Czas płynął nieubłaganie. W Niebie niewiele ciekawego się zdarzało. Co prawda dusz przybywało, ale szczególnie teraz, po ostatniej wielkiej wojnie lawinowo przybywało świętych, a ci pomagali w obsłudze, więc jej nie brakowało, chociaż za różne przewinienia Pan zsyłał do Piekieł swoje anioły. Tam też przybywało mnóstwo dusz, a Lucyfer Piekła rozbudowywał i ciągle narzekał na braki w ich obsłudze. Watykan ze swoimi wnuczkami funkcjonował poprawnie, aczkolwiek można było mieć do niego pewne zastrzeżenia, bo ostatnio nie dostarczał Panu tyle pokarmu, co wcześniej. Ale Pan się starzał i już nie potrzebował spożywać tyle, co dawnymi czasy. W zasadzie już obie wojny światowe nie były mu potrzebne, bo w spiżarniach miał jeszcze wszystko, czym zwykł się żywić, a co zgromadził wcześniej, a miał wszystkiego w bród, bo wybredny nie był. Czasem jednak tęsknił za czymś nowym, a że jego świat bogacił się w przeróżne, coraz to nowsze techniki, więc korzystano ze zdobyczy Bohra, Maxwella, Einsteina i o mało co zniszczono by jego życie na Ziemi, nie pozostawiając mu nic z ziemskiego pokarmu. Wprawdzie przewidywał to już bardzo dawno temu i dlatego to leciał do Maryś, nie przewidział tego, że planeta z której czerpie pełnymi garściami, może przestać istnieć i odbudowa tam życia w krótkim okresie czasu, nie będzie możliwa. Dziś chciał łagodzić poważne konflikty, bo na małe nie zwracał uwagi, ale w tym mocno przeszkadzał mu Jahwe. Chciał bronić kraje Allacha, bo z nim grał. Uwzględniając tą okoliczność uważał, że tylko Allach może decydować o tym, co dzieje się w jego krajach, nie patrzył na przeszłość, tylko na teraźniejszość, a była ona zupełnie inna od pamiętnej przeszłości.
Przechadzał się po swojej komnacie. Głowę miał spuszczoną. Palcami dłoni czesał swoją już długą brodę. Wyglądało to, jakby bardzo intensywnie o czymś myślał. Drzwi do pokoju, w którym urzędował Xen były otwarte i ten cały czas go obserwował.
O czym Pan tak myśli? Przecież nic ważnego się nie dzieje? – pomyślał Xen patrząc na niego. Nie mógł tego zrozumieć.
Wreszcie Pan go zawołał i rzekł:
– Doniesiono mi z Ziemi, że sytuacja tam nie jest dobra. Podobno Bush wszechmogący nie tak znów dawno zaatakował kraj Allacha. Podobno chciał atakować inne. Może to nie sam Bush jest tego przyczyną, tylko Jahwe, bo ja jestem stary i już nie zawsze kontroluję ziemskie sytuacje, więc on to wykorzystuje i bez jakichkolwiek uzgodnień tego ze mną, wszczyna przeróżne nie kończące się awantury. Trzeba temu zapobiec, ale sam nie mogę podejmować decyzji, bo tak jak mówiłem, w to wplątane są narody Allacha i Jahwe! Muszę się z nimi naradzić. Chciałbym podjąć decyzję sam, ominąć demokrację, którą mi wiecznie narzucają. Tak byłoby lepiej. Wśród plebsu – żeby nie powiedzieć dosadniej powiem tylko, że demokracja nie jest dobra. Tymczasem tu w Niebie, oprócz nielicznych, jest tylko plebs – to moje zdanie – na każdym kroku rozpusta, jakieś wróżby, gusła i zabobony, a sytuacja na dole nikogo nie interesuje. Gdyby tylko jedli i pili – rozumiem, ale te bałwany pogrążają się w bałaganie, w niechlujstwie. Nie mają zorganizowanego świata. Świat ma być uporządkowany. Ma być jedna wiara i jedna władza. Dążyłem do tego, ale tak nie jest. Tylko częściowo osiągnąłem cel. Tu nie może być demokracji, do niej trzeba dorosnąć. Te bałwany nie zasługują na demokrację, która tutaj panuje, ale dobrze, że pewne rzeczy praktycznie są zabronione, bo gdyby nie, to Asztarte ustawiłaby łóżka w kościołach Syna i moich, i tam zajmowałaby się prostytucją – wiesz o co chodzi.
– Wiem, Panie. To jakaś nieznana mi przyjemność, o której już dawno mi mówiłeś. Wnioskuję, że musi to być rozkosz, a nie tak jak mówisz przyjemność.
– To przecież to samo.
– Można tak powiedzieć, ale z tego co wiem, rozkosz to bardzo duża przyjemność.
– No tak. No tak. Ale można ją też czerpać z innych źródeł. Taki Ares i Mars lubią wojny. Co ty na to – Xen?
– To ciekawe co mówisz. Myślałem, że jest tylko jeden sposób czerpania przyjemności, a wojny to ty też lubisz.
