JustPaste.it

12 piętro - dworzec

Stoję bezradny na dworcu pośrodku tłumu ludzi biegnącego we wszystkich możliwych kierunkach,czuje się maleńka cząstka podczas wielkiego wybuchu wszystko wokół mnie wiruje...

Stoję bezradny na dworcu pośrodku tłumu ludzi biegnącego we wszystkich możliwych kierunkach,czuje się maleńka cząstka podczas wielkiego wybuchu wszystko wokół mnie wiruje...

 

- Jak się czujesz?

- Teraz już lepiej, ale muszę to wszytko przemyśleć…

- Gdzie jesteś chciałbym Cię zobaczyć porozmawiać z Tobą
- Poczekajmy jeszcze, proszę muszę to wszystko zrozumieć to nie jest takie proste Wojtku uwierz mi…
- Dobrze proszę Cię tylko o jedno…
- Tak
- Nie rób niczego pochopnie porozmawiajmy jutro, chociażby przez telefon chce, jeśli to możliwe po prostu usłyszeć Twój głos ...

Ta krótka pełna łez rozmowa była dla mnie impulsem do odnalezienia Ciebie niezależnie od tego gdzie możesz  teraz być. Dlaczego dwa tygodnie po moich urodzinach wyjechałaś z poczuciem winy? Z poczuciem bólu? Dlaczego ja to wszytko mówiłem, robiłem? Dlaczego chciałem Cię odstraszysz wmawiając sobie ze jestem zły i nie dam Tobie szczęścia ?!

Chciałem Cię odnaleźć i wszystko to Tobie powiedzieć, wyjaśnić...Tylko jak to zrobić? Jak Cię odnaleźć? W jakim mieście teraz jesteś? W jakim miejscu? Dokąd teraz podążasz moja ukochana?!Gdzie, gdzie jesteś? Dlaczego nie chcesz mnie wysłuchać ????

Dzwonię pod pierwszy numer, spod którego dzwoniłaś do mnie. Chwile później okazuje się, że jest to budka telefoniczna. Miły człowiek po drugiej stronie słuchawki, rozumie mnie, informuje mnie, jakie to miasto. Jadę natychmiast w kierunku Twojej ostatniej bytności. Kieruje mnie tylko jeden cel odnaleźć Ciebie i porozmawiać z Tobą…

Dojeżdżam na miejsce i nikła nić się urywa. Myśl, myśl … gdzie mogłaś się udać, gdzie mogły ponieść Cię nerwy?! To było jak nagły przebłysk, iskra światła w tunelu, ręka Boga. Wiem na Boga, wiem gdzie jesteś dzwonię tam, niestety już wyjechałaś! Ale dokąd gdzie teraz Cię znaleźć, jadę na oślep, aby odnaleźć jeszcze świerzy ślad Twojej obecności.

Stoję bezradny na dworcu pośrodku tłumu ludzi biegnącego we wszystkich możliwych kierunkach,czuje się maleńka cząstka podczas wielkiego wybuchu wszystko wokół mnie wiruje a ja nie znam drogi... Nagle chaos umiera a wszystko przeradza się w uporządkowaną całość. Widzę Cię jak wychodzisz na peron i szukasz miejsca na ławce.

Idę za Tobą i widząc ze siadasz na ławce i czekasz na pociąg wracam do kwiaciarni kupuje jedną czerwoną róże. Czuje się fatalnie jak zbrodniarz, nikczemny dureń, więc stojąc za Tobą wymawiam Twoje imię obracasz się nerwowo i widzisz mnie a ja spostrzegam w Twoich oczach wszytko urazę, miłość, ulgę,złość, radość, łzy, ciszę… To spotkanie to jakiś wyższy znak od Boga…

Kładę na Twoich kolanach róże i zamiast powiedzieć Ci prawdę brnę w kolejne kłamstwo i nie wiem, po co to robię i nie wiem, po co to skoro Cię kocham. Całą drogę rozmawiamy wydaje się ze wszystko jest dobrze i będzie już dobrze...Jak dobrze jest znów spojrzeć w Twoje oczy i usłyszeć Twój głos…Płaczemy oboje, ale chyba każde z nas z innego powodu… Jakże wszystko jest złudne…


Kilka dni wcześniej dworzec PKP


- Jak tylko dojedziesz bezpiecznie do domu zadzwoń kochanie…
- Wiesz, co zapomniałam koszulki
- Wyciągam z torby swoją koszulkę, która tak lubisz i daje Ci ją bez słowa

Uśmiechasz się, ale widzę w Tobie ból i niepewność strach pomieszany z dogasającym uczuciem. Czuje, że Cię zawodzę, o to mi chodziło abyś znienawidziła mnie, chce dać Ci szczęście przy boku kogoś, kto Cię nie zawiedzie i spełni Twoje oczekiwania.

