JustPaste.it

Niedługo dziecko na Alegro

wystarczy wyjąć płód spod ochrony prawa jak plemniki i jaja

wystarczy wyjąć płód spod ochrony prawa jak plemniki i jaja

 

Dziecko z katalogu

Specjalistyczne firmy pośredniczą w znajdowaniu matek zastępczych i dawców komórek rozrodczych
Czy można sobie zafundować "dziecko na życzenie"? W USA to żaden problem. W Kalifornii specjalistyczne firmy pośredniczą w znajdowaniu matek zastępczych i dawców komórek rozrodczych. Interes kwitnie.

 

 
Taylor był w drugiej klasie, kiedy jego system wartości legł w gruzy. – Moja mama będzie miała dzidziusia i chce  go sprzedać!  –  opowiadał poruszony swojej wychowawczyni.

– To było dla niego trudne przeżycie. Nie potrafił tego zrozumieć – wspomina Shannon Hallman gładząc się po brzuchu. Po raz drugi wynajęto ją na nosicielkę ciąży i tym razem cała rodzina nie posiada się z zachwytu. Określenie "rodzina" oznacza w tym przypadku syna Taylora, męża Randy’ego, jego siostrę oraz naturalnie rodziców niemowlęcia. Zdjęcie obu mężczyzn stoi w pokoju oprawione w ramki. Latem będą mogli odebrać swoje wspólne dziecko. – Oto nasza para – pokazuje uśmiechnięta Hallman. – Pokochaliśmy ich z całego serca.

 

 


Dziecko dwóch ojców

Hallmanowie mieszkają w zwyczajnym domku w miasteczku Simi Valley, położonym w górzystym regionie południowej Kalifornii. Nie opływają w luksusy. Randy pracuje w fabryce, Shannon opiekuje się dziećmi.

Oprócz tego świadczy usługi matki zastępczej. To zajęcie przynosi jej około 30 tys. dolarów. Twierdzi, że pieniądze nie miały decydującego wpływu na jej decyzję. Tyle samo mogłaby zarobić zajmując się przez dziewięć miesięcy czymś innym. – Po prostu uwielbiam być w ciąży – twierdzi. Początkowo mąż nie był zachwycony, ale entuzjazm Shannon rozwiał jego obawy. – To kwestia męskości, domena ich wpływów. Faceci patrzą krzywo, kiedy ich żona nosi w sobie dziecko innego – uważa Shannon, która nie podziela tego rodzaju poglądów.

Po raz pierwszy spotkała Mortena i Mortena mniej więcej rok temu. Para norweskich homoseksualistów od dawna pragnęła mieć własne dziecko. Pewna agencja z Los Angeles skontaktowała lekarza i prawnika z Oslo z żoną kalifornijskiego robotnika. Pracownicy agencji wyjaśnili im wszystkie zagadnienia natury medycznej i prawnej. Potem Hallman poszła na obiad z biologicznymi ojcami.

To nie było łatwe spotkanie, choć od razu dobrze się rozumieli. W ciągu paru godzin trudno omówić wszystkie drażliwe tematy. Jak postąpić, jeśli w wyniku sztucznego zapłodnienia dojdzie do ciąży mnogiej, co często się zdarza? Czy obie strony zgadzają się na selektywną redukcję zarodków? A jeśli okaże się, że dziecko ma poważną wadę genetyczną?

– Nie jestem Bogiem. To ich dziecko. Inwestują dla niego swój czas, pieniądze i życie. To ich sprawa, jeżeli nie potrafią wychować dziecka specjalnej troski. Ja ich do tego nie będę zmuszać – mówi Hallman. W każdą niedzielę chodzi do kościoła i jeszcze nikt nie skrytykował jej za to, że nosi w sobie obce dziecko pary gejów. Jak na razie ciąża przebiega bez zakłóceń. Najpierw komórkę jajową anonimowej dawczyni zapłodniono mieszanką spermy obu Norwegów, potem wprowadzono ją do macicy Shannon. Poród ma się odbyć w połowie sierpnia.
Ameryka jest rzeczywiście krajem nieograniczonych możliwości, jeśli chodzi o spełnienie marzenia o własnym dziecku. Działają tu firmy, które pomagają bezpłodnym kobietom albo gejom pragnącym zostać ojcami w znalezieniu matki zastępczej lub dawczyni komórek jajowych. Banki nasienia dysponują całymi katalogami dawców, uszeregowanych według koloru skóry, aparycji, wykształcenia i profilu emocjonalnego. Kliniki zapłodnienia pozaustrojowego pomagają wybrać pleć potomka i hodują zarodki wolne od groźnych chorób genetycznych. Nad wszystkim trzymają pieczę specjalistyczne agencje. To one kojarzą dawców i biorców, a przy okazji opracowują opasłe umowy, towarzyszące narodzinom.

