Kamery są już chyba wszędzie. W żłobkach, przedszkolach, szpitalach.
Niektórzy pacjenci nawet protestują, bowiem nie chcą być podglądani na oddziałach szpitalnych i skargi ślą do rzecznika prawa pacjentów. Dyrekcje wielu szkół chwalą się, że mają kilkanaście kamer, zaś coraz więcej włodarzy zachwala swoje centra miejskie i wiejskie, że są bogato okamerowane.
W wielu domach ludziska mają kamery, aby obserwować zwierzęta, dzieci, samochody, sąsiadów, spacerowiczów. Dzięki temu są spokojniejsi o swych potomków lub o swe pojazdy. Mogą wszystkiego doglądać poprzez internet i nagrywać wszystko do woli. Wielu zapewne kieruje się wścibstwem i ciekawością.
Lekarze mają do dyspozycji miniaturowe kamerki, które umożliwiają lub ułatwiają prowadzenie operacji. Obraz może być przesyłany do konsultacji nawet na drugi koniec świata.
W internecie istnieje wiele nagrań z podglądów, często nielegalnych, ale wyjaśniających afery - a to łapówki, a to poniewierane dzieci, a to obyczajowe incydenty.
Kamery są coraz doskonalsze technicznie i relatywnie (do zarobków i możliwości) coraz tańsze. Jutro należy do kamer - niemal wszędzie będą kamery; będziemy podglądać i będziemy podglądani.
Urządzenia te instalowane są również w autobusach, dzięki czemu kierowcy i kontrolerzy w bazie mogą mieć wgląd w aktualną sytuację.
Nowoczesne samochody powinny mieć kamery zamaskowane w rejonie reflektorów i czarne skrzynki, które przechowywałyby dane z jazdy (np. z ostatniego kwadransa) i w razie wypadku byłyby wielce pomocne w orzecznictwie. Towarzystwa ubezpieczeniowe powinny opracować system zniżek dla automobilistów posiadających takie sprawne systemy zapisu. Gdyby jednak podczas wypadku lub kradzieży, system nie zadziałał z winy właściciela, ulgi byłyby zawieszane przez ubezpieczyciela.
Taksówkarze mogliby mieć kamerki wewnątrz swoich warsztatów pracy, aby podnieść bezpieczeństwo i nie chodzi tu o techniczną stronę prowadzenia auta.
Pojazdy instruktorów jazdy mają kamerki od paru lat, jednak chodzi tu o kontrolę poziomu prowadzonego kursu i o sprawy finansowe (a dokładniej - o walkę ze szwindlami).
Aby zmniejszyć liczbę przekrętów, należałoby instalować kamery w urzędach, gdzie spotykają się petenci z urzędnikami. Urządzenia byłyby widoczne, zaś obie strony byłyby świadome, że są nagrywane; więcej - na wstępie byłaby głosowa informacja o numerze sprawy i nazwiska uczestników negocjacji oraz numer lub tytuł sprawy.
Samoloty zwykle posiadają 2 czarne skrzynki, choć nasz rządowy Tu-154 miał aż cztery. Rejestrują dziesiątki a nawet setki parametrów lotu, w tym rozmowy załogi z kontrolerami lotów. Ale samoloty nie mają... kamer. Te kosztowne pojazdy, które wożą coraz więcej pasażerów, jakoś unikają montażu wizyjnych systemów. Po tragedii 10 kwietnia 2010 powstało szereg hipotez, także sugestia, że w ostatnich chwilach samolot był pilotowany przez generała, nie zaś kapitana samolotu. Miliony Polaków rozmyślają kto i co sugerował, kto sterował, kto i co robił w kokpicie załogi, w kabinie pasażerskiej i w salonikach, co robił pilot w ostatniej fazie lotu?
Gdyby były kamery, to nie byłoby tych wszystkich spekulacji, które pewnie nie zostaną nigdy wyjaśnione. Nowy samolot, a nawet jego remont, to wielomilionowe wydatki, czarne skrzynki to szczyt techniki i też spore wydatki i aż wydaje się dziwne, że nie są instalowane kamery, które wobec wymienionych kosztów, są jedynie symbolicznymi wydatkami. Lotniczy ubezpieczyciele również powinni zaproponować system zniżek dla właścicieli okamerowanych samolotów. Federacje konsumentów, ponieważ bronią swoich klientów (pasażerów), powinny naciskać na przewoźników, aby montowali kamery w samolotach, bowiem w razie sporów sądowych, nagrania znakomicie przyspieszałyby i ułatwiały dochodzenie prawdy (i wypłaty odszkodowań). Także incydenty mniejszej wagi (zatargi pomiędzy pasażerami lub ich scysje z załogą), dzięki nagraniom, byłyby sprawiedliwiej oceniane przez przewoźnika lub przez sądy, natomiast wiedza o zainstalowanych kamerach znakomicie temperowałaby zapędy podekscytowanych pasażerów i załogi.
Wideonagrania byłyby pomocne w szkoleniach załóg oraz w projektowaniu nowszych modeli samolotów, zaś istniejące powietrzne pojazdy mogłyby być przebudowywane po dogłębnej analizie fonii i obrazu.
Osobną sprawą jest udostępnianie obrazów zarejestrowanych podczas ostatniego lotu, zwłaszcza obrazy z tragicznego końca. Obrazy te byłyby przeglądane i opracowywane wyłącznie przez zaprzysiężonych specjalistów, nieuprawnione ich rozpowszechnianie byłoby surowo karane, jednak po pewnym czasie (np. 10 lat) mogłyby być ujawniane w mediach. Byłyby także przydatne do tworzenia filmów dokumentalnych, fabularyzowanych na podstawie wideozapisów.
Istnieją koszmarne i makabryczne filmy z czasów wojen, okupacji, terroru, zbrodni i wypadków - mamy dwie kwestie: nagrywanie oraz rozpowszechnianie.
Jeśli kamery w pojazdach (auta, pociągi, statki, samoloty) miałyby podnieść bezpieczeństwo podróży (prowadzący pojazdy z pewnością staranniej wykonywaliby swoje obowiązki wiedząc, że można ich obejrzeć kontrolnie a wyrywkowo nie tylko w przypadku dramatu) oraz znakomicie ułatwić i przyspieszyć wyjaśnienie komunikacyjnej tragedii lub tylko zwykłych międzyludzkich zatargów, to należy poważnie zastanowić się nad instalacją kamer w miejscu pracy kierującego pojazdem i w pomieszczeniach dla pasażerów.
Gdyby istniały kamery na pokładzie samolotu, który uległ katastrofie 10 kwietnia 2010, to miliony Polaków nie straciłoby wielu milionów godzin na dyskusje, zastanawianie się i na rozpamiętywanie wielu błędnych lub całkiem absurdalnych hipotez. Politycy i dziennikarze mieliby znacznie mniej do powiedzenia i nie byłoby aż tylu zadrażnień na międzynarodowej linii Polska - Rosja. Już dzisiaj wiedzielibyśmy tyle, ile dowiemy się podczas paru zbliżających się miesięcy, a przecież całkiem możliwe, że o wielu ważnych szczegółach nie dowiemy się nigdy.