JustPaste.it

Wybaczyć Bogu, czy ratować honor ludzkości?

Do napisania tego artykułu doprowadziły mnie dwie poprzednie dyskusje.

Do napisania tego artykułu doprowadziły mnie dwie poprzednie dyskusje.

 

Na  temat  wybaczania  zamieszczono  ostatnio  na  Eiobie  dwa  artykuły,  w  związku  z  czym  wywiązała  się  emocjonująca  dyskusja.  Artykuł  drugi  dotyczył  wybaczania  w  kontekście  religijnym,  ale  niektórzy  czytelnicy  uratowali  honor  dyskusji  zwracając  na  to  uwagę  i  wykazali,  że  wybaczanie  jest  również  czymś  innym  niż  tylko  religijną  i  obustronną  potrzebą.  Jeżeli  utrzymamy  zasadę  religijności  czy  duchowości  wybaczania,  wówczas  będzie  ona  dotyczyć  tylko  maluczkich  i  spraw  indywidualnych,  natomiast  nigdy  nie  będzie  dotyczyć  wyżej  postawionych  osób  i  spraw  zbiorowych.  Innocenty  III  nie  wymagał  i  do  dziś  nie  wymaga  wybaczenia,  a  przecież  wywołał  krucjaty  przeciw  albigensom,  św.  Dominik  nie  wymaga  wybaczenia  za  spalenie  starców,  kobiet  i  dzieci  w  jednym  z  kościołów  do  którego  schronili  się  uciekając  przed  watykańskimi  siepaczami,  a  na  dodatek  został  świętym,  Urban  II  nie  wymagał  i  nie  wymaga  wybaczenia  za  wywołanie  krucjat  do  Ziemi  Świętej,  Papież  Benedykt  XVI  nie  wymaga  wybaczenia  za  oszustwo  w  sprawie  przynależności  do  Hitlerjugend  i  za  nieprzyjęcie  Dalaj  Lamy  na  audiencji,  Jan  Paweł  II  nie  wymaga  wybaczenia  za  większe  zło  wyrządzone  ludziom,  niż  zło  wyrządzone  im  przez  Hitlera  i  Stalina  łącznie,  abp.  Życiński  o  którym  mówi  się  mason,  nie  będzie  wymagał  wybaczenia  jeśli  sfałszuje  Biblię – już  dawno  zapowiedział  jej  zmiany,  a  każda  jej  zmiana  to  fałsz.  Na  razie  jednak  nic  o  „Zmianach  Życińskiego”  nie  słychać.  Jezus  nie  wymaga  żadnego  wybaczenia,  bo  kiedy  w  jego  imię  mordowano  ludzi,  a  wymordowano  ich  ponad  100  ml.,  Kościół  był  ponad  prawem  świeckim  i  robił  co  chciał,  a  Jezus  był,  i  dalej  jest  uznany  za  Boga,  więc  jest  nie  tylko  ponad  prawem,  ale  i  osądem.  Natomiast  ja  uważam,  że  jeżeli  nie  przewiduje  się  konsekwencji  swojego  postępowania,  to  Bogiem  się  nie  jest.  Nie  jest  się  nawet  kierownikiem,  a  jeśli  nawet  się  nim  jest,  to  bardzo  krótko,  tzn.  tak  krótko  jak  był  nim  Jezus,  a  potem  zostaje  się  „usuniętym”  ze  stanowiska.  Posługiwanie  się  przykładami  z  Ewangelii  nie  jest  w  tym  przypadku  właściwe,  ponieważ  wybaczanie  istnieje  jako  forma  określonego  działania  również  poza  społecznościami  chrześcijańskimi,  a  poza  tym  przytaczane  zdania  są  tylko  krótkimi  fragmentami  Ewangelii,  a  w  Ewangeliach  można  znaleźć  zdania,  które  dobitnie  świadczą  o  innym  traktowaniu  ludzi  niż  się  to  przedstawia.  W  Ewangeliach  wszystkie  pozytywne  wypowiedzi  Jezusa  skierowane  są  tylko  do  Żydów – w  stosunku  do  innych  narodowości  i  kobiet  Jezus  nie  wyrażał  się  w  podobny  sposób.  Jezus  nie  jest  przykładem  do  naśladowania.  W  jego  naukach  należało  wybaczać  Żydowi  lub  bratu  czy  siostrze  z  tego  narodu,  ale  nie  poganom.  Poza  tym  Pan  Janusz  w  swoim  artykule  pisze:  Oczyściliśmy się w ten sposób sami z wszelkich nienawistnych uczuć, które zalegały w nas, gdzieś głęboko, w zakamarkach podświadomości,  i nie dawały spokojnie żyć, a nawet mogły spowodować poważną chorobę w naszym fizycznym ciele. I na odwrót – prawdziwe wybaczenie jest warunkiem utrzymania lub powrotu do zdrowia.  Wobec  tak  postawionej  sprawy  wybaczania  pytam:  Czy  takie  zalecenie  dotyczy  również  Pana  Boga?  Po  co  są  konfesjonały,  piekło  i  czyściec  jeżeli  Pan  Bóg  nam  wybaczył  i  jest  zdrowy?     
