JustPaste.it

Drabinki

O piaskownicy już było, a obok są drabinki...

O piaskownicy już było, a obok są drabinki...

 

 

I to nie bylejakie drabinki - prawdziwy zamek z wieżami, pomostami, różnymi wejściami od zwykłych schodów po najróżniejsze drabinki, spirale i inne wynalazki. Zjeżdżalnie różnej wysokości, tunele, strażackie rury i inne bajery. Wszystko nowiutkie i z atestami - raj dla dzieciaków.

Moje dzieci są szczęściarzami bo takie cudo zafundowała nam spółdzielnia pod samiutkim blokiem( ogólnie dwa wypasione ogrodzone place zabaw a do okoła park:). Codziennie po śniadaniu jak tylko pogoda pozwala idziemy na 2-3h na plac.

Mały kocha piaskownicę, ale jeszcze bardziej zamek - wspina się jak małpka, na początku stałam obok i asekurowałam go w razie czego, czasem pokazywałm gdzie stawiać nogę, ale szybciutko nauczył się samemu i wystarczy że obserwuję go z ławki i ew. pomagam zjechać po strażackiej rurze, bo na samodzielne zjazdy jeszcze nie jest gotowy( choć ćwiczymy aby wkrótce się udało).

-Agatko,tylko nie podchodź do zamku! To niebezpieczne!- mówi mamusia do około czteroletniej dziewczynki.

-Mamo,chociaż na małą zjeżdżalnie po schodach...

-Nie,to niebezpieczne - baw się lepiej w piasku - i mała siedzi patrząc jak mój mały z Szymkem biegają po pomoście w zamku.

- Dlaczego jej pani zabrania?- pytam

-To przecież oczywiste - to jest niebezpieczne i mogłaby sibie zrobić coś złego, ona nie potrafi się wspianć.

- Ale jak ma się nauczyć skoro nie może spróbować?

-A po co jej to? Ma piaskownicę - pada odpowiedź- Agatko! Dokąd?

-Do zamku- odpowiada dziewczynka

-Wracaj! Idziemy do domu! - i zabrała Agatkę...

 Mały z zasady bawi się w zamku z dużo starszymi dziećmi,które przychodzą na plac bez dorosłych, bo innym maluchom "nie wolno,bo zamek jest be!"... Kilka znajomych( np. mama Szymka) także pozwala swoim dzieciakom bawić się w zamku, chodzić po drabinkach i zjeżdżać z dużych zjeżdżalni, ale z zasady dzieci mają zakaz. Rodzumiem że dziecko które dopiero co nauczyło się chodzić powinno bawić się na sprzęcie dostosowanym do jego możliwości( są małe zjeżdżalnie, piaskownice, huśdawki dla maluchów), ale starsi odkrywcy są zamkiem zafascynowani. Mogą w nim rozwijać różne umiejętności i to nie tylko ruchowe.

Może problem jest w tym że na początku trzeba by być koło dziecka, a może nawet samemu wejść na górę, a potem stopniowo się oddalać. Chwilami mam wrażenie że wiele matek nie potrafi znieść myśli że dziecko poradzi sobie bez niej, że jej rola polega na tym aby pomóc mu zdobyć nowe umiejętności i pozwolić na taką samodzielność na jaką jest gotowe. Choć może to jest problem - może twierdzą że 5-latek jest za mały na samodzielne wejście po drabince - ma siedzieć w piaskownicy, ew. mamusia pohuśta albo pozwoli zjechać z malutkiej zjeżdżalni trzymając za ręce. A może to ja się nie znam i nie dbam o moje dziecko, które przez moją lekkomyślność( jeśli nieodpowidzialne jest to że może bawić się w zamku) kilka razy nabiło sobie guza, miało siniaki i zadrapania? może to nienormalne że jestem dumna, że portafi już samodzielnie wejść po chwiejącej się sznurkowej drabince i zejść po sztywnej? Że coraz lepiej huśta się sam? Że z błyszczącymi oczkami z samej góry woła: A kuku!

