JustPaste.it

Pierogi za 3,20 zł

Brońmy barów mlecznych, ostatniego bastionu socjalizmu w naszym kraju!

Brońmy barów mlecznych, ostatniego bastionu socjalizmu w naszym kraju!

 

Nie wszystko związane z PRL było złe, a gdyby tak wziąć pod lupę różne zjawiska tamtego okresu to wiele z nich było dobrych, a nawet bardzo dobrych. Na pewno należą do nich bary mleczne.
 
Historia barów mlecznych sięga jeszcze dalej niż czasów PRL. Już w okresie międzywojennym bary były mocno rozpowszechnione. Nazwa „mleczny” pochodzi od przewagi potraw opartych na jajkach i mące. Pierwszy taki bar otworzono w 1896 roku przy ulicy Nowy Świat w Warszawie. Nazywał się "Mleczarnia Nadświdrzańska".
 
Gdy ktoś dzisiaj pyta mnie o ulubiona restaurację, bez namysłu odpowiadam – Bar Mleczny „Poranek” w Słupsku. Nie jest to restauracja, ale zdecydowanie najlepsze miejsce, gdzie mogę dobrze zjeść.
 
Panie typu mama, ciocia, babcia krzątają się każdego dnia przy wielkich garnkach. Na talerzach układają kolorowe kompozycje. Klienci nie muszą składać zamówień. Po prostu wybierają talerz, który im się najbardziej podoba. Potem siadają po czworo obcych osób przy jednym stoliku. Nikomu to nie przeszkadza.
 
Gdy w połowie lat 70 mama prowadzała mnie do szkoły przechodząc obok „Poranka” owiewał mnie nieznany dotąd zapach. Coraz więcej ludzi nosiło placki z cebulą, pieczarkami i roztopionym serem. Była to bodajże pierwsza pizzeria w Polsce. Dzisiaj, podobnie jak przed laty zawsze stoją tam kolejki. Receptura nie zmieniła się od 35 lat, a pizza kosztuje 4,30 zł.
 
W barach mlecznych czas jakby się zatrzymał. Przychodzą najrozmaitsi ludzie, ci nieprzystosowani społecznie oraz ci którzy ciężko znieśli transformacje ustrojową, ale także romantycy, którzy po prostu lubią to miejsce.
 
Mirka nie widziałem od kilkunastu lat. Kiedyś często jadaliśmy razem. Potem wyjechałem i okazało się, że on też. Mieszkał i pracował w Hiszpanii i Grecji. Miał dwie żony i jeszcze więcej dzieci. Teraz znowu jadamy razem. Mój ulubiony zestaw to ziemniaki, kotlety jajeczne, pieczarki i trzy surówki, a całość za 9 zł. Można też kupić pierogi z kapustą i pieczarkami na 3,20 zł.
 
Pojawili się też cyganie, których od dłuższego czasu nie było w mieście. Pewnego roku cała ulica Długa, którą zamieszkiwali zrobiła się pusta. „Tabor” wyjechał. Ktoś powiedział, że do Anglii.
 
Obok uśmiecha się starsza pani, moja nauczycielka z liceum.
Po dłuższej chwili wpatrywania się rozpoznaję twarze moich dawnych sąsiadów oraz ludzi mijanych na ulicach. Bardzo się zmienili przez te wszystkie lata.
 
I tak sobie wszyscy razem jedzą połączeni jakąś niewidoczną nicią.
 
Gdy co jakiś czas pojawia się informacja o zamknięciu baru natychmiast podnosi się larum i życie baru zostaje na jakiś czas przedłużone. Bary mleczne to nie tylko tanie jedzenie, ale dla wielu także gwarancja bezpieczeństwa i stabilności.
 
Kiedyś natrafiłem na stronę miłośników barów mlecznych, gdzie ludzie komentowali najciekawsze miejsca oraz potrawy. Pomimo, że strona przestała istnieć to w różnych miejscach wciąż natrafiam na głosy miłośników dobrego, taniego jedzenia:
 
„Szkoda, że je zamykają. Pamiętam jak w latach 80-tych sam jadałem w barach mlecznych Lublina. Cudowna kuchnia. Pamiętam smak pysznych klusek leniwych i zupy pomidorowej i co najważniejsze - cena na każdą kieszeń. McDonald’sy niech się schowają.
 
