JustPaste.it

Fenomen twórczości Lyncha

Sztuka mieści w swojej definicji to wszystko co jest wynikiem pewnej inwencji twórczej... wszystko, czemu towarzyszy choćby najmniejszy pierwiastek kreatywności...

Sztuka mieści w swojej definicji to wszystko co jest wynikiem pewnej inwencji twórczej... wszystko, czemu towarzyszy choćby najmniejszy pierwiastek kreatywności...

 

  Niemniej jednak wszystko co się wpisuje w sztukę nie jest sobie równe i należy to poukładać na różnych półkach, gdzie jedno dzieło artystyczne będzie wyżej względem innego. Nawet gusta nie są w stanie zrównać wszystkiego co nazywamy sztuką, gdyż przekaz danego dzieła tyka zarówno banalne jak i te najtrudniejsze dla człowieka tematy. Niełatwe przesłanie, tym samym i nie łatwy jego przekaz, dlatego chyba nie ulega wątpliwości, iż wybitnym twórcą nazwiemy każdego, kogo twórczość nie jest łatwa, która zmusza do głębszego zastanowienia...

  Takim twórcą, bez względu na różne gusta, jest z pewnością David Lynch. Niektórzy uważają go wręcz, za jednego z najbardziej kontrowersyjnych reżyserów naszych czasów. Myślę jednak, że kontrowersyjny to w tym wypadku ktoś co do kogo można mieć wątpliwości, czy to co robi jest sztuką w ogóle . Natomiast twórczości Lyncha można nie trawić, może ona wręcz irytować, ale nawet ktoś kto nie czuje jej charakterystycznego klimatu, nie powie o niej że jest prosta, banalna. Ocenić ją można przede wszystkim jaką niezrozumiałą, skomplikowaną w interpretacji. W końcu Lynch nadał swojej twórczości własny, specyficzny klimat, który stał się na tyle innowacyjnym zjawiskiem w kinie, iż mówi się o nim po prostu "lynchowski".

  Lynchowski klimat to jest właśnie to coś , co sprawia, że jego twórczość jest wręcz intensywnym i niezwykłym doświadczeniem, które raczej przypomina przedziwny, często wręcz męczący sen, a nie zwykłą wizytę w kinie. Kojarzymy go z dorobkiem konkretnych produkcji nakręconych na przestrzeni lat. Tych znanych prawie wszystkim produkcji, co posiadają bardzo konkretny styl. Styl nad-ekspresyjny, wręcz porażający widza. Wyolbrzymione detale, przejaskrawione kolory i często jakby brak logiki, a wszystkiemu towarzyszy absurdalny humor i nastrój dusznego horroru. Owe dzieła są tak do siebie podobne jeżeli chodzi o formę, o motywy tam występujące. To często te same absurdy w tak samo zwyczajnych sytuacjach. Biorąc to pod uwagę, rzeczywiście nie dziwi nazywanie Lyncha kontrowersyjnym, ponieważ charakterystyczny w jego głównym dorobku styl, dzieli odbiorców na fanów lub anty fanów. Trudno nawet ustawić kogoś pomiędzy, gdyż Lynch konstruuje obraz tak specyficznie, że nie sposób przejść obok jego twórczości obojętnie.

  Istnieje jednak dzieło, film, który nie wpisuje się w typowo lynchowskie standardy. Co ciekawe, nawet największy koneserzy Lyncha, pomijają je w rozważaniach nad jego twórczością. Nie oznacza to jednak, iż ten zepchnięty na margines film, zasługuje by go pomijać.

On nie wpisuje się w tą tzw. lynchowską twórczość. Przede wszystkim jest to historia z gatunku science-fiction, a to wydawać się może czymś nietypowym dla Lyncha, wręcz nielynchowskim, czymś co pewnie porusza jakąś bardziej banalną problematykę. Z takim stosunkiem spotkałam sie nie raz wśród fanów artysty. Takim, albo kompletną niewiedzą o tym że niejaka "Diuna" to jeszcze jedno dzieło tego, kogo tak cenią. Rozumiem że tematyka nie jest dla wszystkich i wielu odrzuca ją ze względu na sam gatunek. Szkoda..., gdyż futurystyczne realia owej historii, nie czynią z niej lżejszego obrazu. Wręcz przeciwnie... , jej fabuła nie zawiera absurdów, obraz odpowiedzialny za całokształt fabuły nie jest pogmatwany, za to treść oraz przekaz w porównaniu do innych lychowskich produkcji, jest trudniejszy do ogarnięcia. Mniej zrozumiałe, mniej oczywiste zagadnienia. Z pewnością film nie spodoba się tzw. przeciętnemu widzowi, jednak dziwi podejście koneserów lynchowskiego klimatu, gdyż właśnie klimat charakterystyczny dla Lyncha to podstawa tego dzieła..., czyli wiele dziwacznych elementów, mroczne, miejscami wręcz szalone motywy. Wszystko to, za co ktoś może kochać tego reżysera. Co prawda główne brawa należą się nie Lynchowi, lecz F.Herbertowi, który stworzył rzeczywistość "Diuny". Natomiast Lynch'owi za to, iż przeniósł jego pierwszą część na ekran, w tak mistrzowski sposób, iż nie trzeba wiedzieć o jego dalszym ciągu, a nawet o istnieniu jakiegoś oryginału w postaci książki Herberta. Można powiedzieć, że Lynch stworzył wręcz nowe dzieło. Wykreował specjalnie dla owej historii obraz, któremu nadał konkretny klimat, tak by odzwierciedlał jak najlepiej wizję Herberta. Ten film jest esencją tego co w tego wizji jest najważniejsze, klimat nasączony wizjami i mistyczną wszechwiedzą.

  Lynch, widać doskonale porusza się w trudnych przesłaniach, wplatając między wydarzenia a bohaterów, umiejętnie dobraną symbolikę, która odwołuje się do podświadomości widza. To jest właśnie główny fenomen reżysera, gdyż ta technika sprawia, że problematykę danego filmu można próbować nie zrozumieć, a namacalnie ją poczuć... , a że książka stawia wiele filozoficznych pytań, każe zastanawiać się czym są różne elementy fabuły... dlatego istotny jest w tej sytuacji przekaz Lyncha. Ja np. oglądając "Diunę", miałam wrażenie że słyszę myśli bohaterów, nawet że czuję zapach i smak rosnącej w zupełnie obcych warunkach przyprawy.

  Dlatego szkoda że "Diuna" nie została zbyt entuzjastycznie przyjęta i że stała się tylko jedną z obowiązkowych pozycji gatunku s-f, jako dzieło kultowe, choć nie do końca rozumiane czemu. Dla mnie jest ona takim małym oknem na inne możliwości tego reżysera, które odchodzą od tej wszechobecnej schizofrenii, które pokażą też jakieś nowe realia, poruszą nowy problem... , a tematów pod Lyncha jest sporo choćby w samej literaturze.