Rodzinna strzechę pamięta się do końca życia...
Zbierałem runo, kiedy jeszcze słonko grzało . .Mama suszyła i kwasiła grzyby, borówki wkładała w drewnianą beczułkę i mroziła potem na ganku.,a kiedy nadesza sroga zima, .rozgrzane borówki staławiała na stół .Gośćcie się ,jeśli łaska ,mówiła ,chowając dłonie pod flanelowy fartuch., dziurawy i stary jak ten dziadek
Borówki czyste i rumiane .roztapiały się w ustach. Z chlebem i gorącymi ziemniakami smakowały, jakby aromatyczny kawałeczek lata był na języku . Brat oblizując się , wolał daj więcej ,daj
Patrzyłem na pokaleczone dłonie mamy, wyzierały dziwacznie przez te dziury ,tez miałem bąble od pracy. , rąbałem drzewo ,mięłam żyto w żarnach.,a brat z siostrą grzały się na piecu i wołały, jeść,jeść .
Szukając w szafce borówek braciszek znalazł zapalnik granatu i włożył do pieca. Garnek z ziemniakami szlak trafił,a konewka z mlekiem spadła z zydla. Na polach mnóstwo wtedy broni leżało,,dzieci wrzucały do ogniska ,rozrywała się jak bomby, szum w uszach ,a dla nie których śmierć,nie było co zbierać.w kowaleczkach leciały do nieba..granat przeciwczołgowy trzymałem ,a brat wyciągał zawleczkę,zasyczało,ledwie odrzuciłem do rowu,,a ziemia się zatrzęsła i zasypała nas ,blizny na pamiątkę zostały.
Do Polski pozwolili jechać dopiero w 1946 roku,ale postawili waruek, wykonać plan dostaw żywca,zbożna i wywózki drewna z lasu
A bez łapci jak wykonam plan, bosy pojadę do lasu ?Nauczę pleść z lnianych powrozek,pocieszał dziadek.
Haczykami z drewna supłałem oczka i pętelki ,jak baby skarpetki na szydełkach..W łapciach ,niby kogut z zadartym dziobem ,paradowałem po podworku, śnieg skrzypiał pod nogami,a brat prosił,zrob i mnie,chcę jechac z tobą do lasu O łapciach Aldona roztrąbiła na całą wieś,z radości grała na bałałajce , śpiewała o złamanym skrzydełku i zamierzała jechać ze mną nad Wisłę szukać ojca,,wierzyła,ze nie zginął
W łapciach i siermiędze opasanej w pasie sznurkiem jechałem w saniach,,płozy skrzypiały ,kobyłka truchcikiem biegła znaną dróżką, para buchała jej z modrzy,a grzbiet i boki pokrywały się szronem. ,dzwoneczki u jej szyi dzyń,dzyń, doganiałem drwali, daleko przede mną jechali
Jodły strzeliste,dumne jesiony i piękne brzózki padały od ich pil wzniecając tumany śniegu., dzięcioły wtedy przerywały pukanie ,zające zmykały,tylko stary lis z oddali się gapił,wiedział jakby że strzelb nie mamy ,a na pohybel faszystów i ku chwale władzy radzieckiej to robimy .
Gałęzie rzucałem w ognisko,suszyłem siermięgę,a drwale odpoczywając palili machorkę ,to starzy,kulawi i garbaci,co nie szli do wojska,byli mili,pomagali układać metrowe belki. w saniach
Furmanki z drzewem przez zamarznięte jezioro zmierzały do stacji kolejowej Warapajewo. Jezioro to przed wojną ojciec dzierżawił,pływałem po nim łódką,w szałasie nad brzegiem spałem. Wspomnienia ogrzewały nogi w przemoczonych łapciach i skracały czas podroży,myślami byłem z ojcem w szałasie,a gdzie on teraz jest zadawałem pytanie ?
Belki chybotały między drążkami i pachniały żywicą,jechałem za kulawym sąsiadem i poganiałem sybiraczkę,wio,wio!Zatrzymał nagle konia i przykuśtykał z siekierą. Ryby się duszą,odwilż nadeszła,rąb przeręblę ,rozkazał.
Waliłem siekierą na klęczkach,pot spływał z czoła,lód opryskiwał twarzy,aż woda trysnęła,i wypłynęły duże szczupaki,chwytając paszczami powietrze,łypały zamglonymi oczyma
..Na drugi dzień jezioro zaroiło się od ludzi,z przerębli wybrali największe sztuki,w workach ,koszykach taskali do domu. Suszony szczupak przyjechał do Polski,a ojciec przy gorzale chwalił się,ze to ja złowiłem na wędkę w naszym jeziorze .
Za ryby komisarz dopisał na kwitkach więcej kubików drewna,ostrzegł?nie mów nikomu,bo zamiast do Polski pojedziesz na Sybir,ale do planu i tak jeszcze sporo brakowało. Pokwitowania wystawiał chemicznym ołówkiem na kartkach gazety ?Prawda?.Pewnego razu podkradłem kawałek gazety i ołówek. W domu wystawiałem dowody dostawy,a do lasu jeździłem tylko po drzewo na opal.
Z kwitkami,litrem bimbru i skorkami na kożuch mama poszła do naczelnika rejonu. Łapówę przyjął w mig,kwitki obejrzał i powiedział zuch,plan wykonał,zezwolenie do Polski macie jak w banku,ale jeszcze musi mnie powozić, jak ja za Niemców nim poszedłem do partyzantów, woziłem jego ojca..
Mama wrociła radosna, ,całowała i mowiła" pojedziemy do drugiej ojczyzny",a braciszek klepał z radosaci siostrę po plecach i wolał tato.tato pytał, gdzie tata ,a ona beczała i wolała ,siusiu chcę...
.Słonce coraz cieplej świeciło,śnieg topniał,nad oknem zwisały długie sople lodu,a pod strzechą świergotały wróble. Strącałem śnieg z antonówki i nieopacznie złamałem gałązkę.,pojawiły się kropelki ,zamarzały w sopelki,w marcowym słońcu płonęły niebieskawym kolorem ,na języku słodycz ich czułem. to łzy wiosny,powiedziała mama
.Od drzewek ciągnęły długie cienie,z górki biegły strumyki,w dole łączyły się w jeden nurt spychając śnieżną miazgę do sadu. Na leszczynie pojawiły się brązowe ,podłużne paciorki,na wierzbie bazie pachniały nektarem. Ledwie widoczna zieleń okrywała wszystkie drzewa. Z każdym dniem sad jaśniejszy. ,brakuje tylko jaskółek i szpaków...,gniazdka pod strzechą i domek na gruszce czekają,a my musimy uciekać z stąd, wyszeptała jakoś smutno mama. Przebiśniegi wytężają główki ku niebu,ziemia budzi się z letargu,patrz synku ,nasz język tupta pod drzewkiem,wyciągnąłem ku niemu dłonie,lecz czmychnął w krzaki.
Była to ostatnia wiosna z mamą w naszym sadzie.Obok mnie stala też Aldona ze smutkiem w oczach ,.zabierz mnie do Polski prosila,tam tatuś czeka...Wieczorem grała na bałałajce,spiewałą o ptaszku ze zlamanym skrzydełkiem,a ja pisalem list do jej ojca co walczyl z Niemcami na froncie,cała wies wiedziała ,ze zginąl na początku zimy nad Wisłą,a ona mowila,ze czuję go w sercu.Zabiarz mnie ze sobą prosila,miala wtedy dwanascie lat