JustPaste.it

Psi, psi; psi, psi......

Jak we śnie...

Jak we śnie...

 

  df3e0cacee49c561677823d0cfcb56a4.jpg

Tak sobie leżę w łóżku, w sypialni i myślę. Co to mnie dzisiaj spotka? Co za dzień będzie? A tu nagle: „psi, psi; psi, psi”. Jak w tej reklamie, co dziadka przypiliło i musiał iść się odsikać. Naciska i chcesz, nie chcesz, musisz iść się załatwić. No więc, idę sobie przez korytarzyk, schody i na dole jest salonik, a potem to już... Ale, co to? Światło się pali w saloniku? Zaraz, żona do góry, a tu światło. Kto tam jest? Wchodzę... Siedzi facet w czarnym garniturku i się śmieje. „A ty co za jeden?” W głowie od razu taka myśl się dobija: zdrada, rogacz. A on się śmieje. Taki blady, dwa zęby, kły wystające poniżej wargi. „Czego tutaj? Do żony pan przyszedł?” A on na to: „Nie. Do ciebie kochasiu”. O cholera, do mnie? Pedalisko jakieś, co ja tutaj zrobię sam teraz? Odpowiadam: „ale ja... czego pan chce ode mnie?” Odpowiedź: „KRWI....KRWI...

I znów.... „psi, psi; psi, psi” Gdzie ja jestem? W łóżku? Żona koło mnie. A już wiem, to był sen. No to wstaję, idę sobie przez korytarzyk, potem schodami ,obok saloniku, do ubikacji. Usiadłem, bo czasem jeszcze coś innego się zachce i spokojnie robię co trzeba. Naraz słyszę jakieś kroki. Uważniej nasłuchuje. Ktoś łazi po saloniku. Żona? A może... Szybko kończę, pośpiesznie myję ręce, wycieram już o spodnie i ostrożnie wychodzę z łazienki. Ktoś łazi po saloniku. Wszędzie ciemno. Idę cichutko, na palcach. Przechodzę obok saloniku. Broń Boże, żebym tam spojrzał. Gdy już minąłem, szybko co kilka stopni do góry. Coś za mną goni, słyszę wyraźnie oddech kogoś na moich plecach. Serce wali, ja szybko susem pod kołdrę i nasłuchuje. Ktoś łazi, wyraźnie a zaraz potem ściąga ze mnie kołdrę mówiąc: „co mnie odkrywasz, nie widzisz, że śpię. Odbiło ci. Co za dupek”. Nie, to była moja żona. Odkryłem ją. Ale, wydawało mi się, że ktoś za mną.... rozmywa się obraz dookoła, ziewam raz i drugi, odjeżdżam w krainę snu....

Psi, psi; psi, psi”. O nie, znowu. Co z tym moim pęcherzem? Wstaję, idę korytarzykiem, ze schodów lecę, jakbym red bulla się napił. W ogóle nie dotykam stopni. Idę lekko koło saloniku, a tam światło. Patrzę a tu wyskakuje znajomy gość – kochaś i krzyczy: „KRWI!....KRWI!....”

Psi, psi; psi, psi”. Zaraz, ja znowu w łóżku? Żona obok. Ale noc. I znowu zachciało mi się sikać. Idę korytarzykiem, zbliżam się do schodów. Podskakuję, czy nie jestem znów lekki i nie fruwam. Szczypię się w udo. Ał, boli. Nasłuchuje i wyraźnie słyszę, że ktoś na dole znowu się kręci. Nie no, to już przesada. Koło schodów stoi doniczka z zielem. Trudno, wylałem się do niej. I szybko wracam do łóżka. I nasłuchuje...... Ktoś znowu tu lezie. Wyskoczyłem z łóżka. Złapałem lampę nocną, zaczaiłem się i czekam. Do pokoju wchodzi starsza kobieta i zdziwiona na mój widok: „a zięciulek, to co robi z tą lampką?” Odpowiedziałem: „a tak sobie stoję”.

Myślicie, że się na tym skończyło? A gdzie tam. Babsko oczywiście wydała, że zasikałem fikusa. Oj co to było? Co to było? Jaka nauka z tego wynika? Nie dawaj klucza teściom, nie oglądaj horrorów przed spaniem i najważniejsze: idź do lekarza i zbadaj prostatę, albo mniej spożywaj płynów wieczorem. Czołem!