JustPaste.it

Szukając siebie

Chodzi tylko o to, żeby ten luksus nie zapanował nad korą mózgową.

Chodzi tylko o to, żeby ten luksus nie zapanował nad korą mózgową.

 

Była jesień 1979 roku. W Krakowie "szumiało", że Marek Rostworowski, postać  wówczas powszechnie znana i ceniona, organizuje w Muzeum Narodowym niezwykłą wystawę.  

Pamiętajmy, że straszliwym blamażem kończyła się epoka Gierka. Polacy, po raz kolejny, czuli się oszukani. Ich rozbudzone aspiracje nie znalazły zaspokojenia. Powietrze było naelektryzowane atmosferą buntu i niezgody. Poczucie, że coś się wydarzy, było powszechne.

O wystawie szeptały  krakowskie straganiarki na Kleparzu i kwiaciarki na Rynku. Mówiło się o niej na Plantach, w Jamie Michalika, w miodosytni na Małym Rynku i mlecznym barze przy Siennej, którego byłem częsty bywalcem. 

Jednym słowem, w Krakowie wrzało, "(...) bo Rostworowski chce dopieprzyć komunie". 

Wszyscy czekali na dzień otwarcia, a przed Narodowym ustawiła się gigantyczna kolejka, która sama w sobie była wydarzeniem socjologicznym. Byli tam kilkunastoletni gówniarze, jak ja, i ludzie dziewięćdziesięcioletni. Byli profesorowie UJ , pisarze, dziennikarze, murarze i rzeźnicy. Dla wielu była to jedyna wystawa malarstwa jaką obejrzeli w życiu.

Znalazłem w sieci rozmowę z pomysłodawcą wystawy. Odbyła się ona   w 1991roku i zdumiała mnie swoją aktualnością. Myślę, że warto przeczytać i choć przez chwilę się zastanowić.

Szczególnie w czasie pogardy, rozedrgania, zagubienia sensów i znaczeń.

Dzisiaj...

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


 CZEKAJĄC NA SIEBIE



z MARKIEM ROSTWOROWSKIM rozmawia Kazimierz Targosz


(z archiwum Marii Rostworowskiej)

 6c3c3645599a234e542eeb59f5b14cf5.jpg

KT :   – Minęło 15 lat od pana głośnej wystawy Polaków portret własny. Był to – jak pamiętamy – zmierzch dekady gierkowskiej i bolesny koniec snów o potędze. Wystawa wynikała z pewnego stanu ducha, w jakim znaleźli się Polacy i Polska. Co chciał pan osiągnąć, organizując tamtą wystawę?

MR :   – Przyszło mi na myśl, że nasza autentyczna osobowość zbiorowa tak bardzo się różni od zmanipulowanej przez system, że należy sięgnąć do tego, jak Polacy sami siebie wyobrażają. A ten autentyczny obraz istnieje w sztuce. Chodziło mi o pokazanie aspiracji Polaków. Wystawa miała ogromne powodzenie. A co zapadło w świadomość oglądających? Różne były zdania na ten temat, od tych wypowiadanych przez dygnitarzy partyjnych, że była to wystawa antysocjalistyczna, bo socjalizm został zgnojony, do wypowiadanych później, że była jednym z impulsówSolidarności. Mimo upływu lat wciąż wraca przy różnych okazjach, stała się już toposem. 


KT :   – Termin: "Portret własny" użyty został jako metafora, bo nie chodzi o autoportret, ale o uchwycenie tego, co pojedynczy człowiek czy środowisko wnoszą do obrazu rzeczywistości.

MR :   – Oczywiście, termin ten można rozumieć bardzo szeroko, w pewnym sensie każde dzieło sztuki jest portretem własnym artysty. 
 

KT :   – Od tamtego czasu wiele się w Polsce zmieniło. jak dzisiaj skonstruowałby pan Polaków portret własny?

MR :   – To pytanie sam sobie zadaję i wiele razy już mi je zadawano. Przysłuchiwałem się niedawno dyskusji "Kultura po komunizmie". Rzecz dotyczyła głównie sztuk plastycznych. Tenor wypowiedzi był taki, że w tej chwili panuje wśród artystów ucieczka od własnego podwórka. Polskość jest raczej skazana na banicję. Przeważają tendencje wyjścia poza, co świadczyłoby o tym, że artyści świadomie nie szukają portretu własnego. Ale to, co robią artyści świadomie, a co nieświadomie – to trudna sprawa. Czasem te nieświadome wypowiedzi są bardziej wymowne niż to, co mają w programach. 

KT :   – A co mają?