Sztuczne zapłodnienie kosztuje od 120 tys. do 200 tys. dolarów. W cenę wliczono prawo zleceniodawców do wpływania na nawyki żywieniowe wynajętej kobiety oraz dostawę matczynego pokarmu, przysyłanego pocztą kurierską.

Krąg klientów odzwierciedla różnorodność całego społeczeństwa. Są wśród nich małżonkowie cierpiący na bezpłodność, ostatnio zaś nasilił się ogromny popyt ze strony par homoseksualnych. W USA dzieci rodzące się z takich związków nazywa się „gayboys”. Coraz więcej zamówień napływa również od samotnych kobiet, pragnących zrealizować pragnienie macierzyństwa bez udziału partnera. Postępują tak na przykład mieszkanki Nowego Jorku nastawione na karierę zawodową, które w ostatniej chwili decydują się na dziecko. (...)

Blondynki, muzułmanki, kelnerki...

Sztuczne zapłodnienie przeżywa gwałtowny rozwój dzięki procesowi globalizacji. Do rozkwitu "turtystyki zapłodnieniowej" przyczyniają się surowe przepisy obowiązujące na świecie, a słaby kurs dolara dodatkowo popularyzuje metodę in vitro. Zamówienia składane przez zagranicznych klientów stanowią 40 procent obrotów niektórych agencji. Seminaria poświęcone metodom sztucznego zapłodnienia mają komplety słuchaczy w Londynie, Frankfurcie nad Menem czy Paryżu.

W Kalifornii obowiązuje najbardziej liberalne ustawodawstwo w tej dziedzinie, nic więc dziwnego że właśnie tu ma swą siedzibę jedna z wiodących firm w branży. Andy Vorzimer kieruje w Los Angeles agencją Egg Donation Inc., do której codziennie napływają nowe oferty. Od 2005 roku już 40 tysięcy kobiet zaproponowało, że zostaną dawczyniami. Wiele z nich liczyło na zarobienie łatwych pieniędzy. Ale sprawa nie jest taka prosta, na jaką wygląda. Okazuje się, że większość kandydatek nie zalicza testu kwalifikacyjnego. Zaledwie jedna na 28 kobiet ma odpowiedni wiek, zdrowie, cechy genetyczne, a jej organizm potrafi wyprodukować wystarczającą ilość jajeczek. (...)

Bogata oferta na rynku dawczyń może wprawić w zdumienie i zakłopotanie. Swoje usługi oferują blondynki o szarych oczach, różnorodnej karnacji, chrześcijanki, buddystki, kelnerki, urzędniczki bankowe. Do wyboru, do koloru. Strona internetowa Egg Donation Inc. jest czymś w rodzaju serwisu MySpace czy match.com, głównym miejscem spotkań osób, które marzą o dziecku, a nie mogą go począć w sposób naturalny.

Nie tak łatwo znaleźć komórkę jajową spełniającą wszystkie wymogi. Pary, które przeszły tę drogę, opowiadają o swych doświadczeniu z odrobiną zażenowania zaprawionego ironią. Mówią o długich wieczorach spędzanych przy komputerze, niekończących się dyskusjach, próbach znalezienia emocjonalnych, intelektualnych i zewnętrznych podobieństw między nimi a dawczynią. Agencje przewidują wprawdzie organizowanie spotkań dawców i biorców, ale wiele osób woli z nich zrezygnować, bo czuje się na nich nieswojo. (...)

Milion komórek do wynajęcia

Zadbane palmy w Sherman Oaks, zamożnym przedmieściu Los Angeles kojarzą się z wychuchanym ogrodem w serialu "Gotowe na wszystko". Na umówioną rozmowę przychodzi szczupła kobieta o figurze modelki. Kasztanowe włosy spływają jej swobodnie na ramiona, twarz zdobi staranny makijaż.

24-letnia Sarah niedawno skończyła szkołę pielęgniarską. Mieszka w sąsiedztwie ze swoim przyjacielem Jeffreyem. Nie pije, nie pali, nie bywa w nocnych klubach. – I`m a girly girl – stwierdza, co znaczy tyle co: jestem stuprocentową dziewczyną.

