JustPaste.it

"Siostrzyczka" z rodziny czarnego kryminału czyli audiobook Raymonda Chandlera

Wszystkie cechy charakterystyczne dla czarnego kryminału w Siostrzyczce występują, w dodatku na najwyższym poziomie. Warto się może zatem pokrótce przyjrzeć, jakie są to cechy.

Wszystkie cechy charakterystyczne dla czarnego kryminału w Siostrzyczce występują, w dodatku na najwyższym poziomie. Warto się może zatem pokrótce przyjrzeć, jakie są to cechy.

 

701a01d24829b3764603aa7919444ccb.jpg

 

O ile za rodziców czarnego kryminału uznaje się przeważnie Sokoła Maltańskiego Dashiella Hammetta oraz Głęboki sen Raymonda Chandlera, Siostrzyczka autorstwa tego ostatniego także pozostaje jedną ze standardowych pozycji tego gatunku. Wszystkie cechy charakterystyczne dla czarnego kryminału w Siostrzyczce występują, w dodatku na najwyższym poziomie. Warto się może zatem pokrótce przyjrzeć, jakie są to cechy.

Przede wszystkim powieści Chandlera od powieści na przykład Agathy Christie, mistrzyni klasycznego z kolei kryminału, odróżnia ambiwalencja moralna bohaterów, niejednoznaczność opisywanego świata, mroczny, posępny klimat. Rzecz jasna, wszystkie te czynniki znajdują się w dużej mierze i w klasycznym kryminale, kiedy ich natomiast brak, przeważnie mamy do czynienia z dziełem tendencyjnym. W czarnym kryminale jednak moralna ambiwalencja nie wynika już nawet z wierności zasadzie prawdopodobieństwa, czy z psychologii postaci, zdaje się raczej zasadą rządzącą światem przedstawionym, charakteryzuje wreszcie również samego głównego bohatera, w przypadku Siostrzyczki detektywa Philipa Marlowe’a. Dodatkowo Marlowe’a cechują także specyficzne, czasem ironiczne, a czasem po prostu cyniczne teksty; jak przystało na postać z czarnego kryminału, hasła i uwagi non stop rzucane przez detektywa wpisują się raczej w pojęcie czarnego humoru.

Cynizm Marlowe’a, częste postępowanie wbrew prawu czy drobne oszustwa nie oznaczają jednak, że jest on całkowicie pozbawiony kręgosłupa moralnego, wręcz przeciwnie, niejednokrotnie wydaje się jedyną osobą trzymającą się jakichkolwiek zasad. Początkowo do podjęcia marnie wynagradzanej sprawy, do reprezentowania interesów ubogiej dziewczyny z małego miasteczka, która pragnie odnaleźć brata, skłaniają go raczej nuda, brak lepszych zajęć, trochę może i ciekawość. Wraz z rozwojem akcji, wraz z odkrywaniem coraz liczniejszych i bardziej podejrzanych powiązań między śmietanką towarzyską aktorskiego Hollywoodu a światkiem przestępczym, Marlowe coraz wyraźniej jawi się jednak jako ktoś, kto może nie tyle chce ukarać „zło” i zamknąć owego zła sprawców, lecz z pewnością jako ktoś, kto pragnie uchronić od zbędnych brudów i nieszczęść tak swoich klientów, jak i przypadkowe, ale w miarę uczciwe osoby. Chce, co nie znaczy, że jakoś szaleńczo się stara, detektyw bowiem nie jest także typem klasycznego bohatera, swój interes i swoje bezpieczeństwo również ma na oku. Tyle że dla dobra sprawy potrafi i sporo zaryzykować.

Choć Marlowe wygląda momentami na jedyną w miarę pozytywną postać z całej historii, wcale tak nie jest. Dowody zepsucia i moralnej zgnilizny mieszkańców Los Angeles czytelnik napotyka wprawdzie praktycznie w każdym momencie lektury, jednakże sam detektyw, pewnego razu szczególnie narzekający na wszystko i wszystkich, słusznie zauważa, że „nie jest dziś człowiekiem”. Marlowe wydaje zatem wyjątkowo pejoratywne sądy i opinie pod wpływem negatywnych emocji, pod wpływem złego nastroju spowodowanego chwilową klęską w śledztwie, a może szerzej ― ogólnym poczuciem osamotnienia i zgorzknienia? Czy jednak osamotnienie wynika bardziej ze zgorzknienia, czy zgorzknienie z osamotnienia?

Takie pytania można mnożyć w nieskończoność i dotyczą one nie tylko postaci detektywa, lecz i wszystkich innych bohaterów, ukazanych w Siostrzyczce z całym ich społecznym i psychologicznym bagażem. W tym właśnie, w tej niesłychanej przenikliwości, w rozumieniu wszelkich układów i mechanizmów kierujących tak zachowaniem pojedynczej jednostki, jak i całych grup, tkwi sekret geniuszu Chandlera. I choć autor Głębokiego snu miał, ma i zapewne będzie miał mnóstwo naśladowców wśród autorów kryminałów, praktycznie żadnemu z nich nie udaje się chyba tak autentyczne i szczere spojrzenie na człowieka, spojrzenie przepełnione sporą dozą zgryźliwości, ironii, dystansu, lecz i równocześnie spojrzenie w pewnym stopniu bezstronne, nikogo nieoszczędzające, lecz i nikogo całkowicie nie piętnujące.

Marlowe w interpretacji Marka Markiewicza jest dokładnie taki, jakiego można sobie wymarzyć. Już od pierwszych minut w jego głosie rozpoznajemy wszystkie wspomniane wyżej cechy detektywa. Co więcej, chociaż to Marlowe pozostaje głównym bohaterem i jednocześnie narratorem Siostrzyczki, aktor nie skupia się jedynie na interpretacji tej konkretnej postaci, każdy z bohaterów potraktowany jest tutaj ― oczywiście w miarę możliwości ― indywidualnie. I choć z pewnością Markiewicz najlepszy jest w przytaczaniu kwestii cynicznego detektywa, potrafi oddać także zaściankową obłudę jego małomiasteczkowej klientki, czy też zblazowanie młodej, hollywoodzkiej aktorki. Nawet sam Marlowe, mimo swojego niezwykle inteligentnego poczucia humoru i dowcipu, nie znalazłby najmniejszego powodu, by aktorowi, który użyczył mu głosu, jakoś dogryźć.

Tomasz Rabsztyn

 

Źródło: http://www.info.audiobook.pl/component/content/article/3-wszystkie-recenzje/303-qsiostrzyczkaq-z-rodziny-czarnego-kryminalu?directory=51