JustPaste.it

Wiadomo, o co chodzi.

Ostatnio jest w modzie nazywanie sprytu mądrością życiową. Ale ta mądrość życiowa od prostej mądrości różni się tak, jak kot od wieloryba.

Ostatnio jest w modzie nazywanie sprytu mądrością życiową. Ale ta mądrość życiowa od prostej mądrości różni się tak, jak kot od wieloryba.

 

Wiadomo,  o  co  chodzi

Jeden z moich znajomków, taki tam, średniej zażyłości znajomek, zasadniczo biznesmen, jednak z dziennikarską ambicją dość nawet żywo realizowaną, niedawno z pewnym zafrasowaniem oznajmił:

- Wiesz, ostatnio trochę się rozglądałem w twojej sprawie.

- W jakiej mojej i jakiej sprawie?

- No przecież wiadomo, żeś ty pisarz, wydali ci już ileś tam książek. Ale za sławny to ty nie jesteś. Majątku też na tych książkach nie zbiłeś, niewiele brakuje, żebyś do nich dokładał. Dlaczego?

- Czy ty chcesz to zrozumieć, czy tak sobie pytasz?

- Trochę się w tym rozejrzałem. Trafiłem na kilku takich, co twoje książki czytali. One nie tylko im się podobały, ale nawet cholernie je chwalili. Ale inni w ogóle tych książek nie znają, co najwyżej kojarzą nazwisko, chociaż bardzo słabo. Tych, co cię nie znają, jest o wiele więcej.

- Powiedz, czy ty jesteś mądrym człowiekiem.

- No, na pewno nie głupim.

- Kiedy ostatnio czytałeś jakąś książkę?

- Tak na serio, żeby usiąść i czytać? No, prawdę mówiąc, to już będzie ładne parę lat temu. Ze trzy, albo i pięć.

- A kiedy ostatnio przeczytałeś z uwagą jakiś artykuł o historii? O języku polskim albo włoskim? O medycynie? Pal sześć, o fizyce czy biologii?

- Tego to już całkiem nie pamiętam.

- Chwalisz się, że znasz jednego pisarza. Co prawda rzadko się chwalisz, bo on nie jest noblistą, nawet Nike w życiu mu nie dadzą. I nawet nie przyjdzie ci do głowy, żeby przeczytać jakąś książkę tego pisarza, chociaż dałby ci ją za darmo. Dlaczego nie przyszło ci to do głowy?

- Cholera, sam nie wiem. Tak jakoś.

- I ty powiadasz, że rozglądałeś się w mojej sprawie.

- No bo nic nie kapuję! Jak to jest, że każdy, kto czytał twoje książki, powiada, że są bardzo dobre, świetne, same superlatywy, a cała reszta w ogóle nic o tych książkach nie wie. Nie ma pojęcia, że one istnieją. Powiedz mi, cholera jasna, czemu nikt ich nie reklamuje? Skoro są takie dobre, to by szły jak woda!

- Nie, wcale by nie szły. Nawet, gdyby je reklamowano. Rzecz polega na tym, że nie ma ich dla kogo reklamować. To by przypominało tłumaczenie koniowi, na czym polegają całki. Beznadziejna sprawa.

- Jak to nie ma dla kogo reklamować? Dla ludzi!

- Ty może byś nawet zaskoczył, może by ci wpadło do łba, żeby poprosić znajomego pisarza o książkę, kiedy o niej w telewizji gadają. Ale żeby ją przeczytać, to całkiem osobna kwestia.

- Na pewno bym znalazł czas!

- Gdybym bardzo upierdliwie pytał, jak ci się spodobała. A może byś nawet skłamał i powtórzył to, co jakoby gadają inni. Zasypałbyś mnie owymi superlatywami, bylebym ci konkretnego pytania nie zadał.

- No, może by tak było. Z tymi superlatywami.

- Cenię cię za dwie rzeczy: na mój użytek zawsze byłeś szczery i zawsze stawiałeś naprawdę dobrą wódkę. Wymagać więcej to grzech.

- Też tak myślę, ha ha ha!

480d4d5eacba0bbed5d6bf331d4ec635.jpg

- Weź jednak pod uwagę, że każda zaleta zostaje prędzej czy później ukarana. Nie ma niczego za darmo. Jeśli więc pociągniemy dalej ten temat, muszę cię ukarać.