„Jak ja lubię pierogi z baru mlecznego! Z cebulka! Mniam, mniam! Albo pomidorowa z ryżem lub naleśniki! Rolady!!! Umieram z zachwytu gdy to jem...!”
 
„Ja uwielbiam bar „Jacek i Agatka” na ul. Piaskowej we Wrocławiu. Niebiańskie ruskie pierożki, pyszne suróweczki, kompocik owocowy..... . Po prostu pycha.”
 
„Brońmy barów mlecznych! To ostatni bastion socjalizmu w naszym kraju!”
 
„Jeżeli chodzi o bary mleczne to z radością je odwiedzam. To jest fenomen na skalę Europy. Nasze bary mleczne są cechą charakterystyczną Polski. W niektórych przewodnikach turystycznych są opisane jako miejsca, które koniecznie trzeba zobaczyć i zasmakować potraw. Znam trochę ludzi w Europie i są to ludzie zamożni, którzy mogliby sobie pozwolić na drogie restauracje, ale gdy przyjeżdżają do Polski to jakimś dziwnym trafem wybierają owe bary mleczne.”
 
„Dwa lata temu w czerwcu byłem w Słupsku i trafiłem tam na świetny bar mleczny. Zdziwiłem się. Jasno, czysto, kultura i jakie jedzonko!!! Do dziś pamiętam naleśniki ze śmietaną i truskawki. Szło się od dworca główną ulicą w dół, jakieś 300 metrów, po prawej stronie. Czy on jeszcze istnieje?”
 
Odpowiedź: Istnieje. To bar opisany przeze mnie na samym początku artykułu.
 
„Bary mleczne musza zostać! Jest tam domowe bardzo dobre jedzenie, a ci którzy chcą jeść świńskie hormony i wyglądać jak świnie to niech jedzą w McDonald'sie. Bary mleczne to coś polskiego. Nie zalewajmy polski sajgonkami, hamburgerami, hot dogami czy kebabami!
BARY MLECZNE ZOSTAJĄ!”
 
„Ponad dziesięć lat temu w poczekalni kieleckiego sądu jadłam krokieta przyniesionego z pobliskiego baru mlecznego. Niewiele czasu minęło, odkąd runął mur, a moja mama nie mogła uwierzyć, że tego typu przybytki jeszcze istnieją. Pamiętam, jak zdziwiła ją tablica z przesuwanymi literami i cyframi, relikt poprzedniej epoki.”
 
„Bary są super! Pozwalają zachować choćby namiastkę domowych posiłków. W każdym mieście na pewno jest choć jeden naprawdę dobry. Ja też mam taki ulubiony na ul. Zgoda o nazwie „Krokiecik”. Wiele podobnych zlikwidowali a ten ciągle jest otwarty. Porcje są spore Czasem obywam się bez kolacji.”
 
„A klientela jest najróżniejsza: od emerytów, uczniów i studentów, którzy najczęściej mają czas na takie przyjemności, przez młode mamy, które na chwilę odrywają się od domowych obowiązków, po menedżerów, który przychodzą do na biznesowy lunch.”
 
„Pamiętam, że będąc dzieckiem i mieszkając po drugiej stronie sadów mieliśmy taki niedzielny rytuał - spacer przez sady do baru mlecznego na naleśniki z serem.. Aż się łezka w oku kręci.”
 
„Jestem miłośnikiem barów mlecznych. Ze wszystkich barów Bar „Sady” jest najlepszy. Oczywiście w innych barach też są dobre potrawy: wyśmienity chłodnik w barze „Okęcie”, świetne pierogi z mięsem w „Familijnym” i „Malwie”, bardzo dobra pomidorówka w „Familijnym”, schabowy w „Marymoncie”.”
 
„OMLETYYYY!!!!!! Omlety, to jest coś. Ze szpinakiem lub pieczarkami. W tygodniu robi je Pani Blondynka - te są najlepsze, bo grube i puszyste. Można on-line oglądać przyrządzanie (podrzucanie, obroty). W weekend jest inna Pani. Jej omlety ją cieńsze. Też dobre, ale ja wolę te od pani Blond. Chłodnik świetny, chociaż wolę ten z baru na Jelonkach na osiedlu  studenckim. Mam nadzieję że będzie tam istniał jeszcze 100 lat. Paniom z obsługi dziękuję za i liczę na jeszcze.”
   
Dołącz swój głos do tematu.
 
Miłośnik barów mlecznych
Maciej Strzyżewski

 

 

445debc9341a97fc4d043c60899223ec.jpg