JustPaste.it

Bajka o królu który Prezydentem niechcący był został.

Nie każdy lubi klikać. Nie musi. Oto więc podano na tacy...

Nie każdy lubi klikać. Nie musi. Oto więc podano na tacy...

 

Żył był sobie król pewien, w kraju nie tak bardzo odległym jak by się to niektórym zdawało. Król, jak to królowie w zwyczaju mają, kochał podróże i zbytki, a i w kasynach zabawić się lubił. Nie dziwota więc, że skarbiec rychło pustkami świecić zaczął a lud, podatkami gnębiony,  coraz głośniej o buncie rozprawiać poczynał.

Donosili mu o tym wszystkim królewscy agenci, czym humor mu psowali, tak że snuł się później po swoich komnatach z obliczem marsowym i tylko w nowych zbytkach widział ratunek przed zupełną depresją. Niestety. Lud, jak to lud, niewdzięczny był i migał się od płacenia podatków wszelakich jak tylko potrafił. Na nic się zdały groźby i prośby. Jak donosili agenci, lud całkiem już rozum postradał i za nic miał szczęście bycia poddanym królowi. A już zupełnie rozstroiła króla wiadomość, że bywało i tak, iż w swej wredocie chłopi wsiami całymi z głodu wymierać woleli niż króla wspomagać w potrzebie. Martwił się tym król straszliwie, znikąd nie widząc ratunku. A już mu też wszelkie kredyty wstrzymali inni królowie, za co chętnie by wojnę wywołał, ale już dawno armię zaniedbał, bo mu skarbiec swym żołdem niszczyła.

A że król, jak to zwykle bywało, głupi był niesłychanie, tak nie dziwota, że miał na dworze doradców bez liku. Wszak nie od dzisiaj wiadomo, że każdy król tyle jeno wie, ile mu jego doradcy powiedzą. Wezwał więc ich wszystkich do siebie, nasrożył się jak umiał najgroźniej i rzekł: ten kto mi doradzi, jak wybrnąć z tego kłopotu, jak się długów królewskich pozbyć, skarbiec mój napełnić i buntu pospólstwa uniknąć, ten, powiadam, dostanie ode mnie rentę dożywotnią i podatków płacić już nigdy nie będzie.

Głupia to była mowa i do głupiego jeno skierowana być mogła, ale czego to po głupim królu spodziewać się można było? Żeby choć córkę piękną za żonę wybawcy obiecał, to może by się i znalazł odważny, ale tak, to jak? Spuścili głowy mędrcy i rozeszli się w milczeniu. Mędrcy bowiem dobrze wiedzieli, że król co prawda dożywotnio z podatków zwycięzcę zwolni, ale i pożyć mu zbyt długo nie da, co by skarbca na szwank nie wystawiać. Tak to już bywa z królewskimi obietnicami, że głupi ten kto im wierzy, boć zawsze jakiś haczyk w nich siedzi. Ale do rzeczy.

Minął czas jakiś a rady żadnej król od doradców nie otrzymał. Niedobrze! - myślał król - wszak mi tu zaraz trzewia skręci z niemocy monarszej, stawy mi się poluzują w zawiasach i libido krytycznie opadnie. Co robić, gdzie tu rady szukać?

I przypomniał sobie król w tej chwili o tym, co w krajach dalekich posłyszał. A było to tak: pewien królewski kolega po fachu lubił zagadkami swych gości zadręczać. A jedna z nich mówiła o dziwnym narodzie, co to kraju nie miał, jedną mową gadał, bogaty był jak nikt inny, chociaż się pracą nie hańbił, a mędrców u nich ponoć jak ziaren piachu na pustyni. Wysłał król pilnie umyślnego do kraju sąsiada, aby poznać odpowiedź na ową zagadkę. Wszak nikt mu tak dobrze w jego sprawie nie doradzi, myślał, jak ten, co nie pracując na monetach siedzi.

