JustPaste.it

„Nie jestem szalony, interesuje mnie wolność”

Jim Morrison , czyli szaleniec otoczony znamieniem geniuszu, czy geniusz owiany tajemnicą szaleństwa?

Jim Morrison , czyli szaleniec otoczony znamieniem geniuszu, czy geniusz owiany tajemnicą szaleństwa?

 

5610305b7c2e4eec2e891709bf99a805.jpg„Każdy dzień jest podróżą przez historię.”

Wszystko zaczęło się na plaży w Venice (Los Angeles) w 1965r., gdzie podczas spaceru młody Jim spotkał kolegę ze szkoły filmowej Uniwersytetu Kalifornijskiego UCLA. Ray Manzarek, który wcześniej już próbował swoich sił w muzyce, dowiedział się, że Jim pisze piosenki. Wymusił na nim odtworzenie jednej z nich i stało się. Piosenka powaliła go do reszty. Niesamowity, przejmujący tekst i ten głos, kompletnie nieprofesjonalny pomruk. Zafascynowany Jimem i jego piosenką, która jest teraz dobrze znana jako Moonlight Drive, Ray w kilka dni zebrał kolegów i stworzył zespól. Skład był dość nietypowy jak na zespół rockowy: Ray Manzarek ze swoim wykształceniem o profilu klasycznego muzyka, Robby Krieger- gitarzysta jazzowy specjalizujący się we flamenco i również jazzowy perkusista John Densmore, no i do tego chorobliwie nieśmiały poeta Jim Morrison. Jim miał jeden warunek – nazwa zespołu.

 

Są rzeczy znane i nieznane, a pomiędzy nimi drzwi.”

The Doors- drzwi. Jim nawiązuje do tytułu ksiązki Aldousa Huxleya “The Doors of perception”( Drzwi percepcji), zainspirowanego słowami Williama Blake’a „Gdyby bramy percepcji zostały otwarte, wszystko ujawniłoby się człowiekowi takim, jakim jest – nieskończonym”. Nazwa ta  miała wielkie znaczenie w życiu Morrisona bowiem niejednokrotnie, ogarnięty pragnieniem poznania, próbował choćby zbliżyć się do owych drzwi. Środkami, które  miały mu w tym pomóc były chociażby LSD, czy haszysz, a w późniejszym okresie alkohol, ale tylko ten brązowy jak whisky, brandy, bourbon, koniak… Niepohamowana ciekawość i chęć poznania absolutu przejawiała się też w jego fascynacji śmiercią, którą rozpatrywał jako najlepszy moment w życiu. Najważniejszym wspomnieniem z dzieciństwa Jima było poznanie śmierci, kiedy to podczas podróży z rodzicami Morrison był świadkiem strasznego zdarzenia, którego konsekwencją była autostrada pełna wykrwawiających się Indian. Wspomnienie to prześladowało artystę do końca życia i było inspiracją dla wielu utworów.

 

„Jestem Królem Jaszczurem. Mogę uczynić wszystko.”

Na początku The Doors składało się praktycznie z trzech osób, bo choć trudno w to uwierzyć Morrison nie był przygotowany na bycie gwiazdą rocka. Jego nieśmiałość blokowała go do tego stopnia, że trzeba było odwoływać koncerty. Drugim rozwiązaniem było śpiewanie tyłem do publiczności. Śpiewanie tyłem w klubie Hoolywood – London Fog za pięć dolarów na głowę. Później w słynnym  Whiskey a Go Go z nagimi tancerkami. Jim się rozkręcał, a wytwórnia Electra podpisała kontrakt na krążek Doorsów zatytułowany po prostu The Doors. W całe Stany Zjednoczone uderzył piorun o niesamowitej mocy. „Light my fire” było wszędzie, w każdej telewizji, o każdej porze. Jim był w szczytowej formie, kształtował się w nim już niepokorny charakter artysty, który miał doprowadzić go później do zguby. Podczas słynnego występu telewizyjnego w „ Ed Sullivan Show” poproszony o zmianę słowa „higher”( które kojarzyło się z narkotykowym odurzeniem) na „better” Jim zgodził się, jednak gdy doszło do występu Morisson  ostentacyjnie wykrzyknął przed ekranem „Higher”. Doorsi nagrywali kolejne płyty : „Strange Days”,  „Waiting for the sun”, The Soft Parade”…Najciekawsze były jednak koncerty. Samozwańczy Król Jaszczur wzbogacał koncerty o elementy indiańskie. Szamańskie wywijasy, taniec Hopi lub inne plemienne rytuały wprowadzały tłum w stan oczyszczającej ekstazy. Istne Katharsis. Wydawało się, że  Lizard King zahipnotyzował publiczność , demonicznie kołyszącą się do jego utworów. Później Jim wzbogacił koncerty o sceny teatralne przedstawiane przez niego samego z poruszającym zaangażowaniem oraz o projekcje filmowe również jego autorstwa. Koncert z The Doors na scenie już nie był koncertem lecz psychodelicznym rytuałem. Jeden z takich występów w Miami w 1969r. skończył się nawet aresztowaniem lidera  za publiczne obnażanie się i obsceniczne zachowanie. Czy rzeczywiście do tego doszło, nie wiadomo. Faktem jest jednak, że Król Jaszczurów trafił przed sąd i został uznany za winnego.

