JustPaste.it

O pisarzach i czytelnikach

00252f36d426eff31b47d3058a86e40d.jpgCzasami, żeby coś napisać, trzeba się zwyczajnie nachlać. Jak się nie napijesz, to zaczniesz pisać dystyngowanie, z ogródkami, z zawijasami. Będziesz szukał kompromisów, podlizywał się i słodził czytelnikowi. Jak się człowiek nachleje, to tylko i wyłącznie sobie będzie robił dobrze, pisząc. Potrafię się nachlać! I wiem, że potrafię wtedy najlepiej pisać. Najlepiej dla samej siebie, oczywiście! Ale gdy wytrzeźwieję nigdy i nikomu nie pokazałabym tego, co napisałam. Nie dlatego, że nie jest to dobre, tylko dlatego, że jest zbyt moje, by na zimno przyjąć ewentualną krytykę. Jak człowiek coś napisze od serca, to się zbyt mocno przywiązuje do tekstu, zbyt wielką wartość on ma, by go skazywać na ocenę tłuszczy, która tylko igrzysk pragnie. Czytelnik to recenzent, czyli wróg.

Wiele dobrych tekstów leży po szufladach. Leżą tam właśnie dlatego, że wyciągnięcie ich na światło dzienne może być dla pisarza bolesne. Pod uwagę biorę tylko prawdziwych pisarzy, pomijam nastolatki piszące pamiętniki, spisujące swoje miłosne perypetie czy cały poczet grafomanów różnego typu zainteresowań. Prawdziwy pisarz  różni się od takiej nastolatki, czy domorosłego grafomana tylko tym, że ma coś do przekazania. Wielu potrafi napisać tylko jedną dobrą książkę, bo tylko ta jedna treść jest przez nich przetrawiona na tyle, by pisanie wyszło. Reszta staje się kiczem. Tak bywa, nie każdy pisarz potrafi nim być częściej niż raz. Grafoman nie wie o czym pisze i po co pisze; pisarz, chociażby ten jednorazowy, nawet jeśli nie pisze, to wie co chce przekazać światu.

Są pisarze, którzy pisząc, rozbierają się jak do rosołu. Nawet nie próbują ściemniać czytelnika, że piszą o czymś innym niż tylko o sobie. Wyzbywają się swojej prywatności, narażają się na to, że za dwadzieścia lat sami będą się wstydzić swojej nagości. Nie pomagają nawet wszelkie pisarskie zaszczyty. Nagość jest wstydliwa. Całe grono krytyków nie przekona nagiego pisarza o tym, że pięknie się rozebrał.

I to nie jest ten rodzaj pisarskiego ekshibicjonizmu, który rozbiera się dla własnej przyjemności i z tego rozbierania jest tak dumny, jakby to co ludzie zobaczą, było czystym złotem. Te pisarskie orgazmy na czytelnika działają tak, jak oglądanie kopulacji psów na trawniku. Niby zwykła rzecz, a budzi obrzydzenie. Kopulacja z każdym i wszędzie jest jednak obrzydliwa. Nie będę, w tym momencie, wymieniała sławnych nazwisk, bo po co mi lawina dowodów na to, że ten a ten kopulował na trawniku bardzo wytwornie.

Przyznaję! Lubię pisarzy, którzy rozbierają się ze wstydem. Którzy, jak kobieta odchylą sukienki, by na powrót zakryć pupę. Czuje się wtedy ten ból tworzenia, tę chęć rozebrania się i jednoczesnego ukrycia. Nigdy nie lubiłam wyuzdania pisarskiego. Wyuzdany pisarz zmusza czytelnika do podziwu - wstydliwy ma tylko na to nadzieję. Nie lubię być zmuszana do czegokolwiek, również do czytania. Gdy mnie pismak zmusza, swoją ekshibicją, do przeczytania książki do końca, czuję nie tylko wstręt do niego, ale również do siebie. Pisarska nimfomania jest jak powieszenie genitali na krzyżu. Wiadomo, że chodzi o rozgłos nie o sztukę, ale nikt nie potrafi sobie odmówić zerknięcia na wiszące, na krzyżu, jaja.  

Istnieje też taki pisarz, który odkrywa się  bez zbędnej ekshibicji i zasługuje na najwyższy podziw. Podziw dlatego, że trudno w tym świecie doszukać się czegoś prawdziwego. Taki pisarz rozbiera się szybko, brutalnie i bardzo przyziemnie. Nie pręży się przy świetle świec, by nie było widać braków natury. Pisarz takowy zrzuca ubranie, zrzuca makijaż, cały ten plastik-fantastik wyrzuca przez okno. Wchodzi na most i skacze, nie mając nawet nadziei na to, że przeżyje.

Ostatnio czytam więcej, trafiam na męczących ekshibicjonistów. Trafiam na pisarzy nagich i prawdziwych do bólu. Trafiam na wstydliwe pisarskie dziewice. Trafiam na rzemieślników.

Nie namawiam nikogo do czytania. Przeczytanie Idioty Dostojewskiego zajęło mi ostatnio dwa dni. Przez dwa dni nie żyłam własnym życiem, nie wiem nawet czy już zdążyłam wrócić do rzeczywistości.

Podobno czytać należy. W mojej rodzinie nikt nie czyta - prócz mnie. Matka przez te dwa dni zrobiłaby konfitur na dwie zimy, ojciec dowiedziałby się tysiąca nowych kruczków prawnych o tym, jak prowadzić własną firmę.

Polska czyta dzieciom - nowa bzdurna kampania reklamowa. Mój ojciec nie czyta, matka nie czyta, brat nie czyta. Wyrośli na normalnych ludzi. W mojej rodzinie nikt, nikogo do czytania nie zmuszał, każdy mógł czytać lub nie. Najbardziej przykry to widok, gdy ktoś czyta po to, by wpisać w notesik następną przeczytaną książkę -  by zapamiętać tytuł, autora i recenzje krytyków. Gdzie to jest, do jasnej cholery, napisane i udowodnione, że od czytania stajesz się mądrzejszy. Ja, im więcej czytam, tym bardziej głupieję.