JustPaste.it

Trójca. Część 20

NARADA

       Czas  płynął  nieubłaganie.  W  Niebie  niewiele  ciekawego  się  zdarzało.  Co  prawda  dusz  przybywało,  ale  szczególnie  teraz,  po  ostatniej  wielkiej  wojnie  lawinowo  przybywało  świętych,  a  ci  pomagali  w  obsłudze,  więc  jej  nie  brakowało,  chociaż  za  różne  przewinienia  Pan  zsyłał  do  Piekieł  swoje  anioły.  Tam  też  przybywało  mnóstwo  dusz,  a  Lucyfer  Piekła  rozbudowywał  i  ciągle  narzekał  na  braki  w  ich  obsłudze.  Watykan  ze  swoimi  wnuczkami  funkcjonował  poprawnie,  aczkolwiek  można  było  mieć  do  niego  pewne  zastrzeżenia,  bo  ostatnio  nie  dostarczał  Panu  tyle  pokarmu,  co  wcześniej.  Ale  Pan  się  starzał  i  już  nie  potrzebował  spożywać  tyle,  co  dawnymi  czasy.  W  zasadzie  już  obie  wojny  światowe  nie  były  mu  potrzebne,  bo  w  spiżarniach  miał  jeszcze  wszystko,  czym  zwykł  się  żywić,  a  co  zgromadził  wcześniej,  a  miał  wszystkiego  w  bród,  bo  wybredny  nie  był.  Czasem  jednak  tęsknił  za  czymś  nowym,  a  że  jego  świat  bogacił  się  w  przeróżne,  coraz  to  nowsze  techniki,  więc  korzystano  ze  zdobyczy  Bohra,  Maxwella,  Einsteina  i  o  mało  co  zniszczono  by  jego  życie  na  Ziemi,  nie  pozostawiając  mu  nic  z  ziemskiego  pokarmu.  Wprawdzie  przewidywał  to  już  bardzo  dawno  temu  i  dlatego  to  leciał  do  Maryś,  nie  przewidział  tego,  że  planeta  z  której  czerpie  pełnymi  garściami,  może  przestać  istnieć  i  odbudowa  tam  życia  w  krótkim  okresie  czasu,  nie  będzie  możliwa.  Dziś  chciał  łagodzić  poważne  konflikty,  bo  na  małe  nie  zwracał  uwagi,  ale  w  tym  mocno  przeszkadzał  mu  Jahwe.  Chciał  bronić  kraje  Allacha,  bo  z  nim  grał.  Uwzględniając  tą  okoliczność  uważał,  że  tylko  Allach  może  decydować  o  tym,  co  dzieje  się  w  jego  krajach,  nie  patrzył  na  przeszłość,  tylko  na  teraźniejszość,  a  była  ona  zupełnie  inna  od  pamiętnej  przeszłości.

       Przechadzał  się  po  swojej  komnacie.  Głowę  miał  spuszczoną.  Palcami  dłoni  czesał  swoją  już  długą  brodę.  Wyglądało  to,  jakby  bardzo  intensywnie  o  czymś  myślał.  Drzwi  do  pokoju,  w  którym  urzędował  Xen  były  otwarte  i  ten  cały  czas  go  obserwował.

       O  czym  Pan  tak  myśli?  Przecież  nic  ważnego  się  nie  dzieje? – pomyślał  Xen  patrząc  na  niego.  Nie  mógł  tego  zrozumieć. 

       Wreszcie  Pan  go  zawołał  i  rzekł:

