JustPaste.it

Kraków przypomniał sobie co to znaczy powódź

Wycie syren można było słyszeć przez cały wtorek. Tej nocy wielu mieszkańców nie mogło spać. Myśleli, że powódź ich nie dotknie.

Wycie syren można było słyszeć przez cały wtorek. Tej nocy wielu mieszkańców nie mogło spać. Myśleli, że powódź ich nie dotknie.

 

Poszedł wał przy Wiśle!

Wycie syren można było słyszeć przez cały wtorek. Tej nocy wielu mieszkańców nie mogło spać: „Znów jadą na most Dębnicki” - myśleli, przewracając się na drugi bok i śpiąc dalej. Myśleli, że powódź ich nie dotknie, bo przecież w 1997 było spokojnie. Wszystkich na nogi postawił męski, donośny głos, który przerwał bardzo wczesny poranek na Koszykarskiej: „Ludzie, powódź! Uciekajcie!”. Żart? Nie. Zbyt makabryczny. Irena na razie tylko lekko zaniepokojona poszła do kuchni rozeznać sytuację przed blokiem. Chciała zapalić światło - okazało się nie działa. Ogrzewania, ani ciepłej wody nie mieli już od wczoraj, wcześniej nawet nie pomyślała, że to z powodu wylewającej Wisły. Z szuflady wygrzebała świeczkę i podejrzliwie spojrzała za okno. Ludzie biegający nie wiadomo za czym, przestawiający samochody, przenoszący koty i psy pod pachami. Od razu skierowała się w głąb domu i obudziła dzieci. Chwilę potem pobiegła na parking i wywiozła samochód na parking szkoły podstawowej, który wydał jej się bezpieczny. Wracała do domu przez wodę do kolan, której poziom ciągle sie podnosił.

Od razu było wiadomo co się stało - "Poszedł wał przy Wiśle!" - krzyczeli mieszkańcy, informując o nieszczęściu swoich sąsiadów. Nigdy wcześniej nic takiego się nie stało - woda z zadziwiająco szybkim nurtem utworzyła dziesięciometrową wyrwę. Wały były stare, niektórzy nawet nie mieli świadomości, że tam były. „Byłem tam o pierwszej w nocy, nie było ani strażaków, nie było nikogo. Nawet nie pomyślałbym, że wał przecieka, że za kilka godzin zostanie przerwany” - mówi mieszkaniec jednego z bloków. Inni mówili, że przeciekał już od dawna i tylko czekali aż pęknie.

 

Wisła Kraków - popłynęłacb415376f735123b97749cb027e9cd4d.jpg

Wyrwa miała 10 metrów. Głębokość początkowo szacowano na 2 metry, potem na cztery. Później okazało się, że w najgłębszym miejscu miała 8. Nic nie dawało wrzucanie w nią worków z piaskiem, gdyż od razu były porywane przez rwący nurt Wisły. Zasypywano dziurę żwirem i kamieniami. Kiedy woda zaczęła porywać betonowe bloki, dzielące pasy Nowohuckiej, strażacy wpadli na pomysł, żeby to nimi próbować zatamować płynącą wodę. Żeby ją zatamować, bloki szły najpierw, potem leciały kamienie i żwir, a na koniec worki z piaskiem. Straż chciała nawet poświęcić łódź motorową. Po 18 godzinach walki udało się zatamować wał i przywrócić Wiśle stary bieg. Największa fala już przeszła, mówią, że najgorsze już minęło, ale mieszkańcy okolicy boją się, że to jeszcze nie koniec. Wał jest stary, nie wiadomo ile wytrzyma. W Krakowie zamknięto już trzy mosty, woda wysadziła dwa wały. Ten przy ul. Nowohuckiej i ten przy Wioślarskiej. W końcu czujemy ironię widząc zalane znaki, a na nich wymazane sprayem: Wisła Kraków! Tak, popłynęła.

