JustPaste.it

Zatopione miasto

Od 18 maja zaczęła się wypełniać kolejna już apokalipsa w moim mieście i we wszystkich miejscowościach wokół. Tytuł jest niezbyt precyzyjny, bo te wioski, daleko bardziej ucierpiały niż moje miasto.

.8e5dbe628931df776ebbce845f9500e9.jpg

Wydawało nam się, że powódź tysiąclecia, która nawiedziła nasze okolice (miasto i sąsiednie wioski), to wszystko na co mogło być stać matkę naturę. Ostatnie dni pokazały jednak, ze byliśmy w błędzie. Nastąpiła powtórka z historii, nieco zmieniona, niczym aktualizacja. Zmieniona, bowiem Odra, w całej swej groźnej masie i sile, nie przekroczyła mocy sprzed trzynastu lat. Za to Kłodnica, która trzynaście lat temu wylała na skutek odrzańskiej „cofki”, tym razem samodzielnie zaatakowała z niespotykaną nigdy wcześniej siłą. Dzielnice miasta, podczas tamtej powodzi jedynie podtopione, tym razem doświadczyły gorzkiego smaku zatopienia. Odra zatopiła Koźle i wszystkie tamtejsze osiedla, oraz okoliczne miejscowości. Kłodnica, Kędzierzyńskie osiedla Pogorzelec, Kłodnicę, Kuźniczkę, Miejsce Kłodnickie, Sławięcice i miejscowości wokół.

e2009a59605e3dc3419db0f066126e02.jpg

Nasze służby biorące udział w walce z żywiołem i ratowaniu ludzi, spisywały się świetnie. Nabyły wprawy podczas powodzi tysiąclecia. Lokalne radio na okrągło relacjonowało stan rzeczy, przekazywało ważne komunikaty i dodawało otuchy. Ludzie przychodzili na most na Kłodnicy, żeby na własne oczy zobaczyć moc rzeki. Strażacy i ratownicy ewakuowali „maruderów” z Koźla i okolic, a pozostającym w domach dostarczali wodę i żywność.

Najgorsza sytuacja (w mieście) była na nowobudowanej, jeszcze nie ukończonej części obwodnicy Kędzierzyna – Koźla. Zagrożony był nieukończony jeszcze most na Odrze. Służby postanowiły bronić mostu, mimo przerwania wału chroniącego Reńską Wieś. Chyba słusznie, bo most był zagrożony, a przerwanego odcinka wału nie sposób było załatać. Postawiono zaporę na drodze z K-K do pobliskich Kobylic, co nieco zmniejszyło napór na most i część „obwodnicy północnej”. Obwodnica zresztą została zalana również w Kędzierzynie, pod wiaduktem kolejowym. Na własne oczy widziałem bardzo szybki przybór wody.

Jednak aż tak „słodko” nie było jeśli chodzi o służby. Pod wiaduktem, obwodnica dwóch rowerzystów, najpewniej bez mózgów, chciało się przedostać na drugą stronę miasta. Sytuację tę obserwowało dwóch „sokistów”, i byli tak samo „zaciekawieni” jak pozostali obserwatorzy. Byli po prostu gapiami.

Ale najbardziej zbulwersowała mnie wypowiedź pani wiceprezydent miasta, 20. maja w lokalnej stacji radiowej. Oto pani prezydent, jadąc poprzedniego dnia wieczorem do domu, widziała wielu mieszkańców, przyglądających się Odrze w Koźlu i Kłodnicy w Kędzierzynie. I tak sobie powiedziała do swojej strażniczki, która z nią jechała: „Gdyby tak każdy z tych ludzi, którzy tu chodzą i się przyglądają, załadował jeden worek piaskiem, nie mielibyśmy problemu z ochrona wałów”.

Zagotowałem się na te słowa. Chodząc bowiem całe popołudnie w pobliżu rzeki, pod jednym tylko sklepem widziałem wyłożone worki. Jestem pewien, że każdy nie tylko napełniłby jeden worek, ale nawet pięć , albo siedem, tylko najpierw trzeba mieć te worki, piasek też by się przydał z jakąś łopatą, no i przede wszystkim z tym workiem trzebaby coś zrobić, bo noszenie na plecach, albo rzucanie byle gdzie, jest po prostu głupie.

Zupełnie nie rozumiem, czemu miała służyć taka olśniewająca refleksja pani prezydent. Muszę tu nadmienić, że ludzie (oprócz durniów jak ci rowerzyści, bo tacy zawsze się zdarzają), zachowywali się bardzo poprawnie. Nie wchodzili na wały, nie plątali się po ulicach, którymi śmigały samochody uprzywilejowane z piaskiem, i gruzem do obrony wałów.

Zatopiło moją działkę. Wiem, to tylko działka, nic w porównaniu z dobytkiem całego życia, który popłynął z wodą w okolicznych miejscowościach, albo np. w Sandomierzu. Jednak gdy tam poszedłem, i widziałem wodę wdzierającą się wyrwą w wale, oraz kanałami burzowymi, podrzucając ciężkie pokrywy studzienek niczym perkusista walący w talerze, zrobiło mi się przykro i chciało mi się płakać.

Wiem, wiem, to tylko działka.

Woda dzisiaj opada. Mieszkańcy jednak z niepokojem słuchają prognoz pogody na przyszły tydzień. Trwa szacowanie strat. Ludzie powoli wracają do domów. Mieszkańcy zanoszą środki pomocy do wyznaczonych punktów. Solidarność ludzka jest bezcenna i… powszechna. Z małymi wyjątkami (jakaś baba zażądała opłat za możliwość zostawienia samochodów na swojej posesji), ludzie są solidarni, bezinteresowni, empatyczni.

Jeszcze przed wielką wodą, dyrektor szpitala powiatowego zdecydował o ewakuacji pacjentów. Wszyscy dobrze pamiętamy ogrom zniszczeń tej placówki trzynaście lat temu i ogromną determinację w przywróceniu jej do życia. Potężną pracę na rzecz odbudowy szpitala wykonały wówczas władze samorządowe, mniejszość niemiecka i była posłanka Aleksandra Jakubowska. Dzisiaj, choć te posłanka nigdy nie była z mojej bajki, inni posłowie mogliby się od niej uczyć tytanicznej i skutecznej pracy na rzecz swoich wyborców.

Niezwykła jest solidarność mieszkańców miasta i okolic. W okolicznych miejscowościach, ludzie którzy mieszkają nieco wyżej przyjmowali pod swój dach „niższych” sąsiadów. Ludzie w suchych dzielnicach, oferowali schronienie obcym ludziom. Do punktów pomocy dostarczane są potrzebne środki.

Kiedy obserwuje się takie działania, serce rośnie i wiara w ludzi powraca.

Nasi mieszkańcy się podniosą. Miasto i okoliczne miejscowości też. Nie ma dwóch zdań.