JustPaste.it

Kradnący i przeźroczyści.

Wykolejona psychika chwyta się zapomnienia w alkoholu, czasem w narkotykach i złamany, zgorzkniały, pełen nienawiści do wszystkiego i wszystkich, najczęściej sam...

Wykolejona psychika chwyta się zapomnienia w alkoholu, czasem w narkotykach i złamany, zgorzkniały, pełen nienawiści do wszystkiego i wszystkich, najczęściej sam...

 

      Na zaproszenie jednego z moich znajomych artystów poszedłem na jego recital. Na sali dominują panie, przeważnie w średnim wieku, które jakby zrywały się żeby biec na scenę, co widać po ich twarzach i pozach. Tylko ciałem są na fotelach, a w oku błogie rozmarzenie pomieszane z tęsknotą i żalem za wszystkim co przeminęło, co uleciało, za młodością, która minęła niepostrzeżenie, a została smutna szarość i troski, które pomnaża jeszcze ten diabelski kapitalizm.

     Artystę cieszy zapewne, że może im dać te odrobinę radości, zapomnienia, oderwania od codzienności, złudnego blichtru świata dla nich odległego, w ich mniemaniu na pewno lepszego, pełnego przepychu, beztroski i niczym nieskrępowanej swobody.

      Tak okłamują się wzajemnie, bo tego niewinnego kłamstwa nam w życiu potrzeba. Złudy, że nie jest jeszcze tak zupełnie źle, bo: „...i ja mogłam być w tym świecie jak bym chciała, śpiewałam przecież ładnie, dobrze tańczyłam, umiałam się podobać, ale wybrałam tego niedorajdę, bo go kochałam. Mam teraz dzieci, dom, rodzinę i jakoś leci. Czy trzeba czegoś więcej? A oni tam na pewno: rozpusta, pijaństwo, hotele, od miasta do miasta. Czy to życie? Co prawda ładnie śpiewają, ale ileż można. Kiedyś się to skończy. I co? Zostanie żal, że już nie można, że inni, młodzi zajmują ich miejsce, a do roli odepchniętego tak trudno jest się przystosować. Wykolejona psychika chwyta się zapomnienia w alkoholu, czasem w narkotykach i złamany, zgorzkniały, pełen nienawiści do wszystkiego i wszystkich, najczęściej sam - bo jak się rozejrzał, to było już za późno na założenie domu, dogorywa człowiek resztę swego życia w zapomnieniu i samotności”.  

   Ale najczęściej, oglądająca roziskrzonymi oczami roztańczonego i rozśpiewanego piosenkarza, tego nie wie. Cieszy ją jego głos, zgrabne ruchy, sylwetka, młodość – z daleka i w reflektorach tak łatwo uzyskać i to złudzenie, klaszcze do taktu, cicho sobie podśpiewuje i z satysfakcją konstatuje: „Dwa razy na mnie spojrzał. Jeszcze nie jest tak źle, mogę się jeszcze podobać, nie wie jaki ma skarb ten mój safanduła. Niech jeszcze śpiewa! Brawo! Bis!”

      I z tym zastrzykiem nadziei idzie do swego „fajtłapy” z uczuciem pobłażania dla niego i pewności, że świat jest jednak piękny i dobry i wcale tak znowu nie przegrałam życia. Mam wiele jeszcze przed sobą do zrobienia, wiele do przeżycia.

      Wiek po czterdziestce nazwałbym wiekiem złodziejskim. Człowiek bez przerwy kradnie od życia jeszcze miesiąc, rok dobrego wyglądu, jeszcze rok, miesiąc zgrabnej sylwetki, jeszcze jedną, dwie przygody, miłostki czy romansu. To, że tu czy ówdzie w coraz dłuższym paśmie niezauważenia, wpadnie komuś w oko, spodoba się – to też kradzione. Że raz, czy dwa na jakimś przyjęciu, dyskotece, czy wieczorku w łagodnym świetle zabłyśnie urodą, oryginalnym wyglądem, zainteresuje kogoś na ten jeden wieczór – to kradzione. Ucieka czym prędzej do domu, ogranicza kontakt tylko do czasu kiedy ten czar działa, kiedy pomagają w tym sztuczne środki, a nie zedrze tego i zdemaskuje poranne, jasne i bezlitosne światło. Kradniemy więc, a te łupy są coraz rzadsze i droższe.

      Potem wchodzimy w wiek szklany, kiedy stajemy się dla świata przeźroczyści. Patrzą przez nas jak przez szybę...