 

„Widzę siebie jako wielką, płomienną kometę, spadającą gwiazdę. Wszyscy się zatrzymują, wskazują na nią z zapartym tchem. Och, spójrzcie! I wtedy – świiist... i mnie nie ma...”

Po tym wydarzeniu Mr. Mojo Risin ( kolejny przydomek artysty będący anagramem od imienia i nazwiska) zdecydował się na, już wcześniej planowany wyjazd do Paryża. Niedługo potem, po powrocie z całonocnej imprezy, zmarł. Oficjalną przyczyną zgonu jest atak serca wywołany przez styl życia artysty. Jednak legend na ten temat jest wiele. Najbardziej prawdopodobna to ta, w której mowa o przedawkowaniu heroiny w jednym z paryskich klubów. Do bardziej kontrowersyjnych należy ta, głosząca o fikcyjnej śmierci Morrisona, według niej artysta sfingował swoją śmierć, aby po energicznej młodości przeżyć starość w ciszy zapomnienia. Jim miał ponoć uciec do południowej Afryki. James Douglas Morrison zmarły 3 lipca 1971r. został pochowany na cmentarzu Pere Lachaise w Paryżu obok takich osobistości jak Bob Dylan, Molier, Balzac, czy Oscar Wild. Morrison zmarł w wieku 27 lat podobnie jak największe gwiazdy rocka tamtych czasów ( Janis Joplin, Jimi Hendrix, Kurt Cobain), przez co kojarzony jest z tajemniczą i mroczną legendą Klubu 27.

Muzycy nie dopuszczając do świadomości śmierci lidera The Doors kontynuowali granie. Niestety bez przyciągającego Jima, płyty „Other Voices” i „Full Circle” okazały się porażką.

 

„…Oni już nigdy nie zobaczą nic takiego. I nie będą w stanie mnie zapomnieć – nigdy.”

Dzisiaj, prawie 40 lat po śmierci Jima, on ciągle jest obecny, co sam zresztą przewidział. Zarówno za życia jak i po śmierci Pana Charyzmy opublikowano tomiki z jego wierszami. Do najbardziej znanych należą: The Lords and The New Creatures, The American Night, Wilderness. Życie Morrisona jest łakomym kąskiem dla pisarzy biografii. Doczekał się on kilku książek ( m.in. Nikt nie wyjdzie stąd żywy, Jeźdźcy burzy), jak i filmów dokumentalnych (m.in. Feast of Friends, The Doors are open). Ponadto dwóch filmów fabularyzowanych. Pierwszy z nich to po prostu „The Doors” z 1991r. Film wyreżyserowany przez słynnego Olivera Stone’a, a w postać Morrisona wciela się świetny Val Kilmer. Niestety film ten spotkał się z ostrą i chyba słuszna krytyką  Raya Manzarka. Ray twierdzi, bowiem, że filom ukazuje negatywny obraz zespołu. Muzycy są ciągle przygnębieni, a Jim zajmuje się tylko piciem i niszczeniem zespołu. Druga biografia The Doors to świeżutki, bo z 2009r. ( w Polsce 2010r.) film pt. „ The Doors – when you’re strange” ( w Polsce pod kiepskim tłumaczeniem “ The Doors – historia nieopowiedziana”)  z czarującym głosem Johnnego Deep’a w tle. Jim żyje  z pewnością w pamięciach milionów osób i wszystko wskazuje na to, że nie zamierza przeminąć. Wielu współczesnych artystów wzoruje się właśnie na dorobku The Doors, jak chociażby Ian Astbury, czy Michael Hutchence. Echa The Doors możemy odnaleźć także w takich sławach jak Pearl Jam, Smashing Pumpkins i U2. W 2000r. ukazał się album „Stone Immaculate” będący swoistym hołdem dla zaspołu, złożonym przez artystów nowego pokolenia.

  

Co tutaj robisz?

Czego chcesz?

Muzyki?

Możemy zagrać muzykę.

Ale ty chcesz więcej.

Pragniesz czegoś, kogoś nowego.

Mam rację?

Oczywiście, że mam.

Wiem, czego chcesz

Pragniesz ekstazy

Pożądania i snów.

Rzeczy niezupełnie takich jakimi się wydają

Prowadzę cię tędy, on ciągnie w drugą stronę

Nie śpiewam dla wyimaginowanej dziewczyny

Mówię do ciebie, mojego ja.

Stwórzmy świat od nowa.

Pałac poczęcia płonie.

 

                                                Jim Morrison, Wilderness