Domki jednorodzinne zostały całkowicie zalane, ponad poziom wody wystawały tylko ich najwyższe piętra i dachy. Mieszkańcy bloków nie musieli wychodzić na dachy, zatopiło im tylko garaże i piwnice. Nakazano ewakuację, jednak niewielu z niej skorzystało. „Zostaniemy tutaj dopóki woda nie podejdzie pod nasz próg” - mówili.

 

Szczęściarze

Blok na ul. Koszykarskiej znajduje się na lekkim wzniesieniu i w dopiero teraz jego mieszkańcy docenili jaka to dobra lokalizacja. Z powodu przerwania wałów na Zakolu Wisły jest teraz otoczony wodą. Z jednej strony są zupełnie zatopione domki jednorodzinne, dalej ul. Nowohucka, po której strażacy pływają motorówkami, a następnie ulica Saska, gdzie płynąca Wisła utworzyła sobie nowe koryto.

9a4f1585164932af20ad3b9f0940772b.jpg

Należą do tych szczęśliwców, którym powódź zatopiła tylko kurz w piwnicy. Ale także tutaj woda zaczęła podchodzić - do piwnic. Mieszkańcy pytali się strażaków zgromadzonych dookoła co mają robić. W popłochu szukali worków, które zaczęli napełniać piaskiem z piaskownicy, która jest na placu zabaw przed blokiem. Żaden ze strażaków nie pomógł, ani nie sypał worków. Stali i patrzyli na to, jak radzą sobie mieszkańcy. Nie dostali rozkazu. To smutne, że biurokracja osiągnęła aż taki poziom. Na podwórko bloku piasek wysypano dopiero kilka godzin później, korzystali z niego także mieszkańcy Lipskiej. Nie nadaję na strażaków, bo wiem, że służby pracują nieprzerwanie, 24 godziny na dobę, robią wszystko co mogą. I nikt im nie podziękuje za to, że są, ani za to, że się narażają. Chodzi o rozkaz, chodzi o sposób, chodzi o sytuację, która była poniekąd dziwna. Kolejną dziwną sytuacją - można powiedzieć ironią losu - było zalanie wojewódzkiego magazynu przeciwpowodziowego, który w momencie przykrycia wodą, stał się zupełnie bezużyteczny. Mimo że znajdowało się w nim wiele worków do napełnienia piaskiem, które przydałyby się w czasie łatania wyrwy na Zakolu Wisły, nie można z nich było skorzystać. A były potrzebne w czasie akcji, jednak trzeba było sprowadzać worki i piasek z innych dzielnic. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Skoro całą Nowohucką można było płynąć motorówką, to nie wierzę, że nie można wydostać stamtąd worków. W każdym jazie - jakby co - czekają na kolejną powódź, ale taką, kiedy Zakole Wisły nie wyleje.

Na osiedle wpuszczani są tylko mieszkańcy za okazaniem dowodu osobistego. Policja pilnuje porządku i nie wpuszcza zbędnych gapiów, gdyż już zdarzyły się przypadki splądrowań zalanych mieszkań. W końcu trzeba wykorzystać każdą sytuację na wzbogacenie się, nawet cudzym kosztem. Zwłaszcza cudzym kosztem.

 

Przerzucanie piłeczki "na górze"

„Mieliśmy do czynienia z prawdziwym kataklizmem” - powiedział szef MSWiA Jerzy Miller. Biorąc pod uwagę wiadomości z innych rejonów małopolski i innych województw, gdzie powódź uczyniła niewyobrażalnie większe szkody, niż tutaj, w Krakowie - nie mamy ku temu wątpliwości. W takim razie dlaczego władze nie wprowadzą stanu kryzysowego? Odpowiedź jest prosta, bo opóźniłoby to wybory. Póki co wsparcia Proszówkom i innym wioskom, które dotknęła wielka fala, udziela Donald Tusk, który tłumaczy się za całe zło świata. Za to, że jak zwykle nie można znaleźć nikogo, kto jest za to wszystko odpowiedzialny. Za to, że powódź z 1997 roku nic nas nie nauczyła. Za to, że co jakiś czas powtarza się ten sam, smutny scenariusz. Obiecywać, że nikt nie pozostanie bez pomocy. Musztarda po obiedzie.