Wracając  do  wywodów  wcześniejszych  widzimy,  że  wybaczanie  wysoko  postawionym  osobom  Kościoła  jest  kompletnie  niepotrzebne,  ponieważ  one  tego  nie  potrzebują.  Dokładnie  taka  sama  sytuacja  jest  z  urzędnikami  państwowymi,  tzn.,  czym  wyższa  pozycja,  tym  większe  możliwości  negatywnych  działań  społecznych  i  mniejsza  odpowiedzialność  prawna  za  działania,  czyli  podejmowane  decyzje,  a  tym  samym  mniejsza  potrzeba  otrzymywania  wybaczeń,  czy  otrzymania  wybaczenia  ogólnego.  Potrzeba  wybaczenia  występuje  wówczas,  gdy  jesteśmy  świadomi  czynionego  lub  otrzymanego  zła.  Jeżeli  ona  nie  istnieje,  nie  istnieje  również  potrzeba  w  tym  względzie.  Pytanie:  Czy  Bóg  ma  świadomość  wykroczeń  ludzi  przeciwko  sobie  i  wykroczeń  innych,  np.  jednej  osobie  przeciwko  drugiej?  Jeśli  tak,  a  tak  mówi  Kościół,  to  czy  jest  w  stanie  wybaczyć  nam,  ludziom - bezwarunkowo,  czy  tylko  poprzez  konfesjonał,  tzn.  warunkowo?  Przykład  o  działalności  organizacji  Templetona  tylko  podważają  kościelny  wizerunek  istnienia  Pana  Boga  i  odnoszą  się  do  spraw  małych,  i  jednostkowych,  a  wobec  tego  nie  będę  tego  poruszał.  Poza  tym  w  ostatnim  artykule  czytamy:  Jeśli  więc teraz tego się nie nauczymy, to przyjdzie lekcję powtórzyć.  Jest  to  pomieszanie  pojęć;  katolickiego  i  buddyjskiego.  Nie  wiem  kim  jest  autor,  ale  ja  nie  mieszałbym  tego,  ponieważ  właśnie  buddyzm  zaleca  “ucieczkę”  od  świata  stworzonego  przez  Pana  Boga,  a  zatem  czyni  Go  odpowiedzialnym  za  stworzenie  zła,  tymczasem  podaje  się  Ewangelie  jako  przykład  zawartego  w  nich  dobra.  Nie  rozumiem.  Dalej:  Jeśli nie wybaczamy, to krzywdzimy przede wszystkim siebie. Jeśli krzywdzimy siebie, to siebie nie kochamy. Dlaczego?  Pytam  tu  jeszcze  raz:  Co  z  Bogiem?  I  dalej:  Bóg gotów wybaczyć wszystko wszystkim, a my nie jesteśmy często w stanie tego zrobić.  Po  co  więc  konfesjonały?  Przyczepiłem  się  do  niego – wiem,  ale  o  nim  jest  ten  artykuł.  Pan  Bóg  wybacza,  ale  warunkowo.  Wybacza  po  zadośćuczynieniu  ziemskim,  a  później  czyśćcowym,  natomiast  Negatywny egoizm wiąże nas  z naszymi najgorszymi cechami i nie pozwala wydobyć z nas światła.   Od  kiedy  to  w  buddyzmie  czy  reinkarnacji  jest  negatywny  egoizm.  Tam – tzn.  w  buddyzmie  chodzi  jedynie  o  rozwój  własny,  a  tym  samym  “ucieczkę”  od  stworzenia,  przy  czym  jest  to  „ucieczka”  indywidualna,  a  więc  egoistyczna,  nigdy  zbiorowa,  a  w  reinkarnacji  o  wypełnienie  narzuconej  nam  woli,  a  zatem  cierpienie  psychiczne  czy  choroba  fizyczna,  to  też  karma,  której  nie  powinno  się  zmieniać.  W  takich  wierzeniach  negatywny  jest  występujący  w  chrześcijaństwie  infantylizm,  a  nie  egoizm.  W  artykule  czytamy  również,  że:  Nigdy nie wolno krzywdzić samego siebie, swojej duszy…  No  dobrze,  zgódźmy  się  z  tym,  że  nie  wolno,  tylko  że  może  ja   czerpię  satysfakcję  moralną  z  zemsty.  Tak  byłem  wychowany  i  tak  postępują  wszyscy  wokół  mnie.  W  społeczności  w  której  żyję  zemsta  jest  nakazem  i  funkcjonuje  praktycznie  jako  przeciwieństwo  wybaczania.  Co  wówczas – postąpić  wbrew   tradycji,  nawykom,  psychicznym  potrzebom?  Przestawić  się  na  chrześcijaństwo  które  zabija  wszelką  potrzebę  zemsty?  Znaczyłoby  to  wystawić  się  na  śmieszność  i  wiele  konsekwencji  psycho-fizycznych,  a  zatem  skrzywdzić  siebie  i  swoich  najbliższych,  a  przecież  przytoczone  zdanie  temu  przeczy. 

