JustPaste.it

Narkotyczna wolność. Tekst wysoce niehumanitarny

Cóż. Człowiek rodzi się mądry, a potem, jak widać, kretynieje.

Cóż. Człowiek rodzi się mądry, a potem, jak widać, kretynieje.

 

Toczą się uczone dysputy o legalizacji dragów. Dzieli się je z grubsza, na twarde i miękkie. Mędrcy uzasadniają swoje stanowiska. Mądrze. A czasem jeszcze mądrzej.

Dowiadujemy się, że różnie rypią one czerep, że są "lepsiejsze" i "gorsiejsze", takie, siakie i owakie...

Cóż. Człowiek rodzi się mądry, a potem, jak widać, kretynieje. 

7f2b4412c31e8cb155b8384131a272b3.jpg

Słyszałem także, i czytałem nawet, że cyt: "Człowiek rodzi się wolny." Na tych trzech słowach, podobno, zbudowano cały, i też, jak najbardziej, podobno, system społeczny, w którym szczęśliwi żyjemy. 

Człowiek rodzi się wolny. Tyle, że natychmiast, po tym szczęśliwym wydarzeniu, jest niewolony. Na milionkroć sposobów. Ale zawsze, co oczywiste, dla jego dobra. 

Wolny człowiek może chcieć. Chcenie wypływa wprost z wolności. Ale jej nie dopełnia. Dopełnieniem "chcenia" jest "manie". Więc, jak prawdziwie wolny człowiek chce, to musi też mieć. Bo jak chce, ale nie ma, to odczuwa dyskomfort. A ten rodzi frustracje.  Te zaś są niezdrowe. Zwłaszcza u ludzi młodych. I psycholodzy mają dużo pracy. 

Bywa, że później psychiatrzy mają dużo pracy z psychologami...

Jak więc człowiek chce draga. Niech go ma. Chce syfa. Niech go ma. Jest wszak wolny.

Ciupciać można legalnie, w Polsce, od piętnastego roku życia. Pić, w zasadzie, w Europie od osiemnastego, bywa, że od dwudziestej pierwszej życia wiosny. Co samo w sobie jest kompletnie nielogiczne. Nie bądźmy więc okrutnikami. Pozwólmy, jako społeczeństwo, legalnie się naćpać od osiemnastki. Choć tu jestem otwarty na propozycje...

Ćpuny, czy też ćpacze, dzielą się, z grubsza, na tych, co szybko zejdą i na tych co zejdą nieco później. I to jest dobre i sprawiedliwe.

W czasie, od ćpuńskiej inicjacji do zejścia, następuje postępujące rycie beretu. W czasie tego procesu jedni zrozumieją, że coś jest "niehalo", a inni nie. Tym, którzy zrozumieją i zechcą by było "halo", można próbować pomóc. Ale za ich kasę, lub wyświadczanie usług, czy też prac społecznie użytecznych (kocham ten termin).  Trzeba dać im szansę. Ale tylko wówczas, gdy na to "danie", w taki, czy inny sposób zarobią. Nie można natomiast zagwarantować sukcesu.

Tym, którzy nie zrozumieją, trzeba pozwolić spokojnie umrzeć. Przeciąganie tego procesu jest wysoce niehumanitarne. A skoro jest niehumanitarne, jest, co oczywiste, złe. Bardzo.

Tym, którzy sprzedają dragi "nielatom", trzeba przygotować rowy do kopania. Lub wały do usypania. Na zasadzie: "Będziesz kopał od tego drzewa do... Obiadu." Nie wyrobisz normy, nie dostaniesz "papu". A jak nie dostaniesz "papu", nie wyrobisz normy. Ergo, zejdziesz. I to też jest dobre i sprawiedliwe.  

Metody chińskie są zdecydowanie zbyt azjatyckie. I zupełnie niepotrzebne. 

      7ece2a4dda0d433809f1b7f3b7557101.jpg                                                                        

W ten oto prosty i nieskomplikowany sposób ćpuństwo przestałoby być "problemem społecznym". 

Lecz nie chodzi o to, by nim nie było.

Chodzi o to, by było. Jak najbardziej. 

I by z nim walczono. 

Do utraty tchu.

Ostatniego tchu ćpuna.