MR :   – Otóż to! Chciałoby się powiedzieć, że porzucanie własnego podwórka to nihil novi sub sole. Podobno ten "paw i papuga", naśladowanie obcych było i wciąż jest bardzo polskie. Już Mickiewicz pisał: "Mieszkając na żyznej litewskiej równinie, malujesz tylko jakieś skały i pustynie". A Norwid tęsknił: "Żeby się polski duch z nazwy tłumaczył", albo ten jego genialny wiersz: "Jak Słowianin, gdy brak mu naśladować kogo, duma w szerokim polu, czekając na siebie..." Obecna niechęć do rodzimości jest jakby objawem tego samego. 

KT :   – Ale dlaczego właśnie teraz, kiedy – jak można by mniemać – spełniły się nasze aspiracje, tak trudno uchwycić wizerunek współczesnego Polaka? Czy to, co się zdarzyło, nie jest dobrym źródłem inspiracji? Czy nie pociąga pana myśl zorganizowania wystawy, która by to dokumentowała?

9a7093c403505b3c28bd1312c3d10c93.jpg

MR :   – Bardzo trudno by mi było udokumentować dziełami sztuki wizję Polaków lat 1990. Nawet Solidarność nie potrafiła skonstruować w plastyce swojego duchowego rusztowania, z wyjątkiem filmu, fotografii, dokumentu. W 1985 roku zorganizowałem wystawę: "Niebo nowe, ziemia nowa?", w której próbowałem przedstawić wizję tego, jak chciałbym, żeby się nasz kraj urządzał w nowej rzeczywistości, To się nie bardzo sprawdziło, bo on się wciąż jeszcze nie urządza na miarę naszych oczekiwań. 

KT :   – Może dzieje się tak dlatego, że Polacy czują się sobą w momentach cierpienia narodowego, w niewoli. Kiedy ten czas minął, kiedy wielu artystów stworzyło już ów martyrologiczny portret Polaków, stracili oni orientację i nie bardzo wiedzą, w którą stronę się zwrócić.

MR :   – Może. Poza tym nie bardzo wierzę w profesorskie generalizowanie, w programowość, ocenę sztuki według tego, jaki program realizuje. Bardzo dobrym przykładem jest tu Tadeusz Kantor, który przecież tak długo szlifował formę obcą, tak się uczył sztuki, rozglądał, ale naprawdę wielki stał się wówczas, gdy wszedł obiema nogami na własne podwórko. Wielu polskim artystom, oczywiście nie wszystkim, brakuje śmiałości, autentyzmu, osobistego tonu oraz naprawdę własnej, wypracowanej formy. Jest w tym zapewne pewien kompleks niższości wobec Europy, do której ciągle, werbalnie, wchodzimy. A może taki jest duch czy raczej automatyzm czasu? 

KT :   – Może więc łatwiej byłoby o portret Polaka-Europejczyka? Bardzo lubimy przecież poprawiać sobie samopoczucie owym "wchodzeniem do Europy", tym, że zawsze w niej byliśmy.

MR :   – Na temat Europy odbywa się teraz wiele takich frazeologicznych dyskusji przypominających to, co kiedyś przeżywaliśmy jako "frazeologię PRL". Mnóstwo słów, retoryki. Z naszej perspektywy spotkanie z Europą bywa nawet rozczarowujące. 

KT :   – Ani kapitału, ani natchnienia?!

MR :   – No właśnie. 

KT :   – Co zatem z naszymi aspiracjami?

MR :   – To jest skomplikowana sprawa. Wielu ludzi ma w nowej Polsce kaca, bo wprawdzie spełniło się to, o co chodziło, ale to, co nastąpiło potem, dopiero się układa – w trudnych warunkach ekonomicznych, politycznych, w czasach kryzysu kultury europejskiej, wyrażającym się upadkiem przewodniej roli wyobraźni, psychiki, indywidualności. Coraz częściej mamy do czynienia z wielkim rozziewem między aspiracjami a możliwościami. Nie panujemy psychicznie nad masową, techniczną ofertą cywilizacyjną. Jest to główna przyczyna naszych frustracji. 


KT :   – Polaków portret własny był konfrontacją nas samych jako narodu, o czym mówiło lustro umieszczone na końcu wystawy. Co dzisiaj zobaczylibyśmy w tym lustrze?

MR :   – W krzywym: może np. Mercedesa lub "biznesmena" pozującego na Amerykanina na tle okazałej willi lub w living roomie? Bo co dzisiaj jest aspiracją ludzi? Niewątpliwie dobrobyt, a u niektórych – luksus. 

9b900d970061e95c52d790a88da9a71a.jpg

KT :   – Czy takie aspiracje są naganne także wśród artystów? Czy artysta musi być biedny, musi cierpieć żeby być wielki?

