka wybranych nazw, począwszy od zaprzyjaźnionych, poprzez nijakie a skończywszy na niezupełnie nas lubiących; także inny podział techniczno-gospodarczy - na państwa pierwszego, drugiego i trzeciego świata), a cóż dopiero do państwa, do którego lecimy z pretensjami a chcemy lądować niedaleko miejsca, które przeszło do historii ludobójstwa i zbrodni wojennej, którego to czynu nie chce uznać najwyższe sądownictwo tegoż państwa. Oczywiście, daleki jestem od aż takich sugestii mrożących krew w żyłach, ale czy prowokuje się los wchodząc do klatki z niedźwiedziem, którego tresera niezbyt się lubi?

Nie sądzę, aby Rosjanie mieli terrorystę w wieży, choć to również trzeba brać pod uwagę, skoro codziennie w wyniku zamachu ginie średnio jeden obywatel tego kraju.

Natomiast nie można wykluczyć, że ich kontroler miał mentalność naszego dróżnika (wszak jesteśmy braćmi Słowianami) - wystarczy przejrzeć statystykę wypadków na strzeżonych przejazdach kolejowych… Mógł być zmęczony lub "zmęczony" po imieninach, po wypłacie, po naganie albo po awansie...

Co do językowej znajomości naszych pilotów. Można znać język bardzo dobrze, ale w sytuacjach krytycznych, zarówno ze strony załogi, jak też kontrolerów, może dojść do braku zrozumienia, zwłaszcza że mogą dochodzić dodatkowe hałasy lub zakłócenia na łączach. Pewne słownictwo jest tak specjalistyczne oraz mające inne znaczenie w mowie bardziej potocznej, że podczas prowadzenia najważniejszych rozmów, które trwają zwykle kilkadziesiąt końcowych sekund, może dojść do nieporozumień. W krytycznych sytuacjach ludzie mogą niewyraźnie mówić albo niedokładnie rozumieć znaczenie słów, zwłaszcza jeśli nie są wymawiane w języku ojczystym. Dramaturgię pogłębia fakt, że załoga odpowiada za życie pasażerów i ryzykuje przy tym swoim życiem, zaś kontroler - cokolwiek by dobrego/złego o nim nie powiedzieć - życiem nie ryzykuje; może co najwyżej stracić pracę lub iść do więzienia. Nie należy również zapominać o ewentualnej awarii albo o pracach remontowych na wieży lub w centrum kontroli ruchu lotniczego. Z tego powodu wydarzyły się już wypadki* i ten aspekt należy również brać pod uwagę.

Bywały wypadki (również przy udziale mgły!) spowodowane czynnikiem ludzkim (także kontrolerzy, ale i załoga)**. Jeśli samolot odbywa zwykły lot, to pilot - jeśli otrzyma informację o kłopotach pogodowych na docelowym lotnisku - podejmuje decyzję o locie na lotnisko zapasowe i zwykle nikt na niego nie naciska, choć mogą zaistnieć pewne problemy organizacyjne (zapewnienie hotelu i przejazdu). Codziennie tysiące pilotów podejmują decyzję o lądowaniu - oni MOGĄ (ale nie MUSZĄ) dotrzeć za wszelką cenę do docelowego lotniska.

Jeśli jednak samolot udaje się w ważną polityczną podróż, wioząc najważniejszych ludzi w państwie, którzy to ludzie nie jadą w celach turystycznych, ale z ważną misją, której powodzenie zależy od załogi, to piloci czują presję sytuacji (w tym spóźniony odlot), nawet jeśli nikt otwarcie nie nalegał na lądowanie na zamglonym lotnisku. Wystarczyło uprzejme pytanie jakiegokolwiek miłego a ważnego człowieka w obecności innych osób (polityków, oficerów, stewardes i kolegów) - i co, panie kapitanie, z opóźnieniem i pogodą to polski podniebny ułan chyba sobie zgrabnie poradzi?

Jednak, obserwując wszystkie hipotezy tragedii, w tym teorie spiskowe, należy sądzić, że nasza największa (pod względem ważności ofiar) katastrofa była (najprawdopodobniej!) spowodowana czynnikiem ludzkim! Nasza załoga miała zakodowane przesłanie (już na kilka dni przed odlotem oraz podczas lotu), że samolot MUSI (a nie MOŻE) wylądować o czasie, aby wszyscy pasażerowie byli zadowoleni i aby nikt nie robił aluzji do znanego a rzekomego "tchórzostwa podczas gruzińskiego incydentu". Ponadto wariant lądowania na zapasowym lotnisku nie wchodził w rachubę z dwóch powodów - nie było pojazdów przygotowanych na przewóz gości z tego lotniska oraz (gdyby nawet były) nie zdążyliby oni na rocznicowe uroczystości żałobne w Lesie Katyńskim. Załoga NIE MOGŁA NIE wylądować w Smoleńsku!

