JustPaste.it

Zabawne i szokujące dawne sposoby leczenia - dla ludzi o mocnych nerwach!

Narzekamy na służbę zdrowia? To Ugryźmy się w język i poczytajmy, jak opieka nad chorymi wyglądała w XIX wieku. I nie chodzi tu o dostępne środki, ile o arcyciekawe metody.

Narzekamy na służbę zdrowia? To Ugryźmy się w język i poczytajmy, jak opieka nad chorymi wyglądała w XIX wieku. I nie chodzi tu o dostępne środki, ile o arcyciekawe metody.

 

Źródłem naszych poszukiwań jak zwykle nie są podręczniki historii, ale powszednia prasa, jaka gościła w kuchniach naszych prababć i warsztatach naszych pradziadków.

„Buddeus opisuje lazarety petersburskie, w których surowa karność panuje. Za najmniejsze przewinienie przeciw przełożonym surowa kara następuje. Zachowują w nich etykietę do najwyższego stopnia. Jeżeli przełożony wchodzi do sali, a chorzy nie leżą w łożu, natenczas każdy z nich stawa obok łoża w równej połowie od stów i od głowy. Jeżeli przełozony zawoła po imieniu na chorego, ten stawa przed łożem, trzymając się prosto według przepisu. Powinien mieć na sobie ubranie szpitalne zupełne. Jeżeli chorzy przechodzą się po ogrodach lub gankach, stawają po żołniersku i z odkrytą głową, skoro starszy obok nich przechodzi. Porządek i czystość w tych lazaretach jest rzeczą najwyższą, podrzędną zaś sposób leczenia i obchodzenie się z chorymi”. (Dziennik Domowy, Poznań 15 listopada 1847 r.)

Jednym słowem – pacjent nie powinien przeszkadzać w ciężkiej pracy lekarza! Najlepiej by było, gdyby wcale nie chorował, lecz chorobom zapobiegał. W jaki sposób? Przez śpiew! W 1841 r. „Dziennik Domowy” donosił:

„Śpiew uważany za środek zdrowia. Znany doktor Rush był tego zdania, że młode panienki powinny się ćwiczyć w śpiewie dla utrzymania zdrowia, kiedy dla pewnych względów przyjętych w towarzystwie od innych oddalają je zabaw i ćwiczeń ciała, zdrowiu pomocnych. Sądził bowiem, że nie należy zaniedbywać w wychowaniu młodych panien śpiewu, dla tego, iż to nie tylko troski domowego życia rozpędza, ale jeszcze bezpośredni skuteczny wpływ wywiera na zdrowie piersi, które pod te czasy cierpieniom ulegają. Utrzymuje, iż znał wiele panien ze skłonnościami do suchot, które przez śpiew często wzmocniły płuca i w czerstwości zachowały. Z tego powodu po wielu szkołach angielskich wszystkiego uczą się w śpiewie, dzieci odśpiewują swoje zadania, a nawet przykłady rachunkowe. Ćwiczenia te płuc uznano teraz za bardzo skuteczne. Wiele liczą przykładów, gdzie dzieci ze słabości zaledwie na nogach utrzymać się były zdolne, a przez ćwiczenie nieustanne płuc stały się silnemi i zdrowemi” (Dziennik Domowy, Poznań, 27 października 1841 r.)

Prawda, że proste? Wystarczy śpiewać i broń Boże nie przyglądać się za bardzo swojemu zdrowiu i ciału, bo to szkodzi – najbardziej na kobiecość. W 1845 prasa pisała z oburzeniem:

„Paryzkie damy, a szczególniej te, które uczonemi nazywają, tracą coraz więcej kobiecych uczuć. I tak od niejakiego czasu odwiedza wiele kobiet prelekcye anatomiczne i z wielką słuchają ich uwagą.”