Z tego co obserwuję do zabaw na placu generalnie lepsi są tatusiowie - pozwalają na więcej, są dumni że malec dał radę, nie ma tego ciągłego:

-Nie podchodź!

-Uważaj, zaraz spadniesz!

-To niebezpieczne! Jesteś za mała/za mały!

-Nie dasz rady!

I tak "buduje się" poczucie wartości i wiarę we własne siły...

Nie lepiej brzmi:

-Dalej skarbie! Nie bój się- jestem tuż obok, idź! Brawo!

-Spróbuj jeszcze raz! W końcu się uda!

-Wspaniale sobie poradziłaś/poradziłeś!

Dziecko jest przecież takie dumne i szczęśliwe że weszło, że zdobyło wieżę, dlaczego ich rodzice nie potrafią tego zrozumieć.

Jeśli dorosły boi się o bezpieczeństwo( co na etapie pierszych wspianaczek jest jak najbardziej uzasadnione) może przecież dziecko asekurować( co jednak nie znaczy trzyamś kurczowo i uniemożliwiać samodzielność), być obok i wrazie czego podać rękę, pokazać gdzie jak i gdzie powinno się trzymać, powiedzieć: Dasz radę!

Dzieci chętnie uczą się od siebie nawzajem( choć czasem to nic dobergo:), przez obserwacje i naśladownictwo zdobywają nowe umiejętności, ale dzieje się tak pod warunkiem że im na to pozwolimy. Oczywiście nie możemy pozwalać na wszystko - potrzebne są zasady i ograniczenia, ale nie mogą blokować rozwoju, zabijać chęci odkrywania świata. Dzieci tak bardzo chcą się uczyć, pragną wszystkiego spróbować, zobaczyć, dotknąć i poczuć. Musimy znaleźć złoty środek między ochroną przed prawidziwymi niebezpieczeństwami a pozwolniem na rozwój i swobodną zabawę.

Moim zdaniem nie da się dziecka zamknąć pod kloszem i trzymać go tam do końca życia. Musi nauczyć się upadać, oceniać ryzyko, koncentrowć się na zadaniu i uczyć się na błędach. To że nie raz nabije sobie guza nie jest przecież niczym potwornym - na drugi raz będzie bardziej uważać, kiedyś przecież będzie wspinać się na wyższe drabinki i musi wiedzieć jak się trzymać aby nie spaść. Nie ochronimy dzieci przed wszystkimi niebezpieczeństwami, ale możemy pomóc im zdobyć umiejętności dzięki którym będą radzić sobie samodzielnie. Dziecko ma prawo liczyć na naszą pomoc gdy jej potrzebuje, ale to ono wie kiedy taka potrzeba występuje a kiedy poradzi sobie samo, ma także prawo do porażek i upadków.

Odnoszę wrażenie że rodzice tak bardzo boją się że ich skarb może zrobić sobie coś złego że nie pozwalają mu na normalne dzieciństwo, a przecież kiedyś będzie wychodzić samo i bawić się z rówieśnikami (czasem dopiero gdy będzie już dorosłym człowiekiem) i wówczas brak pewnych dośwadczeń i umiejętności może się skończyć naprawdę tragicznie...

Jeśli boję się że moje dziecko może się utopić nie będę izolować go od wody - nauczę je pływać.

Jeśli boję się że się oparzy nie będę zamykać w pokoju gdy gotuję - pozwolę dotknąć ciepłego garnka, nie oparzy się, ale zrozumie co znaczy gorące.

Jeśli boję się że spadnie z drabinki nie będę zabaniać się do niej zbliżać - nauczę się wspinać.

Takie jest moje podejście do "drabinkowej sprawy", nie chcę go nikomu narzucać,bo każdy ma prawo do swoich poglądów, chcę tylko aby choć jedna mama, tatuś,babcia czy inny opiekun pomyśał czy nie przesadza z ochronnym kloszem.