- Tak? No trudno, cholera, wal!

- Ze znieczuleniem, czy bez?

- Przecież pijemy, nie?

- Dobra, możesz polać, będzie mi łatwiej. Zacznę od tego, że nie jesteś mądrym człowiekiem. Głupim, co prawda, też nie. Jesteś człowiekiem sprytnym. Dużo masz tego sprytu. Ostatnio jest w modzie nazywanie tego sprytu mądrością życiową, z czym nie chcę się kłócić. Ale ta mądrość życiowa od prostej mądrości różni się tak, jak kot od wieloryba.

- Skol. Wal dalej.

- Zdobyłeś jakiś tam dyplom, jakieś papierki po całej bandzie kursów, ale z tego dyplomu nie bardzo pamiętasz, ile milimetrów ma calowa śruba, w jakiej temperaturze topi się żelazo, w jakiej miedź. Twoje dziennikarskie wysiłki to ja muszę poprawiać, chociaż nie mam dyplomu na twoim poziomie. Sam przyznałeś, że nie masz pojęcia o aktualnej wiedzy z żadnego zakresu. Nie wiesz, co nowego ani w medycynie, ani fizyce, ani botanice, chociaż ze starym też nigdy się nie zapoznałeś. Nie potrafisz sobie przyswoić ani zasad pisowni, o składni nie wspominając, ani zasad wypełniania druku dla ZUS albo skarbówki. Fizyka czy tam botanika nie ziębi cię i nie grzeje, twoje artykuły poprawiam ja, druki wypełnia księgowa. Ale, rzecz jasna, za wszystko płacisz i to z gestem. Jesteś fajnym facetem, bardzo, bardzo sprytnym, ale mądrości w tobie nie ma. Dla takich jak ty reklama moich książek byłaby zupełnie bez sensu.

- Moje artykuły też nie są mądre?

- Nie jestem recenzentem, zarabiam na życie. Sprytny ZUS wypłaca mi mniej, niżeli wynosi granica ubóstwa. Ale odrobinę sprytu też mam i wiem, na czym polega ryzyko skalkulowane.

- Dobra, wal o tym sprycie dalej.

- Tak już się teraz porobiło, że podobnie jak ty, wielu myli mądrość ze sprytem. Raczej uważa spryt za mądrość. Szczególnie po zrobieniu kariery, co należy rozumieć jako dojście do niekoniecznie wielkich pieniędzy. Właściwie tylko do bezstresowego życia według debilnych reguł humanitarystów. Z kolei życie bezstresowe należy rozumieć jako takie, które nie wymaga żadnego umysłowego wysiłku. To jest życie pomidora, albo bratka na działce, nie człowieka.

- Podoba mi się. To życie pomidora, hi hi.

- Problem polega na tym, że ludzie sprytni, nie dysponując żadną wiedzą, mają jednak poglądy na każdą sprawę. I bardzo się przy nich upierają. Ludzi sprytnych nie można do niczego przekonać, gdyż przy braku wiedzy żaden argument nie ma dla nich znaczenia. Po prostu nie potrafią go docenić. Zwykle bezbłędnie rozpoznaje się ich właśnie po tym, po odporności na rzeczowe argumenty i po uporze, z jakim bronią swoich poglądów. Oni, oczywiście, bronią tego bezstresowego życia, czyli życia bez umysłowych wysiłków. Dać się przekonać, to by oznaczało konieczność przemyślenia poglądów, do tego zaś nie są zdolni, gdyż nie dysponują odpowiednią wiedzą.

- Ale pieniądze robią?

- Zazwyczaj, chociaż niekoniecznie duże. Znam kilku ludzi sprytnych, którzy skupiają się na robieniu zupełnie czegoś innego. Spryt jest często niezbędny jako dodatek do wiedzy. Weźmy za przykład wynalazców i odkrywców. Bez sprytu niczego by nie wynaleźli i nie odkryli. Z nimi jest zresztą często taka sama sprawa, jak z pisarzami. Do robienia pieniędzy sprytu nie mają. Dokonają wynalazku albo coś odkryją, ale żadnej korzyści nie potrafią osiągnąć. Żerują na nich inni, bardziej sprytni, albo ich dzieło zostaje zapomniane. Wracając zaś do poglądów, zwykle nie są to nawet poglądy, gdyż nie opierają się na niczym konkretnym. Więcej w tym pobożnych życzeń, aniżeli realnego obrazu tego, czego ich pogląd dotyczy. To raczej są sformułowane ich upodobania i tyle.

a3d00c6ddc24a7c308bd803bd6526bff.jpg

- A powiedz, czy w tej wiedzy, niech będzie, że w nauce, są też sprytni?