Mniszka  Ani  Choying  Drohma  z  Neapolu  mówi  natomiast,  że  krzywdziciele  tego  potrzebują.  Kim  jest  ta  pani,  aby  przytaczać  jej  zdanie?  Rozumiem,  że  jest  mniszką,  ale  każda  mniszka  to  osoba  zniekształcona  psychicznie,  ogólnie  mówiąc – dewotka.  Osoba,  której  w  pozareligijnej  strefie  wierzyć  niemożna.  Jeżeli  jednak  uznamy,  że  krzywdziciele  tego  potrzebują,  to  potrzebują  jedynie  ci  z  nich,  którzy  żałują  za  popełniony  czyn,  natomiast  nigdy  ci,  którzy  nie  żałują  popełnionego  czynu.  Poza  tym,  dotyczy  to  jedynie  przestępstw  pospolitych,  natomiast  nigdy  zbiorowych  przestępstw  politycznych  czy  społecznych,  do  których  w  tym  przypadku  zaliczam  również  przestępstwa  kościelne.  W  zrozumieniu  kościelnym  i  osób  szczególnie  uduchowionych,  wybaczenie  wiąże  się  również  z  konsekwencjami  pośmiertnymi,  a  w  związku  z  tym  pośmiertne  konsekwencje  przestępstwa  lub  czynu  za  który  trzeba  będzie  po  śmierci  odpowiedzieć,  należy  umniejszyć  do  maksimum  naszych  możliwości  i  wybaczyć,  np.:  politykom  stworzenia  Berezy  Kartuskiej,  a  sądom  czy  prokuratorom  zsyłania  tam  „przestępców  politycznych”.  Wybaczyć  urzędnikowi  francuskiemu,  który  na  śmierć  zachłostał  batem  ojca  Bokassy  i  którego  żona  a  matka  Bokassy  w  kilka  dni  później  popełniła  samobójstwo  i  Bokassa  wraz  ze  swoim  bratem  zmuszony  był  do  wstąpienia  do  Legii  Cudzoziemskiej,  a  jemu  samemu  ludożerstwa.  Należy  wybaczyć  „białym”,  że  na  oczach  Dzierżyńskiego  zgwałcili  mu  żonę,  a  jemu  samemu  działalność  w  NKWD,  która  przyniosła  mu  przydomek  „kata  rewolucji”.   Hitlerowi  wojny,  mordów  i  obozów,  Stalinowi  tylko  dwóch  ostatnich  rzeczy,  jednak  powszechniejszych  niż  w  hitleryzmie,  Aleksandrowi  Macedońskiemu  „pustynnego  mordu  żołnierzy”  wracających  z  Indii  i  wielu  innych  rzeczy,  Cezarowi  likwidacji  „patrycjuszowskiej  demokracji”  Rzymu  i  decymacji  legionu  pod  Piacenzą,  Solidarności  anarchii,  a  Wałęsie  stworzenia  obecnej  Polski,  Wojtyle  zakazu  stosowania  środków  antykoncepcyjnych  i  tym  samym  zwiększenia  umieralności  głodowej,  a  w  przypadku  niestosowania  prezerwatywy  jako  środka  antykocepcyjnego  również  niekontrolowanemu  roznoszenia  się  śmiertelnej  choroby  jaką  jest  zespół  AIDS. 

