JustPaste.it

Paszkwil na życzenie własne.

Literatura stała się nagle towarem, ale nie takim, jak chleb. Jeszcze czego! Stała się towarem jak mercedes, albo czipsy. Kogo stać, niech kupuje.

Literatura stała się nagle towarem, ale nie takim, jak chleb. Jeszcze czego! Stała się towarem jak mercedes, albo czipsy. Kogo stać, niech kupuje.

 

Paszkwil  na  życzenie  własne.

Tak sobie pomyślałem, żeby napisać paszkwil. Czemu by nie? Przecież całe mnóstwo ludzi pisuje paszkwile. Niby, że pisanie paszkwilu przystoi tylko  zawistnym, zgorzkniałym, w ogóle wartym niewiele – to bardzo już dawno stało się nieprawdą. Starczy zajrzeć do wszelakich mediów. Tam paszkwilów nie to, że jest sporo. Tam jest ich po prostu większość.

Te paszkwile, one są firmowane w mediach takimi nazwiskami, że czapki z głów zdejmować należy. Po mojemu, pisaniem paszkwilów zajmują się teraz wszyscy, albo prawie. Nawet są tacy, którzy je pisują (cholera, to naprawdę mimo woli wyszło!), można by rzec, zawodowo. I często wielkie kariery na tych paszkwilach robią. Ich nazwiska to niekiedy wszystkie dzieciaki znają, całkiem jakby oni jakimiś Dodami byli, albo Kukizami. Zresztą, mają z tego podobne pieniądze, choć wolałbym się nie zakładać. Bo niekiedy ci paszkwilanci są bardziej znani, aniżeli Harry Potter, chociaż to jedynie chwilowo.

Napisałem „paszkwilanci”? To błąd, oczywiście. Więc przepraszam.

Tak się składa, że sprawa jest wielce delikatna. Oni, ci autorzy paszkwilów, nie pozwalają w ogóle swych płodów nazywać paszkwilami. Jeśli komuś czasami wymsknie się takie słówko, natychmiast musi tłumaczyć się z niego przed sądem. I nie tylko tłumaczyć. Bywa dość często, że i przepraszać musi, do tego publicznie, grzywny jakoweś płacić, choć zamiast wstydu, taki facio złość przełyka. Bywa też, że zamiast przeprosin i grzywny, on się po prostu miga. Tak uparcie jest pewien swego. Znaczy, że miał do czynienia z paszkwilem.

A my od razu wiemy, że było coś na rzeczy.

29ae1e9bf52d7a9fea349bae1d8da26c.jpg

Zając? A może pies? I z czego on się tak śmieje?

 

Bo faktycznie, w tejże samej rzeczy, trudno dostrzec różnicę pomiędzy pisywaniem a pisowaniem. Jest niesłychanie subtelna. Jest aż tak subtelna, że kilku osobników i ze dwie osobnice to nawet do związku literatów przez celową pomyłkę przyjęli. I teraz już nikt, za żadne skarby, od paszkwilantów nie ma odwagi im wymyślać. Sam Palikot na to się nie zdobędzie. Bo Palikot, pomimo swej delikatności, subtelnością grzeszyć nie stara się wcale.

Właściwie, on nie ma powodu grzeszyć. Zwyczajny ziomal nie odróżnia paszkwilu od piżamy. Jedno i drugie go usypia. Cokolwiek by się napisało, ziomal łyka niby gęś kluski, aż puchnie od tego i zaraz mu się chce spać. To zwyczajne na pełny brzuch, tak samo, jak na pełną głowę. Jeśli go spytać, co łyknął, odpowie zawsze jednakowo: „a takie tam!” Na pytanie pomocnicze, czy to był poważny artykuł, czy może paszkwil, on tylko oczy wytrzeszczy. Jako odpowiedź na drugie pomocnicze pytanie można też w dziób dostać.

Szczególnie, kiedy go zapytać o książkę. Na taką skrajną bezczelność bez wątpienia natychmiast się odwinie i nie zająknie się przy tym. Już dziecięciem będąc, dobrze zapamiętał, ile szkody książka przynosi, jakich męczarni jest źródłem. Więc on się całkiem odruchowo broni.

Właśnie z tego powodu, z braku subtelności, mądrzy ludzie postanowili, że nie będą żadnemu pismakowi płacić. Ani grosza. Słowo „literatura” jest dla tych mądrych ludzi dość trudne, ale jako mądrzy, poradzili sobie. Takim prawem sobie poradzili, że literatura stała się nagle towarem, ale nie takim, jak chleb. Jeszcze czego! Chleb to by wszystkim zapewnić należało, czyli w razie potrzeby dopłacać do niego, nawet rozdawać za darmo. Literatura ma być towarem takim, jak mercedes albo, ostatecznie, jak te tam, no, chipsy. Kogo stać, niech kupuje. Albo komu smakuje. Albo komu korzyść przynosi.

O to najwięcej chodzi, o tę korzyść właśnie. Jest wolność słowa i jest wolność słowna. Ta druga tylko i wyłącznie. Więc nikomu nie można zabronić. No to piszą te literaty, pisują ile wlezie. I co? Państwo ma im płacić? Niedoczekanie, panowie literaty!

Bo państwo to przecież my. A oni przeważnie pisują i piszą przeciwko państwu. Znaczy, przeciwko nam pisują. No to niech sobie szukają sponsora. Takiego, któremu przynoszą korzyść tym pisaniem i pisowaniem. Sponsor zawsze lepiej zapłaci. I nie będzie się czepiał, czy dostał paszkwil, czy pean. Wrodzona subtelność odróżnić mu nie pozwoli.

Dlatego zdecydowałem, że też mogę napisać paszkwil.