JustPaste.it

Dlaczego bycie miłosiernym jest męczące i potrzeba do niego benzyny?

Dlaczego "ekolodzy" powinni iść do gnoju?

Dlaczego "ekolodzy" powinni iść do gnoju?

 

Od czasu do czasu w blogosferze umysłowy kolektyw bloggerów :) synchronizuje się i kilku z nich porusza w tym samym czasie zbliżone tematy. O ile w przypadku blogów "newsowych" czy plotkarskich nie ma w tym nic dziwnego, to w innych dziedzinach jest to zjawisko niezbyt częste. Na cóż komuś za pół roku informacja, że Doda Elektroda ma nowego chłopaka, skoro w międzyczasie ten mógł już się dwa razy zmienić?

Bardzo interesujące jest obserwować jak poszczególni ludzie mający różne pochodzenie, różne doświadczenia, odmienne poglądy i podejście do tematu opisują te same sprawy. Wolnościowo-rolniczo-konserwatywna (że użyję takiego uproszczenia względem tematyki poruszanej na poszczególnych blogach), pragmatycznie patrząca na życie część blogosfery zaczęła pisać ostatnio o rolnictwie i energii w dobie po Peak Oil i w ogóle jak to będzie czy też może być ze światem gdy dostępna ludzkości stosunkowo tania energia przestanie być z powodu jej zmniejszającej się podaży (wielkości produkcji) przestanie być tania i co się z tym wiąże tak powszechnie używana...

Maczeta o energii

Ostro jak brzytwa zaczęła Maczeta Ockhama przewidując (realistycznie zresztą) bankructwo polskiego rządu (całkowicie się z nim zgadzam, że nie jest to kwestia czy a kiedy to nastąpi - wszelkie zaś znaki na niebie i ziemi wskazują, że będzie to raczej prędzej niż później) opisując to jako konsekwencję spadku dostępnej ludzkości ilości energii. Wraz z wzrostem ilości energii (dostępnej na osobę) wzrastała najpierw jakość życia ludzi potem ten wzrost ilości energii wykorzystywany był do zwiększenia populacji ludzkiej, co powodowało, że jakość życia (w pewnym sensie pochodna ilości energii na osobę) znowu spadała.

Dlaczego "ekolodzy" powinni iść do gnoju?

Następnie nieco uspokajająco i bardzo konstruktywnie (całkiem po permakulturowemu!) Pan Jacek wysyłał  "Ekologów" do gnoju!. We wpisie tym przedstawił, że około 100 lat temu na obszarze obecnej Polski żyło około 30 mln ludzi - obecnie tj. około 38,5 (swoją drogą odkąd pamiętam to zawsze było 38,6 - spadek liczby Polaków już następuje, co również jest nie bez znaczenia dla piramidek finansowych typu ZUS i OFE). Mimo tego, że wiek temu nie używano niemal nawozów sztucznych i ciągników to Polska mogła się wyżywić. Fakt, na wsi pracowało 60% ludzi, ale daliśmy jednak radę być nawet eksporterem żywności. Kluczowym elementem tego typu rolnictwa było oparcie go o obornik koński, który jest bardzo dobrym substytutem większości nawozów sztucznych a i specjalnego zużywającego ropę naftową ciągnika do tego nie trzeba - wystarczy wóz/taczka (zaprzęgnięta np. w konie), widły do rozrzucania gnoju no i wspomniani we wpisie "ekolodzy" oczywiście!  Trudno nawet określić co w tym systemie było ważniejsze - siła pociągowa koni czy sam obornik...

Jednak by ilość obornika była wystarczająca, należałoby zwiększyć ilość inwentarza (Pan Jacek podaje, że 100 lat temu koni było około 5 mln, dziś jest ich 300 tys).


Miłosierdzie jest męczące

Wnioski wydają się oczywiste - jeśli chcemy ograniczyć zużycie nawozów sztucznych i ropy naftowej musimy mieć więcej "niewydajnych zwierząt", które to będą dostarczać odchodów, które to z kolei będą służyć do nawożenia pól. Co prawda w ten sposób utrudniony będzie tak wychwalany przeze mnie ze względów zdrowotnych i ekonomiczno-ekologicznych (budowanie gleby!) wypas pastwiskowy zwierząt, ale jest to sprawdzony sposób, przez naszych przodków zrównoważony i trwały (w ang. znaczeniu słowa  sustainable) system. Jak można się domyślić konie po wysłużeniu były przerabiane na pożywienie - 100 lat temu ludność nie mogła sobie pozwolić na to by niemal pół tony wartościowego, choć często (z powodu wieku zwierzęcia) już nie aż tak smacznego jedzenia była po prostu zakopywana w ogródku. Czy to okrutne i wyrachowane zachowanie tak całe życie wykorzystywać zwierzę i potem pod koniec życia je zjeść? Osobiście uważam, że nie. Biedni ludzie 100 lat temu (czy nawet do czasu powszechnego używania nawozów sztucznych i ciągników) po prostu nie mogą sobie pozwolić na miłosierdzie względem zwierząt. Bogacz (a czym jest bogactwo jak nie posiadaniem energii w różnej formie?) np. jakiś szlachcic mógł sobie pozwolić na to by jego ukochany koń Bucefał powiedzmy, którego ów szlachcic dosiadał od 10 lat został pochowany. W końcu jeśli nie zje dziś koniny to zje kaspijski kawior... Biedak również miał wybór - albo sprzeda starego konia na klej, skórę, mięso dla zwierząt i kupi za te pieniadze jedzenie albo będzie musiał jeść prana (energia kosmosu). Czego niezliczone przypadki głodu dowodzą odżywianie się praną na dłuższą metę nie wpływa zbyt dobrze na zdrowie ludzi by nie powiedzieć dosadniej - to zdrowie unicestwia.