    – Doniesiono  mi  z  Ziemi,  że  sytuacja  tam  nie  jest  dobra.  Podobno  Bush  wszechmogący  nie  tak  znów  dawno  zaatakował  kraj  Allacha.  Podobno  chciał  atakować  inne.  Może  to  nie  sam  Bush  jest  tego  przyczyną,  tylko  Jahwe,  bo  ja  jestem  stary  i  już  nie  zawsze  kontroluję  ziemskie  sytuacje,  więc  on  to  wykorzystuje  i  bez  jakichkolwiek  uzgodnień  tego  ze  mną,  wszczyna  przeróżne  nie  kończące  się  awantury.  Trzeba  temu  zapobiec,  ale  sam  nie  mogę  podejmować  decyzji,  bo  tak  jak  mówiłem,  w  to  wplątane  są  narody  Allacha  i  Jahwe!  Muszę  się  z  nimi  naradzić.  Chciałbym  podjąć  decyzję  sam,  ominąć  demokrację,  którą  mi  wiecznie  narzucają.  Tak  byłoby  lepiej.  Wśród  plebsu – żeby  nie  powiedzieć  dosadniej  powiem  tylko,  że  demokracja  nie  jest  dobra.  Tymczasem  tu  w  Niebie,  oprócz  nielicznych,  jest  tylko  plebs – to  moje  zdanie – na  każdym  kroku  rozpusta,  jakieś  wróżby,  gusła  i  zabobony,  a  sytuacja  na  dole  nikogo  nie  interesuje.  Gdyby  tylko  jedli  i  pili – rozumiem,  ale  te  bałwany  pogrążają  się  w  bałaganie,  w  niechlujstwie.  Nie  mają  zorganizowanego  świata.  Świat  ma  być  uporządkowany.  Ma  być  jedna  wiara  i  jedna  władza.  Dążyłem  do  tego,  ale  tak  nie  jest.  Tylko  częściowo  osiągnąłem  cel.  Tu  nie  może  być  demokracji,  do  niej  trzeba  dorosnąć.  Te  bałwany  nie  zasługują  na  demokrację,  która  tutaj  panuje,  ale  dobrze,  że  pewne  rzeczy  praktycznie  są  zabronione,  bo  gdyby  nie,  to  Asztarte  ustawiłaby  łóżka  w  kościołach  Syna  i  moich,  i  tam  zajmowałaby  się  prostytucją – wiesz  o  co  chodzi.

    – Wiem,  Panie.  To  jakaś  nieznana  mi  przyjemność,  o  której  już  dawno  mi  mówiłeś.  Wnioskuję,  że  musi  to  być  rozkosz,  a  nie  tak  jak  mówisz  przyjemność.

    – To  przecież  to  samo.

    – Można  tak  powiedzieć,  ale  z  tego  co  wiem,  rozkosz  to  bardzo  duża  przyjemność.

    – No  tak.  No  tak.  Ale  można  ją  też  czerpać  z  innych  źródeł.  Taki  Ares  i  Mars  lubią  wojny.  Co  ty  na  to – Xen?

    – To  ciekawe  co  mówisz.  Myślałem,  że  jest  tylko  jeden  sposób  czerpania  przyjemności,  a  wojny  to  ty  też  lubisz.

     – Och!  Nie…  nie  zupełnie…  może  dawniej…  A  zresztą…  właściwie  to… wiesz…  to  zupełnie  co  innego…  pomińmy  to…  tak  będzie  lepiej – bełkotał  zaskoczony  Pan. – Ziemianie  czerpią  rozkosz  w  bardzo  różny  sposób.  Powinieneś  to  wiedzieć.  Na  przykład  słuchając  tutejszych  chórów  anielskich  podczas  modlitw  i  słuchania  mszy  w  moich  kościołach.  Naszych  chórów  anielskich  słuchają  podświadomie,  ale  są  z  tego  bardzo  zadowoleni.

    – Skoro  tak,  to  dlaczego  my  tutaj  nie  mamy  takiego  wyboru?

    – Wy  nie  możecie  mieć  wyboru! – powiedział  Pan. – Wyobraź  sobie,  że  go  macie  i  każdy  chce  czegoś  innego,  i  wszyscy  na  raz.  Co  ja  bym  wtedy  z  wami  zrobił?  Wystarczą  mi  ci  mitologiczni  bogowie.  Spójrz  na  nich!

    – Jako  w  niebie  tak  i  na  ziemi* – rzekł  Xen.

    – Och!  To  tylko  w  niektórych  przypadkach.  Generalnie  tak  nie  jest.  Bałagan,  panuje  tylko  wśród  nich,  a  wśród  naszych  chórów  już  go  nie  ma. 

       Na  chwilę  zapadła  cisza.  Xen  nie  pytał  już  o  nic  więcej.  Wystarczyło  mu  to,  co  słyszał.  Nie  dążył  do  poznania  szczegółów.  Pan  zastanawiał  się  chwilę  nad  tym,  co  począć  z  sytuacją  na  Ziemi.  Czy  powziąć  decyzję  samemu,  choć  nie  ma  takich  uprawnień,  czy  zwołać  naradę.  W  końcu  postanowił,  że  będzie  narada,  ale  ograniczona.  Nie  chciał  wszystkich.  Nie  chciał  kłótni,  a  poza  tym  chciał  przeforsować  swoją  koncepcję.  Rzekł  do  Xena:  

    – Będzie  właściwe,  jeżeli  zwołam  naradę.  Zwołaj  ją  zaraz – w  sali  konferencyjnej.