Proste słabości, okazuje się, wyleczyć można domowymi sposobami, wcześniej potwierdzonymi przez naukę:

„Negrier, lekarz francuzki, doniósł przed niedawnym czasem francuzkiej akademii umiejętności, iż gwałtowny upływ krwi z nosa natychmiast wstrzymać można podniesieniem w górę ręki, i to prawej, jeżeli z prawego otworu, lewej, jeżeli z lewego otworu nosa krew płynie.” (Dziennik Domowy, Poznań, 4 stycznia 1843 r.)

Jeśli domowe sposoby nie pomagają, przychodzą z pomocą specjaliści. Okazuje się, że nie ma słabości, z którą nie radziliby sobie mistrzowie sztuki lekarskiej sprzed półtora wieku. Depresja? Proszę bardzo! Hipochondria? Żaden problem!

„Zakłady zimnej wody pomnażają się w Anglii. Szląski lekarz Weiss bawił przez długi czas w Anglii i wielu Anglików wyprowadził z hipochondryi i splenu, za pomocą kąpieli zimnych i picia zimnej wody. Za co go obdarzono kapeluszem doktorskim i holenderskiemi dukatami”. (Dziennik Domowy, Poznań, 2 sierpnia 1843 r.)

Kto wie, może te metody sprawdziłyby się i dzisiaj? Może niejednemu hipochondrykowi zimne bicze wodne wybiłyby z głowy naprzykrzanie się lekarzom? A jaka oszczędność dla państwowej służby zdrowia!

Ale oddajmy sprawiedliwość: zdarzały się i odkrycia poważniejsze. Na przykład to z dziedziny stomatologii, które wtedy wydawało się wybawieniem, a dziś raczej mrozi krew w żyłach...

„Nowy sposób na ból zębów odkryto w gummielastyce czyli kauczuku; rzecz ta staje się mięką i lipką w ogniu i szczególniej ułatwia wypełnianie spróchniałych zębów, które właśnie są przyczyną bólu zębów. Topi się kawałem gumy na drucie w ogniu lampy, i wciska się dopóki jest gorąca w spróchniały ząb, a ból natychmiast ustaje. (Dziennik Domowy, Poznań, 20 listopada 1844)

W ustanie bólu natychmiast, nawet przy dużej dozie dobrej woli, trudno dziś uwierzyć...

Na koniec jeszcze popatrzmy na liczby, trochę mniej z medycyną związane. Ale za to krew się w nich leje, a twórca przedziwnych obliczeń dotknięty był ciężką depresją. Uszanował wprawdzie delikatność kobiecą, ale nie wiemy, czy go za to chwalić, chwalić, czy ganić: bo po wiekach wszyscy pozbawieni zostaliśmy ostatniego wyliczenia...

„Pewien Anglik chorujący na splen, wyrachował, jak wiele ludzi zginęło na wojnach od stworzenia świata i wyliczył nadzwyczajną sumę, czternaście tysięcy milionów. Gdyby wszystkie te ofiary wojny zmartwychwstały, uchwyciły się za ręce, opasałyby 608 razy ziemię na około, a kładąc duży palec każdej z tych ofiar na drugi, utworzyłaby się kolumna, przechodząca od ziemi po za księżyc jeszcze 600,000 mil angielskich. Ktoby chciał liczyć od jednego do ostatniego z tych poległych, potrzebowałby dziennie 19 godzin, przez 336 lat. Poczciwy Anglik wyrachował także ile krwi przelano we wszystkich bitwach, ale o tem zamilczamy, bojąc się o zdrowie pięknych czytelniczek” (Dziennik Domowy, Poznań, 15 marca 1843 r.)

 

O tym nie przeczytamy w podręcznikach do historii - to tylko drobiazgi, okruchy rzeczywistości. Ale z takich drobiazgów składa się życie każdego z nas. To takie drobiazgi tworzą nasze wspomnienia. I dopiero, kiedy się im przyjrzymy, możemy zobaczyć prawdziwe twarze ludzi minionego czasu.

www.mikrohistoria.pl