JustPaste.it

Trójca. Część 18

ALLACH I PAN – WIZYTA II. Część V – Bitwy.

ALLACH I PAN – WIZYTA II. Część V – Bitwy.

 

    – Patrz  ile  wyrzuciłem.  Aż  27  oczek!

       Były  to  trzy  piątki  i  dwie  szóstki.  Zatarł  ręce.

    – Hmm – mruknął  niezadowolony  Allach.

       W  tej  grze  nie  miał  szczęścia.  Kilka  ostatnich  rzutów  było  dobrych,  ale  wcześniej  szczęście  mu  nie  sprzyjało.  Może  teraz  losy  się  odmienią.  Zebrał  kości  w  garści.  Potrząsnął.  Rzucił.  Kareta  czwórek  i  piątka.  21  oczek.

       Podniósł  wysoko  głowę  i  powiedział:

    – Wiesz  już  teraz  z  kim  grasz…?  Kareta… – wycedził.

    – Przecież  nie  gramy  na  figury – żachnął  się  Pan. – Ja  mam  aż  27  oczek,  a  ty  tylko  21.

    – Co  z  tego,  że  masz  aż  27.  Miałeś  tylko  fula,  a  ja  aż  karetę.  Wygrałem!

    – Mówiłem  ci,  że  nie  gramy  na  figury!

    – A  na  co  jak  nie  na  figury?! – zapytał  Allach  z  gniewem  w  głosie  i  podniósł  się  z  krzesła  na  którym  siedział,  mocno  pochylając  się  nad  stołem.

       Tymczasem  na  dole,  na  przeciw  siebie  ustawili  się  wybrani  woje,  by  po  chwili  ruszyć  do  zwycięskiego  boju,  bo  i  jeden,  i  drugi  był  przekonany,  że  zwycięży.

    – Na  oczka  mój  drogi!  Zawsze  na  oczka! – wycedził  Pan  podnosząc  się  ze  swojego  fotela.

    – Przecież  jeszcze  przed  chwilą  graliśmy  na  figury!  Więc  jak  to  „zawsze”?! – powiedział  rozgniewany  Allach.  

    – To  tylko  dlatego,  że  się  przy  tym  upierałeś!  Dawałem  ci  więc  tą  możliwość!  Po  co  miałem  się  z  tobą  sprzeczać?!

       Na  zmianę  patrzyli  to  na  siebie,  to  na  leżące  na  stole  rzucone  wcześniej  przez  Allacha  kości.  W  tym  czasie  jeźdźcy  zbliżyli  się  już  do  siebie  na  odległość  kopii,  po  czym  kopie  z  trzaskiem  wbiły  się  w  tułowia  ich  obu,  łamiąc  się  przy  tym.  Prawie  jednocześnie  spadli  z  koni.  Nie  było  zwycięzcy  i  pokonanego.  Zwyciężyli  obaj,  i  przegrali  obaj.

       W  końcu  Allach  utkwił  swój  wzrok  w  twarzy  Pana – nie  patrzył  już  na  kości.  Był  mocno  wzburzony.  Nie  był  pewien  jakie  uczucia  mają  w  nim  dominować?  Jakie  mu  pokazać.  To  samo  działo  się  z  Panem. 

    – Co  tak  na  mnie  patrzysz? – rzekł  do  Allacha 

    – Tak  samo  jak  ty  na  mnie!

    – Tak?! – zapytał  Pan  z  gniewem  i  z  przekąsem  jednocześnie. – Ale  nie  wyglądam  tak  jak  ty! 

    – A  jak?  Ja  na  pewno  nie  gorzej  niż  ty – powiedział  i  odwrócił  głowę  w  kierunku  drzwi. 

       W drzwiach  stał  Xen  z  mnichem  Pereswietem – wojem  niezwyciężonym.

       Woj  przyszedł  zameldować  się  Panu.  Pereswiet  chociaż  mnich,  to  jednak  katolikiem  nie  był,  więc  na  razie  Xen  zgodził  się  z  ominięciem  poczekalni,  bo  sprawa  była  nad  wyraz  ważna,  a  z  racji  rozgrywanej  partii  posłuch  mu  się  należał.  Allach  patrzył  na  mnicha  z  niedowierzaniem.  Z  powrotem  gwałtownie  odwrócił  ją  w  stronę  Pana  i  równie  gwałtownie  wskazał  ręką  na  drzwi  mówiąc: 

    – Zobacz,  zobacz – uśmiechnął  się  przy  tym,  rozpogodził.