    – Nie  mogę  cię  przecież  opuścić – Panie  mój – rzekł  cherubin  ze  zdziwieniem.  Moim  obowiązkiem  jest  być  przy  Tobie  i  nie  opuszczać  cię  ani  na  krok.  Wybacz  Panie,  ale  nie  mogę  spełnić  twojego  polecenia.

       W  tym  momencie  na  twarzy  Pana  pojawiło  się  ogromne  zdziwienie  tak  ogromne,  że  zapytał:

    – Jak  to  nie  możesz  spełnić?!  Ty  się  sprzeciwiasz?!  Nigdy  się  nie  sprzeciwiałeś!   

    – Nie  sprzeciwiałem  się,  bo  twoje  wymagania  były  inne.  Zawsze  wszystkie  spełniałem,  ale  tego  jednego  nie  mogę!

       Pan  niedowierzał  temu,  co  usłyszał.  Stał  chwilę  skonsternowany,  milczący,  po  czym  rozkazującym  tonem  powiedział.

    – Masz  to  natychmiast  wykonać!

    – To  jest  niezgodne  z  moimi  obowiązkami  i  moją  wolną,  a  nadaną  mi  przez  ciebie  Panie,  wolą.

Możesz  mnie  ukrzyżować – tak  jak  swojego  syna – ale  ja  twojego  polecenia  nie  spełnię.  Nie  mogę  cię  opuścić – takie  są  moje  obowiązki.  Poza  tym,  nie  chcę – taka  jest  moja  wola.

    – Przecież  czasem  mnie  opuszczasz!

    – Tak,  to  prawda,  ale  tylko  wtedy,  gdy  są  przyjęcia,  a  w  innych  sytuacjach  tylko  wtedy,  gdy  jesteś  w  towarzystwie  Ducha  no  i  może  Solisa,  a  przedtem  Lucyfera.  Nigdy  w  żadnym  innym  przypadku.  Nie  ma  mnie  przy  tobie,  gdy  ty  mnie  opuszczasz  i  udajesz  się  do  Ducha  lub  poza  Niebo.  Tylko  w  takich  sytuacjach  mogę  pozostawić  cię  samego,  ale  tak  naprawdę,  to  wtedy  nigdy  nie  wiem  gdzie  się  udajesz,  bo  mi  tego  nie  mówisz.

       Pan  nie  chciał  się  teraz  nad  tym  zastanawiać,  a  widząc  że  jego  życzenie  nie  będzie  przez  cheruba  wykonane  powiedział:

    – W  takim  razie  powiadom  o  tym  Solisa.

    – Tak  jest – Panie – mówiąc  to,  schylił  się  nisko  w  ukłonie,  a  potem  szybkim  krokiem  zbliżył  do  pulpitu,  który  sam  się  otworzył  ukazując  przeróżne  przyciski  i  światełka.  Z  jednej  strony  blatu  na  wysokość  jego  ust  wysunął  się  do  góry  prosty  drążek  o  średnicy  około  jednego  centymetra.  Coś  na  wzór  ziemskiego  mikrofonu,  do  którego  Xen  niezbyt  donośnym  głosem  powiedział:

    – Solis! – Pan  cię  wzywa.

       W  tym  czasie  Pan  intensywnie  myślał  o  tym,  dlaczego  Xen  stał  się  nagle  taki  nieustępliwy.  Przypominał  sobie  różne  sytuacje.  Xen  mówił  prawdę,  był  zawsze  przy  nim.  Zawsze  wykonywał  jego  polecenia.  On – Pan,  nigdy  nie  miał  z  tym  problemu.  Teraz  mu  odmówił.  Dlaczego?

       Opuszczał  mnie  tylko  wtedy,  gdy  byłem  w  towarzystwie  wielu  osób,  podczas  uczt,  przyjęć,  koncertów.  Ale  na  koncertach  niechętnie,  mimo  iż  miałem  oddzielne  miejsce…   a  może  właśnie  dlatego.  Poza  tym  zawsze  był  przy  mnie.  Nie  odstępował  mnie  na  krok.  A  tamte  komnaty – czy  ktoś  wie  o  nich?

       Pan  przestał  się  nad  tym  zastanawiać,  bo  do  przedpokoju  wszedł  Solis.

 

*   Ojcze  Nasz.  Nowy  testament.  (Mat. 6, 10)