JustPaste.it

Gdzie te grzyby?

To co było ,a nie jest, pamięć zapisała w rejestr.

To co było ,a nie jest, pamięć zapisała w rejestr.

 

Dzidek czterech synów miał,  kiedy dorośli ,każdemu po  hektarze ziemi dał.. Kuźnię przekazał najmłodszemu i nauczył  walić młotem w kowadło .Młody  wieczorami  grał na harmoszce pod oknem piętnastoletniej ślicznotki,aż zmajstrował  chłopaka i dał mu  imię Szymon. Ku ich radości,a pozniej strapieniu  zostałem  synem.W bliźniaczym budynku,na wspólnym podwórku bawiłem się ,a  stryjecznymi braica  straszyli  duchami,chociaż sami przed nimi trząsłi  portkami. Nie bali się  ich  tylko pijacy i głupia Frania,co mieszkała za naszą ścianą  .  Lęk prze nimi  tkwił  w swiadomości młodych i starych.

Zimą siedziałem na piecu .Gapiłem się w zamarznięte okno i tęskniłem za latem . Wieś , pogrążona w  nocnych  zamieciach  bronila się  przed demonami  gromnicą i woda święconą. ,a demony i tak  straszyły   dzieci .

Skrzypiało łózko rodziców ,a braciszek wołał, duchy,duchy. Ojciec krzykiem zamykał mu buzię , a łózko  zńow   skrzypiało jakby miało  rozwalić się  w kawałki .Latem spałem w stodole , jak dziedzic w piernatach. Księżyc i gwiazdy opowiadały bajki do snu .Obok chrapał siostrzenic z ojcem. Rano biegłem do rzeki  łowić kiełbie ,to najsmaczniejsze  rybki, chwalila mama.

Po latach stanąłem nad jej brzgiem,zasmiast rybek  płynęly mętne tylko wody, na umarłych polach hula wiatr.. Nie było wioski na pagórku.Zniknęły  lasy , moczary i rozlewiska,Serce niby skrzyce załkało ,a przed oczyma, jak w filmie  mknęły tamte lata. Zobaczyłem tamtego Szymona i matkę z sierpem przy kłosach żyta. , łzy nie proszone zasłoniły kamień n a którym kiedyś ojciec  uczył  nawlekać na haczyk  przynętę.
Nie opłakuj  tego , co  odeszło,powiedziała Ania ,szkoda  łez. Jutro znów wzejdzie słonce. Umierają  ,których zapominany. ,Dzieciństwo  w twojej pamięci   zywe trwa.Przytulila   serca niby matka przy kłosach zborz.. Łzy suszyło słonce ,a wiatr hulał na kołchoźnianych ugorach. I wtedy skowronek , w gorze piosenkę zaśpiewał. .I ponióśl    do lasu dziedzica ,w którym grzybów bez zezwolenia nie wolno  zbierać
.Szedłem obok ojca z koszykiem . Pod nogami barwny dywan liści, mchów i dojrzałych wrzosów. I dech zapiera na widok  borowików z brązowo czerwonawymi kapeluszami. A opinek ,podgrzybków i surojadek bez liku.  Muchomorki to dla teściowej ,ale nasza  umarła,śmiał się. Olszówek i opinek tez zatrzęsienie. Te bardzo rodzinne grzybki rosną do pierwszych przymrozków. Przykucniesz obok pieńka, a wskoczą do koszyka.
Długoletnia okupacja sowiecka zrównała z ziemią  lasy. Odleciały na zawsze żurawi i czarne czaple. Tak w życiu  jest,ze to co kochamy odchodzi. Chmura radioaktywna z Czarnobylu uśmierciła kukułki i dzięcioły.
Puszcza Kampinowska teraz namiastką mojego dzieciństwa. Zanurzam się w jej zielone rewiry ścieżką rowerową z Anią. Ale to nie to samo,co kiedyś było. Na próchniejącym pieńku, brązowo żółtawe główki młodziutkich grzybków ,tak nie pachną jak tamte z lasu dziedzica. Można lubować się widokiem,zdjęcia robić ,a jeść nie wolno,trują Tylko szelest suchej trawy i złocistość liści podobne są. .Wśród nich, hasała ruda wiewiórka z żołędziem w zębach Cichutko postawiłem koszyk , lecz   spłoszyła się , wskoczyła na drzewo. Oczy  błyszczały jak diamenciki,łapkami, szeroko rozstawionymi ,obejmowała gałązkę, wypiętym puszystym ogonem podkreślała urodę. Poskakała tu i tam i prychnęła na  brzózkę.
Brzózka ,równa i wysoka, w białej sukience , jak modelka na wybiegu ,przyciągała wzrok . Tylko się radować,,ze to   cudo  jest w zaśmieconym lesie obok wielkiego miasta. Może drwale wyrąbując drzewa,zostawili z uwagi na  wygląd?Teraz gubi listki jeden za drugim. Długo krążą w powietrzu ,jakby przeczuwały,ze z ziemi   nie uniosą się ku słońcu.
Dalej tłoczyły się młodziutkie dąbki. Kto ich  chaotycznie posadził,zadaje sobie pytanie?I idę na przełaj ku ścieżce ,a  pod dębem druga wiewiórka wymachuje ogonem ,przednimi łapkami rozgrzebuje ziemię i wrzuca w jamkę żołądź , oglądając się na wszystkie strony ,zakopuje go , przykrywa lisicami . Zrozumiałem ,ze na zimę gromadzi żywność , Krzyk sójki płoszy zapobiegliwą wiewiórkę . Niespokojny ptak nie pozwolił zrobić pamiątkowego zdjęcia Jej  żołądź zakopałem pod ziemię. W lesie  mnóstwo chętnych na takie rarytasy. A jeśli do wiosny ocaleje, wyrośnie z niego dąbek I tak się dzieje w lesie,gdzie ptak zgubi żołądź,gdzie wiewiórka nie znajdzie przykrytych liśćmi żołędzi ,tam wiosną gromadnie pociągną ku słońcu młode dąbki. Rosną chaotycznie walcząc o przetrwanie. Tak jak w życiu,silniejsi gorą! 
Wracając do domu rozmyślałem o lesie z dzieciństwa i puszczy podwarszawskiej, Krótkie życie człowieka  idzie  do ziemi, a żołądź  zamienia się w   długowiecznego dęba. I wierzyć się nie chce ,ze przodkowie ,jak dęby   żyli setki lat  i rozmawiali z Bogiem,nie modli się na klęczkach i nie spowiadali się  przed grzesznikami większymi od siebie  Ojciec  mówił ,ze  tylko na łonie natury bog i miłość w sercu. Wędrując ścieżką rowerową po puszczy   , podróżując   po świecie ,  nie zapominam o słowach ojca .A kto w symbiozie   z nią zyje,.żyje   dwa razy dłuzej..