ALLACH I PAN – WIZYTA II. Część V – Bitwy.
– Patrz ile wyrzuciłem. Aż 27 oczek!
Były to trzy piątki i dwie szóstki. Zatarł ręce.
– Hmm – mruknął niezadowolony Allach.
W tej grze nie miał szczęścia. Kilka ostatnich rzutów było dobrych, ale wcześniej szczęście mu nie sprzyjało. Może teraz losy się odmienią. Zebrał kości w garści. Potrząsnął. Rzucił. Kareta czwórek i piątka. 21 oczek.
Podniósł wysoko głowę i powiedział:
– Wiesz już teraz z kim grasz…? Kareta… – wycedził.
– Przecież nie gramy na figury – żachnął się Pan. – Ja mam aż 27 oczek, a ty tylko 21.
– Co z tego, że masz aż 27. Miałeś tylko fula, a ja aż karetę. Wygrałem!
– Mówiłem ci, że nie gramy na figury!
– A na co jak nie na figury?! – zapytał Allach z gniewem w głosie i podniósł się z krzesła na którym siedział, mocno pochylając się nad stołem.
Tymczasem na dole, na przeciw siebie ustawili się wybrani woje, by po chwili ruszyć do zwycięskiego boju, bo i jeden, i drugi był przekonany, że zwycięży.
– Na oczka mój drogi! Zawsze na oczka! – wycedził Pan podnosząc się ze swojego fotela.
– Przecież jeszcze przed chwilą graliśmy na figury! Więc jak to „zawsze”?! – powiedział rozgniewany Allach.
– To tylko dlatego, że się przy tym upierałeś! Dawałem ci więc tą możliwość! Po co miałem się z tobą sprzeczać?!
Na zmianę patrzyli to na siebie, to na leżące na stole rzucone wcześniej przez Allacha kości. W tym czasie jeźdźcy zbliżyli się już do siebie na odległość kopii, po czym kopie z trzaskiem wbiły się w tułowia ich obu, łamiąc się przy tym. Prawie jednocześnie spadli z koni. Nie było zwycięzcy i pokonanego. Zwyciężyli obaj, i przegrali obaj.
W końcu Allach utkwił swój wzrok w twarzy Pana – nie patrzył już na kości. Był mocno wzburzony. Nie był pewien jakie uczucia mają w nim dominować? Jakie mu pokazać. To samo działo się z Panem.
– Co tak na mnie patrzysz? – rzekł do Allacha
– Tak samo jak ty na mnie!
– Tak?! – zapytał Pan z gniewem i z przekąsem jednocześnie. – Ale nie wyglądam tak jak ty!
– A jak? Ja na pewno nie gorzej niż ty – powiedział i odwrócił głowę w kierunku drzwi.
W drzwiach stał Xen z mnichem Pereswietem – wojem niezwyciężonym.
Woj przyszedł zameldować się Panu. Pereswiet chociaż mnich, to jednak katolikiem nie był, więc na razie Xen zgodził się z ominięciem poczekalni, bo sprawa była nad wyraz ważna, a z racji rozgrywanej partii posłuch mu się należał. Allach patrzył na mnicha z niedowierzaniem. Z powrotem gwałtownie odwrócił ją w stronę Pana i równie gwałtownie wskazał ręką na drzwi mówiąc:
– Zobacz, zobacz – uśmiechnął się przy tym, rozpogodził.
Pan odwrócił swoją głowę w kierunku drwi przedpokoju.
– Co?! – krzyknął widząc tam służącego z wojem. – Co ty tu robisz?! – gorączkowo zapytał mnicha – Wyrzuciłem aż 27 oczek!
– Był dobry – odezwał się mnich. – Twardo trzymał kopię… i dobrze mierzył.
Xen nic nie mówił, bo były to rozgrywki między Panem i Allachem. W milczeniu patrzył na Pana, którego oblicze stało się posępne. Pan odwrócił głowę i usiadł. Podparł ją rękami i wpatrzył się w stół przy którym grali. Xen wyszedł do swojego przedpokoju, a Allach nachylił się w stronę Pana mówiąc:
– Mówiłem ci, że gramy na figury! Na figury! – powtórzył wolno i dobitnie, i łapiąc się za krawędź stołu najpierw nachylił się w stronę Pana, a potem wyprostował i patrzył na niego tryumfalnie.
– Wyrzuciłem aż 27 oczek. 27 z 30-stu możliwych – zamruczał pod nosem Pan, w ogóle nie zwracając uwagi na to co powiedział Allach.
Jego „sąd boży” nie wypadł po jego myśli. Allach oderwał ręce od stołu i zaczął przechadzać się po komnacie. Patrzył w podłogę. Potem zwrócił się do stojącego w drzwiach mnicha machając palcem.
– Mówiłem mu! Mówiłem…! Ale zaprzeczał. Co ja mówię – on się ze mną kłócił! Nie przyjmował do wiadomości prawdy – spuścił głowę kręcąc nią z niedowierzaniem.
Kiedy zaraz potem ją podniósł, w drzwiach stały znów dwie postacie, tylko że obok mnicha stał Temir-murza – Czełubej, bo tak też go zwali. Allach gwałtownie przystaną w miejscu. Komnatę zaległa cisza, a pogrążony w swoich myślach Pan początkowo nie zwrócił na tą zmianę uwagi. W końcu cisza zaniepokoiła go do tego stopnia, że podniósł głowę. Spojrzał na Allacha i widząc go stojącego w miejscu, i osłupiałego, odwrócił ją w kierunku drzwi do przedpokoju w których stał Xen z mnichem. Obok Pereswieta zamiast Xena był Czełubej.
– Co do diabła?! Co tu robisz?! – gwałtownie zapytał Pan.
– No właśnie! Co?! Czemu nie jesteś na dole?! – równie gwałtownie dodał Allach.
– Tam już nie ma dla mnie miejsca. Tamten świat już nie dla mnie – odpowiedział Czełubej. – Zastanawiałem się czy tu przyjść, bo jeszcze nie przyjąłem twojej wiary – zwrócił się do Allacha. – Ale pomyślałem, że może jeszcze można…
Allach nic nie odrzekł. Podszedł do stołu i patrząc na Pana usiadł w milczeniu.
– No widzisz… Widzisz. Chciałeś grać… Xen! – zawołał Pan.
W drzwiach pojawił się służący Pana.
– Wyprowadź tych dwóch i podaj nam koktajl. Ten co zawsze – tylko mnie dodaj rumu. Nie żałuj go.
Allach nie mógł znieść tej sytuacji i zanim Xen wrócił z koktajlem, konnica tatarska ruszyła do boju.