MR :   – Nie, było wielu artystów, którzy żyli w luksusie. Chodzi tylko o to, żeby ten luksus nie zapanował nad korą mózgową. Artyści naprawdę twórczy są ludźmi, których głównym celem nie jest powodzenie życiowe, ale skupienie się na idei. Dzisiaj dużo myśli się o tym, żeby zdobyć powodzenie, inwestuje się nie w "głowę", ale w interesy. 

KT :   – Duch narodu ulokował się gdzie indziej?

MR :   – Na to wygląda, choć pojęcie ducha narodu jest dość rozciągliwe. Nie potępiam dynamizmu gospodarczego, ale trudno się cieszyć, że mniej dziś oryginalnych artystów. 

KT :   – Mówi pan gorzkie rzeczy, a przecież tak bardzo chcielibyśmy zobaczyć w lustrze coś, co poprawiałoby nasze samopoczucie.

MR :   – Wie pan, samopoczucie Polaków to dziwna rzecz. Proszę zauważyć, jak bardzo Polacy lubią Wesele Wyspiańskiego, a przecież jest to ciężka satyra na nasz naród. Polacy interesują się sobą nawet wtedy, gdy źle mówią o sobie i... jakby cieszą się z tego. 

KT :   – Nie da się więc pan namówić na Polaków portret własny – w 15 lat później?

MR :   – Nie mam owego błysku oświetlającego perspektywę, jeśli idzie o próbę stworzenia portretu własnego Polaka z lat 1990. I być może pewnym usprawiedliwieniem jest to, że zbyt mało się rozglądam, nie penetruję pracowni artystów. Ale może też jest tak, że brak oryginalności jest światową chorobą, bo sztuka nie znajduje odpowiedzi na nową rzeczywistość. Natomiast chciałbym zrobić coś innego – chciałbym na nowo spojrzeć na polską sztukę, w tym także współczesną. 

KT :   – To znaczy jak?

MR :   – Na nowo, to znaczy, że dzisiaj nie towarzyszyłyby mi, jak wtedy, myśli wyzwoleńcze, ale wyłącznie poszukiwanie samoafirmacji w sztuce, już nie rewelacji poprzez bunt, lecz takich zjawisk, w których się określamy artystycznie. Mówiąc o samoafirmacji, nie mam na myśli tylko pozytywnego obrazu. Chodzi o to, żeby to była wypowiedź własna, chodzi o znalezienie kanonu polskiej sztuki poprzez to, co jest w niej własne. Tę pracę zrobili Francuzi, Amerykanie, my – tylko od strony tematów. 

KT :   – Nie braknie przykładów?

MR :   – Nie sądzę. Jestem pewien, że można znaleźć w naszej sztuce polski ton, polską muzykę w malarstwie, a jeśli się to znajdzie, to wyniknie z tego także pewien stosunek do najnowszej rzeczywistości. Wszyscy wiemy, że byli tacy artyści, którzy to zrobili, wypowiadali się własnym głosem. Nie było ich tak wielu, ale byli. A więc nasi sarmaci: Piotr Michałowski – mimo swej "francuskości" i "velazquezowości", Matejko   niepodobny do nikogo, na pewno Jacek Malczewski, Stanisław Wyspiański, Ferdynand Ruszczyc, Witold Wojtkiewicz, Witkacy, Tadeusz Kantor, Tadeusz Brzozowski, Jerzy Bereś. To są przykłady – nie jedyne. 


KT :   – To są artyści, o których można powiedzieć, że nie uciekali od własnego podwórka?

MR :   – Otóż to. Gdybym był twórcą, nie zastanawiałbym się, jak mam wyrazić polskość, tylko jak siebie wyrazić. Chyba, że ktoś nie chce być Polakiem. Są tacy. Ale to jest głupota. Można nie chcieć żyć w tym kraju, ale postawa, że żyjąc tu, nie ma się nic do powiedzenia, jest nie do przyjęcia, bo to nieprawda. Nie ma miejsca na świecie i pomiędzy ludźmi, gdzie by artysta nie miał nic do znalezienia. Kantor właśnie ze swoim miasteczkiem wyszedł w świat. Stał się wielki i sławny w chwili osobistego wyznania. 

03ff84ce9b6c2619433d4e2f7dbc11e9.jpg    

za:  http://www.zwoje-scrolls.com/zwoje42/text31p.htm

Podkr. GM

Grafika: internet

 

Źródło: Marek Rostworowaki Kazimierz Targosz

Licencja: Creative Commons - użycie niekomercyjne - bez utworów zależnych