44da89c9b385c0608593dc936c643f51.jpgKandydaci na prezydenta mają teraz pole do popisu - wiedzą w jakie obietnice uderzać, gdzie jeździć by się pokazać, gdzie wyrazić kilka słów ubolewania, obiecać pomoc. Tylko kto teraz komukolwiek uwierzy? Nadchodząca kampania będzie grą na tragedii. A właściwie dwóch wiadomych tragediach - Polsce się ostatnio wyjątkowo nie darzy. Kandydaci wyciągną nieznane dotąd oręże, ale jak zwykle powrócą do odpowiedniego poziomu i zaczną przerzucać winę między partie polityczne. W Krakowie już się zaczęło - między kandydatami na prezydenta miasta. Gra toczy się wg GW o prawie 500 tys. złotych. Za przerwanie wałów w Krakowie rzecz jasna nikt nie jest odpowiedzialny. A w obliczu wszechogarniającej tragedii i zniszczenia zawsze znajdzie się czas na wzajemne obrzucanie się błotem, bynajmniej nie tym popowodziowym. To nie jest wina wojewody małopolskiego Kracika, bo on nie jest za to odpowiedzialny. To dziwne, bo nie jest za to odpowiedzialny także prezydent Krakowa - Jacek Majchrowski, który już z szelmowskim uśmiechem zaciera ręce, chwaląc się reporterom, że ma kilka ciekawych wypowiedzi i decyzji wojewody małopolskiego sprzed kilku miesięcy. Nikt nie chce być „tym złym”, bo wie, że osbije się to w czasie wyborów. I prawdę mówiąc, dokładnej regulacji kto jest odpowiedzialny za konserwację wałów - nie ma. Wojewoda pomyśli, że zajmie się tym Prezydent, Prezydent, że leży to w kompetencji Wojewody. No i może przed kolejną powodzią wały same się odremontują. Tak w czynie społecznym.

 

A na "dole"...?

Krakowianie mają czas na solidaryzowanie się ze sobą. Kiedy góra przerzuca między sobą piłeczkę to oni, wraz z policją, strażą i wojskiem napełniali worki z piaskiem. Krakowianie pokazali także swoje wielkie serca w czasie ewakuacji schroniska dla zwierząt, któremu groziło zalanie. W ciągu 2 godzin zabrali ponad 500 psów, niektórzy nawet po osiem. „Co mamy zrobić? Przecież nie pozwolimy, żeby się utopiły! Kto je weźmie, jak nie my?” - pytali, zabierając zwierzęta. O pomoc przy napełnianiu worków piaskiem apelowano na stronach internetowych, a nawet na jednym z portali społecznościowych, jednocześnie informując na jakich ulicach najbardziej potrzebna jest pomoc.

Dla tego przedmurza Nowej Huty jest jednak może kilka iskierek nadziei. Pierwsza - zawsze mogło być gorzej. To pojedyncze tragedie ludzkie, ale w porównaniu do spustoszenia jakie uczyniła fala w innych rejonach Polski, straty są niewielkie. Majchrowski mówi, że dla mieszkańców okolicy Zakola Wisły, to wielka tragedia, ale dla miasta - nie ma to wielkiego znaczenia. Kto by się przejmował takim rejonem, gdzie od lat nie można się doprosić o położenie asfaltu. Chociaż teraz może w końcu to nastąpi, bo na ulicy Koszykarskiej, nie pozostanie ani jeden kamień, jak opadnie woda. Poza tym stare, zapomniane przez wszystkich (prezydenta i wojewodę) wały w końcu zostaną odremontowane, skoro zostały zniszczone i ledwo się trzymają.

Idę spać. Jakby ktoś pytał - sypię worki z piaskiem.

 

 

(zdjęcia: interia.pl)