A ja, ja jestem nikim, nigdy nie byłem Ciebie godny...Wszystko to robię kosztem swojego ja, kosztem swojego szczęścia, kosztem swoich uczuć, nawet nie zdaje sobie sprawy, jaką cenę przyjdzie mi zapłacić... Robię to, czego się brzydzę kłamię, oszukuje jestem pełen zazdrości, boli wszystko, boli bardziej mnie niż Ciebie…Nie wiem, po co to robię, przecież Kocham Cię…


Kilka godzin wcześniej kościół dominikanów


- Wojtku nie kocham Ciebie już. To, co się wydarzyło, moje myśli,obawy, to nie jest ten czas cała magia ulotniła się…Wybacz mi… Nie umiem tak dalej. Widzę w twoich oczach martwe łzy…
- Ale czy przekreślasz nas zupełnie ?
- Nie wiem, może kiedyś znów Ci zaufam, ale teraz... Zrozum mnie …

Teraz po tych kilku rozmowach, kiedy w drodze do domu postanowiłaś uciec, aby odsapnąć, a ja Cię osaczyłem, odnalazłem Cię na dworcu i nakarmiłem kolejnymi kłamstwami, na które ani Ty ani my nie zasługiwaliśmy ...

Pozornie wszystko jest znów dobrze. Czuje Twój oddech, śpisz, czuje zapach Twoich włosów i skóry, jesteś realna mogę Cię dotknąć, pogłaskać Twoje włosy, przytulić… Ale coś w moim wnętrzu krzyczy:

- to ostatni raz głupcze, powiedziało mi to spojrzenie pełne goryczy rozczarowania bólu i niemego pytania:

- dlaczego Wojtku pogrzebałeś moje zaufanie?!

Śniadanie pełne pozornego spokoju, ciszy. Ty jedziesz do rodziców, ja do siebie. Zaraz się rozstaniemy, zaraz spojrzę na Ciebie w Twoje oczy, ostatni raz pocałuje Twoje usta, ostatni raz… Zaraz zamkniesz za mną drzwi. Nigdy nie zapomnę tego długiego zamykania drzwi i spojrzenia, którym mnie obdarowałaś, poczułem wtedy ogromny, straszliwy ból serca i pierwszą łzę szczerego bólu...

Wiem,że chciałaś coś powiedzieć, może wyszeptać, może zmienić wszystko jednym pytaniem, którego nigdy nie zadałaś: co się stało? Dlaczego to wszystko Wojtku? Pomyślałaś, że kłamię, bo Cię nie kocham i chce się Ciebie pozbyć, że jestem zazdrosnym dupkiem, prawda była i jest inna…

Twój telefon ucichł, jadę do domu czując jak po mojej twarzy spływa milion łez... Wracam do Ciebie zastaje zamknięte drzwi nie ma Cię również na 12 piętrze…  Jesteś już tylko w mojej pamięci... Rozpacz, która później oblała mnie i moje życie doprowadziła mnie do katastrofy rozbiłem się z własnej winy jak okręt podczas burzy na skałach własnej głupoty i kłamstw...

Znalazłem kogoś, kto mnie rozumiał i akceptował. Wszystko było proste, życie układało się tak jakbyśmy znali się od zawsze... Nie potrzebowałem słów, aby rozmawiać z Tobą byłaś moim dopełnieniem i czułem, że ja jestem Twoim. Listy, SMSy wszystko to mówiło mi ta miłość istnieje, choć była nie realna. Tak prawdziwie niewinna i prosta jak tylko może być miłość na całe życie...

Jeśli kochacie naprawdę i jesteście kochani nie wolno wam zwątpić w to,że dacie drugiej stronie szczęście niezależnie od tego, jaka przeszłość idzie za wami. Nie uciekajcie, nie odpychajcie od siebie kogoś, kto was kocha czystym prawdziwym uczuciem, bo możecie nie zaznać spokoju do końca życia. Nie kłamcie, aby odepchnąć, nie bądźcie zazdrośni tylko po to, aby zranić i odepchnąć, bo to z was czyni potworów. Potworem i ja stałem się w tamtych dniach…

 Dajcie się kochać, bo miłość może więcej nie dać wam szans... A to najgorsza kara dla człowieka, który zakosztował prawdziwej miłości opartej na zasadach...

Uciekając nawet w imię szczęścia drugiej osoby krzywdzicie ją i samych siebie... Moja cierniowa korona krwawi od dekady, już nic nie jest takie jak było, życie osobiste, zawodowe nic się nie układa, bo poczucie winy i zmarnowanej szansy oraz brak przebaczenia ciąża na mnie jak kotwica, która ciągnie na same dno... Ale wierze ze cierpieniem odkupie swoje winy a Ty będziesz szczęśliwa...

 c d n

 Wojciech dydymus Dydymski