JustPaste.it

Bajka o "dobrej" królowej

Często dobroć mylimy z naiwnością, a naiwność cnotą nie jest. Chyba...

Często dobroć mylimy z naiwnością, a naiwność cnotą nie jest. Chyba...

 

Dawno, dawno, ze dwie, a może nawet trzy niedziele temu w pewnym królestwie żyła sobie Królowa ( dla ścisłości,  żyje po dziś dzień i ma się całkiem dobrze). W tle pętał się też Król. Oraz księżniczka i książątko.
Królowa, korzystając z poobiedniej ciszy leżała sobie w łożu bez baldachimu i machała nóżką. I żeby nie było, że taki z niej leń totalny, dodam, że powyższym ćwiczeniom gimnastycznym towarzyszył  równie wyczerpujący wysiłek intelektualny. Królowa albowiem oddawała się z lubością czynności ulubionej. Czytała prasę kolorową, co raz to śmiejąc się, albo kręcąc z podziwu głową nad fantazją pań i panów "prasa".

W połowie pasjonującego artykułu, kiedy to jakiś on umówiony z jakąś oną nie pojawił się w miejscu sekretnej schadzki, po całym pałacu  rozległo się natarczywe kołatanie.
- Jutro, zaraz z samego rana, rozkażę, żeby wymontowali mi to elektryczne świństwo - mruknęła Królowa i powróciła do przerwanej przez natręta czynności.
Natręt nie ustępował. Kołatał jak do pożaru. Co gorsza nie było komu otworzyć! Król najprawdopodobniej ogłuchł. Względnie zrobił użytek ze stoperów leżących na nocnej szafce.
- No zróbże coś! - Królowa z wyrzutem spojrzała na spoczywającego w pozie niedbałej małżonka.Nawet odnóżem nie machającego!
- A dlaczego ja? - zaczepnie zapytał Król.
- Bo służba ma wolne - godnie odparła królowa - A ja czytam. Oraz macham!
- No to może dzieci? - król był mistrzem w szukaniu podwykonawców.
- Dzieci w to nie mieszaj! - krzyknęła królowa. Jej donośny wrzask zagłuszyło nieco ponowne, donośne i chyba jeszcze bardziej natarczywe kołatnięcie - Różne zbóje po drogach się kręcą. Co za czasy. Nikomu już ufać nie można!
Królowa, wcale nie rada, ale wstała. Powoli godnie, jak na majestat królewski przystało, wsunęła na bose stopy papucie i szu-szur, poczłapała ku wejściu.
- Kto zacz!?- zapytała otwierając
- O! Dzień dobry! Królowo Złota, Poznajesz mnie? O pani? - gość, dostojny w stopniu umiarkowanym zapytał  niemalże zalotnie.
- No... Nie za bardzo - Królowa rozejrzała się czujnie, czy aby Król nie zdecydował się jednak przyjść z odsieczą - Proszę mi przypomnieć okoliczności, naszego, że tak powiem poznania. Się.
- Drzwi ci o Pani w całym pałacu montowałem. Z takim jednym drugim. Pamiętasz? Królowo?
- Jasne! - na twarzy pani na włościach wymalował się uśmiech numer 7. Ten zarezerwowany dla ludzi dobrze wykonujących powierzone im zadania. Drzwi są solidne i do dziś nie skrzypią. Nie było to może zasługą montażysty, który właśnie radośnie szczerzył zęby, ale jak wiadomo, sukces ma wielu ojców.
- Oj to dobrze! Że mnie, O Pani! pamiętasz, bo widzisz ,O pani! jest taka sprawa; moja stara, żona znaczy, przetrzepała mi wczoraj sakiewkę i zabrała pieniądze. I nie było by to takie straszne, gdyby mi powiedziała, ale nie! Pozwoliła mi wsiąść do bryki i jechać. No i widzisz, o pani!, obroku zabrakło. A na krechę nie dają. Musiałem im dokumenty zostawić. No ale sobie przypomniałem, że królowa nieopodal zamieszkuje, to pewnie poratuje. Jutro oddam! Jak mi życie miłe!
- Ile? - Królowa miała miękkie serce.
- Stówkę, Królowo Złota. Jutro oddam
Jutro minęło niepostrzeżenie. I kilka kolejnych dni, a nawet kilkadziesiąt. Królowa, powoli traciła cierpliwość.
- Niech no ja go dorwę! Miałam sobie koronę z pomponem kupić! - zrzędziła bynajmniej nie po królewsku.
Król, poinformowany o wszystkim, na szczęście nie dolewał oliwy do ognia sowim czczym dogadywaniem.

- Dość tego! - stanowczo krzyknęła Królowa i powiozła swój majestatyczny tyłek do krainy drzwi, okien, plastikowych uszczelek i silikonu w tubkach.
- Czym możemy służyć? - poddańczo zapytał odźwierny.
Królowa godnie, nie wdając się jednakowoż w szczegóły wyłuszczyła sprawę.
- Marek! - zawał odźwierny wysłuchawszy relacji - Mamy następną!

I to już koniec bajki, a morał z niej taki, że niebo to dobre miejsce dla naiwnych. Oraz jak ktoś nie ma w głowie to musi się obejść bez korony z pomponem...