- Sprytni są wszędzie. W nauce też ich coraz więcej. To oni właśnie, sprytniejsi od ciebie, częściowo też wynalazcy, wpadli na pomysł o groźbie zmiany klimatu. O wielkiej konieczności szczepień tak samo. Handel dwutlenkiem węgla to też ich wynalazek. A najwięcej zgarnęli za wymyślenie kryzysu. Do tego poziomu to ty się nawet nie umywasz. Oni wpadają na bardzo wiele pomysłów. Ty zaś i twoi podobnie sprytni koleżkowie dziennikarze, nie mając odpowiedniej wiedzy, chętnie łapiecie te bzdety i wciskacie je innym sprytnym. Wasz spryt polega na tym, żeby się chociaż na jakieś resztki załapać. Nie jesteście jednak na tyle mądrzy, żeby te wszystkie spiski zrozumieć.

- To spiski istnieją? Ha ha ha!

- Jeśli ja się z tobą umówię, że zrobimy w konia pana Jasia z przeciwka, to też już jest spisek, chociaż bardzo malutki. Teorię spiskową wymyślili ci najsprytniejsi właśnie po to, żeby się z niej śmiać. To niezmiernie ułatwia spiskową praktykę. Na teorię spiskową każdy reaguje, jak pies Pawłowa na dzwonek, od razu się śmieje. Ale to nie jest prawdziwy śmiech. I nie jest to śmiech na koniec, tylko na samiutki początek.

- Cholera, napijmy się. Wiem, że najlepszy śmiech to jest ten na końcu. Tak mi się zdaje, że to śmianie się z teorii spiskowej, to był genialny pomysł.

- Zgadza się. On wciąż jest wart całą bandę dolarów.

- Po amerykańsku, parę ładnych bilionów.

- Jestem człowiekiem zgodliwym.

- Wiesz, zaczynam się bać. Nie, nie ciebie. Zaczynam się bać tego, że jak jeszcze trochę mnie podkształcisz, zwiększy się moja mądrość, ale zmaleje mój spryt. I kto będzie ci wtedy płacił?

- Nie martw się, takich jak ty nigdy nie zabraknie. W mojej dziedzinie, czyli dziedzinie słowa, także już cała zgraja sprytnych buszuje. Usilnie pracują nad tym, żeby słowa przestały znaczyć to, co znaczyły zawsze. Żeby można je było tłumaczyć na jak najwięcej sposobów. To sprytne, bo pozwala wywinąć się ze wszystkiego, co się powiedziało. Ta walka o konteksty, kojarzysz? Jeśli kogoś zacytujesz i niewygodnie dla niego pojmiesz, on ci zaraz wyjaśni, że źle odczytujesz kontekst. Jeszcze obrazi się na ciebie. Tym sposobem coraz mniej słów znaczy to, co znaczy. One znaczą tylko to, co powinny znaczyć. A co powinny, zależy od tego, kto je wypowie. Ten, kto wypowie słowo, może interpretować je zależnie od tego, gdzie je wypowie, wobec kogo oraz w jakim celu. Może też zależeć od zwykłego humoru. Od tysiąca rzeczy. Dlatego ludzie nadal wprawdzie rozmawiają ze sobą, ale coraz mniej się rozumieją.

- Czyli według ciebie, sprytni coraz bardziej wypierają mądrych? Zgadza się, bo wyżyć z mądrości to zawsze był głupi pomysł. Ale tak sobie myślę, że kilku mądrych jako eksponaty, to my sprytni zachowamy na wszelki wypadek. Zadbamy, żeby się uchowali. Ja to bym wprowadził specjalne ubezpieczenie od mądrości.

- Bieda w tym, że określenie „człowiek mądry” też już zależne jest od kontekstu, nie od mądrości. Ten, kto wymyślił kontekst, był bardzo sprytnym facetem, ale interes na tym to wielu innych zrobiło.

- Cholera, polej. Wiesz, będę musiał sprawdzić swoje interesy, bo ta nasza rozmowa coś zbytnio mnie rozwinęła.