Jest w piątym miesiącu ciąży, ale tak do końca nie wie, co to naprawdę znaczy. Wydaje się, że słowo „ciąża” też nie jest najbardziej odpowiednie na opisanie jej stanu.

W październiku zeszłego roku pewne małżeństwo z Huston w Teksasie zdecydowała się na matkę zastępczą figurującą pod numerem 20299. – Ta para poznała się w kościele na imprezie dobroczynnej – opowiada Sarah. O rodzicach dziecka, które nosi, wie tylko tyle, że oboje są naukowcami. (...)

Dawczyni o numerze 20299 pragnie zachować anonimowość, ponieważ po porodzie nie zamierza utrzymywać kontaktów ze „swoim” dzieckiem. Określenie „jej dziecko” jest w tym przypadku także nie na miejscu.

– Nie jestem jego matką – mówi. – Może maleństwo odziedziczy po mnie materiał genetyczny, ale prawdziwą matką będzie kobieta, która je wychowa.
W umowie zaznaczono, że Sarah nie ponosi żadnej odpowiedzialności i nie rości sobie jakichkolwiek praw do dziecka, które będzie żyło ze swymi rodzicami w Huston. Nie ma także prawa głosu co do losu jedenastu, może dwunastu komórek jajowych, jakie powstały dla potrzeb sztucznego zapłodnienia. Ich właścicielami są małżonkowie z Teksasu. Mogą je zamrozić lub wykorzystać do poczęcia następnego dziecka. Mogą je podarować innym parom albo zwyczajnie zniszczyć. – Wolno im z nimi zrobić, co im się żywnie podoba – oświadcza Sarah.

A co ona o tym sądzi? – Uważam, że to w porządku – mówi, a po chwili przerwy dodaje: – Lepiej, żebym tego dokładnie nie wiedziała. (...)

Klinika Huntington Reproductive Center z Los Angeles zajmuje się leczeniem niepłodności i jest największą tego rodzaju placówką w Kalifornii. Doktor Susan Sarajari wraz z dziesięcioma kolegami przeprowadza rocznie około trzech tysięcy zapłodnień in vitro. Ta metoda stała się już rutynowym zabiegiem. (...) Szacuje się, że w magazynach amerykańskich klinik leczenia niepłodności zamrożono ponad milion komórek jajowych. (...)

Klan przyrodnich braci 

Ryan Kramer, gdy skończył  dziesięć lat, coraz bardziej  natarczywie dopytywał się o tatę. Zadawał pytania, na które jego matka nie potrafiła znaleźć odpowiedzi.

Wendy poczęła syna w 1990 roku korzystając z pomocy anonimowego dawcy nasienia. Jej ówczesny mąż cierpiał na bezpłodność. Zniknął z jej życia rok po narodzinach Ryana. Odtąd ta specjalistka w dziedzinie finansów samotnie wychowuje syna w miasteczku niedaleko Denver w Kolorado.

Poszukiwania biologicznego ojca Ryana przekształciły się w projekt, który zmienił jej dotychczasowe życie. Wszystko zaczęło się mniej więcej osiem lat temu od surfowania w internecie. Wendy Kramer przeczesywała sieć, umieszczała ogłoszenia na Yahoo podając nazwę banku nasienia i numer dawcy: 1058. Jej starania nie przyniosły żadnego rezultatu. Samotna matka dowiedziała się jedynie, że sporo dzieci takich jak jej Ryan poszukuje źródeł swego pochodzenia.

Niewiele myśląc założyła własną stronę internetową.Pierwotnie miała służyć jako nieformalna giełda informacyjna i skrzynka kontaktową dla wszystkich, którzy przyszli na świat dzięki nasieniu, komórce jajowej czy embrionowi od anonimowych dawców. Wendy pomyślała, że byłoby wspaniale, gdyby Ryan znalazł w ten sposób przyrodniego brata lub siostrę. Do tej pory na jej stronie zarejestrowało się prawie 20 tysięcy osób z całego świata.  Wprowadziło swoje informacje kontaktowe, a także nazwę banku nasienia, i numer rejestracyjny dawcy. (...)

Po długim czekaniu Kramerów spotkała radosna niespodzianka. W marcu zeszłego roku swoje dane umieściła na ich stronie pewna rodzina ze stanu Nowy Jork. To był strzał w dziesiątkę! Wreszcie Ryan odnalazł przyrodnią siostrę. Nie minęła godzina, a obie matki chwyciły za słuchawki telefonów, potem 16-letni Ryan uciął sobie pogawędkę z 13-letnią Anną.