       Pan  odwrócił  swoją  głowę  w  kierunku  drwi  przedpokoju. 

    – Co?! – krzyknął  widząc  tam  służącego  z  wojem. – Co  ty  tu  robisz?! – gorączkowo  zapytał  mnicha – Wyrzuciłem  aż  27  oczek!

    – Był  dobry – odezwał  się  mnich. – Twardo  trzymał  kopię…  i  dobrze  mierzył.

       Xen  nic  nie  mówił,  bo  były  to  rozgrywki  między  Panem  i  Allachem.  W  milczeniu  patrzył  na  Pana,  którego  oblicze  stało  się  posępne.  Pan  odwrócił  głowę  i  usiadł.  Podparł  ją  rękami  i  wpatrzył  się  w  stół  przy  którym  grali.  Xen  wyszedł  do  swojego  przedpokoju,  a  Allach  nachylił  się  w  stronę  Pana  mówiąc:

    – Mówiłem  ci,  że  gramy  na  figury!  Na  figury! – powtórzył  wolno  i  dobitnie,  i  łapiąc  się  za  krawędź  stołu  najpierw  nachylił  się  w  stronę  Pana,  a  potem  wyprostował  i  patrzył  na  niego  tryumfalnie.

    – Wyrzuciłem  aż  27  oczek.  27  z  30-stu  możliwych – zamruczał  pod  nosem  Pan,  w  ogóle  nie  zwracając  uwagi  na  to  co  powiedział  Allach. 

       Jego  „sąd  boży”  nie  wypadł  po  jego  myśli.  Allach  oderwał  ręce  od  stołu  i  zaczął  przechadzać  się  po  komnacie.  Patrzył  w  podłogę.  Potem  zwrócił  się  do  stojącego  w  drzwiach  mnicha  machając  palcem.

   – Mówiłem  mu!  Mówiłem…!  Ale  zaprzeczał.  Co  ja  mówię – on  się  ze  mną  kłócił!  Nie  przyjmował  do  wiadomości  prawdy – spuścił  głowę  kręcąc  nią  z  niedowierzaniem. 

       Kiedy  zaraz  potem  ją  podniósł,  w  drzwiach  stały  znów  dwie  postacie,  tylko  że  obok  mnicha  stał  Temir-murza – Czełubej,  bo  tak  też  go  zwali.  Allach  gwałtownie  przystaną  w  miejscu.  Komnatę  zaległa  cisza,  a  pogrążony  w  swoich  myślach  Pan  początkowo  nie  zwrócił  na  tą  zmianę  uwagi.  W  końcu  cisza  zaniepokoiła  go  do  tego  stopnia,  że  podniósł  głowę.  Spojrzał  na  Allacha  i  widząc  go  stojącego  w  miejscu,  i  osłupiałego,  odwrócił  ją  w  kierunku  drzwi  do  przedpokoju  w  których  stał  Xen  z  mnichem.  Obok  Pereswieta  zamiast  Xena  był  Czełubej. 

    – Co  do  diabła?!  Co  tu  robisz?! – gwałtownie  zapytał  Pan.

    – No  właśnie!  Co?!  Czemu  nie  jesteś  na  dole?! – równie  gwałtownie  dodał  Allach.

    – Tam  już  nie  ma  dla  mnie  miejsca.  Tamten  świat  już  nie  dla  mnie – odpowiedział  Czełubej. – Zastanawiałem  się  czy  tu  przyjść,  bo  jeszcze  nie  przyjąłem  twojej  wiary – zwrócił  się  do  Allacha. – Ale  pomyślałem,  że  może  jeszcze  można…   

       Allach  nic  nie  odrzekł.  Podszedł  do  stołu  i  patrząc  na  Pana  usiadł  w  milczeniu.

    – No  widzisz…  Widzisz.  Chciałeś  grać…  Xen! – zawołał  Pan.

       W  drzwiach  pojawił  się  służący  Pana.

    – Wyprowadź  tych  dwóch  i  podaj  nam  koktajl.  Ten  co  zawsze – tylko  mnie  dodaj  rumu.  Nie  żałuj  go. 

       Allach  nie  mógł  znieść  tej  sytuacji  i  zanim  Xen  wrócił  z  koktajlem,  konnica  tatarska  ruszyła  do  boju.