– Och! Nie… nie zupełnie… może dawniej… A zresztą… właściwie to… wiesz… to zupełnie co innego… pomińmy to… tak będzie lepiej – bełkotał zaskoczony Pan. – Ziemianie czerpią rozkosz w bardzo różny sposób. Powinieneś to wiedzieć. Na przykład słuchając tutejszych chórów anielskich podczas modlitw i słuchania mszy w moich kościołach. Naszych chórów anielskich słuchają podświadomie, ale są z tego bardzo zadowoleni.
– Skoro tak, to dlaczego my tutaj nie mamy takiego wyboru?
– Wy nie możecie mieć wyboru! – powiedział Pan. – Wyobraź sobie, że go macie i każdy chce czegoś innego, i wszyscy na raz. Co ja bym wtedy z wami zrobił? Wystarczą mi ci mitologiczni bogowie. Spójrz na nich!
– Jako w niebie tak i na ziemi* – rzekł Xen.
– Och! To tylko w niektórych przypadkach. Generalnie tak nie jest. Bałagan, panuje tylko wśród nich, a wśród naszych chórów już go nie ma.
Na chwilę zapadła cisza. Xen nie pytał już o nic więcej. Wystarczyło mu to, co słyszał. Nie dążył do poznania szczegółów. Pan zastanawiał się chwilę nad tym, co począć z sytuacją na Ziemi. Czy powziąć decyzję samemu, choć nie ma takich uprawnień, czy zwołać naradę. W końcu postanowił, że będzie narada, ale ograniczona. Nie chciał wszystkich. Nie chciał kłótni, a poza tym chciał przeforsować swoją koncepcję. Rzekł do Xena:
– Będzie właściwe, jeżeli zwołam naradę. Zwołaj ją zaraz – w sali konferencyjnej.
– Nie mogę cię przecież opuścić – Panie mój – rzekł cherubin ze zdziwieniem. Moim obowiązkiem jest być przy Tobie i nie opuszczać cię ani na krok. Wybacz Panie, ale nie mogę spełnić twojego polecenia.
W tym momencie na twarzy Pana pojawiło się ogromne zdziwienie tak ogromne, że zapytał:
– Jak to nie możesz spełnić?! Ty się sprzeciwiasz?! Nigdy się nie sprzeciwiałeś!
– Nie sprzeciwiałem się, bo twoje wymagania były inne. Zawsze wszystkie spełniałem, ale tego jednego nie mogę!
Pan niedowierzał temu, co usłyszał. Stał chwilę skonsternowany, milczący, po czym rozkazującym tonem powiedział.
– Masz to natychmiast wykonać!
– To jest niezgodne z moimi obowiązkami i moją wolną, a nadaną mi przez ciebie Panie, wolą.
Możesz mnie ukrzyżować – tak jak swojego syna – ale ja twojego polecenia nie spełnię. Nie mogę cię opuścić – takie są moje obowiązki. Poza tym, nie chcę – taka jest moja wola.
– Przecież czasem mnie opuszczasz!
– Tak, to prawda, ale tylko wtedy, gdy są przyjęcia, a w innych sytuacjach tylko wtedy, gdy jesteś w towarzystwie Ducha no i może Solisa, a przedtem Lucyfera. Nigdy w żadnym innym przypadku. Nie ma mnie przy tobie, gdy ty mnie opuszczasz i udajesz się do Ducha lub poza Niebo. Tylko w takich sytuacjach mogę pozostawić cię samego, ale tak naprawdę, to wtedy nigdy nie wiem gdzie się udajesz, bo mi tego nie mówisz.
Pan nie chciał się teraz nad tym zastanawiać, a widząc że jego życzenie nie będzie przez cheruba wykonane powiedział:
– W takim razie powiadom o tym Solisa.
– Tak jest – Panie – mówiąc to, schylił się nisko w ukłonie, a potem szybkim krokiem zbliżył do pulpitu, który sam się otworzył ukazując przeróżne przyciski i światełka. Z jednej strony blatu na wysokość jego ust wysunął się do góry prosty drążek o średnicy około jednego centymetra. Coś na wzór ziemskiego mikrofonu, do którego Xen niezbyt donośnym głosem powiedział:
– Solis! – Pan cię wzywa.
W tym czasie Pan intensywnie myślał o tym, dlaczego Xen stał się nagle taki nieustępliwy. Przypominał sobie różne sytuacje. Xen mówił prawdę, był zawsze przy nim. Zawsze wykonywał jego polecenia. On – Pan, nigdy nie miał z tym problemu. Teraz mu odmówił. Dlaczego?
Opuszczał mnie tylko wtedy, gdy byłem w towarzystwie wielu osób, podczas uczt, przyjęć, koncertów. Ale na koncertach niechętnie, mimo iż miałem oddzielne miejsce… a może właśnie dlatego. Poza tym zawsze był przy mnie. Nie odstępował mnie na krok. A tamte komnaty – czy ktoś wie o nich?
Pan przestał się nad tym zastanawiać, bo do przedpokoju wszedł Solis.
* Ojcze Nasz. Nowy testament. (Mat. 6, 10)