JustPaste.it

Osiemnastu z Siloam

Tekst powstał kilka dni po katastrofie smoleńskiej.

Tekst powstał kilka dni po katastrofie smoleńskiej.

 

„Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jeruzalem? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie”.

(Łukasza 13:4-5)

Pewnego dnia doszło do tragedii, która wstrząsnęła całą Jerozolimą. Wieża, stojąca przy sadzawce Sziloach (Siloam) zawaliła się, zabijając osiemnaście osób. W takich chwilach ludzie zastanawiają się nad przyczynami tragedii. Niektórzy skupiają się na przyczynach naturalnych – mówią o karygodnym pozostawieniu wieży bez remontu, o zaniedbaniu ogrodzenia niebezpiecznego miejsca siatką itp. Inni myślą o przyczynach duchowych. Zarówno w samym wydarzeniu, jak i jego czasie, miejscu, liczbie ofiar dopatrują się symbolicznego znaczenia. Wielu słusznie wierzy, że Bóg panuje nad tym, co wydarza się na świecie. Niektórzy z nich po cichu zastanawiają się, czy przypadkiem śmierć właśnie tych, a nie innych osób, nie była karą Boga za ich grzech.

Według słów Jezusa ci, na których zwaliła się wieża w Siloam, byli reprezentantami swojego pokolenia. Wydarzenie, tragiczne samo w sobie, niosło bardzo poważne przesłanie – było zapowiedzią sądu nad całym pokoleniem. „Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie” – powiedział Jezus do współczesnych sobie mieszkańców Jerozolimy.

„Ach, ci nawiedzeni prorocy” – wzdychali zapewne z politowaniem jerozolimscy mieszczanie, odchodząc do swoich interesów, swoich zajęć, swoich małych światów. Część słuchaczy była jednak głęboko przejęta, i postanowiła zbadać, czym jest owo „nawrócenie”, o którym mówił Nauczyciel z Galilei.

Mniej więcej czterdzieści lat później w Jerozolimie wybuchł bunt. Powstańcy wymordowali rzymską załogę, i opanowali miasto. Z Antiochii nadciągnął przeciw nim namiestnik Cestiusz z licznym oddziałem wojska, i przystąpił do oblężenia. Ci spośród mieszczan, którzy słuchali nauki Jezusa i traktowali ją poważnie, przypomnieli sobie słowa: „Gdy zaś ujrzycie Jerozolimę otoczoną przez wojska, wówczas wiedzcie, że przybliżyło się jej zburzenie. Wtedy mieszkańcy Judei niech uciekają w góry, a ci, którzy są w obrębie miasta, niech wyjdą z niego, a mieszkańcy wsi niech nie wchodzą do niego” (Łukasza 21:20-21). W jaki jednak sposób można opuścić oblężone miasto? Bóg pomógł im znaleźć odpowiedź na nurtujące ich pytanie. Oto nagle Cestiusz odstąpił od oblężenia. Kronikarz tamtych wydarzeń, Józef Flawiusz pisze, że rzymski dowódca uczynił to „wbrew rozsądkowi”. Nie było żadnego racjonalnego wytłumaczenia tej decyzji. Wykorzystując przerwę w działaniach wojennych, jerozolimscy uczniowie Jezusa niezwłocznie opuścili miasto.

Pozostali mieszkańcy Jerozolimy byli pełni wiary we własne siły. „Rzymianie się nas boją!” – mówili. Niezwłocznie rozpoczęli pościg za wycofującą się armią Cestiusza, i zdziesiątkowali ją. Entuzjazm żydowskich powstańców osiągnął zenit. Jerozolima pozostawała w ich rękach jeszcze przez trzy i pół roku. Później pod murami miasta stanął rzymski wódz Tytus z większą armią. Zaproponował mieszkańcom poddanie miasta, ale ci odmówili. Rozpoczęło się oblężenie.

Po kilku miesiącach padł ostatni bastion oporu. Józef Flawiusz w następujący sposób opisuje to, co wówczas nastąpiło:

Kiedy Przybytek stał w płomieniach, żołnierze grabili wszystko, co im wpadło w ręce i położyli trupem niezliczone mnóstwo pojmanych Żydów. Ani nie okazywali litości dla wieku, ani nie liczyli się z godnością, lecz mordowali bez różnicy dzieci i starców, ludzi świeckich i kapłanów. Wojna wciągała w swe szpony i niszczyła ludzi wszelkich stanów, czy prosili o łaskę, czy stawiali opór. Trzask ognia rozprzestrzeniającego się daleko i szeroko mieszał się z jękami tych, którzy padali. Wskutek wysokości wzgórza i rozmiarów płonącej budowli wydawało się, że pożar ogarnął całe miasto, a od panującej wrzawy trudno byłoby wyobrazić sobie coś bardziej ogłuszającego i przerażającego. Z jednej strony bowiem wznosiły okrzyki bojowe atakujące legiony rzymskie, z drugiej rozlegał się wrzask powstańców otoczonych zewsząd ogniem i żelazem. Lud odcięty powyżej w przerażeniu rzucał się do ucieczki, wpadając wprost na nieprzyjaciół i dodając do tej tragicznej sceny jeszcze jęki. (…) Można by pomyśleć, że całe wzgórze, na którym stała świątynia, od samego podnóża stanowi jedną wrzącą masę płomieni, a krew rozlewa się jeszcze większym strumieniem niż bucha ogień, zaś pomordowanych jest więcej niż mordujących. Nigdzie bowiem nie było widać ni piędzi ziemi wskutek zasłania trupami, a żołnierze czyniąc pościg za uciekającymi, musieli wspinać się na stosy ciał” (Flavius Josephus, Wojna źydowska, BJ 6. 271-276 [za:] M. Goodman, Rzym i Jerozolima, Warszawa, 2007, s. 24).

Przez historię Jerozolimy Bóg mówi do każdego narodu. Skoro nie oszczędził On nawet swojego ludu i swej własnej świątyni, na jakiej podstawie możemy twierdzić, że nie grozi nam ten sam los? Czy Żydzi nie byli religijni? Oczywiście, że byli! Czy nie kochali swej ojczyzny? Ależ kochali ją! Czy czcili fałszywego Boga? Skądże! Ich problem polegał na tym, że czcili go wargami, ale sercem swym byli od Niego daleko. Oddawali Bogu „daremną cześć”, będącą wyuczonym przepisem ludzkim. Ich serca nie znały miłości Bożej. W rezultacie prześladowali, a następnie zabili Bożego Pomazańca. Wszystko w imię „religii prawdziwej”.

My, Polacy, nie jesteśmy w niczym lepsi od tamtego pokolenia Żydów. Weźmy sobie do serca „osiemnastu z Siloam” i nawróćmy się do Pana, aby zwłoki zabitych znów nie zasłały naszej ziemi.■