4f54ea20907df4ba118a038eb5b3ade6.jpg

 

Zwierzęta nieużytkowe - przywilej bogatych

Widać zatem, że miłosierne "niewykorzystywanie" zwierząt to zjawisko w jakimś sensie będące konsekwencją dostępu ludzkości do obfitych zasobów energetycznych. Można zatem się spodziewać odwróceniu tego trendu w przyszłości, jeśli ilość dostępnej nam energii zostanie zredukowana. Zjawisko jakie na kresach internetu w swojej Kresowej Zagrodzie wyszukała Ewa stanie się prawdopodobnie tak jak w przeszłości przywilejem bogaczy. Bo czymże jak nie wielkim zbytkiem jest trzymanie kóz dla samego ich towarzystwa (bez ich rozmnażania na mleko/mięso/wełnę)? Podobnie rzecz się ma współcześnie z trzymaniem koni (sam Pan Jacek - właściciel kilku z tego co czytałem dość drogich koni achałtekińskich przyznaje, że to zbytek/hobby). Konie jednak można chociaż zaprząc do pługa (nie wiem czy akurat te co Pan Jacek ma..).

Stali Czytelnicy znają moje poglądy i wiedzą, że jestem ostatnią osobą, która będzie kogoś potępiać za to jak wydaje swoje pieniądze - to w końcu jego pieniądze i mi (czy rządowi) nic do nich. Chciałbym jednak jeszcze raz powtórzyć, że to co jest możliwe do osiągnięcia dla ogółu stanie się znowu przywilejem bogaczy.

Wracając do wpisu Maczety "Walka o Ogień", pozwolę sobie Maczetę zacytować:

Większym problemem będzie pozbycie się zabobonów o „klasie średniej”, „prawach kobiet”, „godnych emeryturach”, „powszechnej służbie zdrowia”, itp. To nie zostanie zmienione politycznie – po prostu wszystkie te głupie pomysły zbankrutują w starciu z pytaniem „co jutro na obiad?”

Na początku myślałem, że to takie (nawet zbyt jak dla mnie) konserwatywne gadanie - jestem takim bardziej postępowym konserwatystą ;) potem jednak przypomniały mi się niemal niekończące się problemy Indianki - gdyby był tam jakiś "chłop" sprawy wyglądałyby pewnie inaczej  - wredni sąsiedzi odnosiliby się do Indianki w odmienny sposób. A i niektórzy wolontariusze by od razu w pysk od pana domu dostali za wysuwanie względem Pani różne nieprzyzwoite propozycje... Blog Indianki polecam czytać zanim ktoś sam (a zwłaszcza samotna kobieta!) będzie chciał się przenieść na wieś i żyć z ziemi. Ranczo na Mazurach Garbatych pokazuje inną, w moim przekonaniu gorszą wersję "Agrarian Dream". Każdy przyszły wieśniak musi uwzględnić, że życie na wsi to nie tylko kwiatki, pszczółki i jednorożce. Inna sprawa, że sprawy wyglądałyby zupełnie inaczej gdyby Indianka miała "więcej energii" (czytaj pieniędzy)...

Permakultura - rozwiązanie na przyszłości?

To był krótki opis tego jak to wyglądało w przeszłości. Teraz chciałbym dodać do tego arcyciekawego zagadnienia moje permakulturowe trzy grosze.Wkraczamy teraz w krainę science fiction. Science (nauka) ponieważ permakultura w zasadzie opiera się na podstawach naukowych i doświadczeniu ludzkim  a fiction (fikacja literacka) dlatego, że jeszcze Peak Oil nie nastąpił i tak naprawdę nie wiemy jak to będzie za kilkanaście-kilkadziesiąt lat nasze rolnictwo czy produkcja żywności w ogóle wyglądać.

Wiemy, że z powodu przełowienia będą pewne problemy pozyskiwaniem żywności z mórz. Statystyczny Polak nie zjada jednak dużej ilości dzikich ryb morskich (te są najzdrowsze). Za te trochę śledzia na Wielkanoc czy Boże Narodzenie dla poszanowania tradycji pewnie każdy gotów jest zapłacić ciut więcej...

Jednak nie z morza Polacy żyją a z roli, zatem jakie rozwiązania na przyszłość, które realnie wpłyną na nasz system produkcji żywności może zaoferować projektowanie permakulturowe?

  1. Dzięki odpowiedniemu umieszczeniu komponentów i wytworzeniu między nimi produktywnych "połączeń" możemy ograniczyć nasze zużycie energii (w bardzo wielu postaciach).
  2. Wydajne wykorzystanie tej energii którą mamy dostępną.
  3. Wypracowanie takich rozwiązań, które użycia energii nie wymagają.

Rozwinięcie tych koncepcji to jednak temat na co najmniej kilka długich artykułów...

 

Źródło: http://permakultura.net/2010/10/21/316/

Licencja: Creative Commons - użycie niekomercyjne - bez utworów zależnych