– Powiedzieliśmy sobie zwyczajnie: "jak się masz" – wspomina chłopiec. – To było niesamowite doświadczenie. Mamy w końcu tę samą połowę kodu DNA.

Po raz pierwszy obie rodziny spotkały się w Nowym Jorku na letniej przechadzce po Central Parku. Porównały wygląd przyrodniego rodzeństwa: podobny kolor oczu, taki sam kształt podbródka. Rozmawiano o życiu w Kolorado i na wsi pod Nowym Jorkiem. – Szybko poczuliśmy się niczym para starych przyjaciół – opowiada Ryan.

Okazało się jednak, że nowa rodzina nie była kompletna. 18-letni Ryan dowiedział się o istnieniu kolejnej siostry przyrodniej żyjącej w Kalifornii. Nawiązali korespondencję mailową, ale matka dziewczyny zabroniła jej jakiegokolwiek kontaktu z bratem. (...)

Po jakimś czasie Kramerowie otrzymali informację z banku nasienia. Dawcy o numerze 1058 przyporządkowano w sumie dziewięcioro dzieci. Ale po mężczyźnie zaginął wszelki ślad.

– Jak się uporać z tym, że nagle dowiadujesz się o istnieniu tak wielkiego grona biologicznych krewnych? To niełatwe, choć jednocześnie wspaniałe – mówi Wendy.

Dzięki jej stronie powstały klany liczące 30, 40, a nawet 50 osób. Są rozproszeni po całym świecie. Najliczniejsza jak dotąd grupa składa się ze 105 przyrodnich braci i sióstr. (...)

Komu strażaka, komu artystę?

Być może Cappy Rothman jest najwybitniejszym pionierem amerykańskiego przemysłu sztucznego zapłodnienia. Kieruje największym bankiem nasienia, założonym w 1977 roku. Na początku był to magazyn nikomu niepotrzebnej spermy. Dziś firma zużywa rocznie 30 tysięcy ampułek nasienia.

Oferta jest prawie nieograniczona. Zmagazynowano ją w dziewięciu ogromnych cysternach chłodzących. Rothman oblicza z dumą, że każda z nich zawiera prawie 20 tysięcy ampułek, a w każdej ampułce jest 60 milionów plemników. (...)

Doktor płaci 75 dolarów za udany wytrysk. Oprócz tego dawcy nasienia otrzymują karnety do kina albo kawiarni. Firma oczekuje, że studenci, którzy figurują  w katalogu, pojawiać się będą dwa, trzy razy w tygodniu przez około półtora roku.

– Społeczeństwo się zmieniło – stwierdza Rothman. Zmianom towarzyszą rosnące wymagania klientów. 57 procent zamówień pochodzi od par lesbijskich oraz od kobiet samotnych, które na własną rękę chcą urzeczywistnić marzenie o posiadaniu dziecka. Bezpłodni mężczyźni i ich małżonki zwykle starają się jak najszybciej zapomnieć o tym, że korzystali z banku nasienia. Z kolei lesbijkom i kobietom samotnym najbardziej zależy na możliwości wyboru. Chcą mieć możliwie wszechstronny obraz dawcy, poczynając od cech jego charakteru, przez sytuację rodzinną, po wykształcenie. – Oczekiwania kobiet przypominają poszukiwania partnera życiowego – opowiada Rothman.

Dlatego nie ustaje w wysiłkach, by firmowy katalog wyróżniał się maksymalną różnorodnością. Zauważył na przykład, że sporym zainteresowaniem cieszą się dawcy wykonujący zawód strażaka, policjanta i sanitariusza. Od czasu zamachów z 11 września te grupy zawodowe zdobyły w Stanach status bohaterów. W następnej kolejności doktor pragnie wzbogacić swój katalog o artystów, muzyków i tancerzy.

– Cały czas staramy się wymyślać coś nowego – stwierdza Rothman. – Byłaby z nas marna firma, gdybyśmy ignorowali pragnienia naszych klientów.
 
 
Czy K.K nie ma racji ,że wszystko w tej dziedzinie zmierza do uprzedmiotowienia dziecka /człowieka/ podobnie do
zwierząt wyrzucanych przez okna samochodów
 

 

 

Autor: Frank Hornig