Tutaj  wyraźnie  widzimy,  że  wielcy  nie  oczekują  wybaczania  im  ich  czynów  przez  pokrzywdzonych  przez  nich  maluczkich,  ponieważ  oni  nie  mają  poczucia  winy.  Natomiast  jako  osoby  postronne  wypowiadają  się  za  wybaczaniem  „małym  przestępcom”  ich  win,  i  to  przed  zadość uczynieniem,  ponieważ  jest  to  dla  nich  wygodne,  a  finansowo  korzystne.  Nie  wybaczają  natomiast  win  przeciwko  systemowi  który  reprezentują.  Jest  to  niezgodne  z  prawami  systemu  niezależnie  od  tego  jaki  to  jest  system.  Wybaczanie  zbiorowe  i  przez  system  prowadziłoby  do  anarchii  jaką  zafundowała  nam  Solidarność.  Do  dnia  dzisiejszego  odczuwamy  skutki  braku  zorganizowania  się  tej  organizacji  i  w  konsekwencji  nieformalnego  podziału  Polski  między  Rosję  i  Niemcy.   

Należy  również  rozważyć  sytuację  wybaczania  przed  karą  wymierzoną  przestępcy  i  jego  zadośćuczynieniem,  i  po  wymierzonej  karze,  jak  również  w  sytuacji,  w  której  przestępca  nie  jest  powiadomiony  o  wybaczeniu  mu  jego  czynu  przez  ofiarę.

Każdy  przestępca,  w  kontekście  Kościoła  jest  stworzony  przez  nieskończenie  dobrego  Boga,  a  jak  mówi  prof.  o.  J.  Salij – czystą  miłość.  Widzimy  więc,  że  To  nieskończone  dobro  dopuszcza  istnienie  realnego  zła,  które  wymaga  wybaczania –   ciągłego  wybaczania.  W  jakim  celu?  Kiedyś  Pan  Bóg  był  sam.  Dopiero  potem  stworzył  anioły,  niebo  i  piekło.  Nie  ma  większego  infantylizmu  niż  niebo,  a  jeden  z  uczestników  Eioby  powiedział  kiedyś,  że  infantylizmu  nie  wybacza  i  ja  to  rozumiem.  W  tym  kontekście  nie  można  wybaczyć  Panu  nieba,  można  tylko  wybaczyć  Mu  piekło.  Nie  ma  większego  infantylizmu  niż  niebiański.  Ale  względność  takiego  rozumowania  jest  taka,  że  gdy  do  nieba  trafi  dusza  masochistyczna,  to  będzie  się  tam  czuła  tak,  jak  dusza  bez  żadnych  psychicznych  zaburzeń  w  piekle.  Ona  chyba  też  nie  wybaczy  Panu  nieba.      

Podobno  Pan  Bóg  tworząc  człowieka  obdarzył  nas  wolną  wolą  i  w  konsekwencji  Ewa  zerwała  zakazane „jabłko  wiedzy”,  i  tym  samym  my  dzisiaj  obciążeni  jesteśmy  grzechem  pierworodnym.  Dlaczego  mamy  być  obciążeni  grzechem  pierworodnym,  skoro  Pan  zasadził  w  raju  "drzewo  poznania"  i  drugie  "drzewo  nieśmiertelności",  jednocześnie  obdarzając  ludzi  wolną  wolą?  Czyż  jako  wszechwiedzący  nie  wiedział  co  ludzie  zrobią  z  wolną  wolą?  Czy  w  takim  razie  grzech  pierworodny  nie  jest  grzechem  Jego  przeciwko  ludziom  których  stworzył?  Ten  Pan  Bóg  jest  grzeszny  i  jako  wszechwiedzący  uczynił  to  specjalnie. 

Uważam  więc,   że  grzech  pierworodny  to  grzech  Boga  przeciw  ludzkości,  i  cokolwiek  słowo  „wybaczam”  oznacza,  ja  Mu  nie  wybaczam,  że  obdarzył  mnie  grzechem  o  którym  się  mówi – pierworodny.