Zaskakująca jest niejasność dotycząca dokładnej pory katastrofy. Oficjalnie podawano, że wydarzyła się o 8:56, ale potem sugerowano, że kwadrans wcześniej. Jak to możliwe, aby w XXI wieku, kiedy wielu ludzi nasłuchiwało (i podsłuchiwało) rozmowy pomiędzy załogą a wieżą, nie można było ustalić faktycznego czasu tragedii? Przecież na miejscu było kilkudziesięciu obserwatorów, w tym kilkunastu naszych rodaków, i kiedy usłyszeli zderzenie samolotu z ziemią, to nikt nie spojrzał na zegarek? A linię energetyczną co przecięło kwadrans przed dziewiątą?

Zginęło 96 osób, w tym wielu znanych i lubianych Polaków, co wstrząsnęło naszym społeczeństwem, doprowadziło do politycznego zamętu, wcześniejszych prezydenckich wyborów i doprowadzi jeszcze do wielu proceduralnych zmian w lotnictwie.

Nasi Rodacy lecieli do Katynia, aby uczcić pamięć pomordowanych tam 70 lat wcześniej bohaterów Września 39. Zginęli niedaleko tej koszmarnej miejscowości i przez kolejne wieki pamięć obu tragedii będzie ze sobą ściśle spleciona. Śmierć połączyła kolejne ofiary z poprzednimi. Pośród ofiar ostatniego lotu byli synowie, córy i wnukowie zamordowanych oficerów.

Polacy ponieśli kolejną ofiarę krwi, ale ta ofiara nie pójdzie na marne. Oto Rosjanie, poruszeni rozmiarem katastrofy, postanowili zmienić swój stosunek do zbrodni w Katyniu z 1940 roku. Wyemitowali film "Katyń" Wajdy, ujawniają kolejne dokumenty stalinowskiej zbrodni i coraz więcej Rosjan dowiaduje się, że to nie Niemcy zamordowali w bestialski sposób naszych oficerów. Z pewnością kolejny wyrok rosyjskiego sądu będzie oparty na rzetelnej historycznej prawdzie, na prawdzie, która wreszcie pojedna nasze słowiańskie narody.

PS  Ten artykuł miał dość atrakcyjny tytuł "Wieża kontroli bez kontroli", jednak podczas pisania, środek ważności wypowiedzi przemieścił się z aspektu technicznego i organizacyjnego ku patriotycznemu, stąd zmiana tytułu...

 

* - zderzenie samolotów (1 lipca 2002) nad Überlingen (Niemcy)

W centrum kontroli ruchu lotniczego w Zurychu (polska nazwa tego miasta powinna brzmieć - ‘Curych’) celowo wyłączono kilka systemów (również telefoniczne łącza były w konserwacji i niemieccy kontrolerzy, którzy widzieli na swoich radarach cały przebieg zdarzenia, nie mogli ostrzec swych szwajcarskich kolegów). Dokładna lektura na temat tej katastrofy uzmysławia, że nawet w państwie słynącym z zegar(k)owej dokładności, gdzie procedury są (jakby się mogło wydawać) do perfekcji dopracowane, można było aż tak się skompromitować - w wyniku tego curyskiego blamażu zginęło 71 osób, w tym 46 dzieci (udawały się do Hiszpanii w nagrodę za postępy w nauce i w sporcie). Po katastrofie, pewien Rosjanin, który stracił całą rodzinę, z rozpaczy zabił zuryskiego kontrolera, częściowo winnego tragedii.

 

** - zderzenie samolotów (27 marca 1977) na Teneryfie (hiszpańska wyspa)

Z powodu, mgły, przemęczenia kontrolerów ruchu (niewielka obsada - niedziela i wzmożony ruch - alarm bombowy na innym lotnisku), kłopotów językowych oraz z powodu nakładania się sygnałów radiowych nadajników, zginęły 583 osoby (największa lotnicza katastrofa). Podnoszono także aspekt ludzki - holenderski kapitan uchodził za despotę i nie dopuszczał do dyskusji na temat swoich decyzji; ponadto jego załoga czuła presję, aby niezwłocznie startować, bowiem postój mógł spowodować przekroczenie dopuszczalnego czasu pracy i kolejne organizacyjne kłopoty.