JustPaste.it

Logika wyborów

Czy twój głos na wyborach był świadomy i miał sens?

Czy twój głos na wyborach był świadomy i miał sens?

 

Tak się jakoś dziwnie składa, że dość często rozmawiam z różnymi znajomymi o niedawnych wyborach i pytam: dlaczego zagłosowali tak, jak zagłosowali.

Jedną z najczęstszych odpowiedzi jest: „Aby nie wygrał ten drugi”. Pytam dalej: w pierwszej czy w drugiej turze? Bo ma to zasadnicze znaczenie. Jeśli ktoś wygrywa w pierwszej turze, to znaczy, że dostał ponad 50% głosów i niezależnie na którego kontrkandydata zagłosuję, nie zmieni to tego, że nadal ma ponad 50%. Niestety nie dla każdego jest to jasne, więc przykład...

100 osób głosuje:

  • 51 na Nowaka
  • 38 na Kowalskiego
  • 10 na Zygmuncika

 

075c98fdd19b5b580c60f04a2823c11e.png

 

Panicznie się boję Nowaka, ale niezależnie czy zagłosuję na Zygmuncika czy na Kowalskiego Nowak i tak wygra, bo ma już 51 głosów na 100. Nawet jeśli sam zacznę kandydować i sam na siebie zagłosuję, Nowak nadal wygrywa. Ale jeśli namówię 3 dodatkowe osoby, żeby zagłosowały na mnie, to Nowak nie ma już 51% (51 na 100), ale 49,5% (51 na 103). Nowak nie wygrywa tylko dzięki temu, że ktoś nowy zagłosował na kogoś innego, niż on. Widać, że jeśli chciałbym zmniejszyć szansę na zwycięstwo tego drugiego, to powinienem raczej namówić osoby, które nie zamierzały w ogóle głosować i zagłosowały na kogokolwiek innego, a na kogo, to już nie ma żadnego znaczenia. Co do zwycięstwa w drugiej turze, to:

  • po pierwsze: pierwsza tura nie jest turą drugą,
  • po drugie, biorąc pod uwagę fakt, że Polacy raczej głosują „przeciw” niż „za”, to staranie się, by nasz kandydat wygrał pierwszą turę może być działaniem szkodliwym, bo tylko zmobilizuje komitet i wyborców przeciwnika.

Drugą kategorią odpowiedzi (acz nieliczną) jest: „Bo miałem nadzieję, że wygra w pierwszej turze i zaoszczędzimy na kosztach organizacji tury drugiej". Cel wielce chwalebny, ale oszczędzanie ma sens tam, gdzie się marnuje naprawdę dużo, poza tym skoro już mamy tę demokrację to na już na niej nie oszczędzajmy

Kolejny typ odpowiedzi (zarówno dla tych wyborców, co głosują na głównych kandydatów - usprawiedliwienie wyboru, jak i dla tych, którzy nie głosują w ogóle - usprawiedliwienie niegłosowania) „A bo i tak nie ma na kogo głosować”. A jak ma być skoro i tak wszyscy głosują na trzech promowanych przez media, trzech mówiących sloganami, trzech unikających konkretów?

Załóżmy, że jest jakiś kandydat, inteligentny, wygadany z odpowiednią prezencją i własnym zdaniem, do tego z pieniędzmi na kampanię. Po co ma kandydować, skoro i tak nikt nie słucha konkretów? Po co, skoro i tak wszyscy głosują tak, by wypełnić proroctwo sondaży? Osoba z wyżej wymienionymi cechami już dawno osiągnęła sukces np. w biznesie.

Skoro nie daje się szansy nikomu spoza głównego nurtu, to nie można się dziwić, że nikt nowy się nie pojawia. Nie mówię, że ktoś taki od razu wygra, ale najpierw zaistnieje, następnym razem wygra.

Ostatni typ odpowiedzi to: „Poglądy ten Y ma fajne, myślę tak samo, ale i tak wiem, że on nie wygra, więc po co na niego głosować?”

Ano po to, że jak w pierwszej turze kandydat Y uzyska kilkanaście procent, to jest to solidny fundament, by zaistnieć ze swoją partią, by w następnych wyborach parlamentarnych wprowadzić przedstawicieli innej opcji do sejmu, do senatu. Niewielki, acz znaczący wynik, na dłuższą metę może zdziałać tyle samo, co wygrane wybory.

W pierwszej turze zwyciężyć może więcej osób, oczywiście do drugiej tury wejdzie tylko dwóch kandydatów. Po ostatnich wyborach widać, że pan Napieralski jest również zwycięzcą, choć nie pojawi się w drugiej turze. Jak SLD wykorzysta sukces - zobaczymy, ale ma przynajmniej co wykorzystywać.

Nie wiem natomiast, dlaczego tak rzadko słyszę odpowiedzi: „Głosowałem, bo uważam, że się będzie nadawać”; „Głosowałem, bo podobają mi się jego poglądy”; „Głosowałem, bo jego pomysł na prezydenturę jest taki, jaki powinien być”.

 

Gdzie logika w tych wyborach?