Powrócił wreszcie goniec z wiadomością, gdzie szukać mędrca z z narodu co to kraju swego nie miał i zadziwił się bardzo, bo okazało się, że nigdzie za nim jeździć nie trzeba boć w jego własnym królestwie takowych bez liku. A jeden z nich, najbliższy, w dworze królewskim siedział i klucznikiem pustego był skarbca. To dopiero się król dziwował, wszak cóż to za mędrzec któren pustego pilnuje skarbca, a któremu już dawno król żadnej pensji płacić nie płacił, bo i z czego?

Zawezwał go jednak do siebie, ciekaw ogromnie, jaką radę od niego otrzyma, bo nie od dzisiaj przecie wiadomo, że głupi jak się czego uczepi to już go nijak od tego oderwać się nie da.

Stawił się klucznik przed królem, myckę w rękach nerwowo miętosił, bo nigdy dotąd przed królem stawać nie musiał. A król patrzył na owo dziwadło i sam nie wierzył, że mu człek ten mądrego coś powie. I rzekł król: słuchaj no, ponoć z mądrego narodu pochodzisz, zatem radź mi tu zaraz, jak skarbiec mój złotem napełnić, długów królewskich po świecie nie płacić i buntu pospólstwa uniknąć.

Odetchnął klucznik, bo bał się pierwej, że go król z jego własnych zasobów rozliczy, a miał trochę grosza na czarną godzinę, w tym koni stadninę, dwa zamki na żonę pisane, trzy szwalnie pisane na syna, dwie wsie które za długi przejął i marne 300 łanów lasu, które za procent uzyskał a które w papierach pogorzeliskiem były nazwane. Odetchnął raz jeszcze, że mu tak łatwe zadanie król zadał.

A sprawy, wedle słów króla, bardzo źle stały. Oto większość dóbr królewskich w zastaw danych było i teraz wierzyciele zbrojnie o nie upomnieć się zamierzali. Armia królewska nie istniała praktycznie, a lud prosty za cudze długi bić się nie chciał i sam do obalenia króla był skory. Nie o zbytki już chodziło królowi, choć je kochał nad miarę, ale o skórę jego rzecz szła i nijakiej nadziei sam nigdzie  ujrzeć już nie potrafił.

I rzekł mu klucznik, myckę wpierw nazad na głowę wkładając, że za lichy procent w majątku królewskim, wspomnienia nie wart, chętnie radą mu służyć będzie i wyjście z sytuacji mu wskaże.

Ucieszył się król na te słowa, niczego już bowiem nie posiadał, więc i procent w tym niczym klucznikowi chętnie zapisał. Szybko się z pismem uporali i do rzeczy przeszli. Oto taką mu radę dał klucznik: skoro nic tu już twoje, wszystko w zastaw oddane a ościenni królowie o swoje upomnieć się pragną, oddaj zatem całe ziemie i majątki ludowi swojemu, oddaj im kraj cały, wszystkie lasy, pola i łąki, wszystkie rzeki i stawy, żupy i warsztaty. Słowem – wprowadź komunizm, któren nasi mędrcy już dawno wynaleźli, a który nigdzie jeszcze wprowadzon nie był. I zgodził się król na to, bo jak wiadomo, król każdy głupi sam z siebie jest i tyle jeno wie, ile mu jego doradcy powiedzą.

I stało się jak mu mędrzec obiecał. Lud chętnie przejął ziemie i majątki, a że bez walk się obyło jeno z dobroci król im ich własny kierat na własność darował, zatem i tydzień nie minął jak go na rękach własnych do zamku na nowo zanieśli i rządzić na powrót mu kazali. I bili się z wrogiem okrutnie, bo ich własne najechał podwórza.

