JustPaste.it

Prezydent Jacenty Płaszczyca

Sny czasem się sprawdzają.

Sny czasem się sprawdzają.

 

Mocno się zastanowiłem gdy przeczytałem wiadomość w mojej poczcie internetowej.

Informacja była z pierwszej ręki. W dalekim kraju na kontynencie afrykańskim żył człowiek o takim samym imieniu i nazwisku Jacenty Płaszczyca. Zmarł nagle tragicznie w wypadku samochodowym wraz z żoną i córką, ale zostawił ogromny majątek. Prawnik zmarłego prosił o szczegółowe informacje dotyczące mojej osoby, by sprawdzić czy przypadkiem spadek nie należy się mojej osobie. Dobrze, że była żona i wylała na moją gorącą głowę zimny kubeł wody. Całkiem gotowy brałem się do pisania odpowiedzi z numerem konta gdzie miały być przelane miliony euro. 

Tak rozgrzany emocjami zasnąłem. Sen był twórczy i przeniósł mnie do krainy bogactwa. Opływałem w dostatku i otaczałem się pięknymi kobietami i samochodami. Mój krewniak z Afryki okazał się rzeczywiście bardzo bogatym człowiekiem. W moim śnie, głębokim śnie, nastąpiły nagły zwrot. Trauma wyborów prezydenckich w Polsce dała znać o sobie. W kraju afrykańskim zmarły tragicznie przodek mało, że był bogaty okazał się prezydentem kraju. Wskazany przez los w spadku zostałem prezydentem. Los był tak łaskawy dla mnie. Zostałem prezydentem nie dlatego, że byłem liderem, że potrafiłem porwać Polaków (przepraszam zapędziłem się – Afrykańczyków ), a dlatego, że byłem wskazany przez los. Łatwo przewidzieć jaką reakcję wywołała moja prezydentura. Domagano się mojego odwołania. Wodzowie i plemiona tubylców protestowały odprawiając modły przy dwóch zbitych deskach. Uważali, ze to ja ich nowa władza jestem winien śmierci ukochanego prezydenta. Rozkazałem aresztować te dwie deski co jeszcze bardziej rozgniewało tubylców. 

Zbudzony brutalnie przez grający telefon wróciłem do Realu. Jadąc do pracy usłyszałem, że krzyż sprzed Pałacu Prezydenckiego został przeniesiony do kaplicy . Przypomniałem sobie sen. Pomyślałem, że ten prezydent afrykański ze snu i polski muszą mieć coś wspólnego.
Podobny przypadek już w przeszłości mieliśmy. W połowie lat 60 rozpoczynając wojnę z kościołem Towarzysz Gomułka rozkazał aresztować obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Prymas Tysiąclecia Wyszyński nakazał, by pielgrzymkę po Polsce kontynuowały puste ramy. Na ich powitanie wychodziły tłumy, a milicja i SB, ku uciesze całego świata, uganiały się po drogach za pustymi ramami.