JustPaste.it

Jednak daliśmy się zwariować.

W Polsce od dawna bardzo trudno odróżnić tabakierę od nosa.

W Polsce od dawna bardzo trudno odróżnić tabakierę od nosa.

 

Jednak  daliśmy  się  zwariować.          

       Zauważam czasami na ulicach jakąś przeważnie staruszkę lub staruszka, choć wiek regułą tu nie jest, zbierających pieczołowicie papierki tudzież inne śmieci i lokujących to-to w odpowiednich koszach. Widok jest już dość rzadki, by nie rzec egzotyczny, niemniej zdarza się. Ludzie dorośli z reguły staruszków tych nie zauważają, na pewno nie zwracają na nich uwagi, wyrostkowata młodzież natomiast reaguje prześmiewczą agresją. Zresztą i dorośli wzruszają ramionami, widok taki traktując w najlepszym razie pobłażliwie.

To znaczy, że jednak daliśmy się zwariować!

To znaczy, że naturalny u człowieka odruch sprzątania został zastąpiony odruchem śmiecenia, że jest czymś nienormalnym podniesienie papierka, czymś normalnym natomiast rzucenie go pod nogi nawet wtedy, gdy stoi się metr od pustego kosza. Kto sprawił, że bardziej odpowiada nam życie na śmietniku? Że śmiecia albo puszkę wolimy raczej kopnąć, aniżeli podnieść?

Jak do tego doszło, że takich staruszków uważamy za słabujących na umyśle? A może jest odwrotnie, może to odruch śmiecenia przystoi nam bardziej, niżeli odruch sprzątania? Może człowiek, zawodowy debil, protestujący przeciw psiej kupie i akceptujący niechlujstwo własne, stanowi coś naturalnego?

Na te pytania nie ma, po prawdzie, dobrych odpowiedzi, pytania więc zapewne są głupie. Po mojemu jednak znacznie głupsze jest to, co do takich zachowań doprowadziło. Nie wiecie, co? Brak wolności!

I wcale, ale to wcale nie robię sobie żartów.

Dowcip na tym polega, że my już tyle razy i takimi wspaniałymi wolnościami zostawaliśmy obdarowywani, że one, te wolności, zamieszały nam we łbach kompletnie. Po prawdzie też, beznadziejnie. My już po prostu nie mamy pojęcia, czym jest wolność i do czego służy. Każdy, kto nam jakąś wolność darowywał, nazywał ją tak samo, ale inaczej rozumiał i tłumaczył. Gdy byle kogo spytamy, czym jest wolność, otrzymamy wiele różnych odpowiedzi. Pomijając odpowiedzi w szkołach, one wszystkie mają jedną wspólną cechę: zupełnie się nie zgadzają z tym, co nam wtłoczyli we łby ci mądrale, którzy nam wolność przynieśli, albo nas do niej zmusili. Wolność oficjalna, czyli ta z gazet i gadki polityków, jest całkiem inna od wolności prywatnej. Tak bardzo jest inna, że one nie mają już ze sobą niczego wspólnego.

Według prywatnych definicji, wolność jest wtedy, gdy możemy robić wszystko, co nam wpadnie do tych naszych łbów. Im więcej i częściej nam do nich wpada, tym więcej mamy poczucia wolności. I to jest jedno wielkie oszustwo. Sami z siebie durniów robimy.5d3a086b7ad8fab4f599f5b19da47ace.jpg

Bo tak naprawdę, wolności mamy coraz mniej. Sejm pracuje pełną parą. Do tego Bruksela też pracuje z wydajnością stachanowca. W kwestii ograniczania wolności nawet rząd pracuje tak, jakby niczego innego do roboty nie miał. Rząd już kompletnie zapomniał, że jest od tego, by rządzić, nie od tego, by zajmować się ograniczaniem wolności i tworzeniem zakazów. Zresztą w Polsce od dawna trudno odróżnić tabakierę od nosa.

I to jest, moi drodzy bracia – idioci tak, że im bardziej wypierają naszą wolność z przestrzeni publicznej, tym większą przestrzeń zajmujemy dla wolności prywatnej. Bo określoną ilość wolności to my mieć musimy. Za każdą cenę. Nawet za cenę rozumu.