Nie miał już król długów, nie miał zastawów, wrodzy pobici zostali a lud pomniki mu stawiał z wdzięczności. I tak znów mógł się oddać uciechom wszelakim, które tak bardzo ukochał, a obce narody pożyczać mu znowu zaczęły z obawy przed jego potęgą. A król, który teraz królem już nie był jeno się Ojcem Narodu nazywał, stał się na powrót wszystkiego zarządcą i spełniać mógł swoje zachcianki. Tak to uleczył mędrzec królewską depresję, życie mu uratował, procent nielichy sobie załatwił i stał się najbliższym jego doradcą.

Lecz czas szybko na uciechach Ojcu Narodu mijał, trwonił pieniądze na zbytki wszelakie a lud, chociaż głupi był niepomiernie, zaczął kwękać na ceny, podatki i ogólny niedobór wszystkiego, bo też nikomu się zbytnio na wspólnym majątku pracować nie chciało. I znów się spiski zaczęły od nowa, o czym agenci niechybnie donosić poczęli. Zmartwił się Ojciec Narodu, na nic już były prośby i groźby, armia znów była w rozsypce, a i milicja, którą mu mędrzec doradził powołać, rady pospólstwu dać nie umiała. Skarbiec pustkami zaczynał świecić, pomniki bezcześcić poczęto i królowie ościenni na powrót głowy podnieśli i jątrzyć zaczęli wśród ludu.

Nie było wyjścia. Wezwano mędrca przed oblicze Ojca Narodu a ten, bez ogródek, o radę ponownie poprosił. Ucieszył się mędrzec, że o tak prostą rzecz go pytają, bo bał się straszlliwie, że go z majątku własnego rozliczą. Miał bowiem nieco grosza na czarną godzinę, który skarbcem pustym zarządzając oszczędził skrycie, tylko poza granicami kraju go trzymał, o czym w żadnych papierach przezornie nie wspominał. Odetchnął więc mędrzec ponownie i radą chętnie służył.

A sytuacja w kraju niewesoła była. Oto skarbiec stał pusty, wojsko bez sprzętu było, plebs się buntować poczynał a długi okrutnie u obcych urosły. Na domiar złego spisek ponoć powstał, żeby Ojca Narodów głowy pozbawić, co obcy królowie do odzyskania swych pieniędzy wykorzystać chcieli buntowników skrycie wspierając.

I rzekł mędrzec tak: każ swym stolarzom stół wielki a okrągły narychtować, w sali obrad go rozkaż postawić i wezwij wszystkich swych wrogów z narodu do zasięścia za nim. I oddaj im całą władzę bez walki, a ja im powiem o nowym wynalazku, jaki mój naród już dawno wymyślił, ale go nigdzie wprowadzić się nie ważono, a który się prywatyzacją nazywa. Tak to kapitalizm wprowadzić im każę, co by skórę twoją przed ludem ratować, długów się pozbyć, władzę utrzymać i wrogów zagranicznych uciszyć. Sami zaś marnym procentem się zadowolimy, o którym wspominać nawet nie warto.

Niewiele z tego Ojciec Narodu zrozumiał jeno tyle, że szansa jest skórę ratować. Uczynił więc jak mu mędrzec doradził. I zasiedli wespół do stołu wrogowie Ojca Narodów i z mędrcem jego naradzać się poczęli. Ten zaś oddał im całą władzę w kraju, cały majątek i wojsko całe w zarządzanie za marny procent z prywatyzacji . I bili się znowu dzielnie żołnierze, bo o swoje ziemie się teraz bili, które im dano wykupić od państwa.

A nie minął tydzień, jak naród, który jak to naród, głupi był niepomiernie, wybrał na powrót króla, Ojca Narodu  na władcę, jeno go teraz z wdzięczności Prezydentem nazywać poczęto a to dlatego, że im ich własną ziemię i warsztaty wykupić pozwolił i kapitalizm wprowadził bez walki.

I stawiano mu znowu pomniki i na uciechy wszelakie przymykano oczy, bo tak to już jest, nie tylko w bajkach, że głupi głupiego niczym mądrym nie zaskoczy.

 

Źródło: http://szpadel.za.pl